Dobre zarówno lata temu, jak i obecnie. Niezmiennie mnie to bawi. Rozrywkę dają nie tylko próby rozwiązania zagadek kryminalnych razem z porucznikiem Borewiczem, ale i sama jego osoba. Ma on w sobie coś komicznego, co uwydatnia się zwłaszcza w momentach, gdy ten stara się być naprawdę poważny, np. gdy chce kogoś aresztować lub powala jakiegoś dryblasa jednym ciosem. Prawdziwy polski James Bond, a może nawet lepszy.
Mój ulubiony odcinek całej serii to ten, gdzie akcja ma miejsce w Sopocie, a dzielny porucznik wpada na trop włoskiego najemnego mordercy, Kurta Rolsona. Odcinek jest dość długi, trwa chyba ze dwie godziny i, wierzcie mi, jest to jedna z najciekawiej opowiedzianych historii kryminalnych w polskiej kinematografii. Naprawdę warto oglądać.