Mimo, że epizod trwał 47 min, a świetnych odcinków było już wiele (nie tylko w BB, ale i w innych serialach, których obejrzałem już sporo), to jeszcze nigdy nic mnie tak nie wciągnęło. Usiadłem przed komputerem z piwem w ręku i zanim zdążyłem wypić choćby połowę, odcinek się skończył :D Duży wpływ na to miały podpisy z nazwiskami osób odpowiedzialnych za serial, które pojawiały się do połowy odcinka. Nie wiem, czy było tak już wcześniej, ale w każdym bądź razie teraz zwróciłem na to uwagę. Po przeszło 20 minutach myślałem że epizod dopiero się zaczyna. Jednak Einstein miał rację, zaginanie czasoprzestrzeni jest możliwe i tak jak mówił: potrzeba do tego albo olbrzymiej masy albo energii, a Breaking Bad ma i jedno i drugie - masę emocji i sporą dawkę energii ;-)