Bo historia o Walterze W. to historia o każdym z nas.
O Tobie, o mnie, o nas wszystkich.
Wszyscy co do jednego na tym padole ziemskim mamy swoją ciemną stronę.
Swój cień.Złą moc.Jakkolwiek byśmy to nazwali.
Sęk w tym, że więkoszość z nas żyje w systemie poruszając się daleko od tej granicy.
Poukładani, grzeczni, przyduszeni, pouczeni, poprawni, dopasowani.
Większość..a niektórzy do pewnego czasu.
Życie łupie różnie i w różny sposób i różnie na to reagujemy.
I gdy dzieje coś hardcorowego, skrajnego, coś co zmienia wszystko wokół nastaje ten moment.
Zmienia się perspektywa.Aż korci by napisać, że "punkt widzenia zależny jest od punktu
siedzenia.."
I prawda jest taka, że nigdy nie wiesz jak się zachowasz dopóki nie będziesz w takiej sytuacji.
No i owczywiście nie bez znaczenia jest fakt jaka jest do tej pory historia Twojego życia.
Gdzie masz zadry, upokorzenia, niespełnienie czy wreszcie gdzie masz swój potencjał.
I rusza spirala zdarzeń. A że po ciemniej stronie z reguły tworzy się kryminalna otchłań bo
przekraczane są granice to się dzieje..
I wiecie co?
Mam wrażenie, że najbardziej omijają ten serial Ci, którzy naiwnie zarzekają się, że nie ma
czegoś takiego jak "ciemna strona natury ludzkiej".
A najbardziej wkręcają się Ci, którzy nie udają, że momentami oglądając świrowanie WW mają
frajdę, że mu się udaje.
Mieliście, nie?
Rozlazła leluja zaczyna mieć jaja. Zaczyna wykorzystywać swój potencjał, hm? Przygoda.
Wygrana. Sukces.Nareszcie jest w czymś dobry. Ba genialny.
Hej ludzie.Ilu z Was żyje pseudożyciem poukładanym jak w pudłeku w glucie codziennej szarej
codzienności?
Ilu z Was tak się czasem czuje?
'
Ostatni odcinek oglądało ponoć 10,5 mln ludzi.
Ilu z nich uruchomiał w sobie w sposób mniej lub bardziej świadomy poczucie, że mają coś z
Waltera, z Jessego, z Hanka, z Skyler etc.
Ilu?
WSZYSCY :)
Mniej lub bardziej świadomie.
Dlatego podoba się nam Breaking Bad.
;)
Eeee tam;) Ja nie czułam żadnego powinowactwa z bohaterami, po prostu wkręciłam się w fabułę i sposób opowiedzenia historii. W sumie to mnie większość tych postaci irytowała, włącznie z Waltem. Sympatią darzyłam i kibicowałam Pinkmanowi, nie ukrywam że głównie z powodu buźki;) Zawsze miałam słabość do kurduplowatych blondynów;)
:) O tym mowa. Może być tak, ze w Jessiem pewnie znalazłaś najwięcej podobieństw do siebie ;)Lubimy tych, którzy są do nas podobni albo inaczej: podobieństwo jest bliższe Walta i stąd irytuje. Mnie Walt wnerwiał potem nawet przerażał a Jessiego było mi najczęściej żal. Ale fakt, że darzyłam go sympaią chyba dlatego, że jako jedyny mimo wszystko miał "ludzkie" odruchy? (Też lubię blondynów ale raczej w typie Davida Bacon'a, Eda Harris'a)
Tak, masz rację i taki był właśnie zamysł twórców;) Bryan niejednokrotnie powtarzał w wywiadach, że chcieli ukazać w tym serialu, że KAŻDY może stać się niebezpiecznym człowiekiem - wystarczą tylko odpowiednie okoliczności. Nie na darmo w serialu jest mnóstwo nawiązań do "Władcy much" - jednej z najbardziej wstrząsających powieści XX w., która wychodziła z założenia, że w naturze człowieka jest czynienie zła. Motyw muchy jako symbolu szatana jest bardzo wyraźnie zarysowany - najpierw sławetny odcinek "Fly", kiedy Walter stara się zło w sobie zabić (ostatecznie udaje się to Jessemu - co jasno ukazuje dalszy przebieg fabuły), w 5 sezonie Walt już nie chce zabijać muchy brzęczącej mu nad głową, ba, kilka razy jest filmowany na tle wielkiego plakatu z budową muchy. To bardzo znaczące - Walter sam stał się władcą much, a więc szatanem.
Chyba najbardziej w tym serialu podobało mi się to, że ostatecznie każdy z bohaterów broke badXD Nie ma pozytywnych postaci, każdy mniej lub więcej ma coś za kołnierzem. Właściwie najlepiej widać to na przykładzie Hanka - z dobrego gliny stał się bezwzględnym tropicielem szwagra, który nie zważał na nic (cyniczny komentarz o Jessim: "Jesli Walt go zabije - bardzo dobrze, bo my to sfilmujemy"). Z przyjaciela i członka rodziny Waltera, Hank stał się jego morderczym wrogiem. Przecież tak łatwo mógł powiedzieć: "Wynoś się stąd z lub bez rodziny i nigdy nie wracaj". Ale ambicja wygrała z troską o najbliższą rodzinę - wystarczyło podejrzenie szwagra, jeden niepewny dowód, aby chciał go zdeptać jak robaka. I tutaj kontrast do postawy potwora-Walta, który mimo wszystko chciał poświęcić dosłownie wszystko (swoją wolność i pieniądze), byle uratować życie Hankowi. Nikt w tym serialu nie jest jednoznaczny (może oprócz Holly;p) i dlatego tak go uwielbiam.