Może zacznę od tego, że serial ten, jest jedynym serialem, który obejrzałam z ogromnym
zaangażowaniem , chęcią , zainteresowaniem , odcinek po odcinku, spędzając czasami po
kilka godzin, oglądając prawie całą serie w jeden dzień . Na początku myślałam, że OK,
pierwsza część fenomenalna, co będzie z drugą?! Pewnie spieprzą, identycznie myślałam o 3
serii, druga była super, ale trzecia już nie będzie tak dobra. Za każdym razem się myliłam. Po 5
serii pomyślałam: "kurczę co ja będę teraz wieczorami oglądać" ;). Moim zdaniem jedyny serial
,który tak naprawdę nie był do końca robiony pod komerchę , cieszę się i jestem godna
podziwu, że mimo takiej oglądalności, tak wysokich not, ocen na całym świecie, twórcy serialu
skończyli na 5 części, i nie próbowali z tego zrobić dajmy na przykład Dr.Housa, który z czasem
zrobił się po prostu nudny bo reżyserzy sami nie wiedzą co już wymyślać, dotyczy to także
innych seriali , jak "Gra o Tron". Napiszę jeszcze, że z jednej strony cieszę się , że było tylko 5
serii, z drugiej zaś jest mi przykro i smutno, bo serial jest wybitny. Moja ocena to 10, mogłabym
dać więcej jeśli tylko można by było. naprawdę warto obejrzeć. Gra aktorów WYŚMIENITA, a
muzyka po prostu POWALA NA KOLANA . Serial trzeba obejrzeć, odcinek po odcinku, serie po
serii, od początku do końca. IMPONUJĄCE!
Dzisiaj skończyłam oglądać...Już wiem, że będzie mi tego cholernie brakowało... :( Serial jest genialny, chociaż wymagający. Jest z nim tak, jak z najlepszymi piosenkami. One też rzadko od razu wpadają w ucho. Zwykle te, które nucimy już kilka chwil po usłyszeniu, szybko odchodzą w zapomnienie. "Breaking Bad" nie "wpada" łatwo. Trochę mnie zmęczył, zanim się zakochałam...To zdecydowanie najlepszy serial, jaki w życiu oglądałam. Nie może się z nim równać nawet ukochana przez mnie "Rodzina Soprano". W "Breaking..." nie było słabych punktów. Wszystko było na 100%: gra aktorska, muzyka, zdjęcia, scenariusz, dialogi etc., etc...Zakończenie...hmmm....Chyba nie tego oczekiwałam...Trochę mi nie pasuje do ostatnich odcinków, do tej atmosfery...taki trochę "happy end". Właśnie czytałam sobie na forum trochę o nowej interpretacji "Felliny" i ' pomijając parę niedociągnięć tej koncepcji, chyba jest ona bardziej w "breakingowym" stylu..