Nigdy nie sądziłem, że aż tak zepsują wątek ze Stanleyem. To właściwie wszystko co mogę powiedzieć o tym odcinku, za szybko to rozwiązali, ponownie wsadzając go do Slabside.
A, no i wiadomość, że Felicity w przyszłości żyje to kolejny, jak dla mnie, minus.
Plusami była relacja Olivera z Williamem, która nawet nie zalatywala typową dramą, a do tego jeszcze dosyć dobry lekki cliffhanger, w którym nie wiemy o co chodzi, ale coś będzie.
Szkoda, że było to nadzwyczaj przewidywalne w tym odcinku (po zeszłym cliffhangerze myślałem, że mają zamiar wprowadzić prawdziwego złoczyńcę sezonu/na koniec sezonu). Nie mniej chyba uwielbiam Stanley'a - koleś to chyba jedyny, prawdziwy psychopata w tym serialu :P Taki.. najbardziej 'ludzki' :P
Odcinek miał na celu pozbycie się Williama z życia Olivera. Nie było tak źle ale i nie było tak dobrze. Ogólnie przysypiałem (chociaż nie powiem, zabawa z horrorem w pewnym momencie na plus mimo, że wykorzystywano stare jak świat chwyty w postaci scare jumpów).
Futurospekcje: to ci ciekawe.. :) Oczywiście nie musi być biologiczną córką (zakładam, że nie - inaczej chronologia tutaj coś nie ten teges ALBO Felka miała dziecko za nim poznała w ogóle Olivera, lol) ale, cholera, ciekawe :)
Scena, gdy Felicity rozmawia przez telefon z lekarzem o wynikach badań każe domniemywać, że Mia w teraźniejszości już się pojawiła;)
Inna sprawa, że jakim cudem William z przyszłości nic nie wie o siostrze, a Conor Diggle już tak.
Stanley mógłby być postacią powracająca.
Wiele osób otworzyło szampan, że Mr Terrific odszedł.
Rany, rzeczywiście! A ja myślał, że może chodzi o.. raka, lub po prostu wykryto jakąś śmiertelną chorobę.. Chodzi o ciążę. Jak zwykle miałem pesymistyczne skojarzenia a przecież jak byk jest 2+2 w tym odcinku.
To też - no chyba, że William u dziadków w ogóle nie utrzymywał kontaktu z rodziną (w co ciężko uwierzyć).
W futurospekcjach z pierwszych odcinków William coś wspominał że Oliver i Felicity go porzucili czy o nim zapomnieli. Coś musiało być na rzeczy. Ale i tak obstawiam że "Kryzysem" w następnym sezonie połowę wątków wykasują i przez to ciężko mi się przejmować losem kogokolwiek w tym sezonie zarówno w przyszłości jak i w teraźniejszości. Zapowiedź "Kryzysu" to chyba dla mnie za duży spoiler.
Curtis tak jęczał kiedyś że go mąż zostawił, a teraz chyba sam zostawił tego glinę. Nawet minuty nie poświęcili żeby pokazać czy się roztali czy będą dalej na odległość. Trochę to dziwne jak na serial w którym duży nacisk kładą na wątki homoseksualne.
Stanley w tym odcinku był rewelacyjny. Ale fakt, szkoda że tak szybko ten wątek zakończyli, spokojnie mogli to rozbić na 2 odcinki (złoczyńca z poprzedniego odcinka był ok, ale trochę nudzi dublowanie psycholi). Blackstar jako córka Felicity - nie wiem po cholerę coś takiego wprowadzają. Zwłaszcza, że aktorka odgrywająca Felicity mówiła, że nie ma co się spodziewać, że będzie w ciąży. Nagle wszyscy są ze sobą spokrewnieni - postać Conora też mi nie leży, no ale dam mu szansę, może się rozkręci. Mam nadzieję, że do końca sezonu dowiemy się o co chodzi z tymi futurospekcjami.
Ogólnie bardzo nie równy ten sezon. Jakoś tak z przyzwyczajenia oglądam. Futurospekcje zamiast retrospekcji to niby ciekawy pomysł, ale trochę się można pogubić. Nie wiadomo jaki to ma związek z fabuła sezonu bo nie bardzo się pokrywa narazie. Trochę jak oglądanie dwóch serialów w jednym: sezon 1 i 10ty :D