Czasem to słowo jest nadużywane, ale tutaj pasuje jak ulał i nie jest przesadzone. "Breaking Bad" zmienił świat seriali. Wcześniej oczywiście były dobre seriale telewizyjne, ale zawsze jednak bazowały na sprawdzonych schematach albo miały niedostatki budżetowe. Po "BB" świat małego ekranu został całkowicie umeblowany na nowo: twórcy zaczęli wierzyć, że robienie serialu to nie zesłanie, słynni aktorzy chcieli w nich grać, bo słusznie zaczęli traktować seriale nie jako żmudną robotę tylko dla pieniędzy, a jako długie filmy pocięte na kawałki, a producenci zrozumieli, że produkt premium można sprzedawać także w TV. Potem przyszedł Netflix i reszta jest historią... Dziś, w sporej mierze dzięki "Breaking Bad", seriale uważa się za równe, a czasem nawet lepsze od filmów kinowych.
Gilligan i Gould swoim talentem i pomysłami sprawili, że przestano oczekiwać cliffhangerów co odcinek i twistów co kilka odcinków i że obserwowanie powolnego rozwoju postaci, jak w literaturze, może i na ekranie być czymś równie fajnym. "BB" stoi na mocnych postaciach, z którymi raz sympatyzujemy, a raz nie, klimacie Nowego Meksyku, a także, a może przede wszystkim, na jakości technicznej. Gdzieś kiedyś czytałem, czy ktoś mi mówił, że w "BB" wszystko ma znaczenie, każde ustawienie kamery, poruszenie nią, scenografia, stroje postaci, wszystko pracuje na napięcie i emocje, które ostatecznie wybrzmiewają w gotowym produkcie, jakim jest poszczególny odcinek. To kryminał, w którym wcale nie ma tak dużo akcji, a gdy się ona pojawi, to zapiera dech w piersiach i wiemy, że "przygotowywano" na nią widza, żeby kopara mu opadła. No choćby taki odcinek "One Minute" i słynna strzelanina, przecież to jest mistrzostwo świata.
Pomysł, by zbudować serial na ludziach, którzy stają się z odcinka na odcinek źli, też był czymś nowatorskim. Gdyby spojrzeć zdroworozsądkowo na głównych bohaterów, to widzimy przecież, że ci ludzie przekraczają kolejne granice, stają się, jak w tytule, bad, i nie za bardzo widzimy już dla nich szansę powrotu na ścieżkę dobra. A jednak nadal im kibicujemy? Choć przyznam osobiście, że jak sympatii i czułości nie straciłem do postaci Jessego, tak Walter stał się dla mnie totalnym s******em i chyba dlatego, że główny bohater był aż tak zły, nie dałem temu serialu serduszka. Ale nie mogę tego nie docenić pod kątem jakości fabuły, bo właśnie takim s*******em miał się stać nasz ongiś poczciwy i pierdołowaty nauczyciel chemii, z którym sympatyzowaliśmy i współczuliśmy z powodu fatalnej nowotworowej diagnozy.
Trudno znaleźć w tym serialu słabe punkty. Może postać Marie, trochę idąca donikąd, ale to pierdoły (poza tym twórcy wykorzystali ją w końcu mocno w finale "Better Call Saul"). Od pierwszego odcinka oglądamy i zachwycamy się. Zazdrościmy, że ktoś jest tak zdolny, żeby zrobić taki serial. I, obserwując rozwój rynku, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo przełomowy był to serial dla historii X Muzy.
"Gilligan i Gould swoim talentem i pomysłami sprawili, że przestano oczekiwać cliffhangerów co odcinek i twistów co kilka odcinków i że obserwowanie powolnego rozwoju postaci, jak w literaturze, może i na ekranie być czymś równie fajnym".
Komentarz do cytatu - w serialu "Gra o Tron" w sezonach 7 i 8 widać akurat tendencję odwrotną. Mój wniosek jest taki, że seriale są jak każdy towar konsumpcyjny i zaspakaja się zapotrzebowanie klientów. Z całą pewnością producenci prowadzą jakieś badania grupy docelowej, która niekoniecznie dla danego serialu jest stała. 8 sezon GoT miał średnio 12 mln widzów, podczas gdy startowano w 1 sezonie od 2.5 mln. "Breaking Bad" miało to szczęście, że koncepcja artystyczna utrzymała się przez wszystkie 5 sezonów i nie kuszono nowej widowni popularnymi trendami.
No może tak być, pewnie, tylko że tacy Gillignan i Gould robili cały czas wszystko po swojemu, nie uginając się pod wynikami badań i producentami i dzięki temu wygrali. Wniosek taki, że warto iść za swoim głosem, bo będąc dobrym i konsekwentnym, w końcu i inni go usłyszą.
DD-ki mogli planować przypodobanie się nowemu pracodawcy, że potrafią przyciągnąć miliony widzów i ich pieniądze. 8 sezon był nadprogramowy i być może ceną ich zgody na kontynuację pracy było to, co było...