Marie chce dostać dziecko! Jest kleptomanką, w dodatku bezpłodną, a ta scena w której próbuje wynieść córkę White'ów mówi sama za siebie. Na pewno zdaje sobie sprawę, że Skyler siedzi w tym równie głęboko jak Walt i że pewnie pójdzie siedzieć.
- "Musisz go dorwać Hank" - powiedziała tak bo ona też ma w tym interes.
Skąd wiesz, że jest bezpłodna? Było o tym w serialu? Bo nie pamiętam nic takiego
To przypuszczenie, ale można to wywnioskować z fabuły, choć nie jestem w stanie podać poszczególnych odcinków, ale jest kilka scen np. kiedy Skyler urodziła dziecko, ich rozmowy na ten temat, spojrzenia które wymieniała z Hankiem.
Coś w tym jest, w końcu już dawno można było wywnioskować, że ten serial to istna sztuka ^^
To bardzo prawdopodobne. Marie w tej scenie bardzo przesadzała. Walt zabijał ludzi, ale nie krzywdzi swojej rodziny, ba... mimo iż Hank pragnie jego śmierci, to on stanowczo protestuje, aby zabić Hanka.
Ja w ogóle Marie nigdy nie lubiłam, jest przesadnie emocjonalna, wścibska, czasem wręcz głupia, no i ta kleptomania i namiętność do kłamania (jak łaziła po domach na sprzedaż i opowiadała jakieś chore historie). Mam jej szczerze dość, chociaż to na pewno szczerze kochajaca żona.
Kij z Hankiem, ja chcę by Walt w końcu powiedział Jessiemu, że jest jego synem, którego nigdy nie miał i jest z niego dumny, tak jak nigdy nie będzie z Waltera Juniora... Ubierając to w kunszt serialu, można zrobić z tego epicką scenę, która będzie po pierwsze Kultowa, po drugie wzruszająca i wspaniała !
jeżeli oglądałaś serial to pewnie widziałaś,że zajmował się więcej Jessiem, niż Juniorem, bo to była brożka Skyler. Więc można wydedukować, że prócz kolegi od interesu to czuł do Jessiego jakąś więź... pomimo tego Jessie mimo wszystko był nieugięty co do niewydania Waltera. Więc to jest chyba znacznie więcej, niż więź biznesowa?
Z tego serialu nie wynika, że zajmowanie się Juniorem to była brożka Skyler. Ja odebrałam to wręcz tak, że Walt jest nad wyraz troskliwym ojcem.
Ja z kolei odebrałem to jako, że zajmował się bardziej Jessiem, niż Juniorem.
W jego rejonie to normalne, że się do gówniarza mówi synu. Bogaci kolesie na bankietach mówią tak do żółtodziobów firmowych po 5 minutach znajomości.
Ja uważam, że ma jakiś tam szacunek do niego, jako że z nim zaczynał, ale tak naprawdę Walta odbieram jako istotę niezdolną do miłości. Jego przemiana względem Skyler definitywnie pokazuje, że miałaby u jego boku przechlapane, gdyby on został swego czasu dyrektorem firmy ze swoimi przyjaciółmi z pierwszego sezonu.
Nie do końca się zgadzam ze stwierdzeniem, że Walt jest niezdolny do miłości. Sądzę, że faktycznie kocha swoich najbliższych. Rzecz w tym, iż w moim odczuciu żadna miłość w jego życiu nie jest tak silna jak miłość do własnej osoby.
Po tym jakie oblicze okazał w stosunku do Skyler, nie jestem już skłonna w to uwierzyć. To megaloman, który po prostu przedtem nie miał okazji sie wykazać, jako że brakowało mu zasobów (pieniędzy, a co za tym idzie, władzy).
Może mam złudzenia, ale ja mimo wszytko wierzę :) Nie zrozum mnie źle, sądzę, że obecny Walter jak zajdzie potrzeba chronienia siebie i swojej władzy poświęci nawet rodzonego syna i usprawiedliwi to sam przed sobą. Po prostu nie uważam, że jest całkowicie wyprany z uczuć do innych, ale nie są one na tyle mocne, by go powstrzymać od przemiany w Heisenberga (co moim zdaniem już zaszło).
Czyli mamy właściwie to zdanie - jest gotowy poświęcić wszystko i każdego, wszystko tylko zależy od okoliczności:-)
"zajmowal" sie Jessim tylko dlatego, ze wiedzial jak chwiejny i nieokrzesany on jest. Bal sie, ze Jessie go wpakuje do paki dlatego tak o niego "dbal". Nie widze tu innej wiezi!
Ludzie czy my oglądamy ten sam serial? Walt od samego początku manipuluje Jesse'em, aby osiągnąć swoje własne cele. NIGDY nie zrobił dla niego nic, co by nie pomagało mu w jego własnych interesach, okłamuje go od samego początku - Jane, Brock, Mike...
Dokładnie tak. On od początku wie o tym, że Jesse to osoba, której trzeba pilnować, bo jest niegodny zaufania i chwiejny. Ileż to razy kłamał mu prosto w oczy (Mike, syn jego byłej dziewczyny), fałszywie współczuł (śmierć jego innej dziewczyny, na którą patrzył jak psychopata - to była według mnie najgorsza scena w całym serialu i od tego czasu nie cierpię Walta).
Jak można w ogóle przypuszczać, że on kocha Jesse'ego jak syna? Otruł małe dziecko, żeby go do siebie uwiązać. Ten człowiek jest chory i należy go oddzielić od społeczeństwa.
Myślę, że jak Walterowi pali się grunt pod nogami to zrozumie, że Jessie to nie tylko "łepek" do wciskania kitu. W odcinku Fly, było widać prawdziwe współczucie.
Macie rację, nie mniej zostało 6 odcinków, pali mu się grunt pod nogami, przez co się łamie. Zobaczymy, co dalej będzie.
W momencie, kiedy zaczął się zachowywać wobec Skyler jak najgorszy bandzior, nie palił mu się grunt pod nogami. A tak się zasłaniał tym, że robi wszystko dla rodziny.
Po pierwsze On płacze jej na ramieniu, a ona mówi - nie poddawaj się, musimy z tego wyjść. Szybko sobie wybiła z głowy oddanie Walta policji. Po drugie, mimo że Walt skończył, Ona wciąż lubi i ochoczo pierze pieniądze. Pokochała wyższy stan jaki dał jej Walt. Sama knuła intrygę - Hazard, Myjnia, kazała wywalić pierwszy samochód WJ, by tylko nikt nic nie podejrzewał. Kłamała w żywe oczy Marie i Hankowi, mimo że Walt nie miał o tym pojęcia, bo siedział sobie w labolatorium. Nahuczał na nią, ale potem ona sama się w to wkręciła. Walt pęka, ona jest twarda. Jak się odwodnił w ostatnim odcinku, gdyby nie widziała swojej korzyści z Walta to by nie siedziała z nim całą noc. Tylko go zostawiła i poszła do Teda. Poza tym Teda opierniczała za pranie pieniędzy, a sobie je pierze na prawo i lewo.
Ja odbieram jej postać zupełnie inaczej. On ją w to wszystko wciągnął. Kiedy się załamała i chciała z tego całego bajzlu wycofać, wiedziała, że nie ma jak. Obojętnie co by zdecydowała, i tak zniszczyłoby to jej życie.
Te jej zasłony dymne były nie tyle intrygą, co uporządkowaniem tego całego bajzlu. Skoro już i tak siedzieli na bombie, to chciała chociaż jak najdalej od siebie odsunąć skutki jej wybuchu.
Ona nie ma już teraz wyboru, musi się trzymać Walta, bo będzie miała swoje do odsiedzenia za współudział. Jak to wszystko wyjdzie, ona nie da się rady z tego wywinąć. On za chwilę i tak umrze, a jak ona też pójdzie siedzieć, to kto się zajmie ich córką? Wariatka Marie?
Nie wiem, czy zauważyłaś, ale zmieniła samochód. Więc jednak skubnęła coś dla siebie. Z gruchota wskoczyła w nowego SUV'a.
Dokładnie, w odcinku 05X10 ze zdumieniem sobie uświadomiłam, że Skyler - można by rzec - jakby zaczęła trzymać stronę Waltera. Wydaje mi się, że ona boleśnie sobie uświadomiła, że nikogo tak naprawdę nie ma po swojej stronie:
- Hank niby jej współczuł, ale chyba tylko chciał ją "zmiękczyć", okazując współczucie, bo za chwilę podstawił jej pod nos dyktafon. Jego nadrzędny cel, to dopaść Waltera, nie pomyślał nawet, co dalej by się stało ze Skyler i w konsekwencji z dziećmi, do których straciłaby prawo opieki.
- Marie spoliczkowała siarczyście Skyler, nawet słowem nie okazała siostrze współczucia, ani przez sekundę nie zastanowiła się, jak to musiało wyglądać po stronie Skyler, że też nie było jej łatwo "między młotem a kowadłem", Marie widzi problem tylko od swojej strony.
Reasumując, myślę że reakcja Hanka i Marie spowodowała u Skyler zmianę kierunku działania. Być może zawahała się nad dążeniem do bycia praworządną, skoro już przed startem, zanim cokolwiek jeszcze oficjalnie zostało ujawnione, została potępiona.
Oczywiście NIE chodzi o to, żeby po tym co spotkało Hanka, mieli głaskać Skyler po głowie za wyznanie grzechów. Chodzi mi o to, że już wstępna reakcja z pewnością uświadomiła Skyler, że dalsza droga będzie jeszcze bardziej wyboista. Nic dziwnego, że naturalnym, ludzkim odruchem więc jest unikanie cierpienia. Wydaje mi się, że Skyler wrzuci teraz całą wstecz.
Zgadzam się z każdym słowem.
Od siebie jeszcze dodam,że widzę w Marie egoistkę, która dodatkowo wyczuła okazję przejęcia córki Skyler i Walta. Według mnie ona nie może mieć dzieci, więc to dla niej okazja.
Cieszę się, że Skyler okazała się rozsądną kobietą i zanim cokolwiek Hankowi powiedziała (po tym jak podstawił jej dyktafon pod nos nie było już chyba wątpliwości, że on chce siebie uratować, a nie ją), przemyślała całą sprawę na spokojnie.
Dokładnie, kleptomanka Marie tym razem przerzuciła się na małe dzieci ;)
Żartuję sobie z Marie, więc dla równowagi dodam, że szanuję jej filmowy związek z Hankiem.
Mimo zaburzeń psychicznych Marie i trudnej rehabilitacji Hanka oni cały czas są ze sobą i za sobą, troszczą się o siebie.
Podoba mi się też, że wspólnie rozmawiają o dręczących ich wątpliwościach, np.: czy powiedzieć na posterunku, że to Walt jest Heisenbergiem. To do swej żony Hank ma największe zaufanie, w innym serialu szef Policji pewnie zadzwoniłby po jakiegoś kumpla, by pogadać z nim przy piwie o piorunującym odkryciu.
Pozdrawiam :)
Ich związek jest faktycznie świetnie przedstawiony, niemniej ja nie znoszę Marie. Ona troszczy się tylko o siebie i Hanka, co się dzieje poza ścianami ich domu jej nie interesuje. W całej sprawie z Waltem martwi ją tylko Hank, nie pomyślała o tym, że jej siostra może iść siedzieć.
Tak samo jak nie pomyślała o tym, że chętnie skorzystali z ich pieniędzy, które teraz okazały się pieniędzmi z metaamfetaminy. Łatwo kogoś osądzać, jak się samemu w tym nie siedzi. Ciekawe skąd by wtedy wzięli te pieniądze.
Skyler to dla mnie właściwie taka postać, u której nie rozumiem dlaczego tyle ludzi ją krytykuje. Ja nie widzę w niej absolutnie żadnych wad, cały czas zachowywała się logicznie, jest inteligentna, od początku wiedziała, że coś nie gra i dociekała (nie mogła przecież sama na to wpaść co się święci, kto by to zrobił).
Fakt, Marie jest bez porównania lepszą żoną niż siostrą.
Skyler jak na razie nie usłyszała od niej ani słowa zrozumienia, choć właśnie teraz - na życiowym zakręcie - najbardziej jej potrzebuje. Jeśli na rodzinę, tu: rodzoną siostrę, w takim momencie nie można liczyć, to na kogo?
Ale Skyler, to silna babka, łzy w oczach, ale głowy nie traci (scena z Hankiem w barze) i za to też szanuję jej postać.
To fakt, niejedna babka by się dawno załamała i pękła albo próbowała sprawę tak pokręcić, że wyszłoby na to, że Walt ją zmusił, groził jej, itd. Ona tymczasem ponosi jakoby konsekwencje swoich czynów, wiedząc, że prawdopodobnie tylko odsuwa wyrok od siebie. Niemniej nie chce, aby dzieci odniosły fałszywe wrażenie, że ona była ofiarą tego wszystkiego albo że ich ojciec był dla nich złym człowiekiem.
Marie właściwie nigdy nie była dla Skyler wsparciem, za to Hank mnie trochę zdziwił z tym dyktafonem, myślałam, że będzie lepszym człowiekiem i autentycznie będzie chciał pomóc Skyler, a on chce po prostu dopaść Heisenberga. Teraz już za wszelką cenę.
A wtedy kiedy Jessy chciał zabić dilerów Gusa i Walter go uratował narażając się tym samym szefowi?
@Kiken gdyby przy tym był Walter Jr. to cała scena miałaby jeszcze większą moc :D
Jak powie coś takiego, jak jest z niego dumny jak nie był nigdy z Waltera Jr., to mam nadzieję, że Hank odstrzeli mu łeb.
Hank załatwi Skyler Azyl, dzieci adoptuje, Jessie się zaćpa na śmierć, a Walt zmieni tożsamość i podejmie życie szczura...
Flashbacki z ostatnich odcinków na to wskazują, że co do Walta możesz się wcale nie mylić.
Najbardziej szkoda mi w tym wszystkim Jessego.
Ale przedtem nie miał u swojego boku takiego Walta, który wciągnął go w mega bajzel, kręci nim jak szmacianą lalką i jak potrzebuje, wyzwala w nim jazdy psychiczne. Sądząc po ostatnich wydarzeniach, nie sądzę, abym on jeszcze kiedyś dał radę wrócić na prostą.
Ja zdecydowanie oglądałam ten serial dla Jessego, a nie dla Walta. Poza tym lubię Hanka, Skyler, Juniora, uwielbiałam Gusa (wielka szkoda, że skończył bez twarzy), Lydię, Mike'a, dopiero na szarym końcu jest u mnie Walt.
Marie chce wziąć działkę hajsu od Waltra i zbudowac sobie fioletowy dom !
ps to prawda.