Atam, Jefferson był o wiele ciekawszą osobowością niż Steve, był też śmieszniejszy, a najlepsze momenty Steve`a to chyba tylko jego śpiew(odcinek z piratami)....Jefferson o wiele lepszy...
Problem ze Steve'm wynika z tego, że gdy on był w serialu, to scenarzyści się jeszcze nie rozkręcili i nie pisali tak czadowych scenariuszy jak dla Jeffersona. Za każdym razem jak Steve pojawiał się w dalszych sezonach, to po prostu ryłem ze śmiechu, a już akcja na statku to w ogóle :) Jefferson też jest przegenialny- najbardziej lubię jego monologi. Jak opisywał, jak rzuca kaczkom monety i te kaczki toną, albo jak żalił się że nie ma własnego pokoju i na koniec "I'm worse than AL???!!!"- myślałem że zejdę ze śmiechu. Także obaj byli moim zdaniem genialni i nie można stawiać jednego przed drugim (no chyba że chronologicznie)
Zdecydowanie Jefferson lepszy. Steve był sztywniakiem, mało śmieszny. Najbardziej U Jeffersona podoba mi się jego uśmieszek gdy stoi za plecami Marcy, a Al w tym czasie jej ubliża :)
hmmm no ale steve tez nie był taki beznadziejny,po prostu Jeff wystąpił w wiekszosci odcinków jak SŁUSZNIE zauwazył markubik!!!