Walt - czy naprawdę jest aż taki "bad"?
Wiele razy spotkałem się z opiniami na filmwebie na temat Jessiego i Walta.
Walt przedstawiany zazwyczaj jako najgorszy sukinkot, a Jesse jako wrażliwy i święty chłopaczek.
Nie wiem czy niektórzy oglądają ten serial ze szczególną uwagą i rozmyślają o wątkach czy nie, na pozór fabuła jest
dość prosta i mówi o zmienia z sezonu na sezon głównego bohatera, w rzeczywistości jednak ten serial to
nieskończone rozmyślanie i wiele dróg rozwiązań każdego z wątków.
Spójrzmy na Pinkmana - święty i wrażliwy chłopak. Czy na pewno?
Pamiętamy odcinek gdy Pinkman poszedł na odwyk. Zgoda, przez śmierć Jane się załamał, ale nie usprawiedliwa to
faktu, że zaczął sprzedawać na odwyku metę razem ze swoimi koleżkami. W tym samym odcinku, bodajże był to
"Kafkaesque", Pinkman mówi jedno zdanie, które na tamte sezony rujnuje całkowicie jego sylwetkę wrażliwego
chłopca, mianowicie mówi do Waltera w laboratorium: "czy jest coś ważniejszego niż pieniądze?!".
Jesse to ćpun, spójrzmy na pierwsze odcinki i pomyślmy jaki koniec go czeka, gdyby nie Walter - albo wpadł by w
ręce policji... chociaż nie, na pewno wpadł by w ręce policji. Po śmierci Crazy 8, dowiadujemy się, że to własnie on
wsypał Jessiego i Emilio. W Breaking Bad nieustannie ktoś kogoś uzupełnia, gdyby nie śmierć Crazy 8, Jesse by
wpadł, gdyby nie śmierć Jane, Jesse by źle skończył, gdyby nie śmierć Gale'a, wpadł by i Walt i Jesse. To ciekawe
zjawisko.
Do czego zmierzam, nazwa wątku mówi o Walterze - otóż właśnie.
Pamiętacie Waltera z pierwszych sezonów? Gdy wyciągał Jessiego z crackhouse'u po śmierci Jane, swoją drogą
bardzo wzruszająca i świetna scena. Walt mści się na Tuco po tym, jak ten masakruje Pinkmana. Kim jest Jesse?
Rozwydrzonym bachorem, który kasę na kampera wydaje na dziwki i imprezę.
Śmierć Gale'a - biedny Jesse. Jednakże odcinek przed Full Measures miał zamiar zabić dwóch ludzi, oczywiście
pierwszy dostał by kulkę w czoło, gdyby nie Walter, jednak faktem jest, że zaplanował mordestwo, po zabójstwie
Gale'a biedaczek się załamał, no proszę was, można powiedzieć przecież, że zabójstwo miał w planach, po co więc
te wyrzuty sumienia? Bo Gale pedalsko skakał przy muzyce i pichcił jakiś syf, a dwóch gangsterów sprzedawało
metę? Człowiek to człowiek. Gale to również kryminalista, patrząc na to, że gotuje produkt, który rujnuje ludziom życie.
Wyobraźmy sobie wagę, po jednej stronie młodego, po drugiej Walta. Waga z sezonu na sezon się przechyla,
przybijmy do wagi tabliczkę "wrażliwość" lub "człowieczeństwo". Walt spada na dół, Jesse podnosi się do góry,
dojrzewa. Odcinek po masakrze kartelu, o ile dobrze pamiętam "Crawl Space" - Gus i Jesse wychodzą z kryjówki, w
której opatrywano Gusa i Mike'a. Słowa Jessiego "jeśli zabijesz Pana White'a, musisz zabić i mnie". Teraz pierwszy
odcinek 5B - Walt kłamie w żywe oczy. Chodzi oczywiście o sprawę Mike'a. Popatrzmy na zerową wrażliwość Walta, a
na nadmierną Pinkmana. To jest jeden z wątków i smaczków, przez wielu pominięty. Jest ich w tym serialu mnóstwo.
Teraz kolejny smaczek - Walter "konsumuje ludzi". Śmieszne, prawda?
Otóż trochę, ale spójrzmy. Pierwszy odcinek najnowszego sezonu - Walt podkładający ręcznik przy wymiotowaniu.
"Salud" - masakra kartelu, dokładnie tak robił Gus. To samo tyczy się Mike'a. Nie pamiętam dokładnie czy chodziło o
lód w whisky, czy o czyste whisky, ale po zabójstwie Mike'a Walt zaczyna pić dokładnie takie samo whisky jak Mike.
Oczywiście wielu ludzi doszło do tego i część oglądających zna ten smaczek, ja sam do tego nie doszedłem, ale
przedstawiam wam go tu i teraz, bo nie widziałem na tutejszym forum wzmianki o tym.
Zapożycza on rzeczy od ludzi, których zabił - to smaczek. UWAGA, TERAZ WIELKI SPOILER DO DWÓCH KOLEJNYCH
ODCINKÓW (spójrzcie na kurtkę White'a w początkowym flashforwardzie 5B, mogę wam powiedzieć, że ktoś w
najnowszych odcinkach ma dokładnie taką samą kurtkę. Tak, zgadliście, to kolejna ofiara Walta.
To smaczek dla spostrzegawczych, jednak właśnie tacy mają prawdziwą przyjemność z oglądania tego serialu, gdy
nie zna tych smaczków, nie zna sedna mojego wątku, już wyjaśniam w jednym zdaniu. Powiedzmy, że to konkluzja:
Walter konsumuje Jessiego.
Dziękuje, dobranoc. Będę pisał wątki jak tylko do czegoś dojdę i zapraszam do wspólnej zabawy, wyciśnijmy z
serialu wszystko co się da, w końcu wszyscy go uwielbiamy;)
Ciekawy wywód. Ale ja nigdy na forum nie spotkałam się z opiniami, że Pinkman jest święty, bo to że jest wrażliwy nie podlega dyskusji. W tym serialu świętym jest chyba jedynie Flynn, albo córeczka Walt'a ;p
To jest właśnie w tym serialu najlepsze, że postacie nie są czarne, albo białe. Mamy tu do czynienia z ludźmi, którzy popełniają błędy, a mimo wszystko darzymy ich sympatią. Np. taki Mike-robił przekręty w policji, zabijał ludzi, jednak chyba każdy lubił tą postać. Był profesjonalistą w tym co robił, budził szacunek, można było na niego liczyć, miał swój honor, był świetnym dziadkiem itd. Marie, czy Skyler są aniołkami w porównaniu do innych bohaterów, a jednak chyba są najbardziej nielubianymi postaciami w tym serialu. Z drugiej strony, dużo osób lubi Walta nawet jako Heisenberg'a. Ile osób, tyle opinii.
Co do Jesse'ego, to jasne że nie jest idealny. Nikt nie jest. Już samo to, że rodzice się go wyrzekli-jakoś musiał do tego doprowadzić. Dokładnie nie wiadomo, co go pchnęło do narkotyków, prawdopodobnie wina leży i po jego stronie i po stronie rodziców. Zresztą jest wiele przyczyn czemu ludzie popadają w uzależnienie, nie ma sensu teraz o tym pisać, jednak ci bardziej wrażliwi, czy słabi psychicznie (jak Jesse), są bardziej podatni, gorzej radzą sobie z problemami, czy otaczającym światem, a narkotyki to ucieczka. Skoro Jesse wszedł do tego światka, jakieś występki na sumieniu miał.
Nie da się zaprzeczyć, że Mr. White niejednokrotnie ratował go z opresji, czy nawet ratował mu życie, bo Jesse zwłaszcza na początku był na dodatek niedojrzały i głupkowaty. I trzeba przyznać Mr. White'owi, że często miał ojcowski stosunek do Jesse'ego-co było fajne, zwłaszcza, ze Jesse nie mógł liczyć na swojego własnego ojca. Znów z drugiej strony, Jesse szanował Walt'a, już samo to, że cały czas mówi do niego per Mr. White, oznacza respekt, do pewnego czasu nawet mu się zwierzał, był lojalny, nie pozwolił Gus'owi go zabić (więc też uratował Walt'owi życie).
Obaj nie są święci, różnica jest jednak taka, że Jesse przez tą swoją wrażliwość przeżywa wszystko dużo bardziej niż Walt, który okłamuje samego siebie, robi złe rzeczy, ale za każdym razem je sobie usprawiedliwia, że musiał tak postąpić, bo rodzina, bo bezpieczeństwo, bo to, bo tamto. Facet chciał otruć niewinne dziecko (no dajcie spokój, nawet płatni mordercy mają swój honor i nie tykają dzieci!). Stosunek Jesse'ego do dzieci jest jasny-więc widać między nimi różnicę.
Jesse zdaje sobie sprawę ze swoich występków, sam siebie określił jako złego człowieka (a przecież w porównaniu z innymi nie jest wcieleniem zła). Nigdy nie słyszałam takich słów z ust Walt'a (Walt chyba nawet nie zdaje sobie sprawy jakim potworem się stał, prędzej jest z siebie dumny). Jesse się przejmuje i bierze odpowiedzialność za swoje czyny. Mr. White nie!
Nie mniej jednak uwielbiam Mr. White'a jako antagonistę- świetnie napisana postać i to że po ludzku przestałam go lubić, świadczy o jego wielkości. W końcu o to chodziło, o Breaking Bad ;)
Bardzo ładnie oboje się wypowiadacie na piśmie, powinniście pisać recenzje :)
Wasze wypowiedzi są długie, ale bez wysiłku i z przyjemnością się je czyta.
Ooo, dziękuję. Poczułam się doceniona ;) To miło, że chciało Ci się czytać nasze 'epopeje'. Pozdrawiam :)
Popieram SilverShade, fajna dyskusja, w dodatku tekst jest przejrzysty, podzielony na partie, dzięki czemu nie odczuwa się efektu "ściany tekstu". :)
Oby więcej takich rozmów na filmwebie.
Jeej, nie spodziewałam się, że takie komplementy się dla nas posypią. Jeszcze raz dzięki :)
Masz rację :)
Jesse nie jest bynajmniej święty, ja uważam, że jego główna cechą jest słabość. To przez nią jego życie wygląda tak jak wygląda, bo Jesse nie potrafi oprzeć się pokusie, namowom, podpuszczaniu, manipulacji.
Walt - najlepsza postać w serialach. Oczywiście doprowadza mnie do szału :D
A dziwnie najbardziej "honorną" i poukładana postacią z zasadami był... właśnie Mike. Żelazną dyscyplinę - co też jest cnotą - posiadał Gus.
Prawdziwie bezinteresowną postacią okazała się Skyler - kiedy miała jazdy z Waltem słuchała oskarżeń Juniora w milczeniu, stawiając miłość Juniora do ojca ponad szacunek syna do niej samej. Mogła wykrzyczeć do niego, kim jest tak naprawdę Walter, ale wiedziała, że będzie to dla syna traumą i zniszczy rodzinę.
Odpowiadając na pytanie w temacie - tak, teraz już tak :)
No właśnie, to to to:) Jesse jest słaby. Jak nie manipulował nim Walt, to Gus i Mike, a za nim poznał ich, to kto tam wie kto jeszcze.
Bohaterowie tego serialu to jest na prawdę mocna rzecz! Bo właściwie każdego z nich w pewnym momencie się jakoś lubiło, Mike "honorny", dodatkowo pokazywali go z wnuczką, jakim jest świetnym dziadkiem, od razu miękło serce-jak tu takiego nie lubić?! Gus-przestępca z klasą, oaza spokoju, aż przyjemnie się go oglądało (nie to co brudnych i śmierdzących wujków Meth'a), jeszcze w dodatku niesamowicie przemyślny i sprytny, skoro zbudował takie imperium. Ja to chyba nawet jestem jedną z niewielu osób, która lubi Marie :) Podoba mi się ta postać-żonka agenta DEA, kleptomanką, która chodzi po domach i kradnie, wymyślając co raz to nowe tożsamości. Lubię to że ona się nie czai, nie owija w bawełnę, prosto z mostu mówi Walt'owi żeby się zabił-niezła jest!
Co to Skyler-masz rację.
Co do Walt'a-oprócz braw dla ludzi, którzy stworzyli tą postać, brawa dla Bryan'a Cranston'a. Świetnie gra Mr. White'a (który nawet teraz, oprócz tego że mnie wkurza to i tak jakąś litość we mnie budzi) i Heisenberg'a (któremu wydaje się, że jest kimś wielkim, a to tylko iluzja. Wielki Heisenberg, a ile było strachu, gdy Gus chciał go zlikwidować, panikował jak mała dziewczynka ;) )
PS. taki mały offtop, odnośnie bardzo fascynującego wątku Binuli :] Który serial jest tym jedynym słusznym, jeśli mogę zapytać ?? Zaciekawiłyście mnie rozmawiając o tym z Kasiek_haz :) Nie chciało mi się już pisać w tamtym wątku, szkoda nerwów, bo już na wstępie można zostać wyklętym, albo paść ofiarą nie odzywania się, więc sobie darowałam :)
Ja do Marie miałam zawsze stosunek letni, ale polubiłam ją bardzo w tym sezonie. Poza tym ona jest dla mnie jak Spock - mówi niekomfortowe rzeczy ku ogólnej konsternacji, a już swoim hasłem do Walta przebiła wszystko. Dla mnie to było bardzo odświeżające: Hank szaleje, Walt kłamie, Sky zaklina rzeczywistość, a Marie przebija balonik bulszitu unoszący się w oparach nachos jednym zdaniem.
Za to daję 10/10 jak do tej pory, bo każda z postaci daje teraz 100% z siebie, zwróć uwagę, że teraz nie ma już ekipy Walt + reszta. Teraz czas antenowy jest rozłożony w miarę równomiernie między nimi i doszedł jeszcze wybudzony z otępienia Jesse.
Jeżeli reszta sezonu będzie tak wyglądała, to umrem ze szczęścia :D
Walt kozakuje, ale nie ukrywam, że ja zawsze uwielbiałam te sceny paniki, szczególnie ostatnio, po wyjeździe od Hanka i kiedy przyjechał na myjnię i musiał się ogarnąć przed drzwiami :) To czyni z niego człowieka, a nie superfaceta, który zawsze zachowuje zimną krew. Bryan powinien dostawać nagrody co sezon :)
Od na PS: Hehe to co się dzieje w tamtym temacie to są cuda na kiju i śmiech na sali :D Udzielam się tam, bo mam świetną rozrywkę (wiem, jestem okropna). Najśmieszniejsze jest to, że wyszło na to, że jest jakaś mityczna nagonka na biedne dziewczę, które już proponuje napisanie pracy na temat tej "agłesji", ale ani jej, ani jej rycerzowi na białym koniu nie przyszło do głowy, że nigdzie więcej na tym forum nie ma takiej atmosfery, tylko tam. Do tego laska kłóci się prawie z każdym, obraziła na połowę użytkowników, ale właśnie się dowiedziałam, że to wszystko moja wina. Wszystko to jest bardzo zabawne :D
A jedyny słuszny serial to oczywiście Spartacus! Bardzo mile wspominam czas spędzony na FW podczas ostatniego sezonu, forum płonęło jak ognie piekielne :D Te dyskusje! Te naparzanki! Te analizy! Rozkładanie na czynniki pierwsze! Rozpiętość tematów była od walki z homofobią po kłótnię o cycki i włosy łonowe :D :D :D (oczywiście to nie było miejsce dla panien z białej wieży^^, temu z Kasiek tak żeśmy się zdziwiły emocjonalną reakcją)
Ja też uwielbiam Walt'a jak panikuje :) Okazuje się wtedy, że to wcale nie jest groźny Heisenberg, tylko zwykły, szary Mr. White jedynie aspirujący do bycia Heisenberg'iem. Bo wyobrażasz sobie tak panikującego Gus'a? :D
Ale lubię też jak wychodzi z niego próżność np. jak wtedy na kolacji z Hank'iem, który opowiadał o Gale'u, że był wielkim chemikiem. Wal't nie wytrzymał, że ktoś inny (choć nieżywy) zbiera laury. Bryan świetnie to zagrał, tą urażoną dumę. Ogólnie lubię się wkurzać Walt'em :)
Odp na Ps. Tak myślałam, że może chodzić o Spartacus'a, no aż żałuję że nie oglądałam tego serialu, widzę, że tyyyyle mnie ominęło, zwłaszcza nie mogę przeżyć tych naparzanek ;D
I tak! Jesteś okropna, tak denerwować biedną Binulę, dziewczyna pewnie po nocach nie spała, jakie to chamstwo ją na forum spotyka ;]
W ogóle nie ogarniam o co ona się tak oburza, bo zanim obraziła się na Ciebie i Kasiek, wcześniej obraziła się na jakiegoś chłopaka, który też sensownie jej odpisywał, a ona nagle zsyła wszystkich na banicję i grozi nie odzywaniem, jak tylko ktoś napisze coś nie po jej myśli. Skoro jest tak delikatna i tylko swoją opinię uważa za jedyną słuszną ( i widać, choćby się świat walił, zdania nie zmieni, więc po co w ogóle zaczyna dyskusję, skoro nawet nie bierze pod uwagę, że może się mylić!), a wszyscy inni którzy myślą inaczej są głupi, to może powinna jednak ją zachować dla siebie, albo 3 razy się zastanowić, zanim coś napisze, bo chyba liczyła się z tym, że masa wielkich fanów serialu się z nią nie zgodzi. Widocznie mało trolli w swoim filmwebowym życiu spotkała i nie zdążyła się uodpornić, zobaczyć co to prawdziwe wycieczki osobiste itd, aaale widać dziewczyna odważna, wszystko jeszcze przed nią;)
Całkiem niechcący znalazłam waszą dyskusję :)
Oj, masz czego żałować - taka rozgorzała dyskusja o włosach łonowych mogła się dziać tylko na forum Spartakusa :) (Ale tłumaczy nas dwutygodniowa wtedy przerwa między odcinkami :D)
Musze przyznać, że mimo tego, że Mike był chyba jedną z tych postaci, która najwięcej miała za uszami, to jednocześnie też był jednym z moich ulubieńców. Jego relacja z Jesse'im, i to jak Gusem zorganizowali małe przedstawienie, by Pinkman poczuł się jak bohater łapało za serce. Temu jestem w skowronkach czytając, że Jonathan Banks będzie w nowym sezonie Community i praktycznie zagra taką samą postać, ale dodatkowo będzie nauczycielem w koledżu :)
Nie mogę tego czytać!!! Serce mnie boli jak widzę co mnie ominęło :((( Od Spartacus'a dojść do włosów łonowych-to musiała być na prawdę fascynująca dyskusja :D
Tak, Mike też był jednym z moich ulubieńców. Nawet morderstwa, które popełnił, mają inny wydźwięk, niż te popełnione przez Walt'a, bo facet miał zasady, honor, dbał o swoich ludzi. Takie przeciwieństwo Walt'a. I faktycznie jego relacja z Jesse'im i przedstawienie łapało za serce. Mimo, że nie ojcował Jesse'iemu jak to Walt (np. w ostatnim odcinku), to chyba miał szanse być takim ojcowskim autorytetem dla Jesse'ego...gdyby to wszystko inaczej się potoczyło i nie pojechał do Belize ;)
Niedawno zaczęłam oglądać Community, właściwie dla Chevy Chase'a, (którego nie widziałam od lat i postanowiłam sprawdzić czy jeszcze żyje), więc to super wiadomość, że zobaczymy Jonathan'a w takim głupkowatym serialu:) Ale na razie mam jeszcze 2 sezony do nadrobienia.
Akurat Chevy to się z Jonathanem nie spotka :( a szkoda, bo było by ciekawie taki duet pooglądać :)
Ubolewam :( W ogóle z tego co wiem Community się sypie; brak Chase'a, podobno Troy'a też ma odejść...biedny Abed ;/
Mike jest moim ulubionym bohaterem BB. W tym serialu wiele rzeczy mnie zszokowało, zdenerwowało, wkurzyło, ale nic nie może się równać mojej wściekłości, kiedy Mike zginął. I to w takim stylu.
Coś jest w tym Mike'u, że tak wiele osób go lubiło. Przecież urodą tylu serc nie podbił :) Ale sposób w jaki był napisany, i zagrany. Ten wspominany przez boogie_woogie honor, zasady, których się trzymał i ludzka twarz jaką pokazywał w kontekście swojej wnuczki czy Pinkmana. Nawet jego ostatnie zdanie: Zamknij się i daj mi umrzeć w spokoju. No i pamiętajmy, że oszczędził Lydię, kiedy zasłoniła się córką. Czy dzisiejszy Walt tak by zrobił? Szczerze wątpię.
I to prawda. Tyle postaci już w BB umarło, Walt tyle złego zrobił, ale po Mike'u powiedziałam "dość! teraz to cie nienawidzę dziadu!"
"powiedziałam "dość! teraz to cie nienawidzę dziadu!" "-w tamtym momencie pomyślałam dokładnie to samo! :) I do dziś jestem wściekła jak sobie o tym pomyślę.
Walt jest największym kozakiem, kiedy nie musi brać odpowiedzialności za to co robi. Kiedy umierał na raka - wzbijał się na wyżyny bezczelności i wariactwa, kiedy czul się pewnie - ohoho, jakim był badasmadafaka! Ale wystarczyło że sprawa się rypła, wyłaził z niego tchórz, którym był zawsze.
Bo czyż Gus wszedłby do swojej myjni i tłumaczył zawile przed żoną, czy pracownicą z otwarcia lodówki? Nie. Podszedłby spokojnie, otworzył i cześć pieśni.
Ta scena przy kolacji o której wspominasz mówi o Walcie wszystko. To jest Walter.rar. Walter w pigułce. Żeby zrozumieć kim jest ten człowiek, wystarczy uważnie obejrzeć ta scenę, tam jest wszystko. Każda cecha jego charakteru objawiła się wtedy w rozmowie i w zachowaniu Walta.
"Ogólnie lubię się wkurzać Walt'em :)" nie sądzę, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek opisał mój stosunek do Walta lepiej niż ty w tym zdaniu. Wstyd się przyznać, ale ja bym tego lepiej nie określiła :3
Odp PS. Żałuj laska! Ja też ubolewam, że dopiero dołączyłam do Spartacusa w ostatnim sezonie :(
Nie sądzę, żebym ją denerwowała, raczej jest na odwrót - musi się jarać, że ma te "ataki", to jest jak powrót z wojny i prezentowanie blizn po postrzale w barze wśród kumpli, teraz będzie się mogła chwalić, że została "zaszczuta" na forum BB, gdzie wilki grasują.
Ja też tego nie kapuję, wchodzi na forum, gdzie fani się ekscytują, w komentarzach do odcinków co rusz pojawia się, jak bardzo ten serial genialny, a ona bam! stwierdza, że nie i się unosi jak jej piszą, że właśnie że tak i zbijają jej argumenty. Na dodatek jak piszesz - nie przyjmuje tych argumentów i wymyśla coraz to nowe w stylu, że ona wie lepiej, jak powinien wyglądać główny bohater i że twórcom nie wyszło :D (bo nie jest fajny i nie można mu kibicować).
Można mieć uczucia wobec serialu, z którymi się nie dyskutuje - to jest całkowicie ok.
Ale jeżeli podaje się argumenty przemawiające za tym, że serial nie jest genialny i ktoś je zbija podając rzetelne kontrargumenty i laska dalej z uporem wymyśla nowe i co jedne to dziwaczniejsze - to po co była ta dyskusja, skoro nie dochodzi do wymiany myśli?
Stosując jej standardy nie mogłabym z nikim pogadać, bo mam dziwaczny gust filmowo-serialowy i wiecznie muszę wysłuchiwać docinków i bronić jak wolności moich ulubieńców :D Moje argumenty, jak mi ktoś mówi, że jak można oglądać bez końca Stargate Atlantis, Independence Day czy Tango & Cash: nie znasz się / fak ju bicz / twoje ulubione filmy są gorsze od moich. Po takich wstępach mam najlepsze dyskusje :D
Dokładnie, masz rację, ta scena przy kolacji mówi o Walt'erze wszystko. 'Wielki' Heisenberg, taki mądry i w ogóle badass, a właśnie sam pod sobą kopie dołek, dyskredytując Gale'a...a potem panika.
Zresztą zauważyłam, że my w ogóle mamy takie samo podejście do różnych bohaterów: Mr. White, Mike, Soul Goodman, Louis Litt ;)
A może Binula to taki nowy rodzaj trolla 'na ofiarę'-wszystkich denerwuje, ale jakby co, to to ona jest poszkodowana ;] W końcu wszystko idzie do przodu: nauka, technika, może trolling też ;)
Suits oglądam już głównie dla Louisa :D
W tamtej scenie jeszcze mi się podobało, że Walt nie mógł ścierpieć kogoś zbierającego chwałę za doskonałą metę. I choćby to miało go pogrążyć, MUUUUSIAŁ zdyskredytować Gale'a. Tak samo potem się zachował, jak yebał Jesse za jego gotowanie, chociaż o ile dobrze pamiętam nie miał w tym, interesu, bo J. sam pichcił.
No i przez całe dorosłe życie męczył go fakt, że jego byli partnerzy biznesowi zarabiają kokosy, a on siedzi w tym samym domu i ma gównianą pracę.
Kto tam wie, co kręci ludzi w życiu :)
Flynn nie jest święty, przede wszystkim to nad życie miłuje niezdrowy smażony bekon, chciał kupić nielegalnie alkohol, i jak Hank mu przedstawił Wendy to się nie obrzydził tylko powiedział że jest "cool" >:). I mam jakieś dziwne przeczucie że twórcy zostawili mu na koniec ważną rolę w finale.
No dobraaaa przyznaję, masz rację :) Flynn nie jest święty! Wszystko co piszesz się zgadza, przypomniałam sobie o tym alkoholu, jak już napisałam post, ale miałam cichą nadzieję, że nikt się nie skapnie, że wprowadzam wszystkich w błąd, zwłaszcza że Flynn wygląda na takie niewiniątko ;] Tą scenę z Wendy pamiętam jak dziś, było jak mówisz :) Hmm, no zobaczymy jak się potoczą dalsze losy Flynn'a, ale chyba wesoło mu nie będzie i pewnie nawet śniadanie nie będzie mu tak smakowało jak wcześniej...;)
Swietnie spotrzezenie z tymi "smaczkami". Dodalbym jeszcze jak Walt sie zaczal zachowywac w sezonie 5 po zabiciu Gus'a. Jak Gus :) Przypomina mi to serial Heroes, gdy glowny villain zabijal ludzi i kradl ich supermoce.
Do tego dochodza slowa Mike'a z 5 sezonu: "Just because you shot Jessie James, it don't make you Jessie James".
Co do zabicia Gale'a - jasne, człowiek to człowiek, ale co innego, gdy o tym piszesz, a co innego czuł (czy raczej czułby) w tej sytuacji Jesse. Gdy szedł zabić tamtych dilerów, chciał się zemścić, chciał zabić zabójców dziecka, którzy do tego byli przygotowani na ewentualną strzelaninę. Natomiast w przypadku Gale'a przyszedł do w sumie nieszkodliwego człowieka, który nigdy nikogo nie skrzywdził (nie mówię, że był dobrym człowiekiem) i po prostu strzelił mu w twarz. To dwie różne sytuacje.
Patrzcie jak to różnie bywa. Ja Mike'a po prostu NIE ZNOSIŁEM! To była jedyna postać w tym serialu, której szczerze życzyłem śmierci i jej nadejście bardzo mnie ucieszyło. Na mnie wywarł wrażenie zimnego, pozbawionego skrupułów, łysego bydlaka bez żadnych aspektów pozytywnych. Pal licho że był kolesiem od mokrej roboty. Po prostu wykreowali go tak, że nie potrafiłem go lubić (nie byłem w stanie obdarzyć go choćby krztą sympatii).
Co do dyskusji - Pinkman święty nie jest, ale to na pewno jedyna pozytywna postać z "tych złych". Głównie dlatego, że jego reakcje są bardzo ludzkie. Jak zachowuje się zwykły człowiek (nie bandzior) gdy z premedytacją odbierze komuś życie? Ja bym obstawiał że tak jak Jesse (wyrzuty sumienia, rozpacz, depresja, utrata chęci do życia, strach itd). Po drugiej strony mamy Waltera i całą plejadę innych zabójców. Gus, Mike, Todd itd, Żaden z nich nie przeżywał tego tak jak "młody".
Co więcej uważam, że choć Jessie jest chyba najjaśniejszym punktem tego widowiska od strony moralnej, to jako bohater (wykreowana postać), trochę mnie irytuje... Najpierw jest głupkiem (przed długi, długi czas). Potem ma etap "bycia gangsterem" (ale zgodnie z przewidywaniem więcej w tym pozerstwa niż rzeczywistej przemiany). Teraz przechodzi coś, co nazwałbym "kryzysem poczucia winy". Niby ma to głębszy sens, ale szczerze mówiąc nie jest zbyt interesujące do oglądania. Popatrzcie jak genialnie "napisany" jest Walt. Prawie w każdym odcinku robi coś, czego nikt by się po nim nie spodziewał. A przy tym jest cholernie niejednoznaczny, naprzemiennie zdobywając i tracąc sympatię widzów. Jesse jedzie wedle przewidywalnego i oklepanego schematu, jego postać jest nakreślona bardzo czytelnie i scenarzyści nawet nie próbują nas niczym zaskoczyć w tej materii.
PS. Po zastanowieniu stwierdzam, że obecnie chyba najbardziej lubię... Goodmana ;). To tchórzliwa, niemoralna i sprzedajna szuja, ale ma w sobie to coś. Jego przebiegłość, zaradność i spora dawka komizmu sytuacyjnego który go otacza, sprawiają że ciężko go nie lubić (nawet chcą zrobić osobny serial o nim, więc to o czymś świadczy). Poza tym mimo wszystko wydaje się być osobą wierną i lojalną, przejawiając nawet pewne oznaki specyficznej troski o innych bohaterów (choć równie dobrze może to być dbanie o własny tyłek; ja jednak wierzę że drzemie w nim nieco dobroci i empatii).
Kolego, przecież Saul ma na drugie imię "dobroć i empatia", to zbliżenie na łzę na końcu (rodem z Mody Na Sukces) mówi samo za siebie :) http://www.youtube.com/watch?v=zyXwMBkCA3I
A tak poważnie, zgadzam się właściwie ze wszystkim co napisałeś (oprócz Mike'a). A Saul odkąd się pojawił, jest moją ulubioną postacią nr. 1, a "Better Call Saul", jednym z ulubionych odcinków BB. To co napisałeś o nim-dosłownie tak samo go widzę. I też wierzę, że ma w sobie iskrę dobroci :)
Co do Jesse'ego i Walt'a (i wykreowania ich postaci), myślę, że Jesse na początku był trochę takim motorem napędowym działań Walt'a. Jesse coś schrzanił, Walt musiał naprawiać, między czasie sam coś psując, aż na zabójstwach kończąc-wszystko po to, żeby pokazać właśnie to przechodzenie Walt'a na stronę zła. Jedak Jesse miał być kontrastem dla Walt'a, czyli kimś, kto tak na prawdę ma złote serce, totalnie się nie nadaje do tej roboty. On nawet na tym etapie "bycie gangsterem", był dość żałosny, Mike dał mu broń to sam nie wiedział co z nią zrobić. Więc z tym jego 'nie pasowaniem' do tego świata, twórcy cały czas byli konsekwentni. W tym "gangsterskim czasie" (myślę, że chodziło Ci o etap z Mike'iem i Gus'em), Jesse odżył, bo cały czas był zajęty (Gus był niesamowicie przemyślnym człowiekiem, znał się na ludziach, dobrze wiedział, że docenienie Jesse'ego i to całe przedstawienie żeby poczuł się bohaterem, sprawi że Jesse się podniesie), więc nie myślał o Jane, o Gale'u i wszystkich złych uczynkach. Twórcy chcąc nam pokazać, że Jesse to jednak dobry chłopak, jednak musieli uwikłać go w te depresje, powroty do ćpania, stany katatoniczne i siedzenie i wpatrywanie się w sufit (bo chyba tak zareagował by na to wszystko normalny człowiek)-a to jakby nie było gorzej się ogląda, nudniej niż kolejne nieodgadnione pomysły i działania Walt'a. Poza tym złe postacie ogólnie, nie tylko w BB, są ciekawsze, często lepiej napisane, niż te dobre. Myślę, że po tym okresie stagnacji Jesse'ego, teraz jak już prawie wszystko wie, na pewno nas zaskoczy. Ale zobaczymy...
Moim zdaniem różnica jest taka że White był bardziej świadomy tego co robi - że już nie będzie odwrotu i trzeba zmienić swoje życie (stać się inną osobą), albo można od razu sobie palnąć w głowę... Moim zdaniem to nie jest takie nieświadome zmienianie się - jest wręcz przeciwnie, on po prostu stara się przystosować. Pinkman jest słabszy psychicznie, gdyby nie chciał robić tego co robił, to by nie robił - nikt go siłą nie zmuszał a dzieckiem też nie jest, różnica jest taka że Pinkman chciał ale wymiękł, być może też był bez wyobraźni, a White po prostu nie wymiękł...
Jeśli chcemy oceniać obie postaci i porównywać, to wróćmy do początku zastanówmy się jaki motyw miał Pinkman a jaki Walt i teraz ile do stracenia ma Pinkman a ile Walt? Ja mam wrażenie że Pinkman na miejscu Walta to by był albo o wiele gorszy, albo by pękł totalnie i strzelił sobie w łeb... Warto zwrócić uwagę że nawet żona Walta to zrozumiała - że albo idziesz się utopić, albo walczysz bo odwrotu już nie ma (przynajmniej nie natychmiastowego)
mnie zastanawia ta kurtka Walta. Przeglądnąłem najnowsze odcinki od 9 zaczynając i... nikt takiej nie ma. Ewentualnie Huell, ale on ma jakieś logo na plecach :(
I? Pisząc o tej samej kurtce najwidoczniej tylko zapomniałeś wspomnieć, że może mieć inny kolor albo krój. Bo nadal nie widzę żadnego powiązania.
Interesujaco prawisz, ale nie do konca sie zgadzam z konkluzjami. Wszyscy wychodzimy z zalozenia, ze jednym z atutow serialu jest dosc realistyczne przedstawienie bohaterow - jako ludzi z krwi i kosci, ktorzy maja wady i zalety, nie sa jednoznacznie zwyrodniali ani swieci. Ale jednoczesnie historia opisuje pewna przemiane o charakterze moralnym. I tutaj kierunek przemiany u pana White'a jest jasno zarysowany. Nie ma co do tego watpliwosci. Mozna tylko zadawac sobie pytanie czy White byl sk...synem z natury, a okolicznosci tylko ten charakter i "potencjal" z niego wydobyly czy moze tego rodzaju okolicznosci (bedac na miejscu Waltera) kazdego z nas w jakis sposob by zdemoralizowaly i obudzily u nas ciemna strone.
Jesse to oczywiscie tez czlowiek. Ze swoimi licznymi wadami i slabosciami. Chwiejny, niedojrzaly, miekki. Ale u niego wektor w temacie zmian jest jakby odwrotny. Poznajemy go jako cpuna o malo skomplikowanej osobowosci. Istota wybitnie malo refleksyjna. Zyje doraznie, ma w dupie wszystko i wszystkich, nawet wlasna rodzine. Ale pod wplywem okolicznosci, z ktorymi zmaga sie rowniez pan White, pod wplywem traumatycznych przezyc, pod wplywem dojrzewania budzi sie w nim cos w rodzaju sumienia, wrazliwosci na innych oraz zdolnosci do refleksji. Po pierwsze to zupelnie inny typ osobowosci i charakteru niz pan White, po drugie inny jest punkt wyjscia. Pan White z ciapowatego nauczyciela w wieku srednim przemienia sie w groznego, niebezpiecznego przestepce. Jesse, mimo, ze tez teoretycznie moze pojsc droga czlowieka bezwzglednego, ktory dopusci sie kazdej zbrodni byle zrealizowac swoj cel, odnajduje jakies moralne granice, o ktorych mysli, ze nie wolno ich przekroczyc.
W tym wzgledzie roznica na korzysc Jessiego jest ewidentna.
ostani odcinek pokazał to wyraznie, to nie Walt jest głownym bohaterem ani Jesse ale przypadek. Walt ma dobre intencje dogadania sie ale jak nie bedzie miał wyboru do zlikwiduje Jessego. A gdyby nie jakis łysy i gdyby nie paranoiczny umysl Jessego i troche zaufania w Walta napewno by sie dogadali lepiej niz Jesse z Hankiem. Hank jest prostym gliniarzem, tak samo jak ze Skyler tak z Jessem, majac atuty w reku nie potrafi ich wykorzystac tylko mysli prosto dopasc Walta wykorzystac swiatków. Zadnego psychologicznego podejscia, wyrafinowania w innym wypadku juz dawno by miał Sky a i sadze ze Jesse tez mu sie wywinie.