Cóż, pewnie niektórzy oskarżą mnie o masochizm, ale obejrzałem kolejny odcinek. Niestety, ale team Curitsa, Rene i Black Canary działało razem z Oliverem, więc nie mogłem przelecieć ich scen, więc obejrzałem (prawie)cały odcinek. Wrażenia?
-Pierwsza scena. Oliver wyluzowany, robi śniadanie na kolację z rodzinką. Ale przecież musi być drama, rodzina nie może jeść, musi być spina! To nic, że wystarczyło przeczytać pierwszy lepszy komiks z Arrowem gdzie Oliver potrafił się rozerwać mimo wszystko
-Felicity leci w strzelaninę, mimo że mogła powiedzieć komuś z drużyny, żeby zabrali pluskwę
-Oliver działał sam AŻ przez całe 2 odcinki (w jednym praktycznie cały czas był torturowany, więc tego nie liczę)
-Bunkier został rozwalony - czy to znaczy, że jeżeli obecna drużyna utrzyma się do następnego sezonu to stracimy i tą świetną kryjówkę na rzecz gorszego magazynu Outsiders?
-Mamy hakera, któremu Diaz grozi. Świetny motyw, dobrze że nie było takiego motywu z byłym chłopakiem Felicty. A nie...
-Naprawdę nie można było przekonać Diaza przez Anatoliego, że jego koleżanka wysłała wsparcie na wszelki wypadek, gdyby ekipa Arrowa nie wykończyła Diaza i żeby zapewnić sobie alibi?
-Dwie szanse na odcinek. Tyle razy Oliver miał szanse zabić Diaza i to skończyć.
-Kwadrant to organizacja, która kontroluje całe kontynenty. Ulega człowiekowi, który ma pod sobą tylko jedno miasto :D
-Oliver dopuszcza Johna do działania. Co John proponuje? Żeby Oliver zajął się związkiem z Felicity :D
Ok, ale na plus muszę jedną rzecz napisać, która naprawdę siedziała w tym odcinku:
-Relacja Johna z Lylą. To jest naprawdę para, którą się przyjemnie ogląda, bo 80% ich czasu to jest akcja, a 20% to życie rodzinne
-William wysłany na "zesłanie". W komiksach Oliver ma naprawdę fajną relację z synem, w serialu również nie wygląda to najgorzej, więc jeżeli scenarzyści będą trzymać Williama na dystans, to może być całkiem w porządku wątek.
Według trailera Oliver nie radził sobie nigdy z armią. Fakt, bo przecież Slade nie miał armii nafaszerowanych mirakuru złoczyńców. Przecież Liga Zabójców nie składała się z całego legionu wyszkolonych wojowników. Przecież Damien Darkh nie miał pod sobą całego Hive, czyli organizacji, która przejęła całe miasto...
No i dlaczego Dinah w pewnym momencie już nie ma maski? Jeżeli to było we fragmentach, które przewinąłem, to nie było pytania.
Część z Was myśli, że na koniec sezonu Ollie jednak skończy za kratami. Możliwe. Ale co by było lepsze? Zejście do podziemia i działanie w ukryciu, mielibyśmy chociaż namiastkę pierwszych dwóch sezonów. Chociaż jeżeli finał nie zachwyci, to odpuszczam sobie ten serial jak i Flasha i zostaję przy Legendach.
Jak poprzednie odcinki mi sie podobały to ten ssał pałe i to ostro. Tego moralnego bełkotu było aż nadto. Scena Felki z Lylą. Po co. Wywalić ją do kosza.
Rozmowa Oli'ego z Johnem na temat Felicity. Po co ? Wywalić kolejną.
Nora outsiderów wybuchła więc...raczej tam nie zagoszczą.
Curtis dostaje kose w żebra - następnego dnia pojawia się w magazynie. Po co ? Ta scena nic wniosła oprócz absurdu. Wywalić do kosza po raz kolejny.
Oczywiście ludzie Diaza to pachołki którzy sami na lufę nachodzą a nasi bohaterowie niezniszczalni. A ta scena z Felka... Matko Boska ratuj ! Szkoda że Diaz nie zdązył jej zabić.
Ja bym lepiej pociął ten odcinek aby miał ręce i nogi.
Swoją drogą gdzie był Lance ?
Te całe posiadanie miasta przez Diaza robi się z odcinka na odcinek absurdalne. Niech kończą ten sezon bo nie zmierza to w dobrym kierunku.
Fakt, moje sprostowanie z norą Outsidersów. Pisałem oglądając odcinek na bieżąco, więc jeden problem z głowy :) Ja tam się cieszę, że nie tylko ja mam takie nastawienie do tego sezonu jak Ty, strasznie sceptyczny człowieku, też nie widzisz w tym nadziei! :D
No dobra ten odcinek był faktycznie słabszy od poprzednich. Było dużo Felki a więc musiała być psychoanaliza związku i powiało sezonami 3 i 4. Za to strzelanki były fajne no i związek Lyli i Johna to konkrety a nie rozmemłane psychogadki.
Zamiast liczyć szanse Olivera na sprzątnięcie Diaza to liczyłem szanse Diaza na sprzątnięcie Felki i też wyszło mi 2 :D
Brakowało mi tu Laurel i Lance'a. A co do Kwadrantu to nie chce mi sie wierzyć by byli aż tak łatwi do przejęcia , cos tu się jeszcze może zadziać :)
Ja się jakoś skupiłem na akcji w tym odcinku, więc mi szybko zleciało. Te wszystkie dramy z Felicity i relacje z resztą zespołu mnie jakoś nie raziły. Natomiast to co mnie rozbawiło to to że Diaz dalej pręży muskuły i rozstawia wszystkich po kątach. Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale tych dwóch typków z końcówki co jednego Diaz ubił, a drugiego nastraszył to członkowie kwadrantu. Czyli jak sam Oliver mówił członkowie najgroźniejszej grupy kryminalistycznej, a ten murzynek mało się ze strachu nie posrał. Tymczasem taka oferma jak Curtis bez problemu podbiegł i dał parę razy Ricardowi po ryju. Taki kozak jak Diaz powinien go zabić samym spojrzeniem. Właściwie tylko Anatoly jakoś się broni. Reszta tych czarnych charakterów to jakaś banda patałachów.
O właśnie, zapomniałem o scenie z Curtisem! Nie dość, że zabawna, to jeszcze wyglądało tak, jakby Diaz miał w głowie "to czarny gej, nie mogę się go pozbyć z serialu, muszę celować w żebra a nie serce" :D
on go chyba celowo nie zabił, a to żeby Oli zajął się ratowaniem Curtisa, a nie pościgiem za Diazem.
Mam nadzieję, że tak było:D
No coz nie bede sie tu rozpisywać bo wiem ze nie ma po co napisze tylko ze to drugi odcinek z kolei ktory mi sie bardzo podobał i tyle chce od tego serialu, oczywiscie na miare sezonu gdzie głownym villanem jest bełkoczący ulizany menel ktory wszystkich pokonuje scyzorykiem po dziadku. Przynajmniej bohaterowie zachowywali sie jak prawdziwi ludzie a nie kartonowe wycinki które służą popychaniu fabuły do przodu i cała druzyna działala razem bez dziecinady. To nie rozmowy z Felicity były głupie tylko pomysł Olivera zeby działac samemu. I Jon i Felicity mu to wszystko mądrze wytlumaczyli.
Nastepny sezon pewnie bedzie ostatnim i bedzie go pisac Beth Szwartz i sam Greg Berlanti. To bedzie musial być dobry sezon IMO
Bo Diaz to byłby dobry villain do pierwszego czy drugiego sezonu, a nie jako następny przeciwnik po takich świrach jak Deathstroke czy Prometeusz. No, ale cóż. Niech czarne charaktery dalej się obsrywają po majtach na widok Ricarda. Jeszcze jeden odcinek i ich męki się zakończą.
W rzeczy samej - taki gangster byłby dobry albo na s1 albo na s2, kiedy Oliver jeszcze nie był aż takim kozakiem (:D), drużyna też była mniejsza i ogólnie nikt z oglądających nie miałby okazji przyrównać Ricardo do takich osobistości jak DS czy Promek (bo np. gdyby był villainem na s2 to mielibyśmy Merlyna i jego Dark Archera z s1 a wtedy zwyczajnie mówiło by się, że to 'przecież dwa różne spojrzenia' - jeden koleś wyszkolony zabójca próbujący zrównać z ziemią miasto a drugi to gangster przejmujący miasto itp.itd.).