ukazujący polską szlachtę kresową jako patologię, z tatusiem bez piątej klepki, przypominającym mi mojego niewykastrowanego kocura oraz jego zwichrowanym potomstwem. Od obrzydliwych scen aż się roi. Czekałem na ten serial w smutnych latach dziewięćdziesiątych z nadzieją, licząc na dobre kino i rzewny, podniosły obraz utraconych Kresów, choć trochę studziło mój początkowy zapał nazwisko reżyserki, dość jednoznacznie kojarzonej z lewicowo-liberalną stroną sceny politycznej.
Obejrzałem z rosnącym zdumieniem kilka pierwszych odcinków. Nie byłem w stanie wytrwać do końca, nie mówiąc już o drugiej serii.
Najgorsze, że po tym chłamie nikt już nie nakręcił porządnej sagi rodzinnej o Kresowiakach. Temat został skutecznie zarzygany przez Cywińską, a na kilku aktorów, którzy w tym serialu zagrali, nie mogę od tej chwili patrzeć bez wstrętu.