Tempo nadchodzących po sobie nieszczęść jest wręcz komiczne. Już po pierwszym odcinku zacząłem się śmiać z każdej kolejnej wpadki, pechowego zrządzenia losu. Taki miał być zamiar? To miała być komedia?
Ale już pomijając ilość tych zdarzeń – mógłbym to wybaczyć, jeśli to wszystko miałoby jakikolwiek sens. Ale tu nie ma żadnego sensu. Każdy musi zostać zgwałcony i napadnięty. Ksiądz z nawiedzonym szeryfem jechali śladem trzech koni – w jaki niby sposób znaleźli się nagle pół dnia drogi w innym kierunku? Ksiądz, który 20 minut wcześniej nie chciał wejść do saloonu, nagle zaczyna mordować z zimną krwią i dokonywać egzekucji, bo inny typ zabił jakiegoś losowego Indianina.
Policja puszcza wolno kobietę, która – w odpowiedzi na molestowanie – zmasakrowała twarz faceta, wybijając mu zęby. Co to był za pomysł, żeby zimą jechać sobie na wycieczkę samochodem, skoro pociągi stanęły z powodu zamieci śnieżnej? Zapomnieli o tym drobnym szczególe? I zapomnieli, że nie mają grzania w samochodzie? Co za idiotyczny sposób na ciągnięcie tego wątku.
Potem 20 osób nie potrafi przeprowadzić szturmu jednego drewnianego domu i dopiero na sam koniec ktoś sobie przypomniał, że drewno to w sumie mogłoby się dobrze palić. To stężenie głupot na odcinek jest absolutnie zatrważające.
I o co chodzi z tym BDSM?! Ktoś ma jakieś "zdrowe" problemy seksualne na planie tego serialu. Zresztą, to samo działo się w Landman. Niepotrzebne, nie wpływające w żaden sposób na nic wstawki seksualne powodują tylko zniesmaczenie. Za pierwszym razem załapaliśmy, że stary, bogaty Brytol jest zły – nie trzeba nam tego wpychać na siłę.
Podsumowując – nie mam pojęcia, dlaczego zrobili z tym serialem to, co zrobili, ale w mojej opinii jest to absolutne nieporozumienie i boję się dalszej twórczości Sheridana.