Pamiętacie cenzurę z epoki PRL? Za oceanem mają to samo ale nazywa się to polityczna poprawność.
Najbardziej bawi to, że cenzurowano nie tyle np. seks czy przemoc lecz ujmijmy to jako "rozczarowanie głównych bohaterów niewłaściwą postawą amerykańskiego rządu".
W efekcie np. zamiast obrazoburczej sceny mamy... panów na harleyach machających amerykańskimi flagami. Zamiast rozważań o moralności hodowania wirusów na potrzeby wojska mamy śpiewanie hymnu.
Dlatego zamiast ponurości z ekranu sączy się cukierkowa groteska.
Pomimo tego wszystkiego jest to wciąż film dobry choć blado wypada przy książkowym oryginale.