Jakie są wasze opinie? Moim zdaniem Jessi powinien zginąć na miejscu a tak poza tym Walt rządzi! :)
Walt rządzi? W ogóle odcinek mi się nie podobał! Scenarzyści z odcinka na odcnek zrobili z Walta "złą", w pełnym znaczeniu tego słowa postać. Cała sytuacja z rozmową Walta ze Skyler przez telefon ma sugerować widzowi, że jest on zły do szpiku kości, mściwy, apodyktyczny i nieliczący się z innymi.
Może to ze mną coś jest nie tak, ale jestem w pełni po stronie Mr. White'a (a przynajmniej byłem nie licząc ostatniej rozmowy). Starał się uratować Hanka, dał mu szansę, a właściwie kilka, nie chciał by sprawy tak się potoczyły. Walt jr. sprawiał wrażenie jakby nie miał własnego rozumu. Uwierzył we wszystko co ciotka i matka powiedziała, nie obchodziła go wersja ojca, od razu wyrobił sobie opinię, nie znając wszystkich faktów.
Co do Jessiego... sam to na siebie sprowadził, nie tylko doniósł pogrążając samego siebie, ale przede wszystkim pomógł komuś kogo nienawidził - Hankawi, człowiekowi, ktory go dotkliwie pobił.
Dodatkowo sytuacja Jack - Walt. Jack wybrał idiotyczny półśrodek. Zabił rodzinę Waltowi, okradł go, innymi słowy wkurzył, a potem pozwolił mu odejść. Jak dla mnie logicznym posunięciem ze strony Walta była by zemsta, ale scenarzyści zaczynają robić wała z widza.
Całej sytuacji rozmowy Walta ze Skyler nie zrozumiałeś.
To właśnie pokazało, że nie jest do szpiku kości zły. On chciał, żeby jego rodzina go znienawidziła. Dał do zrozumienia policjantom, o których obecności wiedział, że zastraszył żonę, że to ona była tu ofiarą.
Heh, chyba masz rocję, pisałem trochę pod wpływem emocji:). Nie zmienia to jednak mojego zdania co do sytuacji z Waltem jr. i Jackiem.
Wiem jak to jest pisać pod wpływem impulsu, świeżo po odcinku xD.
Jack jest pewny siebie z kilku powodów. Kilku ludzi pod komendą i pokaźne uzbrojenie.
Dla niego nie ma powodu, dla którego miałby nie wypuszczać Waltera, szczególnie że tak naprawdę zrobił mu przysługę.
Ależ miał powód, żeby nie wypuszczać Walta. Sprzeciwił się Waltowi, zabił członka jego rodziny, a na koniec zabrał mu około 70 milionów. No cóż, mi pierwsze co przyszło do głowy to, to że Jack długo się tymi pieniędzmi nie nacieszy, skoro zostawił Walta żywego i rozjuszonego. No, chyba, że uścisk dłoni można uznać za wieczny i zobowiązujący znak pokoju...
To jak widz postrzega Walta, a to jak robi to Jack to dwa skrajnie różne punkty widzenia, bracie.
Jackowi wydaje się, że Walt jest niegroźny, stąd ta decyzja.
Niegroźny? Zlecił im zabójstwo dziesięciu osób, a to pokazuje że jest groźny, w koncu mogłby z 10 baksam i które dostał spokojnie nasłać innych bandziorów na Jacka
Każdy z pieniędzmi mógł to zrobić. Czy to znaczy, że jest niebezpieczny? Nie, to znaczy że ma kasę i jest gotów przyjąć na sumienie śmierć dziesięciu osób.
Nie wydaje mi sie, zeby Jack uwazala Waltera za niebezpieczenstwo. Nawet sam fakt, ze nie byl w stanie sam zabic Jessego.
Walter w oczach Jacka wyglada na osobe, ktora jest zdolna do zlecenia zabojstwa, ale niekoniecznie do morderstwa.
Z reszta jak sam Jack przyznal, Walter mial szczescie, ze Todd dazy go takim szacunkiem, bo w innym wypadku takze wybralby sie w podroz do Belize.
Uscisk dloni byl tylko na pokaz, bo jakby sie uniosl honorem to bylyby nici z zemsty, ktora Walt najprawdopodobniej w tamtym momencie juz zaplanowal.
I co prawdopodobnież było pokazane na początku jednego odcinka (te z CKM'em w bagażniku).
Nie zapominajmy takze o dziewiatym odcinku piatego sezonu, gdzie Walt wraca do opuszczonego domu, aby zabrac rycyne.
Moze Gilligan nas jeszcze zaskoczy (tego jestem w sumie pewny) i nie bedzie to odwet za smierc Hanka, tylko rodziny Waltera.
Jak dla mnie to on się jakoś o Jessym dowie i będzie chciał go uratować w ramach odkupienia.
Ale dlaczego mialby jego ratowac skoro sam zlecil jego morderstwo?
Przeciez, gdyby nie Todd, Jesse juz dawno gryzlby piach.
Wiem ale to jest BB w którym można sie spodziewać niespodziewanego hehe Dlatego myślę jednak że ten mało prawdopodobny scenariusz okaże się prawdziwy.
Zle to ujales, poniewaz czwarty sezon ''Prison break'' takze mnie zaskakiwal tylko niekoniecznie w dobrym znaczeniu tego slowa.
Fakt, Breaking bad zaskakuje, ale jest to wszystko przemyslane, dopracowane i dopiete na ostatni guznik.
Natomiast twoja teoria wydaje mi sie troche naiwna, zeby nie powiedziec glupia. Na ten moment raczej nie wskazuje nic na to, ze Walter uratuje Jessiego, ale nie mowie nie, jesli w logiczny sposob bedzie to przedstawione.
UWAGA SPOJLER ZWIĄZANY Z 5X16
No i jednak Jessey'ego uratował. A to że dał mu broń wskazywałoby na to że chciał dać mu możliwość zemszczenia się na nim.
:D
Faktycznie nie mialem racji :D
Ale swietnie, ze zostalo to w taki sposob pokazane.
Jednakze, co do jednego sie nie mylilem - podczas spotkania w dalszym ciagu chcieli sie nawzajem pozabijac, mianowicie...
-Walter widzac, co ''zostalo'' z Jess'ego postanowil darowac mu zycie (swiadcza o tym wyrazne ujecia, w ktorych Walter jest skonsternowany i nerwowo mietoli kluczyki w reku. Zastanawia sie, w ktorym momencie wcisnac i ''Co z Jesse'm? Darowac mu czy nie?'', jak postapil, dobrze wiemy)
-Natomiast Jesse takze byl gotowy pociagnac za spust, nie zrobil to tylko, dlatego ze zauwazyl rane postrzalowa u Walter'a,
Wszystko w genialny sposob poskladane :D
Uklon dla Gilligan'a.
Dokładnie, gość stworzył coś niesamowitego. A najlepsze jest to że Walt w sumie postawił na swoim, zemścił się na naziolach i załatwił Lydie i nawet rodzinie coś zostawił. A otwarte zakończenie historii Pinkmana było IMO genialne bo każdy może sobie dopowiedzieć sam jego dalszą historię.
Cheers
Też wystarczyło się przyjrzeć jak Waltowi ciężko to przychodziło, płakał nawet.
Ja, rozmowe Walta ze Skyler zinterpretowalem w inny sposob.
Mnie sie wydawalo, ze Walter jej autentycznie grozil tylko, ze nie byl w stanie powstrzymac sie od lez, co za tym idzie - jego grozby byly na pokaz.
Jednakze to co napisales wydaje sie logiczniejsze.
Moim zdaniem tak naprawdę to Pinkman i Skyler są osobami które urabiają Walta i od nich najwięcej zależy... Ja od dawna czekam aż działania tych dwoje zrobią z Waltera prawdziwe monstrum, bo do tej pory był raczej tylko człowiekiem który mając nóż na gardle bronił się wszelkimi sposobami...
Do jakich wniosków teraz może dojść White? Że nie trzeba było się litować nad Pinkmanem i pozwolić mu się zaćpać na śmierć? Że będzie postrzegany jako ktoś najgorszy niezależnie od tego jak będzie postępował? Właśnie tak może się narodzić prawdziwy bezwzględny potwór... Ale poczekamy, zobaczymy :D
Wiesz, nie jestem fanem antagonizowania Waltera, ale z kolei gloryfikowanie go też się mija z celem.
To, że nie pozwolił Jessiemu zaćpać się na śmierć to nie był błąd. To był przejaw człowieczeństwa, normalnej ludzkiej troski o drugą osobę. To, że będzie postrzegany jako potwór zaś to wyłącznie jego wina. I, zgodnie z ostatnim odcinkiem, także jego wola. I wolą właśnie udowodnił, że potworem nie jest. Nie w pełni. Ciężko sportretować psychologicznie postać Waltera White'a w kilku zdaniach, ale jeżeli o wiarygodność tychże portretów chodzi, to akurat Skyler jest postacią mistrzowsko napisaną (i zagraną).
Co się tyczy brzytwy na gardle - Walt mógł sprawić, że jej uścisk zelżeje. Więcej niż kilka razy. Mógł się odwrócić i odejść, ale nie potrafił odpuścić. Ambicja, ego, duma i nóż na gardle. Wybuchowa mieszanka, jak widać. I katastrofalna w skutkach reakcja, której nie da się zatrzymać.
Trochę nadinterpretujesz, ale to wina tego że szybko pisałem skupiając się tylko na jednym, no i taka już tendencja naszych umysłów - kiedy brakuje nam informacji musimy jakoś uzupełnić luki domysłami. To nie jest antagonizowanie, choć nie dziwię się że może sprawiać takie wrażenie...
Przede wszystkim moim zdaniem sednem serialu jest pokazanie jak pod wpływem różnych sytuacji i ludzi zmienia się życie i charakter człowieka moralnego...
"To, że nie pozwolił Jessiemu zaćpać się na śmierć to nie był błąd" - chodziło mi o to, że teraz tak może to odczuć Walt (kolejny czynnik zabijający w nim człowieka)
"To, że będzie postrzegany jako potwór zaś to wyłącznie jego wina" - mi nie chodzi o szukanie winy - chodzi mi o to, że jakimi jesteśmy ludźmi i czego się dopuściliśmy w dużej mierze zależy od tego w jakich sytuacjach byliśmy stawiani - np. nie wiadomo kim byśmy byli gdybyśmy się urodzili w trudnej sytuacji, w biednej dzielnicy przepełnionej gangsterami i nielegalnymi pieniędzmi...
Ambicja i ego pchnęły Walta do zgarnięcia większej sumy kasy, ale w przeciwieństwie do większości jednak w którymś momencie całkowicie się wycofał co jest bardzo ciekawe... Biorąc pod uwagę jak ludziom często odbija tylko od samej kasy White i tak bardzo dobrze się trzyma - chodzi mi o to, że wielu ludzi (i to nawet porządnych) na jego miejscu albo by sobie strzeliło w łeb albo było o wiele gorszymi - Walt jest wyjątkowy i dlatego jest to tak interesująca postać. Nie chcę żebyś to źle zrozumiał - to nie jest usprawiedliwienie złych uczynków, bo nie może nim być tak samo jak urodzenie się w biednej, pełnej przestępców dzielnicy - to jest po prostu interesujące zjawisko będące sercem tego serialu... Nie chcę nad tym filozofować, bo filozofię tego już mocno przerabiałem i jestem nią zmęczony, ale postrzeganie tutaj wszystkiego wyłącznie w kolorach "albo czarne albo białe" raczej jest nie na miejscu i chciałem to podkreślić (nie żebym tobie to zarzucał - ot zwykłe wtrącenie), tak samo jak to, że White wcale nie jest geniuszem nie do ruszenia i jakimś wcielony ukrytym złem itp. - że facet może zostać urobiony na potwora (w dużej mierze przez sytuacje w których kluczem są postacie o których wspomniałem)
Okej, mea culpa. Rzeczywiście rażąca nadinterpretacja z mojej strony. Mówiąc o portretowaniu psychologicznym Waltera w jednym zdaniu nawiązywałem właśnie do tego, że żadnego z bohaterów BB uznać za dobrego, czy złego. Że nie ma czerni i bieli, za to duże spektrum szarości - więc tu się zgadzamy. Miałem się też odnieść do tego "urabiania", ale zgubiłem gdzieś myśli po drodze. Zakładam, że chodzi ci o to, że Walt jest potworem z perspektywy postaci, które są świadkami/uczestnikami jego poczynań. Łatwo to krytykować, czy wytykać siedząc wygodnie w fotelu jako widz, który - bądź co bądź - widzi i wie więcej, ale postaw się na miejscu tych ludzi i daj sobie tyle informacji, ile oni mają. Punkt widzenia może się rażąco zmienić.
Innymi słowy - to jak Walter jest postrzegany jest uzasadnione i w pełni usprawiedliwione. Tyle staram się przekazać.
To kim rzeczywiście jest możemy zweryfikować poprzez własny moralny kompas.
Cheers.
To, jak Walter radził sobie z tak dużą sumą pieniędzy wg mnie wynika z tego, że od początku założył iż są to środki zgromadzone dla rodziny. W całym serialu można zauważyć, że wszystkie swoje czyny usprawiedliwia twierdząc, że robił to dla żony i dzieci. Ta myśl tak głęboko utkwiła w jego głowie, że można by uznać, że Walter wpadł w obsesję na tym punkcie. Na początku były dokładne obliczenia 737 tysięcy dolarów. Dużo później zaślepiony szałem władzy i pieniędzy Walter dalej tłumaczy sobie że wszystkie złe rzeczy które robił, robił z dobrych pobudek, więc nie mogą być złe...to takie pokrętne tłumaczenie ułatwiało mu podejmowanie trudnych decyzji i zagłuszanie głosu sumienia.
Prawda jednak jest taka, że Walter, wybitny chemik niedoceniany przez rodzinę, który wylądował w średniej szkole w końcu znalazł niszę w której mógł się wybić i być najlepszym. I tak na prawdę, to nie pobudki rodzinne nim kierowały, bo gdyby tak było wycofałby się dużo wcześniej.
Co do potwora i geniusza nie do ruszenia...Był to punkt widzenia Pinkmana. Jesse widząc, jak Mr White wychodzi cało ze wszystkich patowych sytuacji ułożył sobie w głowie właśnie takie wyobrażenie na temat Waltera. To jest właśnie fajne w tym serialu, gdyż ukazuje jak głównego bohatera widzą różni ludzie. Zupełnie inaczej widział go Mike, inaczej Skyler, Walter Jr i w końcu jakie ma o sobie wyobrażenie Walter.
Jeśli chodzi o zbieranie grubej kasy przez Walta, to doszedłem do takich samych wniosków i dlatego mnie trochę zdziwiło kiedy autentycznie się wycofał - czemu nie kontynuował tak jak inni?
Powód 1 - rodzina na której mu zależało (jako hamulec) - proponując pieniądze za życie Hanka ostatecznie udowodnił że rodzina jest dla niego ważniejsza (na pewno nie uwierzę że zbierał aż tyle kasy wyłącznie dla rodziny, ale w rodzinę jako hamulec jak najbardziej)
Powód 2 - być może jego prawdziwą obsesją nie było "gotowanie" i kasa sama w sobie, tylko kasa na zasadzie dogonienia tego co potencjalnie stracił (dogonienie bogatych "przyjaciół" którzy mieli mu pomóc - takie leczenie kompleksów kasą).
I więcej pomysłów na razie nie mam...
Walt po prostu wziął się za interes narkotykowy z podejściem normalnego dobrego człowieka. Brakowało mu bezwzględności, nawet wobec wspólników. Skoro widział co się dzieje z Pinkmanem i że będzie mu zagrażać powinien się go pozbyć wcześniej, a nie zgrywać dobrego ojca. Walt był bardzo inteligentny i tym wygrywał swoje zmagania, ale z powodu swojej "miękkości" często tracił i wyrównywał "polę bitwy" do poziomu swoich przeciwników.
Jeśli ma miejsce wiele dziwnych faktów (np. Black Jack, kupno wypasionej fury) i nagle dwie osoby z rodziny całkowicie poważnie mówią o tym, że twój ojciec to kucharz i gangster, a sam ojciec zapytany o to jak się sprawy mają unika odpowiedzi na to pytanie i jednocześnie wyprowadza się z domu każąc wszystkim się pakować to... chyba trudno nie uwierzyć.
Mr White ratował Hanka bo co miał zrobić? Niewiele jest osób skrajnie złych i amoralnych - każdy ma jakieś wartości. Nawet dla największych gangsterów ogromną wartością jest rodzina, a Hank to właśnie rodzina. To, że go ratował nie robi z niego dobrego.
A co do zemsty to gdyby nie przyjechał to ta kasa byłaby Waltowi niepotrzebna :) 11 mln jakie mu zostawili to i tak dużo, a jakoś nie potrafię sobie wyobrazić jak Walt się mści na nazistowskiej mafii, która kosi wszystkich jak leci.
Odcinek świetny.
Jezu, jak mogłeś tej rozmowy przez telefon nie załapać za pierwszym razem. Wiedział od początku, że policja podsłuchuje rozmowę, wszystko po to by Skyler wyglądała niewinnie. Marie powinna brać przykład od Walta i sobie notować krok po kroku jak ukraść dziecko.
Czekałem, czekałem cały czas aż wypłynie ten motyw z przedawkowaniem Jane i się nie zawiodłem. Wszyscy już wiedzą kim jest Walter, na pewno podniosą po tym wszystkim pensje nauczycielom.
"you're the smartest man I ever met but you're too stupid to see he made up his mind 10 minutes ago"
Tyle w temacie :)
Nie do końca zrozumiałem tą kwestię - "jesteś najsprytniejszym gościem jakiego znałem, ale zbyt głupim aby zorientować się, że on ............... 10 minut temu". Z kontekstu mi tu wynika, że "make up" znaczy "podjął decyzję" (żeby zabić Hanka), ale make up to przecież makijaż :)
Jesteś najntleigentniejszym gościem jakiego znam, ale zbyt głupim by widzieć, że on podjął decyzję 10 minut temu
Nie zrozumiałeś sceny. Obejrzyj pierwszy odcinek Breaking Bada, bo widzę wiele osób ma tu mówiąc delikatnie DUŻE problemy z łączeniem faktów. Jest to oczywiste nawiązanie do Watchmenów. Teraz już wiemy gdzie Heisnberger jechał na początku sezonu z CKM-em, jedzie rozwalić to wszystko. Tak samo jak Ozymandias obrócił w proch cały Manhattan by uratować coś znacznie ważniejszego.
'' I'm not a comic book villain. Do you seriously think I would explain my master stroke to you if there were even the slightest possibility you could affect the outcome? I triggered it 35 minutes ago''
Pozdro dla oglądających a nie patrzących.
Podróżnik, wracający z starożytnej ziemi,
Rzekł do mnie: "Nóg olbrzymich z głazu dwoje sterczy
Wśród puszczy bez tułowia. W pobliżu za niemi
Tonie w piasku strzaskana twarz. Jej wzrok szyderczy,
Zacięte usta, wyraz zimnego rozkazu
Świadczą, iż rzeźbiarz dobrze na tej bryle głazu
Odtworzył skryte żądze, co, choć w poniewierce
Przetrwały rękę mistrza i mocarza serce.
A na podstawie napis dochował się cało:
"Ja jestem Ozymandias, król królów. Mocarze!
Patrzcie na moje dzieła i przed moją chwałą
Gińcie z rozpaczy!" Więcej nic już nie zostało
Gdzie stąpić, gruz bezkształtny oczom się ukaże
I piaski bielejące w pustyni obszarze."
Percy Bysshe Shelley - Ozymandias - przekład Adama Asnyka.
Wnioski i prognozy wyciągnij sam.
Choć pomysł z nawiązaniem do Watchmenów też mi się podoba.
Make up your decision, make up your mind - zdecyduj się. Niektóre sformułowania mają kilka znaczeń. Nie tylko w angielskim języku.
Najfajniejszy moment - Jessie juz wie ze zostanie zabity i patrzy w góre na latające ptaki - co to moze oznaczac?
albo ten pies przebiegający drogę na końcu? może też jakiś symbol bo po co by to dali ? :)
Ja to widzę jako nawiązanie do Waltera. Bezpański pies, który włóczy się po okolicy wygląda jak Walter, który stracił rodzinę i został praktycznie z niczym. ; )
To mogło oznaczać*. Nawet ja byłem gotowy na jego śmierć, dla mnie to była kwestia sekund, a tu Todd ni z gruchy ni z pietruchy się odezwał. To był dopiero moment.
Mimo wszystkich tych odcinków cały czas byłem po stronie Walta. Mimo tego jak opowiadał Jessie'mu o tym, jak przyglądał się gdy Jane się krztusiła, że jest takim "niemiłym panem", a na prawdę w tamtym momencie był zagubiony i nie wiedział co ma zrobić. Walter przez cały ten czas kreował postać, którą nie jest ("Heisenberg") i widać jego słabość w momencie, gdy Jack zabija Hanka, oraz gdy powiedział "We're family" - wtedy dopiero było widać jego załamanie. Wszystko to, na co tak ciężko pracował, by jego rodzinie żyło się lepiej w momencie, gdy go na tym świecie może zabraknąć - legło w gruzach. I jeszcze ta rozmowa przez telefon, poprzez głos słychać, jak groźnym człowiekiem on jest i że to on zabił Hanka i z Skylar może się to samo stać. A co widzieliśmy? Łzy. Mr. White płakał. Miał swoje pretensje do Skylar, ale i tak trochę je przejaskrawił, po to, by trzymała się ona z daleka. I w dalszym ciągu nawet wtedy kreował się na Heisenberga.
Jessie - trochę mi go zabrakło w tak ważnym odcinku. Pomyśleć, że był on zwykłym ćpunem (albo po prostu takim oprychem), który spotykał się ze swoimi kolegami do momentu, gdy Mr. White przyszedł do niego z ofertą "gotowania". Teraz patrząc na niego, poranionego chłopaka, który stracił już jedną dziewczynę i teraz może stracić drugą (+ dziecko) widać jak ta postać podupadła. A wszystko było takie kolorowe.
Skylar - myślałem, że w tej przepychance z noże zginie albo ona, albo Jr.
Mialem cicha nadzieje, ze wydanie Jessego w rece ''Nazi-gang'' to jest jakis kolejny <genialny> plan Walt'a, jednakze najprawdopodobniej nie bedzie mialo miejsce ''wielkie odbicie''.
Walter spisal Jessego na straty. Wydaje mi sie, ze na pewno w jakims tam stopniu obwinia go za smierc Hanka. W koncu to on sprowadzil go na pustynie.
Nawet jesli dojdzie do kolejnej konfrontacji Walt...raczej Heisenberg - Jesse to na pewno ktorys z nich bedzie trzymal pistolet wycelowany w drugiego.
Przychodza mi na mysl slowa Gilligan'a ''Najprawdopodobnie wiekszosc widzow znienawidzi Waltera, jednakze nie ugne sie i stworze taka postac jaka od poczatku chcialem stworzyc''.
Jesse pewnie w tamtym momencie chcialby byc wolny jak ptak ehehhe... a tak po prostu, to spojrzenie w niebo wydaje sie normalnym odruchem w sytuacji gdy zdajesz sobie sprawe, ze zaraz wyzioniesz ducha (tez wolalbym umrzec widzac po raz ostatni nature, a nie na przyklad twarze ludzi, ktorzy przyczynili sie do mojej zguby)
W rozmowie ze Skyler W.W. po czesci dal szczery upust swoim emocjom, dal upust wyrzutom z powodu braku zrozumienia dla jego czynow a w konsekwencji koniecznosci porzucenia rodziny, dla ktorej w koncu zrobil to wszystko, raz na zawsze. Z drugiej strony, jak juz ktos mowil, zdawal sobie sprawe z tego, ze jego zona nie jest w domu sama, a policja przysluchuje sie kazdemu jego slowu, i wzial cala wine na siebie, oczyscil ja i syna z potencjalnych podejrzen i dalszej udreki. Swiadcza o tym slowa ktore wypowiada, a takze fakt, ze starannie dobral miejsce, z ktorego dzwonil i kolo ktorego pozostawil corke (posterunek strazy pozarnej), a ktore bylo oczywiscie namierzane poprzez telefon, ktory to od razu zniszczyl po rozmowie. Do tego zostawil strazakom dziecko z przypieta kartka z domowym adresem, na wszelki wypadek, takze zeby polaczyc fakty.
Co do wszechobecnej symboliki, za ktora to tez uwielbiam BB, polecam zwrocic uwage na migawke z rozgrywki szachowej na wyzej wspomnianym posterunku, ktora dokonuje sie swiezo po pozostawieniu w wozie Holly i ucieczce Walta. Nawiazujac do tego, co sie dzieje, a nawet do samego tytulu odcinka i stojacego za nim historycznego Ozymandiasa (poemat, Ramzes), widzimy na szachownicy Krola, ktory osloniety ledwie przez dwa pionki i konia, ktorego zaraz zmiecie krolowa (lub goniec, dobrze tego nie widac) przeciwnika, musi uciekac by uniknac szachu, i zepchniety do defensywy przedluza juz tylko swoja zgube.
Mistrz. Serio, nie widzialem w zyciu lepszego serialu, a fabuly, gry aktorskiej, wszelkich smaczkow i klimatu nie powstydzilyby sie najwieksze arcydziela kina. Pisze to bez zadnej przesady.
W lostach tez bylo sporo smaczkow, ktorych nie da sie wylapac po jednym obejrzeniu, a niektore czasem sie rozumie po obejrzeniu calosci (wszystkich epizodow)
Mam nadzieje, ze final bedzie lepszy niz w wyzej wymienionym. Oby zaserwowali nam prawdziwa miazge, niepozwalajaca przez jakis czas po seansie wrocic do rzeczywistosci
Odcinek mocno mnie zaskoczył.
Zastanawiałem się dzisiaj właśnie kiedy i czy w ogóle zginie Gomie, którego śmierć jest zapowiadana czy wieszczona przez cały 5 sezon. Śmierć Hanka też jak dla mnie jest sporym zaskoczeniem. Mimo wszystko liczyłem, że nie zginie.
Szkoda mi Jessiego. Postać tragiczna przez cały serial. Ciekawy jestem jak potoczą się jego losy. Może Walt w akcie zemsty na wujku Todda odbije go? Ale z drugiej strony wydaje mi się to nieprawdopodobne zważywszy na to, że przyznał się mu, że Jane zginęła ja jego oczach. W ogóle to mogli zrobić z tego jakąś bardziej dramatyczną scenę.
Było dramatycznie, czekałem długo aż ta scena wypłynie, jednak Jesse poznał prawdę kiedy już był praktycznie gotowy na śmierć. Nie wyobrażałem sobie innego finału tego odcinka niż śmierć Hanka, gdyby nagle Hank zaczął uciekać tunelem w stronę słońca to serial straciłby cały swój urok. Do tego miejsce jego śmierci, bardzo wymowna scena. Właściwie Walt wykopał grób dla Hanka a był gotowy oddać za jego życie wszystkie pieniądze.