Na pewnym zagranicznym forum spotkałem się, ku mojemu zdziwieniu, z wieloma głosami potępiającymi decyzję Jesse'ego, żeby pomóc Hankowi/DEA w złapaniu Walta. Ludzie ci uważają, że złamał on uniwersalną zasadę "don't rat" - że pod żadnym pozorem nie wolno donosić policji. Ich zdaniem twórcy serialu jednoznacznie chcą w ten sposób zniechęcić widownię do Jesse'ego.
Większość komentujących tam osób to Amerykanie. Ciekaw jestem, czy polscy widzowie oceniają całą sytuację podobnie. Osobiście nie darzę Drug Enforcement Administration żadną sympatią, ale decyzja Jesse'ego w świetle wszystkich czynów Walta jest dla mnie zupełnie zrozumiała.
Nie lubię i nie rozumiem tak lekkiego ferowania wyroków, które tu widzę. Ten zły, ten głupi, ten słaby, ten do piachu, ten do beczki, ten do Belize, a ten na prezydenta... Ludzie mogliby się chwilę zastanowić i przestać myśleć w kategoriach czarne-białe. Można sądzić, że to potrafią, po 5 sezonach serialu, którego jednym z celów jest ukazanie, jak wiele odcieni szarości mają ludzie. Tu naprawdę nie da się nikogo jednoznacznie osądzić.
Mnie ta fala jadu trochę śmieszy, a trochę przeraża - w końcu mówimy tu o fikcyjnych postaciach. Zastanawiam się, co poniektórzy robią, jak im w prawdziwym życiu ktoś za skórę zalezie. Pewnie strach w drogę wchodzić ;)
Też zwróciłam na to uwagę. Jakaż bezwzględna ta dzisiejsza młodzież, za to śmierć, za tamto śmierć. Ale jak ktoś jest naprawdę zły, to cokolik go! Wieniec dać, kadzidełko zapalić, bo taki przecudny model do naśladowania!
Walt - otrucie dziecka = okei.
Jesse - złożenie zeznań w sprawie wielokrotnego mordercy, producenta jednego z najbardziej wyniszczających narkotyków, którego do tej pory chronił, ale który wykorzystał jego zaufanie w haniebny sposób trując niewinną osobę nie bacząc na konsekwencje = śmierć szczurowi.
No właśnie, a propos pobłażania Waltowi otrucia Brocka. Niektórzy zakładają, że Walt podał dzieciakowi taką dawkę, która nie zagrażałaby jego życiu. Moim zdaniem to bzdura, bo na dzień dzisiejszy już wiemy, że i Walter nieomylny nie jest. Dla celów dyskusji załóżmy jednak, że Walt wiedział, że Brock nie umrze. Ja się pytam co z tego??? Przecież Walt zabrał się za osobę, którą Jesse uważał za rodzinę. To tak jakby na tamtym etapie Jessie dorwał Juniora czy Holly. Ta, rodzina Walta jest nie do ruszenia, ale bliskich Jesse'go to już zatruwać można. No super. I tak właściwie po co to wszystko? Ano tylko po to, by Jesse odwrócił się od Gusa i znowu grzecznie słuchał Walta. Wrrrr :P
Ja pamiętam moją reakcję na ostatnią scenę 4. sezonu, kiedy to pokazali backyard Walta, a następnie zbliżyli roślinę odpowiedzialną za otrucie Brocka. Pokręciłam wtedy głową i powiedziałam na głos "Walt, ty szujo" :D Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek mógłby zareagować inaczej.... Dla mnie była to jedna z kluczowych scen całego serialu.
Dokładnie, jakby nie było OTRUŁ DZIECKO, to dziecko wylądowało w szpitalu, co jest traumatycznym przeżyciem zarówno dla niego jak i matki, to dziecko mogło umrzeć, bo jak piszesz, Walt nie jest nieomylny. Wywołał depresję i mega poczucie winy u Jesse. I to wszystko DLA WŁASNEJ KORZYŚCI.
OTRUŁ DZIECKO DLA WŁASNEJ KORZYŚCI.
To dziecko zostało potraktowane jak rzecz, jak narzędzie które można użyć, najwyżej się zepsuje, byle tylko wykonało swoje zadanie.
No właśnie, jak można tego nie widzieć? I jak można życzyć śmierci Hankowi, Gommiemu i Marie? Seriously? Marie? Co ona komu złego zrobiła, że zasługuje na śmierć? Jestem bardzo ciekawa :D Może się komuś fioletowy kolor nie podoba i już do piachu z nią :D
Jak na razie to wy strasznie naciągacie.
Kto mówi że zabicie Mike'a był ok?
Jane pogrążała siebie i otoczenie, nie należała się jej śmierć tylko przymusowy odwyk ale nie dziwi mnie że Walt jej nie ratował.
Kto życzy śmierci Hankowi, Gommiemu i Marie?
Hank mógł irytować swoim uporem i koniec końców sam się o śmierć doprosił ale był porządnym gościem i mimo jego głupoty żal mi go.
Gommie - był świetny.
Inna sprawa że większość ogłaszała ich śmierć przed tym odcinkiem bo zwyczajnie ich przeżycie byłoby absurdalne.
Marie od początku serialu to irytująca idiotka, marzę by pozbyli się jej z serialu ale nie poprzez śmierć.
I kto mówi że Walt jest ok?
Walt jest jedynie najbardziej "szarą" postacią biorąc pod uwagę jego motywację i kontrast jego bezwzględności w stosunku do dość śmiesznej troski o Jessiego i Hanka.
Walt jest zły, zasługuje na śmierć ale nie jest głupim, tchórzliwym ćpunem jak Jesse.
Poza tym - strasznie to przeżywacie, jak moja matka telenowele.
To tylko serial i to że ktoś rzuca wyrokami - ten do piachu, ten na szubienicę - nie znaczy że w rzeczywistości by tak decydował.
To serial, to FIKCJA więc jak mówię że nie chce widzieć Marie to nie znaczy że w rzeczywistości tak łatwo bym kogoś wykopał.
Zupełnie jak z pokrewnym serialem - Dexter - wszyscy uwielbiają głównego bohatera, czy to znaczy że społeczeństwo kocha seryjnych morderców?
Nie, to znaczy że społeczeństwo kocha serial / bajkę / fikcję o seryjnym mordercy.
Życzę więcej dystansu do moralnych rozterek na temat seriali.
Jak cię tak bardzo nie interesuje dyskusja o motywach postępowania bohaterów, skoro masz do tego aż taki "dystans", to po co w ogóle zabierasz głos?
Nie będę przeszukiwać forum i szukać ci kto co mówi, ale poczytaj sobie je trochę, a zobaczysz ile osób życzy śmierci Hankowi, Gomezowi, Skyler czy nawet Marie. Nie piszemy, że WSZYSCY tak myślą. Piszemy, że są takie osoby. A w niektórych zdaniach kryje się ironia, to już sam musisz umieć ją wychwycić. Nie bierz wszystkiego co tu piszemy tak na poważnie.
"I kto mówi że Walt jest ok?" Mnóstwo osób. Tak samo jak mnóstwo osób mówi, że Pinkman jest be. W tym serialu każdy ma swoje na sumieniu i pisać, że "Walt robił to wszystko dla rodziny, więc można mu wybaczyć, a Jesse to głupi ćpun" jest dziwne. Może ci się wydawać, że my tu bronimy Pinkmana i chcemy, aby wszystko mu uszło na sucho, ale tak nie jest. Ja wiem, że i Walt i Jesse ma swoje za uszami i swoją karę oboje powinni dostać. Chodzi o to, że jakbym mogła uratować jednego, to byłby to Jesse. Nic więcej.
Co do tego, że to tylko serial, to to nie jest takie proste. Myślisz, że to że ktoś jest za Waltem, a ktoś za Pinkmanem można określić za pomocą rzutu kostką? Nie. To my, nasza osobowość, nasze umiejętności percepcyjne, nasze doświadczenia decydują o tym, komu w serialu kibicujemy. Poczytaj sobie trochę na ten temat, bo nie chce mi się o tym teraz rozpisywać. Dlatego niektórzy trochę naśmiewają się z obrońców Walta, że to pokolenie JP, HWDP itp. :P Nam życzysz dystansu, a sam bierzesz to co tu się pisze tak poważnie ;)
Zabieram głos bo to forum o SERIALU który lubię, można oceniać postacie mając do tego dystans.
Biorę na poważnie? Mam to gdzieś ale forum jest by dyskutować a widzę w waszych postach w kółko to samo...Pinkman został sprowadzony na dno przez Walta który jest czystym złem.
A z postaciami się utożsamiamy, to oczywiste co nie znaczy że mamy z nimi wspólne cechy.
W moim przypadku działa tu raczej odwrotna psychologia, gardzę i Waltem i Jessem ale ten drugi jest dla mnie tak żałosny że z dwojga złego wolę Walta który przynajmniej ma mózg - obu jednak życzę śmierci, Walt jednak zrobi to zapewne z klasą urządzając rzeź nazistom a nie plując w twarz komuś kto nie może się bronić.
Walt i klasa? Widziałam gdzieś twoją wypowiedź, że niby Walt ma 100 razy więcej klasy niż Jesse. Ależ to jest bzdura. Jak on to powiedział, kiedy zlecał jego zabójstwo? "Żeby nie cierpiał, kulka w łeb wystarczy"? No, nie ma to jak zachowanie z klasą ;) Nie ma nawet odwagi, by zmierzyć się z Jesse'm face to face. Jesse zresztą tak samo. Oni oboje są siebie warci. Gdzie tu mowa o jakiejkolwiek klasie? O mieszaniu dziecka w porachunki dorosłych nawet nie wspomnę...
Jesse wcale taki głupi nie jest. Śmierć - co to jest za kara dla Walta, skoro wiemy, że i tak niedługo umrze? Jesse uderzył tam, gdzie zaboli go najmocniej. Podobno Walt robił to wszystko dla rodziny. Niech DEA dobierze się do jego kasy i wtedy rodzina zostaje z niczym. A Walt niech na to wszystko patrzy. To jest prawdziwa zemsta dla niego, a nie jakaś tam śmierć. Jesse nie jest takim debilem, za jakiego wszyscy go mają. Nie jestem pewna czy Jesse rzeczywiście taką zemstę sobie zaplanował, czy raczej samo tak to się ułożyło, ale przyznaj, że odbieranie pieniędzy rodzinie Walta, podczas gdy on bezczynnie musi się temu przyglądać, nie byłoby piękną zemstą?
Klasa znaczy jak mu naziole zabrali kasę i zabili Hanka to nie poleci donieść do DEA tylko załatwi to na własną rękę, sam jest zły więc nie będzie prosił o pomoc tych "dobrych".
Nie będzie czekał aż ich skują żeby zmierzyć się twarzą w twarz tylko pójdzie na śmierć.
Przypominam też że Walt prosił Jessiego o spotkanie, jak się skończyło?
Pinkman spanikował i zwiał więc co jeszcze mógł zrobić? Miał za nim biegać i prosić o rozmowę?
Odbieranie pieniędzy rodzinie Walta to pogrążanie jego rodziny, też mi coś.
Równie dobrze mógł otruć mu dziecko, taki sam poziom.
Pinkman zwiał, bo myślał że jakiś najemnik Walta chce go sprzątnąć... I znając Walta wcale mu się nie dziwię, że Jesse tak pomyślał..... Ty byś się z Waltem spotkał? Podejrzewając, że ten chce cię sprzątnąć? Ale twardziel z ciebie :P
A co Jesse'go ma obchodzić rodzina Walta? Grunt, że Walt na tym ucierpi. Walta nie obchodziła przyszywana rodzina Jesse'go. Oko za oko, ząb za ząb. Mnie by się taka zemsta podobała :P
"Równie dobrze mógł otruć mu dziecko, taki sam poziom."
:D:D:D:D No właśnie, taki sam poziom, widzę że sam do tego wniosku doszedłeś. Więc nie pisz, że Walt ma 100 razy więcej klasy niż Jesse.
Po pierwsze - jestem w sytuacji gdy ogarniam prawdę.
Nie jadę do Saula się zdemaskować tylko umawiam się z Waltem na rozmowę, nie było w tej sytuacji żadnych powodów by podejrzewać że chce mnie sprzątnąć, w końcu pożegnaliśmy się w pokoju.
Walt ma 100 razy klasy co Jesse na innych polach - inteligencja, opanowanie, spryt - w końcu dzieciak nie zginął, wykorzystanie go było niewybaczalne ale to jednak nie to samo co otwarte pogrążenie rodziny.
No ale ja już kończę dyskusję bo odpowiadamy sobie w tym samym czasie i robi się to męczące:)
Co miałem to napisałem, dzięki za dyskusję.
Co do klasy - myślę że są pola, w których to Jesse ma nad Waltem przewagę. Choćby to co wcześniej napisałam - sumienie, wrażliwość, lojalność (tak, Jesse'go pomimo wszystko uważam za lojalną osobę, przez lata siedział cicho, tylko mało kto o tym już pamięta, Gus właśnie to w Jesse'm też cenił - lojalność ;) )
Również dziękuję, jednak da się tu jeszcze podyskutować na poziomie ;)
Nie wiem jak można porównywać w ogóle żałosnego prostaka i ćpuna do człowieka który całe życie był przykładem i dbał o swoją kochającą żonę, dzieci, dom :)
Owszem potem wszystko sie zmieniło. Dostał wyrok śmierci - ciężka choroba i zrozumiał,
że zostawi ich z niczym. Chciał zarobić tylko tylko kilkaset tysięcy dolarów.
Ale druga strona medalu też była taka, że miał dość w życiu niedoceniania,
bo w głębi duszy czuł się niespełniony i poniżony. Sprzedał za 5tys swój wkład w firmę,
która była warta z czasem 2 mld dolarów, a żona patrzy z podziwem na jego dawnych przyjaciół z którymi ją zakładał, gdy on zarabiał całe życie marną pensję nauczyciela i dorabiał w myjni.
Jego szwagier, żona i syn mają go za mięczaka.
Z początku chciał zarobić trochę dla rodziny.
Wszystkie jego złe wybory wracają z dwojoną siłą. Zwłaszcza zatajanie, kłamstwa w rodzinie.
To na czym mu najbardziej zależało zaczyna tracić czyli - rodzinę.
Widmo straty kochającej żony, dzieci, domu, a z drugiej strony pieniądze i władza,
bo daje znać o sobie jego ego. Owszem mógł wyjechać z całą rodziną w momencie,
gdy groził mu Gus zabiciem rodziny, ale jak wiesz brakło pieniędzy na zmianę tożsamości dla 4 osób,
bo żona bez jego wiedzy spłaciła Beneke.
Od tego czasu żona boi się nie tylko o jego życie, ale też o swoje i dzieci oraz
wie, że Walt jest zdolny do morderstw. Ona się go boi.
Później jest szansa odejść z 5mln dolarów na dobre, ale Walt nie robi tego.
Mógłby sprzedać przecież dom, wyjechać z rodziną, szwagier nigdy nie znalazłby książki i
nie dowiedział się kim był Walt. Jesse także by stracił z nim kontakt.
Ale Walt nie potrafi skończyć z biznesem. To daje mu poczucie władzy.
Z czasem jedynie co mu zostaje to ten biznes. Stąpa więc po cienkiej linie i
jak mówił Mike - dąży do samozagłady siebie i innych.
Byłem za Waltem z powodu, że miał wszystko co ważne czyli wspaniałą kochającą żonę, dzieci, dom, spokojne życie, a stracił to wszystko z zaślepienia. Wszystko co go złego spotkało ze strony gangsterów, żony, szwagra było wynikiem jego zaślepienia.
Jessiemu raczej nie chodziło o zabranie kasy rodzinie. Chodziło o to, żeby prawdziwa tożsamość Walta wyszłą na jaw. Żeby żywota dokonał w więzieniu, samotny i opuszczony. Żeby jego rodzina dowiedziała się kim naprawdę jest. Wtedy by stracił wszystko
Zgadza się. Jednak odebranie tej kasy okupionej krwią, byłoby dodatkowym ciosem dla Walta. Okazałoby się bowiem, że wszystkie jego działania poszły na marne. Tak jak piszesz - pewnie Jesse'mu o to nie chodziło, nazwijmy to więc "bonusem" ;)
"Hank mógł irytować swoim uporem i koniec końców sam się o śmierć doprosił ale był porządnym gościem i mimo jego głupoty żal mi go."
eksuquiuzmi co?
Tzn. jeżeli mamy policjantów, wydział narkotykowy czy inne brygady antyterrorystyczne to powinny co robić?
siedzieć cicho w biurach i tyłka przestępcom nie zawracać, bo przecież biznes is biznes?
Sorki ale niezbyt rozumiem sens twojej wypowiedzi......
W sensie że mógł przeżyć gdyby nie jego chorobliwy upór.
Szanuje jego styl badassa ale mógł przeżyć i Walta pogrążyć przy innej okazji, mógł pomyśleć że w domu czeka na niego żona.
Takie podejście zrozumiałbym u samotnego człowieka który nie ma nic do stracenia.
to ja już nie wiem o którym momencie mówisz?
jeżeli o ostatnim odcinku, to wygrywasz internety w kategorii "naiwność"
Ale może nie o to chodzi?
A może i tak, mój angielski perfekcyjny nie jest więc może nie wszystko zrozumiałem ale czy Walt nie wytargował możliwości darowania życia?
Zresztą obejrzę drugi raz z napisami to się wyjaśni.
czyli jednak.....
ale może faktycznie poczekaj na wersje z napisami. Przeczytasz co mu odpowiedział Hank. Chociaż to chyba nie wymaga jakiejś nieziemskiej wyobraźni....
Na podstawie twoich postów stwierdzam, że to tylko trollowanie, więc nie będę się zagłębiać w wyjaśnienia :)
Dobra, przyznaje się do błędu.
Nie zrozumiałem akurat tego zdania o podjęciu decyzji stąd sądziłem że Hank przez honor nie chce błagać i nie pójdzie na układ z Heisenbergiem.
Nie rozumiem jednak skąd twoje "oburzenie", niby jak miałem się domyślić takiej odpowiedzi?
W tej sytuacji mógł odpowiedzieć na milion sposobów.
Jesse pogrąża narkotykowego króla...któremu sam pomógł królem zostać.
Ludzie nie mają problemu z doniesieniem policji, gdyby to zrobił szary Kowalski który przypadkiem podsłuchał w myjni jakąś rozmowę to nikt nie miałby mu tego za złe - wręcz przeciwnie, obywatelska postawa, nie bał się zaryzykować dla dobra społeczeństwa.
Ale inaczej ma się sprawa gdy sam jesteś przestępcą i sprzedajesz ludzi z którymi pracujesz, to najzwyklejsza w świecie ZDRADA, największe chamstwo jakie może być.
Wchodząc w taki świat trzeba liczyć się z tym że jesteś tak samo zły jak twoi współpracownicy i w razie konfliktów nie mieszamy w to wroga całej grupy - którym w tym przypadku jest DEA.
Walt również zdradził trując dziecko ale takie sprawy załatwia się osobiście a Jessie miałby na to wiele okazji gdyby użył mózgu.
Pinkmana nigdy nie lubiłem, od początku serialu. Jak dla mnie to mógłby zdechnąć właściwie od razu w momencie jatki z dilerami, tej po śmierci Combo.
Jesse zachowuje się w taki sposób jakby był krystalicznie czysty, a doskonale wiemy, że ma swoje na sumieniu. Jego postępowanie jest skrajnie nielogiczne, jeśli Walt beknie za swoje, kara dla Jessego nie będzie łagodniejsza. Podsumowując Jesse powinien umrzeć.
Choć temat dotyczy Jesse'ego to chyba każdy zauważy, że tragiczną postacią czyni Walta to jak bardzo mu zaufał i jak wielką (niemal ojcowską) troską go obdarzył.
Przez Jessego Walt tragiczną postacią? Litości… Śmieszą mnie wypowiedzi większości osób, że ach, jaki to Jesse wredny i głupi, że zamiast być za troskę Walta wdzięczny i cicho siedzieć, to jakieś vendetty sobie wymyśla, śmieć jeden. I śmie jeszcze brzydkich panów policjantów w to mieszać. Przecież dobry wujek Walt tak zawsze na niego chuchał i dmuchał, a jak zaszantażował, to tylko o jego dobro mu szło. Skąd ludziom przyszło do głowy, że Walt się o Jessego faktycznie troszczył? Bo tak mówił? xD Dla mnie te sytuacje, w których mu pomagał miały zawsze dwie strony. Patrząc z jednej, można było uznać że faktycznie, Walt pomaga Jessemu, ale patrząc już z drugiej - że przy okazji ratuje własny chciwy tyłek. Przykład: śmierć Jane. Z jednej strony uwalnia Jessego od sukowatej ćpunki, która pociągnęłaby go na zupełne dno. Scena jak z antycznej tragedii, poświęcenie własnej moralności itp. Z drugiej: pozbywa się szantażystki, której Bóg wie, co mogło strzelić do głowy, zachowuje kontrolę nad chłopakiem, który jeszcze jest mu potrzebny.
Gdy nie miał żadnego interesu, Walt na ogół palcem nie chciał kiwnąć - tak jak to było w odcinku "Down" albo wtedy gdy Gus wysyłał Pinkmana do kartelu. Od samego początku Mr. White miał Jessego za nic, widział w nim tylko narzędzie i środek do celu. Martwił się o niego o tyle, o ile leżało to w jego własnym interesie i mogło wpłynąć na meta-biznes.
Ale nie jest też tak, że po tym wszystkim co przeszli, Jesse jest dla Walta nic nie warty. Myślę, że ma wobec niego przede wszystkim poczucie winy, jest mu go żal, bo widzi, że to nie jest zły chłopak. I pewnie się też trochę do niego przyzwyczaił. Trudno się jednak dziwić Pinkmanowi, że nie chce w to uwierzyć. Ja na jego miejscu też bym nie uwierzyła. Nawet z perspektywy sprzed komputera, te teksty Walta o tym, że Jesse jest dla niego jak rodzina, to, jak go objął na pustyni i próbował uspokoić i te wszystkie ojcowskie mowy, wydają się kłamliwe, wyrachowane. Walt tyle razy kłamał i manipulował, że nie można być już pewnym, czy to nie kolejne oszustwo w celu ratowania walących się w gruzy interesów. Walt sam się zapędził w pułapkę. Wiadomo, że jak ktoś został 100 razy przyłapany na kłamstwie, to nie uwierzą mu, jak raz powie prawdę.
Całkowicie się zgadzam, też pisałam o tym wcześniej, żebyśmy się nie oszukiwali - Walt nie ratował Jesse bezinteresownie.
No i Walt jest jak Katarzyna W. :) - jest patologicznym kłamcą, nie potrafi już chyba powiedzieć nic normalnego i niewinnego bez kłamstwa. Na ten moment ani Jesse - ani my, nie możemy być pewni co z tego co mówi Walt jest prawdą.
Katarzyna W -> dobre porównanie :)
A ja myślę że Jessie to dla Walta to taka zabaweczka. Manipulować sobie można ale nie o to chodzi.
Jessie to takie zwierzątko, którym się można opiekować i sie fajnie w związku z tym czuć. Nie ważne, że zamiast być autorytetem to ściągnął na naiwnego dzieciaka cały ten syf... Nie ważne, że go złamał ubijając mu laskę - wykupię mu wczasy pod palmą i będę mógł powiedzieć, że jestem taki szlachetny i uczciwy.
I to nawet nie chodzi o popisówę przed innymi - moim zdaniem Walt sam wierzy, w swoją dobroć. Nie pierwszy raz buduje sobie swój własny świat, w którym jest szlachetnym i wielkim bohaterem
Chciałabym tych wszystkich tak plujących jadem na Pinkmana zobaczyć, jak by się zachowali w jego sytuacji. Naprawdę.
Jesse to typowy joł gangsta dzieciak, który naoglądał się filmów i rapu nasłuchał (wnoszę po jego imidzu z początków serialu) i który, gdyby sam oglądał BB to pewnie swoją postać uważał za kapusia. Brzmi znajomo, any one? :)
Tutaj oceniający go chyba nie widzieli sceny, jak siedział z gliniarzami i nie powiedział im nic. Chwilę później, widząc już, że Hank "wie", wypalił tylko "bite me". Kapował? Widać oglądałam odcinek z jakąś usuniętą sceną.
Co się dzieje następnie? Ma zamiar zniknąć. Nie powiedział policji nic, nie zdradził nic swoim kolegom, pakuje manatki i chce wyjechać. I wtedy ma olśnienie! Jego już dobijało to, co działo się wcześniej. Chłopak, jak wspominałam miał się za gangsta cwaniaka, ale w praniu wyszło inaczej. Okazało się, że pozbawienie kogoś życia, bandziora czy niewinnego dzieciaka, to jednak nie jest sytuacja wobec której przechodzi się obojętnie. To boli, to się śni, to ciągnie się za człowiekiem. Ale postanowił to wszystko mieć za sobą. On i Walt zrobili wiele złego.
Ale nie kiedy zrozumiał, że Walt wykorzystał kogoś mu bliskiego. Niewinne dziecko. Kluczowym jest zdanie "He can't keep getting away with this!" On chce ukarać Walta za to jak Walt idzie po trupach do celu. Jak dbając o swoje dzieci naraża dzieci innych. Tak długo jak raniony był Jesse ("Zabij Gale'a, bo inaczej zabiją mnie!") było ok. Ale nie, kiedy trafiło na dziecko. Dziecko kogoś na kim Jesse'emu zależy. Skoro Walt jest gotów zrobić coś takiego to czemu Jesse ma wierzyć i uważać, że Walt w końcu nie poświęci jego? W tym momencie stało się jasne: evry man for himself!
Chciał spalić Waltowi chatę - heeej, przyklaśnijmy mu! Co z tego, że Junior czy Holly tam mogli być? No pewnie, że nic. Walt poświęcił Jane (o czym nawet Jesse nie wie), więc niech on poświęci dzieciaki Walta. Jesse w tym momencie był w takim stanie emocjonalnym (może nawet sam siebie obwiniał za sprowadzenie Walta do życia Andrei i Brocka), że być może sam siebie jeszcze oblałby benzyną.
I wracamy do kluczowego zdania. "He can't keep getting away with this!". I Hank powiedział wtedy to, co Jesse chciał usłyszeć. Załatwią to poza DEA, załatwią to sami. Tu już nie chodzi o wymiar sprawiedliwości jako taki: bandyta idący na kratki. Tu chodzi o to, żeby człowiek, który krzywdzi innych sam wreszcie został skrzywdzony.
Polecam, autentycznie polecam wszystkim wyzywającym Pinkmana od kretów, kapusiów itd. postawienie się w jego sytuacji. Co zrobilibyście w sytuacji, kiedy ktoś oferuje wam pomoc skrzywdzenia człowieka, który krzywdził waszych najbliższych? To, że Hank jest akurat policjantem ma tu najmniej do rzeczy. Ale widać niektórym joł gangsta cwaniakom ciężko to pojąć.
Ale to jest właśnie piękne. Pinkman w oczach innych Pinkmanów, przez nich osądzany ;) Właśnie tak powinno być!
Kasiek_haz i WeKnowWhoUAre: w punkt.
Noalecusz - BB to serial, głupio powiedzieć, ale dla dorosłych. Choć może dzięki niemu gimbaza też coś zrozumie. Albo i nie.
To wszystko chciałam wcześniej napisać, ale powiem szczerze, że mi się odechciało :D i napisałam tylko bardzo proste zestawienie. Dlatego ukłony dla ciebie za dokładne oddanie moich myśli :)
"Jesse to typowy joł gangsta dzieciak, który naoglądał się filmów i rapu nasłuchał (wnoszę po jego imidzu z początków serialu) i który, gdyby sam oglądał BB to pewnie swoją postać uważał za kapusia. Brzmi znajomo, any one? :)" OH BUUUUURN
Im bardziej kozacki, buńczuczny i chamski komentarz jadący po Skyler i Jesse, tym bardziej wyobrażam sobie kogoś, dla kogo szczytem przemocy w życiu była matczyna ścierka i zwyzywanie w szkole od pedałów. Tacy to są zawsze najwięksi specjaliści od zachowania ludzkiego w traumatycznej sytuacji.
"Ja bym tak k*rwa na PEWNO nie zrobił!"
No ja na ten przykład nie wiem, co bym zrobiła. Ty?
Zielonego pojęcia nie mam. Fajnie, że dzięki serialowi mogę, z bezpiecznej perspektywy fotela, pozastanawiać się na ten temat, ale do żadnych "na pewno" wniosków nie dochodzę.
Też miałam już nic nie pisać, ale jak poczytałam tych "kapusiów" to nóż się w kieszeni otworzył :)
Tak dla odmiany, ja się z Wami w zupełności zgadzam. Ale wszystko po kolei, bitches.
Przyznaję, Jesse był moją ulubioną postacią, praktycznie od pierwszej sceny z jego udziałem, tej w której spadł z dachu ;D Na początku głównie dlatego, że był z niego zabawny joł gangsta kozak, później bardzo mi się spodobał sposób prowadzenia tej postaci i pokręcony duet jaki stanowił z Waltem. Do tej pory był dla mnie najbardziej pozytywną postacią z tej całej zgrai. Teraz, hm, no cóż, cień jest, ale bez przesady…
Nie mam pojęcia, skąd taki masowy hejt na Pinkmana. Jak czytam o tym "kapusiu", to mi się nóż w kieszeni otwiera, zupełnie tak, jak napisała Kasiek haz. Jaki to się honor-sronor w narodzie obudził, panowie szlachta szabelkami wymachują z foteli, ciepłych kapci i zza komputerów.
Z tego co pamiętam, to Pinkman miał okazję wkopać Walta cztery razy: po zabiciu Tuco, po pobiciu przez Hanka, gdy aresztowano go w sprawie otrucia Brocka, gdy aresztowano go po sprawie rozdawnictwa forsy. Gdyby, w którymś z tych przypadków zaczął sypać, przyznałabym rację wylewającym wiadra pomyj. Ale w każdym z tych czterech przypadków Jesse kazał glinom iść do diabła. Poza tym kilka razy, bardzo silnie podkreślano, że mocną stroną Jessego jest lojalność. Zauważyli i na swój sposób docenili to Gus i Mike.
Pinkman nie przyleciał przecież do siedziby głównej DEA błagając, by agenci wysłuchali jego zeznań, nie poszedł na współpracę ze strachu, czy dla jakiejś osobistej korzyści. I gdyby nie Hank, nigdy by mu to pewnie nie wpadło do głowy. Sfajczyłby Heisenbergowi chatę, strzeliłby sobie później w łeb i skończyłaby się pewnie wielka zemsta. Jednak znowu zadziałał przypadek, wpadł wujek Hank, zwęszył, że można tu upiec własną pieczeń, zabrał do domku, ciocia Marysia odgrzała lazanię i kawkę zrobiła, więcej nie trzeba było. Pamiętajcie, że Jesse od dłuższego czasu jest na krawędzi, przyjął więcej ciosów niż ktokolwiek mógłby znieść i tak naprawdę jest mu już wszystko jedno, chce tylko, żeby choć jeden jedyny raz Walt dostał za swoje. I ja też chcę. W końcu chociaż odrobina sprawiedliwości, do cho lery, powinna być. Sam Jesse jest już tak naprawdę ukarany za wszystkie swoje czyny, nie ma nic i nikogo, jest wrakiem. Rozumie to i uważa, że zasłużył. Waltowi coś takiego nigdy przez myśl nawet nie przeszło (ok, może raz, na początku, ale szybko sobie wytłumaczył, że on to wszystko przecież dla RODZINY robi)
Jane zasłużyła na uduszenie wymiocinami, bo szantażowała Walta. Brock został otruty, ale jak sam Walt wspomniał, wiedział, że poza komplikacjami nic mu nie będzie. Jesse dostał też za nic 5 mln, więc tak, nadal jest frajerem, no ale nie docenił tego, w końcu to tylko pieniądze. XD
O Majku pisałem w innym temacie. Jak Jane zasłużył na to co go spotkało. Co to za profesjonalista, który zostawia wspólników z problemem z własnej strony? W końcu jego adwokat dał dupy i złapali go ludzie z DEA przy wypłacaniu pieniędzy. Co za tym idzie, jego "starannie dobrani ludzie" gdy nie wpływała kasa, sprzedaliby nawet własną matkę. Oczywiście uszatek chciał sobie uciec mając w dupie, że w pace siedzą osoby, które mogą zagrozić wszystkim, z którymi interesy robił Gus.
Oczywiście Walt sam potem przyznał, że mógł te dane wyciągnąć od Lydii, ale po co puszczać kmiota, który nie szanuje własnych wspólników?
Ładnie to napisałaś ;) I tak większość tu osób postawiła już krzyżyk na Pinkmanie. Mimo to, też swoje trzy grosze dorzucę.
Ja też będę bronić Pinkmana, bo to w gruncie rzeczy dobry chłopak jest. Pogubiony, ale sumienie to on ma. Czasem coś tam przeskrobie, ale robi to nie z wyrachowania, a z nieumiejętności przewidywania konsekwencji swoich czynów. A Walt? Gdzie się pojawi, tam sieje zniszczenie. Sumienia to on nie ma za grosz – na każde swoje niemoralne postępowanie ma piękne wytłumaczenie. Ktoś staje się problemem? Walt już ma rozwiązanie: zabić go! Niby Jesse’ego traktuje jak rodzinę, jednego dnia mu pomoże, ale już drugiego okłamuje go i manipuluje nim ile się da. Ja wierzę, że Walt rzeczywiście szczerze darzył Pinkmana sympatią i nie chciał jego krzywdy, jednak na chwilę postawmy się w sytuacji Jesse’go. Kto z nas lubi być okłamywany i manipulowany? Przecież logiczne było, że jak Jesse powiąże fakty, to będzie czuł się zdradzony. Jesse zawsze czuł się niepewnie, a Walt zawsze mu powtarzał jak to Gus nim manipuluje. A teraz okazuje się, że manipulował nim także sam Walter. Jesse więc poczuł się oszukany przez Walta, pod wpływem emocji wymyślił, że spali mu chałupę. Jednak kiedy był w tej emocjonalnej rozsypce, gotowy do wymierzenia Waltowi kary, napatoczył się Hank. I to wcale nie było tak, że Jesse od razu poleciał do Hanka na skargę. Ile razy był przesłuchiwany przez policję i za każdym razem siedział cicho? To już się nie liczy, prawda? Teraz miarka się przebrała, Jesse ma dowód na to że Walt to kłamliwy manipulator, również wobec niego samego, więc chce z nim skończyć jak umie najlepiej. Pinkman czuje się zdradzony przez Walta, więc teraz chce się odpłacić Waltowi tym samym i zdradza jego. Ma już dość tego, jak wszystko uchodzi mu na sucho. Co może innego zrobić? Zabić go? Przecież każdy z nas widzi jakie problemy ma Pinkman z zabijaniem innych osób, nie przychodzi mu to tak łatwo jak Waltowi. A co na to wszystko nasz Walt? Oczywiście wydaje na Pinkmana wyrok śmierci, ostatnio tylko to potrafi robić. Wydaje wyrok śmierci na Jesse’go, którego ponoć traktował jak rodzinę. Ja za taką rodzinę dziękuję! Jesse święty nie jest, ale zabijać członków rodziny, nawet tych przyszywanych, to słabe posunięcie. Tym posunięciem Walt stracił resztki mojego szacunku.
Pinkman zawsze był słabą psychicznie, wrażliwą jednostką. Dla mnie to jest duże usprawiedliwienie. W tym momencie jest to już wrak człowieka, on swoją karę już dawno otrzymał. Teraz czas na Walta. Założę się że ci, którzy potępiają Pinkmana i wyzywają go od kapusiów i tchórzy, takiego usprawiedliwienia nie kupują, a sami są niezłymi twardzielami :D Na bank :P
Nawet Gilligan był zaskoczony, jak wielka cześć widowni nadal kibicuje White'owi po tym wszystkim, co zrobił. Ta postać miała być na końcu definitywnie zła, a uczucia widzów, którzy obdarzyli ją kredytem zaufania, po prostu zranione. W pierwotnej wersji miał udusić Jane poduszką. Twórcy zrezygnowali z tego pomysłu tylko dlatego, by przedwcześnie nie zdradzić mrocznego charakteru swego bohatera. Chyba się trochę przeliczyli budując tę postać mniej jednoznacznie, bo mamy porąbane czasy i porąbaną publiczność, która w głębi duszy jest równie amoralna jak postaci na ekranie.
Moim zdaniem, problem polega na tym, i zauważyłam to już w przypadku wielu seriali, widzowie oglądają serial z perspektywy głównego bohatera a nie swojej. Oczywiście nie wszyscy. Jak widać są jeszcze tacy, którzy ruszają głową. Za wszystkie miłe odpowiedzi na mój wywód dziękuję. Myślałam, że "Hemp Gru joł JP sprawdź to nie kapuj! dzieci" mnie z błotem zaczną mieszać. Ale niestety, w większości właśnie tak to wygląda: Walt to główny bohater, więc choćby zabijał i gwałcił my hurra musimy go kochać a cała reszta to konfidenty i do piachu z nimi. Tak jest łatwiej niż samemu ruszyć głową i wejść w skórę wszystkich postaci.
Walt jest ewenementem - nie pamiętasz Binuli i jej upartego: należy kochać głównego bohatera i że Gilligan jest gópi, bo stworzył protagonistę zasrańca? :D
Genialność BB polega na tym, że główny bohater miesza w naszych umysłach i stawia dotychczasowe oglądanie seriali na głowie. I apropos głowy - jak słusznie prawisz, przy oglądaniu BB należy samemu ruszyć głową, postawić się w sytuacji innych bohaterów - nawet cielnej krowy Skyler. Bo jak stawia się tylko w pozycji Walta, to faktycznie wydaje się, że cały świat jest przeciwko, a Walt "chciał dobrze". Że gópia żona nie wspiera i jeszcze rzuca kłody pod nogi, że gópi Jesse jest COWARD, a gópi Hank nie chce odpuścić, a tak przecież byłoby najlepiej dla Wal... wszystkich!
Ale wystarczy zmienić "punkt siedzenia" i cały obraz, perspektywa się zmienia :) Polecam tym wylewjącym pomyje na Jesse spojrzeć na Walta oczami jego bliskich, jako ciekawe ćwiczenie z empatii :)
tak czytam i czytam - w szoku jestem że w ogóle ktoś mógł pomyśleć o tym, że Jessie robi źle.
Ciężko oceniać, kto w tym całym systemie najwięcej stracił, ale ja stawiam własnie na niego. Toć to chłopaczek taki, buńczuczny i zagubiony. Sam nigdy by się w coś takiego nie wplątał. Najpewniej by skończył jak Ci jego koleżkowie, a może jednak udałoby mu się wybić?
A kto na niego to ściągnął? jego były nauczyciel. To powinien być autorytet a nie zjeżdżalnia w dół.
Jessie jest silną postacią. Pomimo takiego początku, jednak się odbił od dna i myśli samodzielnie
Najpierw trzeba wiedzieć co to jest ta empatia :) Booya!! :D
A faktycznie, Binula się upierała, że główny bohater mało sympatyczny. Teraz dopiero zrozumiałam jej zagubienie w Breaking Badowym świecie. Ale przynajmniej dziewczyna go ślepo nie kochała, tutaj ma plusa :)
Zgadzam się, że Walt to jeden z najlepszych popkulturowych tworów. Jest fantastycznie napisaną i zagraną postacią. Przemyślaną od początku do końca. Mimo, że skłaniam się ku "nienawidzę dziada!" to ostatnio było mi go szkoda. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś będzie mi szkoda pana White'a a tu proszę.
Być może Gilligan nie spodziewał się, że stworzy tak doskonałą postać, jak Walt. Nienawidzę dziada, ale uważam Walta za najlepszą postać serialową ever. I najbardziej fascynującą!
Poza tym twórcy podstępnie namieszali z Waltem w ostatnich dwóch odcinkach przedstawiając go jako dobrego wujcia, zestawiając z tą okropną, niemoralną Skyler, tym amoralnym, zepsutym prawnikiem, tymi odrażającymi nazistami, tym niestabilnym psychicznie dzieciakiem Jesse, wariatką Marie i gotowym iść po trupach do celu Hankiem.
Na ich tle święte oburzenie Walta *Jesse is like family* White'a wydaje się dobre i szlachetne, jego strach o rodzinę, o jej przyszłość budzi pozytywne uczucia, a remisja raka - współczucie.
Gilligan sam nawarzył tego bigosu, niech się nie dziwi, że są widzowie, którzy oglądają BB wybiórczo, ślepnąc na widok pewnych scen i tłumacząc zachowanie Walta i zwalając winę na wszystkich innych za jego niepowodzenia. Zupełnie jak..... sam Walt :D
Ręce opadają podczas czytania bzdur wypisywanych przez obrońców Pinkmana. Ktoś kibicuje White'owi, więc w prawdziwym życiu musi być złym człowiekiem? Kompletny idiotyzm. To tylko serial, ale jak widać, niektórzy traktuję go zbyt poważnie. Polecam powrót do rzeczywistości.
A może trochę rozwiniesz swoją wypowiedź? Dlaczego tak dokładnie "ręce Ci opadają" i podczas czytania których "bzdur"? ;)
Nie przypominam sobie, żeby gdzieś tu napisano, że jak ktoś lubi Walta, to jest w prawdziwym życiu złym człowiekiem. I jakoś mi się nie wydaje, żeby ktoś to traktował serial zbyt poważnie. Jest ciekawy, inteligentny, trzyma w napięciu, więc chyba normalne, że ludzie o nim dyskutują, czasem nawet dość emocjonalnie.
Dobrze rozumiem? Uważasz, że Jesse ma prawo do zachowania, które może się skończyć śmiercią dzieci Walta przez to, że Walt nie pomógł jego dziewczynie? Wyprowadź mnie z błędu jeżeli się mylę, proszę.
Wiesz, trudno mi się wczuć w skórę głąba, ćpuna mordercy, histeryka, dilera i producenta mety.
Aczkolwiek skoro już mam się wczuć w jego sytuację - zamiast spalić dom co w sumie gówno da bo nikogo w środku nie było mógł wziąć głęboki oddech, umówić się na spotkanie z Waltem i wymierzyć karę na spokojnie.
Koniec, kropka.
To jest podstawowa rzecz która różni mnie od Pinkmana, opanowanie.
Brak mieszania w to DEA czy osób postronnych a tak to Jessie nie tylko pozbawił Walta kasy ale przy okazji Hanka, Gonniego życia a sam trafił w niewolę, dlatego od początku serialu go nie lubię - jest idiotą i tyle.