No dobra, można powiedzieć, że sezon piąty zakończył się z wybuchem i w sumie tak było, zdecydowanie podniósł poziom po fatalnym sezonie czwartym i dał duże możliwości na sezon szósty.
Ale czemu nie zakończono całego serialu? Przecież to był idealny moment, retrospekcje się zakończyły, a finał był idealny, bo w końcu nie wszystko musi mieć szczęśliwy koniec.

Jak już wypuścili pierwszy odcinek, pokazali nam, że nie wiedzieli jak poradzić sobie z cliffhangerem... Wybuchła CAŁA wyspa, a giną tylko te niepotrzebne postacie... Co to ma być? Jestem szczęśliwy że Slade przeżył, ale bez przesady, o wiele wolałbym sezon szósty tylko z Oliverem i Williamem, w dodatku z ciemniejszym klimatem jak w pierwszym sezonie. Natomiast tutaj wszystko leci na łeb, na szyję. Odcinki są bezsensowne, Vigiliante, który w poprzednim sezonie był kozacki, zostaje zniszczony przez pokazanie tożsamości i zrobienie z niego meta...

Nowi wrogowie są tragiczni. Na początku miałem nadzieję, że Cayden James utrzyma poziom, przecież jest grany przez dobrego aktora, ale on zwyczajnie nie pasuje do tego serialu... Próba odnowienia Black Siren też jest idiotyczna, po co? Jeśli chcą mieć Laurel, to po co ją zabijali?! Ech...

No i jeszcze teraz wiadomość, że Slade nie może już się pojawić... Wielka szkoda, jego krótka saga w tym sezonie była akurat fajna.

Przestałem oglądać na ósmym odcinku i jestem z tego zadowolony, bo jak tylko widzę, to serial powtarza to co stało się w sezonie trzecim i leci w dół z każdym odcinkiem.

A mogli zrobić najlepszy sezon tego serialu, jeśli tylko poradziliby sobie z cliffhangerem...