Kiepska reżyseria i aktorzy. Jak oglądałam to miałam wrażenie, pod kątem reżyserii, jakbym
oglądała jakiś polski film z Karolakiem, Szycem i innymi takimi. Sama książka była bardzo
ciekawa do momentu kiedy autor wplótł za dużo elementów fantastyki, te wspólne sny, Matka Abi
jako łącznik z Bogiem i Flagg jako wysłannik szatana, czy jak to określić itd. Sam opis pandemii i
rozdziały podróży były bardzo wciągające, potem słabo, postacie stawały się coraz bardziej
sztampowe, na siłe autor zrobił z Nadine, czy Harolda złe osoby. Widać też takie na siłę,
naciągane nawiązania do Władcy Pierścieni, na których podobno wzorował się King i był tym
natchniony pisząc tą powieść. Gdyby zamiast tych czary mary, snów, lewitacji, wysłanników
bożych itd. normalnie opisał losy bohaterów po epidemii, gdzie świat został wyludniony, jak np. w
28 dni później, Droga, czy The Walking Dead to była by to książka o niebo lepsza i ciekawsza.
Zakończenia jeszcze nie znam, więc nie skreślam, jestem jakoś około 800 strony, po prostu od
momentu wplatania w to takiej fantastyki zaczęło być zwyczajnie słabo.
Jedynym plusem tego filmu jest chyba tylko uroda aktora grającego Stu Redmana, facet naprawdę przystojny, szkoda że tak słabiutko gra, pierwszy lepszy aktor z popularnych seriali typu Gra o Tron czy The walking dead gra lepiej (nie licząc dzieci).