Nie chciałbym być źle zrozumiany, bo Belfer to całkiem zgrabne kino kryminalne. Oglądałem do samego końca z niemałym zaangażowaniem, ale... te postacie, płaskie, przerysowane, na siłę zamerykanizowane. Taki Jasiek Molenda, wzbudzał we mnie szczere wybuchy śmiechu, Młody gniewny rodem z Sali samobójców. Jego zachowanie było mało autentyczne nie tylko ze względu na słabą grę aktorską, ale i sam scenariusz (w jednej chwili rzuca mięchem, by bez żadnej przyczyny nagle zacząć potulnie recytować książkę na lekcji, łooot?). Adrian Kuś to z kolei nasz taki swojski James Dean. Natomiast wszyscy policjanci z urzędu od scenarzystów dostali IQ poniżej 80. Przykłady można mnożyć aż po głównego bohatera, ot więcej oryginalności mają dokumenty odbite w kserokopiarce. Nadto sama historia jest niekiedy mocno naciągana, żeby nie powiedzieć śmieszna, idzie Grzegorz Molenda będzie mocno bił, my się go boimy, na palcach chodzimy, Grzegorz Molenda będzie mocno bił...
PS: Miło zobaczyć Roberta Gonerę, o! Dług to był dopiero dobry film.