Ogólnie to cieniutko. Pojawienie się strażnika mogło pociągnąć za sobą jakieś odpowiedzi a tu dalej cisza i nic nie wiadomo.
Coś w tym jest w San Francisco mgła. W kolejnym odcinku wyjdzie z niej piracka załoga duchów i zaatakuje miasto ;)
Albo Oceanic 815 rozbije się na wyspie przez mgłę i historia Lost rozpocznie się na nowo ;)
Chyba, że po tym jak poszli do światła była mgła i znikły gwiazdy i już nie był 1963 i każde po kolei zacznie się pojawiać w San Francisco a nasza dzielna brygada będzie ich tropić ;)
W każdym razie, ten za tydzień zapowiada się bombowo i coś mi się wydaje, że będzie najlepszy z dotychczasowych odcinków :)
hmmm... Czy tak będzie faktycznie.. - zobaczymy.
Osobiście nie robię sobie takich nadziei :)
Nie to, żebym nie chciał, tyle tylko, że nauczony serialem LOST, po prostu "oczekuję nieoczekiwanego".
Poza tym, dotychczasowe kilka odcinków pokazuje, że raczej dość umiejętnie i w ograniczonej formie będziemy dowiadywać się kolejnych istotnych spraw.
Jak padło z tą mglą, to od razu pomyślałem o dwóch filmach "Mgła": 'The Fog' i 'The Mist" - nawiasem mówiąc dość słabych.
ekhem...jak zwykle tajemniczo, nie wyjaśniono zagadki z drzwiami z poprzedniego odcinka, ani nawet zagadek postawionych w tym...mogliby w końcu zacząć wyjaśniać, choć nie ukrywam, że cieszę się, że w końcu mieliśmy nieschematyczny odcinek bez żadnego kryminalisty, tak jak to zawsze (przez...4 odcinki) bywało :)
Do drzwi pewnie powrócą.
Ciekawa jest natomiast opowieść Guya i to lakoniczne stwierdzenie na koniec "a potem już nie był rok 1963" wskazujące na pewną albo pustkę we wspomnieniach - niezrozumiałą przerwę w życiorysie albo na celowo przemilczenie czegoś, do czego już się nie chce lub z jakiegoś powodu nie może wracać pamięcią.
Na swój sposób dziwne jest zachowanie wszystkich tych, którzy "powrócili" z 1963 r.
"Dziwne" nie w tym sensie, że "o, żyłem sobie w 1963 roku i nagle trafiam do 2000 któregoś", tylko chyba to, że coś więcej wiedzą, może nawet nie mając świadomości, czy tego nie pamiętając, co faktycznie zaszło i czy aby nie to, że świadomie, nie uczestniczą w jakimś zadaniu / misji / eksperymencie itp.
Wrażenia po tym odcinku mam takie, że to póki co najlepszy odcinek i z czystym sumieniem powracam z oceną całego serialu na 7/10.
Ani przez moment nie było nudno. Bardzo dobrze przeplatały się wspomnienia z bieżącą akcją. Pozwalały one zrozumieć towarzysząc bohaterom relacje.
Kilka spraw się w logiczny sposób zaczyna zazębiać.
Sam odcinek co prawda zbliżony w swej formule do poprzednich, no ale tym razem już nie było nudnego ścigania skazańca, tylko strażnika.
Garret na pewno trafnie z detalami podsumuje ów odcinek, więc nie będę się rozwodził nad fabułą.
Jak dla mnie ten odcinek zamazał niedosyt po nie udanym zbytnio poprzednim epizodzie. Ten odcinek był już ciekawszy i czuje oraz mam nadzieje że od teraz ten serial zacznie się rozkręcać bo jak na razie jest bardzo schematyczny co powoli nudzi.
Może być. Nie mam zastrzeżeń.
Raz fajnie pokazane relacje rodzinne i kwestia poświęcenia.
Dwa ukazali przy okazji koneksje pomiędzy Madsenami.
Trzy, uhm, miło było zobaczyć Hoyta z TB w postaci z kochones, stateczny i waleczny- prawdziwy koks, gdy obijał strażnika pod ścianą.
I najważniejsze. Ciekawi mnie jak zwykle postać T.Madsena i jego rolę w całym zdarzeniu. Krew, jego raczej niewinne skazania na Alcatraz i ucieczka. Poza tym musi być mu strasznie źle, że wciąż udaje gnoja bez uczuć. na koniec pokażą go pewnie z super strony.
Merlin mnie wnerwia, bo wie więcej, nić pokazuje.
Mgła... Na mgłę nic nie powiem.