otóż mamy już kilka informacji o odcinku, poza oficjalnym tytułem wiemy, że pojawi się kilka dodatkowych bohaterów, oraz możemy przypuszczać, że akcja odcinka w pewnej części rozegra się na wyspie. Na razie nie wiemy, jakie okoliczności spowodują, że powróci na wyspę. Sądzę, że Arrow chyba nie zabije Prometheusa, tylko uwiezi go właśnie na wyspie, jak Slade'a Wilsona.
W odcnku pojawią się gościnnie, Slade, Malcolm, Kovar, Victor, Black Siren. Co do Slade'a o oczekujmy zbyt dużej roli.
Bo to chyba funkiel nówka, a nie ten stary, przepocony.Pewnie od tego samego "krawca" co cały Team Arrow. ;) Tak się właśnie zastanawiałem, co tak mi dziwnie wali po oczach, jak by stał tuż przede mną, a tu tak z tymi kolorami dali ognia.
Finał bardzo dobry w porównaniu z ostatnim sezonem. Chase w tym sezonie był geniuszem. Taki przeciwnik, jak on już na pewno się nie trafi. Sezon miał parę gorszych odcinków, ale na tle 3 i 4 sezonu, to poziom tego sezonu był bardzo solidny. Obawiam się tylko teraz, w jakim kierunku pójdzie 6 sezon. Mam nadzieję, że nie pozbędą się Deathstroke i jeszcze go ujrzymy w paru odcinkach. Co jak co, ale Deathstroke to jeden z większych plusów tego serialu. Malcolm na pewno już nie powróci, co sam aktor potwierdził. Niewykorzystany potencjał Boomeranga - wystąpił chyba w 2-3 scenach, które trwały może łącznie 2 minuty. Pozbycie się go z serialu pewnie ma związek z Suicide Squad. Podobnie jak niektórzy z Was, też uważam, że Samantha zginie, a Oliver zajmie się synem. Szkoda, że pozbywają się tak ciekawych postaci na rzecz takiego Curtisa, który pewnie w pierwszych minutach nowego sezonu zacznie te swoje nieśmieszne żarty. Albo jeszcze gorzej, nowy sezon pójdzie w stronę dram rodzinnych, gdzie Oliver zajmie się synem, a Curtis zacznie gadać o tej swojej orientacji i o tym, jak myślał z Paulem nad adopcją dziecka. No i można spodziewać się najgorszego - Olicity. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Felka tam zginęła. Jej postać zaakceptuje tylko wtedy, gdy powróci do tej sprzed 1-2 sezonu, gdzie ta relacja z Queenem była naprawdę dobra. Ale skoro teraz Felka wszystko wie o Oliverze i o tym, że ma syna, którym będzie musiał się zająć to obstawiam, że 6 sezon skończy się ich ślubem. Co do wybuchu na wyspie to myślę, że śmierć poniesie - Samantha, Thea i Black Canary - a to chyba, dlatego bo jej postać ma być w filmie ''Birds of prey'' i będą musieli się jej pozbyć, jak w przypadku Boomeranga.
No i mamy wiele pytań bez odpowiedzi i myślę , że to dobrze. Być może zobaczymy więcej Sladea w kolejnym sezonie?oby.
Może zobaczymy jeszcze Olivera , który współpracuje z Wilsonem. Cóż , czekamy na kolejny sezon.
Sam swego czasu pisałem, że marzy mi się, żeby mogli kiedyś współpracować, pomimo ogromu cierpienia, jakie Slade zgotował Oliverowi.Wtedy, wydawało się to nierealne, a teraz, proszę.Tak,jak myślałem, że Slade w końcu przejrzy na oczy i wyrazi skruchę.Może morderstwo matki, to nie jest coś, co można ot tak wybaczyć i zapomnieć, ale na korzyść Slade'a przemawia to, że działał pod wpływem tego świństwa, mirakuru.Teraz, po tak długim czasie, wszystko sobie poukładał i jak widać, jego umysł wrócił do równowagi.Pokazał dobitnie, że ponownie można mu zaufać.W końcu, przez dwa lata byli najlepszymi przyjaciółmi na wyspie i dzięki niemu, Oliver tam przeżył.Gdyby nie mirakuru, to Slade inaczej odebrał by śmierć Shado.Dlatego również uważam, że Slade by się przydał Oliverowi.Najlepiej zamiast Curtisa i opcjonalnie, Felicity ;) Do obsługi komputerów, to można sobie kogoś innego znaleźć.
Słuchaj , wątpię, że team się zgodzi na dojście Sladea. Myślę jednak , że mimo wszystko GA i Wilson na nowo będą w dobrej komitywie , bo jak sam powiedział; już dawno nie jest pod wpływem mirakuru i przeanalizował wszystko na spokojnie (a miał przecież kupę czasu). Może będzie taka sytuacja , że Deathstroke będzie potrzebował pomocy Olivera, ponieważ jego syn również będzie w niebezpieczeństwie? kto wie. Jak dla mnie team Arrow był najlepszy w 1 sezonie czyli Felka , Oliver i John; ewentualnie można by dołączyć któregoś kanarka lub Thea dla uzupełnienia. Cała ta ekipa przebierańców , czyli Wild dog , William czy Ragman do mnie nie przemawia. Ale na tą chwilę : Olliver , Dinah, John , Felka i Slade to było by coś naprawdę konkretnego :D O ile rzecz jasna producenci będą dalej stawiać na Manu , a z tym może być kiepsko.
Zgadzam się z Wami ale faktycznie.. w przypadku Manu rozchodzi się o jego 'chciejstwo' wobec serialu, a jak powszechnie wiadomo.. z tym jest na bakier. Postawię sprawę pesymistycznie a może nawet realistycznie: spodziewajmy się Slade'a w pilocie s6 ale nie nastawiajmy się, że będzie coś więcej (nie zdziwiłbym się, jeśli sceny z jego udziałem do tego pilota nakręcili przy okazji kręcenia scen do finału..). Natomiast gościnne występy - jak najbardziej wchodziłyby w grę, jeśli Manu przestanie gwiazdorzyć (i postaci nie uśmiercą, w co osobiście wątpię - chyba, że DS trafi do kinowego uniwersum DC tak oficjalnie)..
No niestety , nic na to nie poradzimy. Może się jakaś dogadają, kto wie. Na tą chwilę obawiam się , że 6 sezon przyniesie nam równie dużo dram co 4 , a sam villain będzie mierny....obym się jednak mylił :)
Przed tym finałem założyłam ze bedzie najlepszy ze wszystkich do tej pory i...meh sama nie wiem. Może...
Pierwszy podstawowy zarzut: Jak mozna az tak dużą część FINAŁU sfokusować na bohaterze ktorego nikt nie zna czyli WIlliamie i na relacji William-Oliver czyli relacji która dosłownie nie istnieje? Próbowalam sie wkrecic jak mogłam ale WIlliam mnie kompletnie nie obchodzi. Widziałam go w sumie z 60 sekund i nic o nim nie wiem(zreszta podobnie jak Oliver). Wystarczyło żeby w tamtym sezonie Oliver nie odsyłał dzieciaka away. Miałby wtedy cały rok czasu na zbudowanie relacji z synem i wtedy to storyline byłoby PIĘKNE. A tak William pozostał po prostu tandetnym plot divice ktore mialo rozwalic Olicity. Wiem dlaczego Oliver tak desperacko chce go uratować, to zrozumiałe. Chce miec druga szanse na bycie ojcem, William jest bezbronny, niewinny i płaci za grzechy ojca dokładnie tak samo jak Oliver płaci za grzechy swojego. Ale to za mało. Dla mnie to było za mało emocjonalne.
Ogolnie uwazam ten finał za zajebisty i reszta to w zasadzie chyba same plusy i nawet nie chce mi sie wszystkich wypisywac.
-Symbolika i paralele były świetne, po prostu pierwsza klasa, od początku odcinka;
-po ostatnim odcinku na 95% bylam pewna ze Adrian sie zabije, szkoda ze Oliver sie nie domyslił... Chase zginął ze swoim uśmieszkiem na ustach i był kapitalnym villanem. Kochałam go nienawidzić. Josh jest boski.
-Absolutnie wszystko co wydostawało sie z ust Slade'a było z a j e b i s t e;
-Oliver w stroju Green Arrow, w świetle dnia, w pełnym słońcu, bez maski to jakas wyższa forma estetyki, i jeszcze detale kostiumu...świetnie sie na to patrzyło;
- może i nie jestem fanką Stephena Amella jako tako, ale jak jeszcze raz usłysze ze ktos kwestionuje jego umiejętnośći aktorskie to chyba zaczne zabijać wykrzyknikami. Ten odcinek był po prostu TOPOWY. Był bezbłędnie przez niego zagrany.
- najbardziej emocjonalna i wzruszająca jak dla mnie scena to jednoczesnie jedna z najlepszych scen w całym serialu-Oliver rozmawiający ze swoją matką przez telefon i mówiący ze zyje. Po prostu...magia.
Oczywiście "Arrow" ma jak zwykle problemy z tempem. Spokojnie z tego odcinka można by było zrobić dwa i tez byłoby swietnie.
A i jeszcze co to ma niby być za cliffhanger? Czy ktokolwiek myśli ze wszyscy umarli?
Przed tym odcinkiem zastanawialam sie dlaczego niby Slade ma pomóc Oliverowi. Powód okazał sie jak najbardziej przekonywujący. Pomagał mu ze względu na przeszłość na wyspie i wspólne wspomnienia ktore dzielą. Wieki temu, w pierwszym sezonie, była scena kiedy Slade pierwszy raz trenuje Olivera. Sfrustrowany zadał pytanie co niby pomoże mu trening przeciwko broni. Slade dał mu ją do ręki kazał w siebie wycelować i obezwładnił Olivera jednym ruchem, tym SAMYM którym w tym odcinku Oliver załatwił Artemis. Mało tego wtedy użył sformułowania "There'a no giving up to this guys", i dokładnie to powiedział kiedy niby "zdradzał" Olivera. Dlatego Oliver wiedział ze to ściema, tak samo jak ja wiedzialam ze Slade nie przejdzie na zadna inną strone. Na prawde fajne nawiązenie i przypomina kim kiedys Slade był dla Olivera i na odwrót. Przed tym jak ten pierwszy zabil drugiemu matke i w ogole ;D
Przyjaźń Olivera z Deathstrokiem to jedna z rzeczy która bardziej mi się podobała w tym serialu, przebiła ją tylko ta nienawiść, która jak się okazuje była niestety spowodowana tylko i wyłącznie przez Mirakuru. Co śmieszniejsze, pamiętam jak pod koniec sezonu kiedy Oliver pokonał Deathstroka i go wyleczył ten mu powiedział: ...to nie przez Mirakuru tak Cie znienawidziłem... to co? twórcy nie mogli się zdecydować?
To samo pomyślałem i skomentowałem w swoim poście w nawiązaniu do odcinka z Manu/DS z s3, kiedy też powiedział, że mirakuru może nie ma ale nie wybaczy mu śmierci Shado (czy coś w ten deseń). Tutaj - po prostu - jakby tego nie było i przyjęli założenie, że całą winę ponosi.. mirakuru. Można jedynie sobie dodać, jakoś tak próbując to logicznie wyjaśnić, że mirakuru bardzo dłuuuugo ulatnia się z organizmu.. xD
oj tam, dramatyzujecie:P
Po prostu więzienie spełniło swoją resocjalizacyjną funkcje i Slade bedzie teraz nowym człowiekiem uprawiającym yoge. Może zrozumiał ze motywy jego zemsty były głupawe? Bo nie oszukujmy sie: były głupawe.
Wg twórców z finału rozchodzi się o mirakuru, tj. jego zemsta mogła być głupawa ale Slade zdał sobie sprawę, że za wszystko odpowiada mirakuru a dopiero później, że motywy były głupie xD
Twórcy uznali że warto odświeżyć ich przyjaźń ale zapomnieli, że jeden zabił drugiemu starą, a drugi pierwszemu poderwał laske, a potem wybrał, że powinna zginąć xD Nie no, ten motyw aspiruje na dobrą 100-odcinkową telenowele xD
Ogólnie ostatnio oglądałem Wojownicze Żółwie Ninja 2 gdzie Stephen Amell gra małą role, co mi się zajebiście oglądało bo to ta sama drewniana gra co w Arrow. To jak ktoś mu zadaje pytanie, ten się obraca, prostuje jakby miał kija w dupie i robi swój jedyny grymas, którym dysponuje i jedna jedyna maniera gadania. Że przez 5 sezonów się jeszcze grać nie nauczył xD To jest jedna z rzeczy które mnie drażnią zwłaszcza w tych rozmowach Oliver-Felicity albo Oliver-Thea, Oliver-Diggle. Mam wrażenie, że każda z tych scen jest taka sama. Jak tak patrze to nie wiem czy jest sens wracania do tego serialu po przerwie, chyba tylko z ciekawości.
"najbardziej emocjonalna i wzruszająca jak dla mnie scena to jednoczesnie jedna z najlepszych scen w całym serialu-Oliver rozmawiający ze swoją matką przez telefon i mówiący ze zyje. Po prostu...magia."
Tak, to trochę "jechało" pierwszym i drugim sezonem i ta scena była potrzebna, żeby dopełnić historię wyspy i jego powrotu.Jeśli mowa o emocjach i wzruszeniu, to mi się bardziej podobała scena z któregoś z końcowych odcinków drugiego sezonu, gdzie Moira wyznała Oliverowi, że wie, że on bawi się łukiem. "Oliver, i know". Nie wiem, jak Ty, ale mnie, jak oglądałem pierwszy raz, to aż ciarki przeszły.To była świetna scena, swoiste błogosławieństwo dla Olivera.
"Absolutnie wszystko co wydostawało sie z ust Slade'a było z a j e b i s t e"
A było kiedyś inaczej? Głupie pytanie. Przypomina mi się drugi sezon "Mówi się, że Neron płakał, oglądając płonący Rzym.Teraz wiem, dlaczego" czy jakoś tak.Ja go ubóstwiam w tym serialu.Chase wzniósł się na wyżyny łotrostwa, a jako Prometeusz, był tak samo mroczny i tajemniczy, jak Dark Archer na początku, co już wielokrotnie podkreślałem, ale nadal, to Slade będzie dla mnie numerem jeden, nawet wbrew rozsądkowi.Przydało by się, żeby go przywrócili do łask i żeby się pojawiał od czasu do czasu w różnych serialach.
To co napiszę będzie dla Ciebie herezja, ale to moja opinia. Mi scena ze słowami o Neronie sie nie podoba. Jest to sztuczne, przepełnione gornolotnym patosem i ma tylko przypominać, ze aktor grał w Spartakusie. Przy całym szacunku dla pracy tego aktora nie lubię w jego grze tych sztucznych zatrzymań wzroku i postawy. Nie akceptowalam tej maniery w Spartakusie i nie podobało mi się to w Arrow. W takich momentach mam ochotę parsknac śmiechem. Mamy XXI wiek, a nie czasy starożytne, gdy Juliusz Cezar budował swoją legendę używając w pamiętnikach narracji w trzeciej osobie. Ta maniera została bardzo dobrze wyśmiana w cyklu Do dzieła Kleopatro czy w animacjach o Asteriksie.
Jak tam herezja.Po prostu odbierasz to inaczej i tyle.Nie oglądałem nigdy Spartacusa, bo nie daję rady ogarnąć wszystkich seriali, ale myślę, że nadrobię.W każdym razie, z Manu oglądałem tylko Condamned z Austinem i to lata świetlne temu, więc mogę go inaczej odbierać, niż Ty. Ja po prostu lubię słuchać jego głosu, bo jest wyrazisty i świetnie wypada w niektórych kwestiach.A że akurat wymyślili dla niego różne takie kwestie, to już mało ważne.Slade'a mógł zagrać ktokolwiek inny, a wzięli jego i teraz nie wyobrażamy sobie innego aktora.Możemy się tu na forum spierać o "Felicity" i "Laurel" ale na niego, to chyba raczej mało kto, napisze złe słowo.
Moira to w ogole pierwsza klasa i tamta scene tez dobrze pamiętam bo była piękna, ALE TA ją jak dla mnie przebija bo była jedną z kilku rozmów w tym odcinku na które czekałam od pięciu lat. Tak samo jak ta pogadanka o tym, że Oliver cierpi na survival guilt (czy jakos tak) i ze czuje sie winny smierci ojca i musi sobie wybaczyć, i tą akurat wygłosił Slade. Dlatego w tym odcinku był dla mnie zajebistszy niz zwykle:P
A może dlatego, że o ile uwielbiałam Slade'a jako Deathstrokea to chyba bardziej uwielbiałam go jako Slade'a Willsona - przyjaciela Olivera z wyspy który nauczył go jak przetrwać. I w sumie takiego Slade'a dostaliśmy w finale i bardzo mnie to cieszy.
Fajnie by było gdyby to on pomógł reszcie ekipy przeżyć. To by tez było fajne podsumowanie. Oliver darował Sladeowi zycie w drugim sezonie. W piątym znowu zaczął zabijać bo uważał ze zabijanie jednych ochrania drugich, co jednak okazało sie nie prawdą. Uważam, że to byłby super pomysł gdyby teraz ten któremu pozwolił żyć, URATOWAŁ życie jego najbliższym. Puenta: gdyby wtedy go zabił, wszyscy których kocha też by nie przeżyli.
Z tym pierwszym podstawowym zarzutem to się zgadzam, choć w ogóle nie zawracałem sobie tym głowy podczas seansu i później bazgrząc mój post. Zresztą pisałem w którymś z poprzednich tematów o odcinkach o synu Olivera i że nie ma tutaj niczego, w zasadzie, i William jest potrzebny jak kość dla kota. Fakt, Oliver sam w sobie będzie się przejmował i w ogóle, to normalne, ale z punktu widzenia widza jest to po prostu dno emocjonalne.. czy tam zero emocjonalne. Dobrze napisałaś z tym, że gdyby synalek został choćby w poprzednim sezonie to Oliver miałby calutki rok na poznanie swojego syna ALE bardziej chodziłoby o to, aby nakreślić relacje ojca i syna DLA widza, który, przy takim finale jak ten, miałby większe emocjonalne brzemię jeśli chodzi o tę relację.
Właśnie sobie uzmysłowiłam że moj pierwszy podstawowy zarzut jest w zasadzie jedynym zarzutem:P
To jest w sumie kwintesencja jednego z błedów w tym sezonie. Kiedy serial uważał ze bedziemy sie czymś przejmować bo bohaterowie nam sugerują ze powinniśmy. Na początku porwali Rene, ktorego nikt wtedy nie znał wcale a wcale. Poźniej mialam płakac za jakims detektywem tylko dlatego ze Felka go "lubiła", potem była ta NIESZCZESNA reporterka i pewnie cos pomiędzy ale nie pamiętam. No to teraz William. Nie chce im sie marnować czasu na dzieciaka i potem sie dziwią ze ludzi cos nie obchodzi.
Mogli chociaż pokazać go W TYM odcinku. Mógł być przetrzymywany z innymi i nawiązać relacje z kimś kogo znamy. Mi najbardziej pasowałaby tu Felka jako ze bedzie jego macochą ale to mógłby być każdy. A tak to młody nie miał szansy wypowiedzieć ani jednego słowa w całym odcinku.
Ogólnie to odcinek mi sie mega MEGA podobał. Po prostu mógłby być lepszy. Rozumiem Olivera i te sprawy. Przynajmniej mamy pewność ze Oliver juz nigdy nie bedzie zabijał bo skoro nie ugiął sie teraz, w przypadku kogos kto "zabił" dziecko (czyjegokolwiek by ono nie było, ale DZIECKO) to już nigdy tego nie zrobi.
Jedyną nitkę relacji z Oliverem synalek dostał.... w zeszłorocznym crossoverze? Z tymi figurkami? I to chyba nawet był flashowy odcinek, a nie ten od arrowa ;P
Bez sensu i młody robi tylko za przynęte dla głównym villainów. Mają szczęście ze William nie ma za grosz instynktu samozachowawczego i jest po prostu mało błyskotliwy. Skąd mamy mieć pewność ze nie należy do dzieci które beda teraz wszystkim rozpowiadać ze ich stary to Green Arrow. Bo on wygląd mi na takiego co za cukierka zrobi wszystko. Dobrze ze mieszkancy Star City tez rozumem nie grzeszą i kochaja burmistrza ktory co drugi dzień jest "w SPA" a i tak przez rok czasu wygląda jak chodzące nieszczęście.
Wytrych scenariuszowy pokroju panny dziennikarki, na której takojezustrasznie Oliverowi zależało, ale jak już spełniła swoją powinność, to ma ją gdzieś.
"Skąd mamy mieć pewność ze nie należy do dzieci które beda teraz wszystkim rozpowiadać ze ich stary to Green Arrow. Bo on wygląd mi na takiego co za cukierka zrobi wszystko."
Dochodzi jeszcze kwestia, że jak to dziecko może się zwyczajnie wygadać, w trybie: powie zanim pomyśli. Hmm.. to może jednak William zginie? XD Np. po wybuchu Oliver z rozpaczy rzuca się do wody aby ratować kogo się da (lol), William robi to samo a dopiero później zdaje sobie sprawę, że pływać nie umie i Oliver znów wybiera: Felicity krzyczącą z wody od strony wyspy czy syna topiącego się za nim.. plan Chase'a wiecznie zywy XD (dobra, kończę, wstydu sobie oszczędzę :p).
Lol:P
Oliver zawsze może powiedziec Williamowi, ze to ze wyglądał jak Green Arrow wcale nie oznacza ze faktycznie nim jest. Przeciez wiadomo, ze prawdziwy GA ma kozią bródkę a jego kostium ma inny odcień zieleni.
#Facts are facts
Jedynym plusem w tym odcinku to wyrażanie emocji na facjacie Oliviera, które naprawdę dawały mi się we znaki. Ta rozpacz była genialna, to błaganie Adriana. Cud.
Mnie również w wielkim finale rozczarował... brak walki! No bo jak to? Nyssa z Talią - skończyło się szybciej niż się zaczęło, pozostałych właściwie nie było. Ale odcinek minął tak szybko, że byłam w szoku gdy pojawiły się napisy końcowe.
Najbardziej żal Malcolma, wiadomo, że Barrowman potwierdził koniec przygody z Arrow, ale... kto wie? "Zginął" w takich okolicznościach, że mogą go przywrócić do życia w każdej chwili (w którymś z dawnych odcinków Oliver był w identycznej sytuacji z miną, więc Malcolm też sobie z pewnością poradził, zresztą... umówimy się, kochał Theę, ale bez cienia szansy na uratowanie własnego tyłka pewnie by tego nie zrobił ;D), może nie w s6, ale w s7 mógłby mieć mocne wejście. Mnie, jako fankę tej postaci, zabolało, że gdy wszyscy spotkali się przy samolocie nikt nie zadał tego pytania "gdzie Malcolm?", serio, tak bardzo nikt się nie zdziwił, że go nie ma? Nie mówię o łzawych wspomnieniach, ale wprowadzenie tego pytania i dorzucenie do tego wyrazu twarzy niektórych to 5 sekund filmu, a skoro już zginął "osobno" to chwilę uwagi można by było temu poświęcić :P
Ciekawa jestem kto zginął na prawdę. O śmierci Felicity i Diggla z pewnością możemy zapomnieć, mam nadzieję, że Nyssa i Thea też przeżyją. W każdym bądź razie sama końcówka - symboliczne rozwalenie wyspy - dobra, aczkolwiek mając w perspektywie oczekiwania kilku miesięcy na wyjaśnienie sytuacji z pewnością utrata paru postaci nie spotka się z tak emocjonalnymi reakcjami jakie by były, gdyby wyjaśniono wszystko od razu. No, chyba, że zginął Slade - chyba nie ma kogoś, kto by tego chciał ;D
Zakończenie retrospekcji - miodzio. Pozostaje tylko jedno 'ale'. Oliver uczył się chińskiego od Sado. Ale nie na tyle dobrze, żeby mówić płynnie, zresztą żona Maseo wytknęła mu, że jej angielski jest lepszy niż jego chiński. A w jednym z pierwszych odcinków Arrowa była sytuacja, w której Olli przepytując ludzi na tyłach chińskiej restauracji został oceniony jako rodowity Chińczyk, bo mówił bez obcego akcentu. Dziwne, zwłaszcza, że w Hong Kongu porozumiewał się głównie po angielsku z Maseo i Amandą, przy przesłuchaniach też miał szczęście, że nie musiał przepytywać ich po chińsku. No to pytanie - kiedy opanował ten język do perfekcji? Pomijając fakt, że zajęłoby to lata, a nie parę miesięcy ^^
Rozczarował cię brak walki? No to troszkę dziwne, bo jak na Arrow, nawet jak na finał, to sobie nie przypominam, żeby było tak dużo walki. W pierwszych 2 sezonach owszem, było tego sporo, także w finałach, ale nie z takim natężeniem, skupiano się głównie na Oliverze przeciwko Malcolmowi i Sladzie. W 3 i 4 sezonie te "walki" nie są warte komentarza. Ale w finale 5 sezonu? Dinah vs Black Siren, Talia vs Nyssa, Talia, Evelyn vs Oliver i Slade, Oliver vs Kovar, Oliver vs Chase. Tego było naprawdę dużo. A nie wspominam już o Deathstroke, który wszystkich zabójców Talii posiekał na kawałki, no i do tego walka reszty drużyny. Moim zdaniem walki było w sam raz, a niekończąca się napierdzielanka między bohaterami nie byłaby aż tak ciekawa. Warto przypomnieć pojedynek Merlyna z Oliverem w 4 sezonie. Co to wtedy miało być? A tutaj w porównaniu do całej reszty było po prostu miodzio.
Tylko 1 osoba póki co wspomniała o VIGILANTE. Jak widać mało kogo już on obchodzi. Pewnie on będzie głównym badassem w kolejnym sezonie.
Skoro sami twórcy na razie go odstawili, to co tu wspominać? Było powiedziane wcześniej, że jego historia jeszcze się nie zakończyła i wszystko jeszcze przed nami.Gość może nie ma super mocy, ale jest świetnie wyszkolony i ma dużo zabawek.Jeszcze nieźle namiesza.
Dokładnie. Zresztą pisaliśmy o nim w poprzednich tematach, wiadomym było, że temat urwany i pewnie na s6, to co tu wspominać? Pytanie retoryczne.
Ja wczoraj skończyłam sezon i serio, bardziej boję się powrotu "Olicity" (blehhhhhhh) niż tego, kto zginął na wyspie... strasznie mi zryli mózg ich związkiem
To ja tylko chciałam powiedzieć, że jak jeszcze raz usłyszę z ust Olliego albo kogokolwiek innego zwrot "We will find another way" to rzygnę.
Ja nie wiem, może ja za dużo filmów oglądam, ale dla mnie pewne schematy były zbyt przewidywalne. Finał sezonu dobry, ale generalnie już mnie denerwują, uważam, że powinni po tych 5 latach jakoś to zgrabnie zakończyć, zrobić z tego spójną historię - 5 lat na wyspie, 5 lat poza wyspą i dać bohaterom odejść.