Czytając któryś z komentarzy do ostatniego odcinka serii zauważyłem, że niektórzy sądzą iż Vic wziął gnata, uśmiechnął się i poszedł zgrywać twardziela, tak jak przez minione 7 sezonów.
Otóż nie.
Vick wziął gnata i poszedł palnąć sobie w łeb w ustronnym miejscu, tak by go łatwo nie znaleźli i by nie dać satysfakcji swojej nowej przełożonej, kiedy znajdzie go rano pod jego szarym biurkiem.
Polecam jeszcze raz, tym razem uważnie, oglądnąć ostatnie 5-10 minut odcinka.
hmmm wszystkie teorie sa "ciekawe" na swoj sposob ale czy ktos cos wie na ten teamt: czy? ktos? cos? slyszal czytal? - DALSZE "losy" Vic-a
kumpel mi mowil ze gdzies slyszal w wywiadzie czy tez na filmie ze maja "ponoc " dokrecic "rzekome dalsze losy" VIC-a tylko nieweim w jakiej formie:specialnego odcinka czy tez dluzszego odcinka, filmu JEST to narazie niepotwierdzone! w 100% ale na 90% , i nie ze VIC se poszedl palnac w leb tylko.............
ciekawe czy wogole to realne do "nakrecenia" i zrealizowania musze poszukac otym na necie a narazie pozdrawiam.
MOZE ktos z was cos znajdzie....
Ja myśle że poszedł znaleźć i zgwałcić swoją córke i syna...nie moża niczego wykluczyć w przypadku tej chorej postaci.
hmmm wszystkie teorie sa "ciekawe" na swoj sposob ale czy ktos cos wie na ten teamt: czy? ktos? cos? slyszal czytal? - DALSZE "losy" Vic-a
kumpel mi mowil ze gdzies slyszal w wywiadzie czy tez na filmie ze maja "ponoc " dokrecic "rzekome dalsze losy" VIC-a tylko nieweim w jakiej formie:specialnego odcinka czy tez dluzszego odcinka, filmu JEST to narazie niepotwierdzone! w 100% ale na 90% , i nie ze VIC se poszedl palnac w leb tylko.............
ciekawe czy wogole to realne do "nakrecenia" i zrealizowania musze poszukac otym na necie a narazie pozdrawiam.
MOZE ktos z was cos znajdzie....
W listopadzie w tamtym roku w jednym z odcinków kreskówki dla dorosłych LA Takedown był crossover z The Shield. Policjanci z wydz. do walki z zorganizowaną przestępczością prowadzili obserwację bazy jednego z gangów (w stylu mini-miasta, jak kiedyś było to ukazane w Shield). Pewnej nocy łysy gość przyszedł na spotkanie z szefem gangu. Po kilku słowach wyrwał gnata jednemu z 'żołnierzy', postrzelił bossa (nie śmiertelnie), po czym został nadziany dziesięcioma kilogramami kul przez stojących dookoła 40. gangsterów.
Policjanci nie wkroczyli (byli i tak za daleko), ale przechwycili ciało, kiedy tamci próbowali się go pozbyć poza granicami 'miasta' gangu. Po analizie odcisków palców (ciało nie nadawało się do identyfikacji wizualnej, ani dentystycznej) denat został zidentyfikowany jako Victor Samuel Mackey.
Trudno nie uznać tego za samobójstwo.
Ja bym poszedł trochę w SF, że Duchy jego kolegów go nawiedzają w koszmarach, że Ronnie ginie w pierdlu jako sprzedajny glina, że próbuje odwiedzić dzieci po dłuższym czasie które go w ogóle olewają lub nie poznają bo matka im nawkłąda ze tatuś jest pe i lepiej się z nim nie zadawać. No i po tym wszystkim mogłby palnąć sobie w łeb powiedzmy nad grobem Lema mówiąc coś w rodzaju, "idę do Ciebie mój przyjacielu" tak szczerze to naprawdę można by było Vica na milion różnych sposobów podręczyć.
vic to szuja która zrobiła wszystko żeby się wyślizgnąć z każdej nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji, popieram pogląd, że wyszedł z miną zawiadaki z biura, co do wmianki w kreskówce to też przecież interpretacja tak jak moja, twoja i wszystkich innych osób tu się wypowiadających
Słuchaj , może i szuja ale kare dostał zajebistą. Doprowadził do śmierci 2 najlepszych kumpli (Lem i Shane) zdradził ostatniego przyjaciela który mu pozostał, rodzina go opuściła i nawet nie wiedział gdzie ich szukać, nawet jakby odnalazł to i tak ma sądowny zakaz zbliżania się, został bez pracy która była dla niego wszystkim, podejrzewam że stracił też szacunek na ulicy na który pracował wiele lat. To chyba najgorsze co mogło spotkać.
wiem, też oglądałem serial:) pzdr
P.S. a do Vica nic nie mam stwierdzam tylko fakt, szkoda Gordockiego
Ja prędzej bym stawiał że poszedł wj....ał się w jakąś akcje i któraś strona go zastrzeliła w ogniu krzyżowym. Jakoś mi wydaje że Vic nie popełnił by samobójstwa.
Droczę się ;) Ale to, co opisałeś, to forma samobójstwa, jeżeli zrobiłby to celowo, co uważam za najbardziej prawdopodobne rozwiązanie.
Ciekawsze to jest jak chcieliby skazac Ronniego :D na podstawie zeznan Vica ? No prosba. Adwokat od razu podwazy takie zeznania wskazujac interes Vica. Skad wziac dowody ? Wszystkie osoby ktore mialy z tym cokolwiek wspolnego albo nie zyja albo sa martwe ; ) Zabojstwo Crowly'ego ? Ronni nie mial z tym nic wspolnego , udowodnienie mu czegokolwiek innego tez nie bedzie wcale takie latwe bo sa to slowa jednego skorumpowanego policjanta w stosunku do 2 oskarzonego o podobne czyny : ) Zadnego nagrania , zadnych papierow , zadnego przyznania sie do winy, tylko slowa. Za latwo przedstawili ta sytuacje jako taka bez wyjscia.
I dlaczego ten falszywy k**** Aceveda nie zostal w zaden sposob ukarany ? Spory minus, bo tez zdarzylo mu sie dzialac poza granicami prawa czy etyki.
Temat ma już swoje lata, ale jak widzę nadal jest aktualny :)
Pozwolę sobie na kilka słów odnośnie tego świetnego serialu. Twórcy filmu pozwolili "fanom" na własną interpretację tego co zrobi Vic po "wyłączeniu" kamer. Podobna sytuacja była w The Sopranos. Tam także widzowie mogli popuścić wodze fantazji. Vic dusił w sobie całe to zło które uczynił. Myślę że przełomowym momentem było oczyszczenie się z win przed podjęciem pracy w imigracyjnym. Widać było jak zeszło z niego powietrze, gdy wyrzucił z siebie wszystkie grzechy. Można powiedzieć że los był dla niego łaskawy, i mimo przyznania się do zabójstwa policjanta, czekała go ciepła posadka przy biurku. Akurat "Blondyna" wiedziała że dla niego to najgorsza kara (poza więzieniem) która mogła go spotkać. Rzecz jasna stracił także szacunek gliniarzy, i z pewnością członków gangów też. Rzecz w tym że nadal posiadał odznakę, i wpływy, bo pamiętajmy że pracuje teraz w imigracyjnym, gdzie może mieć duże pole do popisu. Vic zawsze był kuty na cztery nogi i teraz mogło być podobnie. Musiał tylko odbudować swoją pozycję na ulicy. Czy mu się to udało ? Może gdyby powstał 8 sezon....
W ostatnim odcinku jest scena gdy kapitan Wyms zamyka się w pokoju przesłuchań z Vicem. pokazuje mu zdjęcia martwej rodziny Shena. Wie że nic mu nie może zrobić, mimo to pokazuje mu fotki i wychodzi... Dlaczego więc ten pokaz?
Wyms liczy że Vic honorowo palnie sobie w łeb, ale ten po chwili słabości reaguje agresją niszcząc kamerę. Dumnie wychodzi z posterunku mimo pogardy którą widzi w oczach wszystkich funkcjonariuszy. Największym ciosem dla niego było odebranie mu dzieci. Żona go zdradziła, ale to samo zrobił z Ronnym więc wie jakie to uczucie. Oprócz pracy najważniejsze dla niego były właśnie dzieci, co można było zauważyć podczas jego kłótni z oficer Sofer o uznanie ojcostwa.
Moim zdaniem Vic zabrał z biurka spluwę i ruszył w "miasto" odbudowywać swoje kontakty i pozycję, a być może szukać przebaczenia u matki swego syna ( Sofer). Tu każdy może sam sobie "dokręcić" dalsze losy Vica....
Zgadzam się z Tobą, że twórcy pozwolili fanom na własną interpretację, jednak nie uważam Twojej interpretację za wiarygodny tok dalszych wydarzeń.
Vic nie oczyścił się z winy, tylko o niej opowiedział. Nic z winy mu to nie odjęło, bo i niby dlaczego. Nie nazwałbym 'ciepłą posadką' czegoś, co sam później nazywasz 'najgorszą karą'. Vic nie posiadał już odznaki policyjnej, tylko legitymację cywilnego pracownika DEA, która na ulicy jest nic nie warta. Nie ma też absolutnie żadnych wpływów wynikających z nowego miejsca pracy. Jego praca polega na pisaniu i segregowaniu raportów bez żadnego elementu pracy operacyjnej, a od szefów dostanie prędzej nóż pod żebra, niż przysługę.
Nie ma absolutnie żadnych podstaw do rozpoczęcia odbudowania swojej pozycji na ulicy. A nawet gdyby miał, nikt by go tam już nie szanował.
Wyms nie pokazuje Vicowi zdjęć po to, by on palnął sobie w łeb, tylko żeby unaocznić mu, do czego się bezpośrednio przyczynił. Jego wyjście z posterunku to nie duma, tylko maska obojętności, która jest jedyną, której może użyć w takiej sytuacji. Wszyscy uważają go za gnidę, więc jego jedynym wyjściem jest udanie obojętności.
Vic nie miał czego szukać u Sofer jeszcze zanim wszystko wyszło na jaw. Teraz prędzej zarobi od niej kulkę za wtargnięcie na teren prywatny, niż przebaczenie.
Ostatecznie, wszystkie drogi związane w jakikolwiek sposób z jego starym życiem zostały dla Vica zamknięte. Jedyną alternatywą dla palnięcia sobie w łeb widzę w ucieczce do Władywostoku i kariera w roli ochroniarza lokalnego watażki, albo poławianie krabów królewskich na morzu Beringa..
Jak to nic mu z winy nie odjęło? Dostał pełną nietykalność. Oczywiście w sensie prawnym. Pozostaje kwestia jego wyrzutów sumienia, i chociaż na posterunku (rozmowa z Wyms) a także w końcowej scenie gdy siedzi na krześle i jego oczach niemal cisną się łzy wydaje się że jest bliski załamania( wyłączanie neonówek może powstrzymało go przed rozklejeniem ) Widać że coś tam go w środku go gryzie. Być może docierało do niego to co pokazała mu Wyms. Nadal uważam że pani kapitan miała na celu sprowokowania Vica do ostatecznego kroku. Gdyby chciała mu tylko unaocznić to co uczynił, nie musiałaby wychodzić z pokoju przesłuchań tylko swoim lodowatym spojrzeniem przygwoździć Vica który był bliski załamania. Wolała go zostawić samego...
Czas leczy rany, i moim zdaniem Vic miałby szansę zacząć od nowa. Jego świat runął w gruzach, ale taki "charakterniak" mógłby się pozbierać do kupy. Trzy lata przy znienawidzonym biurku to o wiele lepszy los niż dożywocie w więzieniu.
DEA podobnie jak inne rządowe agendy to nieustanny wyścig szczurów. Zgadzam się ze niemal każdy w agencji prędzej Vicowi wsadził nóż w żebra niż pomógł w czymkolwiek, ale do czasu. Wiadomo że Vic doskonale zna gangi,grube ryby i drobnych dilerów, a także sposób dystrybucji narkotyków w LA. Po jakimś czasie któryś z ambitnych "szefów " oddziału mógłby sobie o tym przypomnieć. Mogłaby nastąpić podobna historia jak z Acevedą. Mimo wzajemnej niechęci Aceveda na plecach Vica zdobywał poparcie w swojej kampanii politycznej. Etyka i moralność nie zawsze idzie w parze ze sprawiedliwością.
Oczywiście każdy z nas inaczej sobie wyobraża los Vica, i o to chodziło twórcom serialu. Przyznaję się bez bicia, że dopiero wczoraj zakończyłem oglądanie tego serialu. Nie wiem gdzie byłem przez te wszystkie lata gdy wyświetlany był ten serial ;) ale jako ze miałem sporo wolnego czasu ostatnio dosyć szybko obejrzałem wszystkie sezony. Serial wciągnął mnie niesamowicie. Trochę smutno było oglądać ostatni odcinek The Shield. Mimo że z Vica był łajdak jakich mało polubiłem jego ekipę i resztę gliniarzy na posterunku. Dawno nie widziałem tak dobrego serialu. Trzeba poszukać następnego serialu w który można się zagłębić. Ale The Shield tak wysoko postawił poprzeczkę że nie wiem czy coś go przebije.
Będzie trudno i to podwójnie. Po pierwsze znaleźć serial, który dorówna The Shields. Po drugie, jeszce trudniejsze jest przekonanie Twojego adwersarza. Jest tak silnie przekonany co do swojej hipotezy, że żadnego z argumentów podważających jego opinię nie jest w stanie wziąć krytycznie pod uwagę. W nauce nazywa się to, za Popperem, czynnosciami immunizacyjnymi. Różnica jest taka, że w nauce wprowadza się dodatkowe hipotezy wyjaśniające to, co niezgodne w doświadczalnych rezultatach z przewidywaniami teorii, a u kolegi Impaktora następuje rekonstrukcja na poziomie konstrukcji bohatera. Z amoralnego twardziela staje się nagle ze wzgledu na okoliczności zewnętrzne słabym i pozbawionym charakteru samobójcą. No i obelgi dla inaczej myślących. Interesujący przypadek dla badających wadę intelektualną dogmatyzmu.
Co do filmu miałem podobne odczucia, ale już przeszło :D. Myśle jednak, że tego wciągniecia w świat serialu łatwo nie doświadczę.
Nie miałem zamiaru nikogo przekonywać do swoich racji. Każdy może w inny sposób odbierać zakończenie serialu, gdy twórcy filmu nie zamykają wszystkich furtek ;) Przedstawiłem swoją opinię, a kolego przedstawił swoją.
Kończąc oglądanie The Wire zastanawiałem się który serial mi się spodoba po tak wysoko zawieszonej poprzeczce. Znalazłem The Shield... Teraz znowu mam podobny dylemat. Może OZ, może
Breaking Bad. Próbowałem obejrzeć Mentalistę, ale jakoś nie czuję tego klimatu.
Breaking Bad polecam, miałem watpliwości natury moralnej, po przeczytaniu analizy kilku seriali, które miały zamazywać opozycję dobro-zło moralne, lecz serial wciąga, choć w inny sposób niż TS, jest, zwłaszcza w pierwszej serii, przemyślany. Mentalista jest do polubienia z racji gry bohaterów, wkurzający Patryk z czasem znajduje sympatię, przynajmniej ja polubiłem te postać. Choć jest nieregularny.
Mnie osobiście nie przekonuje ta postawa, którą opisujesz i jak twierdzisz, zajmujesz. Jezeli rozmowa jest na serio, czyli w celach komunikacyjno - poznawczych, to wypowiedź zawsze ma na celu przekonanie adresata lub odbiorcę. Można rozmawiac nie na serio, dla samej rozmowy, wówczas jednak nieistotne jest co się twierdzi, takie rozmowy charakteryzują się brakiem argumentacji. Jestem pzrekonany, że poza trolingiem oraz rzadkimi przypadkami flirtów, pozostałe wypowiedzi na forum mają właśnie taki charakter - komunikują coś komus, celem nabycia przez odbiorcę przekonania.
I tak, Ty twierdząc, że:"Nie miałem zamiaru nikogo przekonywać do swoich racji. Każdy może w inny sposób odbierać zakończenie serialu, gdy twórcy filmu nie zamykają wszystkich furtek ;) Przedstawiłem swoją opinię, a kolego przedstawił swoją." chcesz przekonać mnie do trzech spraw: że nie miałeś zamiaru nikogo przekonywać do Twoich racji, że każdy może w inny sposób odbierać zakończenie serialu ... oraz że przedstawiłeś swoją opinię a kolega przedstawił swoją. Innymi słowy ma dla Ciebie różnicę, czy będę sądził, że miałeś zamiar kogoś przekonywać do Twoich racji czy też, że nie miałeś zamiaru nikogo przekonywać do Twoich racji. Jeżeli nie, to po co pisać?
Hej, Zgredzie. Miło od czasu do czasu natknąć się na rzeczowego rozmówcę na tych forach.
Mówiąc o winie, miałem na myśli jego wewnętrzne poczucie winy. Moim zdaniem Wyms zostawiła go samego ze zdjęciami właśnie dlatego, żeby był z nimi sam-na-sam. W jej obecności automatycznie przybierał postawę obojętności, ale kiedy został sam, nie miał już przed kim grać, a bez maski to do niego dotarło, przez co długo tam nie wytrzymał i ratował się wyjściem na oczach innych, przed którymi znowu mógł schować się za maską.
Owsze, Vic doskonale znał świat gangów, ale to jest świat dynamiczny. Po trzech latach za biurkiem, nie miałby zielonego pojęcia, jak wyglądają sprawy bieżące. To raz.
Dwa, że nawet gdyby wiedział, nic by mu to nie dało. Po trzech latach w DEA wykopaliby go pewnie na bruk. Do policji wrócić by nie mógł, do żadnej innej organizacji strzegącej prawa również nie, bo nawet jeśli by o nim nie słyszeli w Nowym Jorku, poszedłby za nim wilczy list. Koniec. Mógłby liczyć co najwyżej na prace ochroniarza, albo stróża, co tylko przyczyniłoby się do jego upodlenia.
The Shield jest świetny, ale w moim rankingu jest co najwyżej na drugiej pozycji (chyba, że rozważamy jedynie seriale policyjno-detektywistyczne). W moim rankingu niewiele w tyle jest The Wire (bardzo przygnębiające) i OZ (dużo bardziej rozrywkowe). Świetne jest też NYPD Blue, ale to już inny styl prowadzenia serialu.
Jednak w mojej klasyfikacji ogólnej, pierwsze miejsce zajmuje niezagrożony Deadwood - arcydzieło w każdym calu.
A co do użytkownika Robert_Cinema – co jakiś czas prezentuje on swoim zachowaniem nowe mechanizmy psychologiczne. W tej najnowszej odsłonie jest to mechanizmem projekcji.
Jeszcze kilka słów o Vicu ;)
Trudno uwierzyć żeby po swojej "dniówce" przy biurku w DEA Vic wrócił do domu i spędzał wolny czas przy TV oglądając seriale;)
W swojej pracy miał przecież dostęp do różnych materiałów na temat prochów. Taki łebski facet jak Vic mógłby to z pewnością wykorzystać. Ale to znowu nasze gdybania...
Dzisiaj dopiero oceniłem kilkanaście seriali które miałem okazję obejrzeć :) Szukałem ciekawego serialu i natrafiłem na dziwny tytuł- OZ. Może mnie ten serial zainteresuje. Co do The Wire to nie będę oryginalny twierdząc że to świetny serial. NYPD oglądałem dawno temu, i nie wiem czy nawet obejrzałem wszystkie sezony. Pamiętam że po śmierci detektywa którego grał świetny Jimmy Smits ( serce, rak?) jakoś traciłem powoli zapał do dalszego oglądania. Deadwood to faktycznie duża klasa. Nie zapomnę sceny w której gość którego masz w avatarze załatwia swoje potrzeby do nocnika ;) tyle jeśli idzie o romantyczny dziki zachód, i wizerunek zawsze czystych i szlachetnych kowboi. Smród tego miasteczka wylewał się z mojego monitora, tak realistyczny jest ten serial. Szkoda że zrezygnowano z dalszego kręcenia. Niestety oczekiwania większości widzów są inne, a kasa to teraz rzecz najważniejsza.
Domyślam się, że DEA zadbało o to, by Vic miał ograniczony poziom dostępu do informacji. Poza tym DEA zajmuje się prochami z kilku stanów/regionu, a nie jednej dzielnicy LA. Taka wiedza jest bardzo cenna, ale na ulicy jednej dzielnicy prawie bezużyteczna. Dotyczy wyższego poziomu dystrybucji i dużo wiekszego obszaru geograficznego.
Zdjęcie Deadwood było jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w historii amerykańskiej telewizji. Po tej decyzji były fale anulowana abonamentów HBO. No ale cóż - mamy przynajmniej trzy sezony. Jako ciekawostkę dodam, że poza miejscem i czasem akcji, nie ma on wiele wspólnego z wszelkimi westernami.
OZ jest zdecydowanie warty oglądnięcia.
Profit/Jim Profit - trudno dostępny, ale znajdziesz w zatoce piratów. Majstersztyk socjopatii i psychopatii.
Damages - z tych wszystkich jest chyba najbliższy The Shield (co nie znaczy, że bliski), ale bardziej mroczny.
Kings - bardzo interesujący koncept i świetne wykonanie.
Breaking Bad, Rzym, Californication - wszystkie warte zainteresowania.
"Hej, Zgredzie. Miło od czasu do czasu natknąć się na rzeczowego rozmówcę na tych forach."
Rzeczowa odpowiedź Impactora na kilka czy kilkanaście pzredstawionych przeze mnie argumentów:
"Widzę, że masz za dużo czasu w życiu na internetowe dyskusje. Nie będę odpowiadał na każdy Twój post, bo po prostu szkoda czasu."
Bardzo dorzecznie. Pierwsze nie na temat, i w dodatku ad personam. Co ma do rzeczy ile mam czasu na co? Poza tym - nie Twoja sprawa, ja w sposób spędzania Twojego czasu nie wchodzę i nie oceniam co w jakim czasie robisz. Więc po co takie teksty? Ale masz rację, mam dużo czasu wolnego.
Druga wypowiedź, znów nierzeczowa, tym razem lekceważąca. Gratulacje szacunku do drugich i mertyryczności.
"Hej, Zgredzie. Miło od czasu do czasu natknąć się na rzeczowego rozmówcę na tych forach."
Rzeczowy argument pierwszy przeczący tezie Impostora. Nic o Impostorze.
"Ty sugerujesz, że zdrada żony, odseparowanie od rodziny, zniszczenie ST - więzi, sprawa Ronniego i Shane'a, uziemienie przy biurku spowodowały załamanie się jego osobowości.
I tu właśnie Twoja interpretacja kuleje na trzy sposoby:
1. Nie widać żadnych objawów tego załamania się, nie istnieje ono w filmie, nawet w momencie, kiedy V. zdaje sobie sprawę z ogromu zła jakie wyrządził Shane'owi, co zostaje mu rzucone w twarz przez Claudette. Nawet gdy jest odprowadzany milczeniem i wrogością z posterunku trzyma fason twardziela, który nie przyzna się do niczego, nie zmięknie, nie załamie. To nie ten typ, to jest człowiek o sercu z kamienia, który uronił łzę tylko gdy nikt go nie widział. W momencie kiedy uświadomił sobie że jest obserwowany widziałeś jak zareagował. Uczuciem gniewu - bojowym. Podobnie sprawa Ronniego, przecież podjął decyzję już wcześniej i oczywiście było mu go żal, ale nie na tyle aby tego nie uczynić, ani też ostatnia rozmowa z Ronniem go nie rozwaliła. tym bardziej nie rozwaliłaby go kara biurka, jedynie doprowadzić to go mogło do wściekłości i do poszukiwania zneutralizowania tej sytuacji typową dla ST metodą. Konkludując, żadnych objawów załamania nie widać, a domniemane jego powody są niewystarczające do wyprowadzenia przypuszczenia o jego prawdopodobieństwie."
odpowiedź Impostora:
"Ad.1
Objawy załamania Vica są jasno pokazane już w pierwszym sezonie, kiedy wraca do domu, z którego uciekła jego rodzina. Jeden z odcinków kończy się właśnie jego reakcją pełną bezsilnej desperacji, która doprowadza go do łez. Twój wielki twardziel płacze, jak dziecko. Dlaczego? Bo każdy jest tylko człowiekiem.
Chwila. Czyżbyśmy rozmawiali o załamaniu które nastąpiło pod koniec ostatniego sezonu? Co ma wspolnego wzruszenie i stan emocjonalny mający miejsce długi czas przed wydarzeniami o których mowa z rzekomym załamaniem pod koniec serialu? Nic. Wszelkie próby pokazania związku rozbijają się o proste pytanie, skoro załamanie nastapiło w pierwszym sezonie to czemu nie palnał sobie w łeb w owym pierwszym? Rozpłakał się i wymiękł? Nie, po prostu każdy człowiek ma różne chwile, w których ujawnia rozmaite emocje. Czasem płacze, gdy mu czegoś bardzo żal. Z żalu jednak nie wynika załamanie nerwowe, jak to określasz, prowadzace do samobójstwa. Zresztą, jak już sugerowałem wcześniej, samobójstwo - ucieczka nie jest aktem, do którego dochodzi się pod wpływem chwili, jest to proces, procesu tego jednak nie można rozciagac na całe życie i wszystkie wydarzenia, które w nim miały miejsce.
"Załamanie na końcu serialu nie było momentalne, tylko stopniowe, a rozpoczęło się od momentu, w którym dowiedział się o naturze swojej nowej pracy i o tym, że rodzina uciekła od niego w program ochrony świadków."
No pięknie hipotezę procesu mamy. Mamy też czyniki sprawiające załamanie nerwowe, mianowicie informacje "o naturze swojej nowej pracy i o tym, że rodzina uciekła od niego w program ochrony świadków"
Teraz czego nie mamy? Nie mamy żadnych racji, aby uznać, ze powyższe zdanie jest prawdziwe. Jak zatem je uzasadnisz. Tym bardziej, że został przedstawiony kontrargument, odwołujący się do charakteru Vica, jego niepoddawania się, nawet kosztem wlasnej duszy i dobra rodziny. Będzie trudno, ale proszę. Na razie rzeczowego argumentu nie ma, tylko stwierdzenie, które traktowane jako argument jest przykładem błędnego koła w dowodzeniu.
"To, co było momentalne, to podjęcie decyzji, co z tym zrobić. Oczywiście nigdzie w filmie nie jest jednoznacznie powiedziane, że Vic poszedł strzelić sobie samobója."
Nie tylko " nie jest jednoznacznie powiedziane, że Vic poszedł strzelić sobie samobója." ale nawet nie jest powiedziane, że w momentach, w których obserwujemy, że Vic podjął decyzję skutkującą widomym wyjściem, była to decyzja mająca charakter rozwiązywania nazwijmy to, całościowego sytuacji Vica. Nie wiemy czy:
1. wyszedł obić mordę komuś, kto go kiedyś wkurzył
2. wyszedł obić mordę komuś, kto go kiedyś wkurzył, ponieważ jego sytuacja była taka jaka była
3. wyszedł z bronią aby popełnić samobójstwo
4. wyszedł z bronią aby stzrec porządku, jak robił to dotychczas
5. wyszedł z bronią aby przygotować sytuację do dalszych działań.
6.wyszedł z bronią aby zastrzelić szefową
Dlaczego tego nie wiemy? Ponieważ przedstawione w kilku ostatnich minutach obrazy nie zawierają tyle informacji, aby potwierdzić bądź wykluczyć żadnej z tych i wielu innnych możliwych, mniej lub bardziej prawdopodobnych interpretacji.
Skoro jednak jak sam zauwazasz, "nie jest jednoznacznie powiedziane, że Vic poszedł strzelić sobie samobója"
to co powoduje, ze Twój umysł wydaje sąd, że
[Niemniej ja argumentuję, że] jest to najprawdopodobniejszy bieg dalszych wydarzeń, ???
Argument takowy musi skąłdac sie z rozumowania, którego wnioskiem jest broniona teraz, a przesłanki muszą być prawdziwe, ich pzryjęcie musi być bardziej zasadne niż ich odrzucenie lkub przyjęcie alternatyw, oraz co oczywiste nie moga one zawierać uzasadnianego wniosku, ani być uprawomocnione w opaciu o jego przyjecie. Argumentu o takich walorach w Twojich wypowiedziach nie znalazłem.
a Ty nie zrobiłeś nic, by to odeprzeć.
No tak, charakterystyka charakteru postaci Vica, z odniesieniemi do konkretnych sytuacji w dyskusji na temat sensownosci hipotezy samobójstwa się nie liczy, of course :)
Shane i Ronnie, to nie bezpośrednie czynniki powodujące jego psychiczne rozbicie, tylko czynniki wtórne, które nabierają mocy dopiero jako 'dokładka' do czynników głównych, czyli utracenia rodziny i pracy. Gdyby te dwa ostatnie nie nastąpiły, Vic byłby w stanie mentalnie wygimnastykować się z większego poczucia winy za powyższe."
Dwa twierdzenia. czy mogłbyś je uzasadnic, czyli pokazać, że w oparciu o to co wiemy oglądając film można pokaząc ich prawdziwość lub prawdopodobną prawdziwość? Znów bowiem mamy tu do czynienia z deklaracją, że tak się rzeczy mają. Co począć z relacją V. do S. której moc pzrejawia się nawet w tym, że wielokrotnie mu przebacza i to duze sprawy? A co z Ronnie, którego zabójstwo przez S. doprowadza go do chęcia zabicia Sh? To są drugorzędne relacje? To czym są pierwszorzędne?
Rodzinne? Ale przecież te czesto pzregrywają z innymi. Vic kochał rodzinę, zawsze miał ją na uwadze, nie nzaczy, ze zawsze przypisywałe jej tę rolę i wartość jaką powinien.
Itd. Można dalej analizować jak bardzo pobieżnie i czesto nierzeczowo odniosłeś sie do mojej argumentacji, że nie masz racji. Tak więc duży fun mam, gdy czytam zdania w rodzaju "Hej, Zgredzie. Miło od czasu do czasu natknąć się na rzeczowego rozmówcę na tych forach." Bowiem Tobie nie zależy wcale na prawdzie o tym jek się rzeczy mają w kwesti budzacej spór. Gdyby było inaczej, zająłbyś postae krytyczną wobec swojej hipotezy a nie zbijał pobieżnie argumenty inaczej sądzących. Po prostu Zgred nie zaatakował mocno Twojej opinii.
"Hej, Zgredzie. Miło od czasu do czasu natknąć się na rzeczowego rozmówcę na tych forach."
Rzeczowa odpowiedź Impactora na kilka czy kilkanaście pzredstawionych przeze mnie argumentów - część II
Ale najlepszy "rzeczowy" kawałek zawiera końcówka Twojej wypowiedzi, pełna obraźliwych określen i zarzucająca mi jakoweś błędy, oczywiście bez próby nawet wykazania istnienia tych błędów logicznych.
Impactor o mnie i moich argumentach: "Twoja wzmianka o 'psychologii samobójców' jest absurdalna, co czyni Twoją argumentację już nie tylko błędną, ale i śmieszną. [bez uzasadnienia - A.]
Jeśli nie masz w życiu ciekawszych zajęć i chcesz w przyszłości bawić się w quasi-elaborantne argumentowanie w internecie, to zapamiętaj sobie, że długość wywodu nie jest tożsama z jego wartością Twoje posty są pełne błędów logicznych [bez uzasadnienia - A.], a każdy[???] akapit ocieka protekcjonalną bufonadą [bez uzasadnienia - A.] samozwańczego eksperta, na którego się kreujesz. [bez uzasadnienia - A.]
Wydawanie opinii bazujących na bzdurnych przesłankach [bez uzasadnienia - A.] tak autorytarnym tonem nie przynosi Ci o podziwu, tylko śmieszność.
Twoje posty nie wniosły do dyskusji absolutnie niczego, a odpowiadanie na nie jest stratą czasu, który właśnie dobiegł końca. Żegnam." koniec rzeczowej wypowiedzi Impactora
Więc miłośniku rzeczowości, rzucam Ci wyzwanie: pokaż te logiczne błędy w mojej wypowiedzi, którą tak ładnie opisałeś i oceniłeś. A co do okresleń mojej osoby, cóż, niektórym brak argumentów więc obrażają osobę, która nie podziela ich zdania. Jak to określasz: projekcja. Różnica między nami jest taka: ja zarzucam Ci dogmatyzm na podstawie Twoich licznych polemik z róznymi osobami, w których żaden z argumentów przedstawionych nie został pzrez Ciebie przyjętym jako chocby obniżający prawdopodobieństwo Twojej interpretacji, jako dopuszczalny argument choćby, a Ty tylko dlatego , ze napisałem długi tekst sadzisz mi takie komplementy jak:
działania które śmieszą
marnowanie czasu
bawienie się w "quasi-elaborantne" (tego określenia nie rozumiem) argumentowanie w internecie,
nieodróżnianie wartości logicznej wypowiedzi od długości tej ostatniej
niedostrzeganie braku tejże wartości [to zapamiętaj sobie (Tak oczywiscie Panie Nauczycielu - kto tu kogo poucza z tonem wyższosci?), że długość wywodu nie jest tożsama z jego wartością
protekcjonalność
bufonada
[Twoje posty są pełne błędów logicznych, a każdy akapit ocieka protekcjonalną bufonadą ]
Kreowanie się samozwańcze na (samozwańczego???) eksperta, [na którego się kreujesz.]
Wydawanie opinii bazujących na bzdurnych (które to byłe te bzdurne? liczba jest mnoga, można prosić o wyliczenie i wykazanie ich bzudrności, to coś wiecej niż fałszywość) przesłankach tak autorytarnym tonem nie przynosi Ci o podziwu, tylko śmieszność.
Wyjaśniam. Gdy twierdzę, to twierdzę z asercją. Ale zawsze jestem gotów do przyznania się do błędu. Nie ma wtym nic niewałściwego ani logicznie, ani episteminicznie, ani moralnie.
Konkluduję. Z logicznego punktu widzenia nawet nie spróbowałeś obalić moich argumentów, pisanie czegoś na ten sam temat takim obaleniem nie jest, byłoby wykazanie błedów formalnych lub fałszywości pzresłanek. Tego nie było w Twojej wypowiedzi tylko DEKLARACJA, że nie mam racji i wypowiedzi innego rodzaju :). Z moralnego - zachowanie Twoje nosi znamiona chamstwa - czyli mówiąc inaczej nieokrzesania pzrejawiającego sie w nieumiejętności rzeczowego odniesienia się do argumentów i braku wiedzy na temat samobójstwa i jego uwarunkowań oraz ordynarności i grubiaństwa przejawiającego się w nieczym nieuprawnionych wyzwiskach pod moim adresem i dezawualowaniu moich wypowiedzi bez elementarnego podparcia owych ocen. To tyle w aspekcie rzeczowej wypowiedzi :)
Pomimo dosyć otwartego zakończenia serii, samobójstwo to najmniej logiczny koniec serialu. Nie po to reżyser ze scenarzystą nakreślali charakter Vicka jako osobę z twardym charakterem, z silną wolą i zasadami aby w ostatnim odcinku zakończyć jego żywot bo nie daje rady wysiedzieć przy biurku. To że w ostatniej scenie Vic ma pistolet, nie oznacza, że popełnił samobójstwo.
Z drugiej strony scenarzysta zostawił otwarte zakończenie, więc każdy może sobie doszukiwać swojego the endu. Jednak samobójstwo ? nah...