Zanim kilka tygodni temu usiadłem przed telewizorem, aby przed ostatnimi odcinkami przypomnieć sobie BB od odcinka pierwszego, chyba tylko jeszcze z sentymentu Dexter był wielkim nr 1. BB był wielkim numerem 2.
Jednak po obejrzeniu po raz wtóry całości stwierdzam, że serialu jakim był Breaking Bad długo nie będzie. Nie widziałem drugiego takiego i pewnie nie prędko zobaczę.
Kilkadziesiąt fantastycznych odcinków - nie mogło być inaczej - postawiły wysoko poprzeczkę przed numerem 16 sezonu piątego. Widz był nęcony już na kilka odcinków przed finałem akcjami, które tylko potęgowały apetyt na ostateczne rozwiązanie (śmierć Hanka, rodzinne nieomal pochlastanie nożem etc.). Od odcinka 9 serial przypominał pędzący pociąg towarowy, któremu nawaliły hamulce. I ów pociąg zaczął zwalniać w odcinku 15. Ale wydawało mi się, że to tylko przyczajenie przed eksplozją i wbiciem w fotel w odcinku 16...
Cóż.... zdanie jakie wypowiedziałem przy napisach końcowych brzmiało bodaj: "co to ku#@$ miało być?". Ano, mieliśmy więc sceny niczym z rambo, po strzelaninie mieliśmy idealne dopasowanie ofiar i tych co przeżyli, mieliśmy niemalże epicki wyjazd Pinkmana z miejsca niewoli (brakowało jeszcze zachodzącego bądź wschodzącego słońca), wcześniej jeszcze akcję niczym z filmu o agencie zero zero siedem, gdzie White truje pewną panią w kawiarni zamieniając słodzik do kawy na truciznę...
Serial, który pokazał ewolucję postaci w sposób tak niepowtarzalny, serial, w którym każdy kolejny sezon miażdżył i był sensownym następstwem sezonu poprzedniego... serwuje zakończenie.... powiedzmy przyzwoite. Cóż. między arcydziełem a przyzwoitością ja widzę przepaść. I nie mógłbym wymagać innego zakończenia niż takie, które spowodowałoby wypowiedzenie przeze mnie wspomnianego wcześniej zdania, lecz w trochę innym kontekście. Albo z innej perspektywy. Np. z kolan, na których bym wylądował po finałowych scenach. Ale zamiast szukać szczęki na podłodze, szukałem cukru do herbaty i ciastek w kuchni po zakończonej projekcji.
Jestem zawiedziony. Nawiązując do klasyka i zmieniając kolejność: "Finał ten miał tam jakieś swoje minusy. Chodzi jednak o to, aby te minusy nie przysłoniły nam plusów". Mi przysłoniły po całości.
Podczas rozmów było wiele pomysłów na to, jak ten serial mógłby się skończyć. Wspomnę tylko o jednym pomyśle - White dokonuje ostatecznej przemiany, staje się czystym złem, złem bez skazy dobroci, bez jednej rysy przyzwoitości, która mogłaby jeszcze świadczyć o jego człowieczeństwie. A przemiana ta uwidacznia się np. w zabiciu kogoś ze swojej rodziny. Czy to Skyler - bo zrobili sobie jazdę po raz niepierwszy zresztą, czy - w jakichś okolicznościach, zaślepiony rządzą zysku i przez własne ego - zabija własnego syna na przykład. Walter staje się zły przez duże Zzzzz. A tu proszę - jakże pięknie, w jedyny słuszny sposób zamyka i załatwia wszystkie sprawy. I jeszcze prawie pokutę odprawia zdychając na podłodze.
Jeszcze w ostatnich sekundach odcinka wydawało mi się, że ostatnia scena będzie przedstawiała Pinkmana martwego w rozbitym aucie. Ot, z niczego nie wynikający wypadek samochodowy... Tyle się facet w końcówce nacierpiał, udało mu się wykaraskać, trzymanie kciuków pomogło... a tu proszę... kostucha ciachnęła kosą. Zresztą kiedy na horyzoncie pojawiły się "koguty" sądziłem, że właśnie do wypadku jadą. I byłaby akcja bardziej warta finału. Tak jak z Hankiem. Wszystko cacy, a tu mija kilka minut i funkcjonariusz DEA leży z dziurą w głowie. Wbiło w fotel? Mnie owszem.
Nie wiem, może się czepiam, ale nie takiego - NIJAKIEGO - zakończenia się spodziewałem. Miałem dostać kopniaka w brzuch, a zostałem poklepany po ramieniu. Miałem dostać meksykański gulasz z czterdziestu papryczek chili, a dostałem kaszkę mannę.
Szkoda.
Znaczy jakiegoś fragmentu mojego postu nie zrozumiałeś? Wskaż który, to wytłumaczę. Czy chodzi o kaszkę?
"White dokonuje ostatecznej przemiany, staje się czystym złem, złem bez skazy dobroci, bez jednej rysy przyzwoitości, która mogłaby jeszcze świadczyć o jego człowieczeństwie. A przemiana ta uwidacznia się np. w zabiciu kogoś ze swojej rodziny. Czy to Skyler - bo zrobili sobie jazdę po raz niepierwszy zresztą, czy - w jakichś okolicznościach, zaślepiony rządzą zysku i przez własne ego - zabija własnego syna na przykład. Walter staje się zły przez duże Zzzzz."
Naprawdę chciałbyś takiego zakończenia? Wybacz ale takie zakończenie było, by dopiero idiotyczne.
Odnoszę wrażenie że niektórzy oczekiwali że Walter zamieni się w jakiegoś karykaturalnego zuego, który wyrznie wszystkich wpień, a na deser zaszczeli swojego arcywroga gupiego knofidenta Pinkmana, a potem swoją gupią żonę. Po ekranie będą latać flaki i krew tryskać hektolitrami. No ludzie...
Twórcy zrobili finał spokojny,ale pełen emocji, koniec jest smutny, ale zarazem szczęśliwy i satysfakcjonujący. Rozumiem że nie do każdego to trafia, ale nie rozumiem jak można domagać się jakieś absurdalnej rozpierduchy i bóg wie czego, a nie doceniać zakończenia pełnego refleksji i pod pewnym względem z pozytywnym przekazem, wydźwiękiem, ale bez ckliwości. Z klasą.
W sumie do przewidzenia, że serial rozwinie się pod szerszą widownie. Dlatego taki finał, a nie inny. Wg mnie, od początku do końca ten sam wysoki poziom, ale nazwanie BB najlepszym serialem w historii to pewne nadużycie. Zwłaszcza gdy wiele się nie widziało. Piszę tutaj ogólnie, bez person.
Ja nigdzie nie napisałam że to najlepszy serial świata. Więc nie wiem skąd te aluzje.
Przecież zaznaczyłem, że piszę ogólnie. Post był i tak krótki - to dodałem dodatkową myśl. Co chwile ktoś popisuje się stwierdzeniem "najlepszy serial evaaa tralalaala...", więc może uda się sprowokować jakiegoś usera do dyskusji. heh
Z tych które widziałem to Twin Peaks. Jedyny serial gdzie po obejrzeniu mogłem z czystym sumieniem powiedzieć - arcydzieło.
ps. ale BB jest u mnie w czołówce.
twin peaks mialo rewelacyjny klimat ale ilość glupot i niedorzecznosci zawstydzilaby polski sejm
Uważam, iż z każdym seansem (łącznie z późniejszym filmem) głupot byłoby coraz mniej. Polecam tak zrobić.
"nie rozumiem jak można domagać się jakieś absurdalnej rozpierduchy "
"Po ekranie będą latać flaki i krew tryskać hektolitrami. No ludzie..."
Proponuję czytać tylko to co napisałem, nie zaś nadinterpretować to, co napisałem.
Doprowadzenie kogoś do śmierci, zabicie kogoś nie musi być równoznaczne z "absurdalną rozpierduchą" i "latającymi flakami".
Rozpierducha była kilka minut wcześniej i nie podobała mi się.
Ale tego nie trzeba nad interpretować - Twój "scenariusz" to jedna wielka groteska. W negatywnym znaczeniu.
Od początku do końca, widzimy że w Walterze kotłują się dwie osobowości. Śmierć Hanka, była tą granicą po przekroczeniu, której Heisenberg zaczął umierać. W finale nie ma Heisenberga. Jest Walt. Zwykły facet. I to jest wiarygodne i życiowe. Nie ma jakiś bajeczek o Walcie-Jokerze.
Zakończenie o którym pisałem było - jak wspominałem - jednym z kilku, które chodziły mi po głowie. I absolutnie nie neguję zasadności zakończenia w postaci wygranej White'a nad Heisenbergiem. Jednak sposób podania mi nie odpowiadał.
Jesli Dextera cenisz wyżej niż BB, to nie dziwię, się ,że zakończenie Cię rozczarowało. Dexter od początku pył pstrokaty, pastiszowy, nawet miejscami tandetny i głupkowaty. Breaking Bad trzymał wysoki, dojrzały poziom przez całą serię i równie "męsko" sie skończył. Wpiszę się w słowa tych wszystkich, którzy sprowadzają na ziemię hejterów - ten serial, to dramat kryminalny, z naciskiem na dramat.
Co do zakończenia - nie sądzę, że "nieszablonowe", "oryginalne", "wgniatajace w krzesło" byłoby dla tego serialu dobre. Pewnie, ucieszyłoby tych wszystkich, którzy szukają w kinie sensacji i wiecznie oryginalnych wyjść. Bzdurą totalną jest zaś zarzucanie finałowemu odcinkowi 'mainstremowości". To nie jest jakaś wykwintna rozkmina filozoficzno-moralna, ale od tandeciarskiej formy dziełu Gilligana daleko. Już to, że wielu płakało, że przy niektórych odcinkach "nic sie nie działo, że przegadane, że nudne" świadczy o klasie i doskonałym, sugestywnym klimacie. Fani serialu siedzieli jak na szpilkach z każdą minutą, każdego jednego odcinka. Dla reszty najwidoczniej lepiej pasuje Dexter (nie czytać, proszę tego zdania w kontekście złośliwej ironii). Dla mnie, jak i dla tysiecy innych fanów, ostatni odcinek był absolutnym dziłem sztuki, doskonale wieńczącym serial. Śmierć głównego bohatera to nie trywialne zakończenie, to jedno z wielu możliwych zakończeń. A ważniejsze od samej śmierci Waltera White'a jest to, w jaki sposób odszedł z tego świata. Po mistrzowsku.
Poczytaj kilka moich postów tutaj:
- ceniłem (czas przeszły) Dextera bardziej niż Breaking
- wgniatające w fotel zakończenie nie jest jednoznaczne z sensacyjnym zakończeniem (przywołałem kilka innych tytułów)
- sensację to ja zarzucam końcówce (akcja z karabinem)
- nigdzie nie napisałem, że (jako taka) śmierć White'a jest złym zakończeniem
- Opcja z karabinem była ostra, ale to przykład geniuszu Walta, podobało sie czy nie, na pewno nie można zarzucić tutaj grania pod publikę (wiele wcześniejszych 'sensacyjnych' motywów było dużo bardziej naciąganych). Mnie scena sie podobała, a dlaczego Tobie nie? Była w duchu serialu, całkiem świetnie zrobiona.
- Z Twoich wypowiedzi wynika, że widziałbyś raczej Walta jaka Badassa, bez katharsis. Po prostu inaczej wyobrażałeś sobie finał i chyba wiem dlaczego jesteś zawiedziony. Ja np. nie zastanawiałem się, jak potoczą się losy bohaterów z odcinka na odcinek. Żyłem raczej odcinkami minionymi i "dałem wolną rękę twórcom". Po każdym odcinku było widac na forach dyskusje - kto z kim ,jak, kto kogo, gdzie.... Marie miała mścić się za Hanka, Walt miał rozpieprzyć Szwarców, nazisci mieli trzymać jako zakładniczkę Skyler i dzieciaki by Walt dla nich pichcił, Jesssie miał zabić Walta, Walt miał zabić Jessiego, Flynn miał odlecieć na magicznych szczudłach do Nibylandii i sprowadzić kosmiczne jednorożce... (te wszystkie 'scenariusze' to historie alternatywne z ostatnich kilku tylko epizodów. No poza ostatnim. Ostatni sam wymyśliłem). Nie uważasz, że Twoje rozczarowanie wynikac moze właśnie z takiego "przegrzania"? Za bardzo napaliłeś się na finał, sam juz sobie wszystko w głowie poukładałeś i nagle BUM - Vince Gilligan rozbił Twoje wizje o brutalną ścianę trywialności? (Tak, dla mnie zakończenie jest mało oryginalne, ale zrobione perfekcyjnie)
powinno być "granicą, po przekroczeniu której" - przecinek przed slowem "po", inaczej to zdanie nie ma sensu
Zgadzam się w 100%. Fanboje Jessego spuszczają się nad finałem, bo przeżył. Finał jest bardzo naiwny, wręcz jakby z Mody na Sukces.
Walt dopilnował swoich spraw, ale w koncu sprawiedliwosc go dosięgneła - kula odbila sie i go trafila, moze nie bylo jakiegos rozpier-dolu w finale pod wzgledem zaskoczenia, bo tego wiekszosc oczekuje po finale, ale zakonczenie bardzo spoko jesli pomyslisz o tym na chlodno.
Właśnie, "spoko". Ale serial nie był spoko. Serial był wybitny. I dlatego spodziewałem się zakończenia serialu na odpowiednim poziomie. A dostałem - jak piszesz - zakończenie spoko. To mało.
Ciesz się, że nie dostałeś zakończenia jak w Dexie. Również uwielbiam oba seriale, ale Dex od 5. stoczył się i to mocno. Finał serialu był dla mnie beznajdziejny, a w BB może i za piękny, ale jakiś normalniejszy, Ci co mieli zginąć to zginęli a nie zmienili zawód ;)
I tak jego dni były policzone po nawrocie raka płuc, więc innego zakończenia być po prostu nie mogło.
Nie bylo zaskoczenia?
Kto przewidzial, ze Walter skontaktuje sie ze Schwartzami, aby przekazac im pieniadze dla rodziny?
Kto przewidzial, ze tymi ''wynajetymi zabojcami za 200 tys.'' okaza sie Badger i Skinny Pete?
Kto przewidzial, ze Walter sam pojdzie rozprawic sie z nazistami?
Kto przewidzial, ze Walter przyzna sie przed Skyler, ze robil ''to-co-robil'', poniewaz sprawialo mu to przyjemnosc?
Kto przewidzial, ze zwloki Hank'a i Gomez'a kiedykolwiek zostana odnalezione?
Kto przewidzial (w trakcie seansu), ze Lydia zostala otruta?
Czy aby na pewno nie bylo roz*ierdolu pod wzgledem zaskoczenia?
Mam wrazenie, ze wiekszosc na forum sa dumni z tego, ze przewidzieli smierc nazioli. Rzeczywiscie, chyle czola. Przeciez to bylo oczywiste, ale w jakim stylu, juz nie do konca...
Akurat otrucie Lydii było dla mnie oczywiste w momencie zbliżenia na rozpuszczający się "słodzik" w filiżance. Jego samotne rozprawienie się z nazistami też mnie nie zaskoczyło. Ale finał był całkiem niezły, chociaż brakowało mi jakiegoś "bum".
A co to mialo byc za bum? Wparowanie z bazooka? Czy Walter a'la Ahmed-sabojca z ladunkami wybuchowymi na ciele.
Brawo udalo ci sie przewidziec zaledwie dwie sytuacje z szesciu, ktore podalem.
Miejmy jeszcze na uwadze, ze nie podalem wszystkich, tylko pierwsze, ktore przyszly mi na mysl.
Oczywiscie po odcinku kazdy madry, kazdy przewidzial, kazdy wiedzial jak to sie wydarzy...
Nie pije teraz oczywiscie do ciebie, po prostu przypominam sobie wypowiedzi wiekszosci uzytkownikow odnosnie finalu:
''Walter na pewno wynajmie zabojcow, przeciez to niemozliwe, zeby rozprawil sie z wujaszkami w stylu Rambo'' <-- taki byl, co drugi komentarz.
Jest zaskoczenie i zaskoczenie. Wiekszosc oczekiwala, bog wie czego, dlatego jest zawiedziona.
Ale tak to jest jak sie bierze za wybitny serial, bedac fanem ''Szklanej pulapki''.
To było metaforyczne "bum", chodzi mi o coś, co by mną wstrząsnęło, co by wywołało ciarki, tak, jak już ten serial robił wiele razy. A tu w sumie Walt pozamykał wszystkie sprawy i już. Zakończenie z klasą, ale czegoś mi brakowało. Przygotowania do akcji z nazistami były pokazywane po kawałku (zakup karabinu, konstruowanie tej podstawy, przerobienie pilota od samochodu), że wszystkie jego działania były już oczywiste (ustawienie samochodu, sięganie po kluczyki, rzucenie się na Jessiego) i nie miałem uczucia "wow", jak miałem na przykład w trzecim sezonie, gdy Walt przejechał tych dilerów, których chciał zabić Jessie. Najmocniejsza scena w tym odcinku to moim zdaniem grożenie Schwartzom. Podobało mi się też, że Walt się przyznał, że tak naprawdę lubił gangsterkę. A to, że podał miejsce, gdzie leżą Hank i Stevie jakoś mnie nie ruszyło.
Nie chodzi mi o to, żeby pokazać, że jestem superdetektywem i wszystko przewidziałem, tylko o to, że po prostu finał mną nie wstrząsnął, tak jak wstrząsał mną przez pięć sezonów. Spodziewałem się czegoś więcej po tym serialu, ale nie było źle.
oj rozpieścił was Gilligan strasznie przez te pięć sezonów, niektórzy to by chyba oczekiwali gwiezdnych wojen w zakonczeniu. ostatni epizod jest rewelacyjny moim zdaniem - spokojny, stonowany, z Waltem w roli głównej, nie Heisenbergiem. wszystko idealnie spięte narracyjną klamrą, bez niedomówień, bez ściem. nie wiem, jakim cudem można by było wywołać jeszcze jakieś dodatkowe wow w pożegnalnym odcinku ostatniego sezonu skoro wszystko bylo jasne i wprowadzać elementów nowych i zaskakujących po prostu nie można. tu chodziło o rozliczenie się ze swoim życiem, o zapłacenie rachunku, o odkupienie, o przyznanie się do winy, w końcu o odzyskanie równowagi i spokoju przed śmiercią. chyba najbardziej dojrzałe zakończenie historii jakie widzialem. Walt wziął wszystko na klatę, zamiast uciekać lub udawać, że jest kimś , kim naprawdę nie był. zakonczenie idealne jak dla mnie, czuję się w pełni usatysfakcjonowany
Ale napisałeś mi większość wątków z tego odcinka. Tak, to co napisałeś mało kto mógł się tego spodziewać albo nikt, ale chodzi o takie zaskoczenie jak po zakończeniu 8 odcinka 5 sezonu, to miałem na myśli. Ja nie jestem rozczarowany, wybitny serial, co do masakrowania nazioli to ja np. spowiedzialem sie że wejdzie tam z tą bronią, a tu taki patent z autem.
Reżyser wiedział kiedy skończyć serial, w przeciwieństwie do np. Dextera, Weedsów.
Dobra, nie bede cie przeciez przekonywal, ze mialo czy powinno cie to zaskoczyc :D
W kazdym badz razie - mnie zaskoczylo.
I wlasnie za to kocham ten serial. Za to, ze jest stonowany.
Pamietam, jak ludzie narzekali na sposob w jaki Hank odkryl, ze Walter to Heisenberg.
Wszyscy spodziewali sie jakis wybuchow, typowo amerykanskiego patosu itd.
Natomiast Gilligan przedstawil nam sra*acego Hanka, ktory przez przypadek odkryl tozsamosci osoby, ktora scigal przez ostatni rok - Genialna ironia losu.
Istnie tarantinowski czy tam coenowski.
Nie było żadnego zaskoczenia.
-co do Schwartzów nie byłem pewien co zrobi, byłem pewien że ich nie zabije
-Badger i Pete to tylko szczegół nie żadne tam zaskoczenie
-to było pewne już od dawna że sam do nich wpadnie, Saul nie dał mu żadnych numerów do zabójców a on sam nikogo nie znał
-to było już wiadomo wcześniej, nie chciał się tylko do tego przyznać
-Hank i Gomez to też szczegół czy się ciała znajdą czy nie
-tak, wiedziałem że ją otruł
Do tego powiem że byłem w 95% pewny że Walt zginie i w 100% pewny że Jesse przeżyje.
Hmm, co do śmierci nazioli to scena godna MacGyvera.
czytałam prawie wszystkie posty z tego forum dotyczące ew fabuły na scenariusz do finału ;) i tak jak mówisz, nikt przedtem na to nie wpadł, teraz wszystko jest oczywiste i banalne - "to się domysliłem, to wiedziałem, to było Do Przewidzenia"
mnie ruszyły dokładnie te sceny, które napisałeś. rozmowa skyler i walt zza słupa po telefonie marie - genialnie. dla mnie zakończenie mocne ale i spokojne, daje ulgę po tym smutnym maratonie 4 odcinków, gdzie wszystko tylko szło w dół i w dół.
-W momencie kiedy Walt zobaczyl Schwartzow w TV wiedzialem ze przyjdzie do nich - czyli juz w poprzednim odcniku.
-to ze akurat ci kolesie beda "zabojcami tego nie przewidzialem i to wcale tez nie bylo zaskoczeniem. Ja myslalem, ze zaplacil jakims pierwszym lepszym dzieciakom zeby potrzymaly lasery z odpustu.
-to ze Lydia zostala otruta to chyba bylo oczywiste ? Przeciez bylo wyraznie pokazana jak wsypuje to do kubka...
-Walt przez ostatnie odcinku juz dzialal sam, w sumie to juz nikogo nie mial wiec tez to nie bylo zaskoczeniem.
Reszta ? Nie wiem serio co bylo zaskakujacego w tym co Walt powiedzial Skylar...
Nie zebym hejtowal, ale wymieniles po prostu zle sytuacje.
czytałam prawie wszystkie posty z tego forum dotyczące ew fabuły na scenariusz do finału ;) i tak jak mówisz, nikt przedtem na to nie wpadł, teraz wszystko jest oczywiste i banalne - "to się domysliłem, to wiedziałem, to było Do Przewidzenia"
mnie ruszyły dokładnie te sceny, które napisałeś. rozmowa skyler i walt zza słupa po telefonie marie - genialnie. dla mnie zakończenie mocne ale i spokojne, daje ulgę po tym smutnym maratonie 4 odcinków, gdzie wszystko tylko szło w dół i w dół.
Zepsuć, przepraszam tzn. zj...ć końcówkę to tylko usamerykanie tak potrafią. Widać musiał być jakiś odgórny "prikaz", żeby takie dzieło w tak prymitywny sposób zakończyć.
Bzdura Jak sam Vince Gilligan mówił serial kończy się tak jak tego chciał, tak jak napisał tą historię. To byłą jego wizja. Zamienił Mr Chipsa w Scarface'a który zginą samotny pozostawiając za sobą jedynie zniszczenia, z niczym w laboratorium, które kochał. Nic tu nie zyeballi bez przesady.
Nie bądź naiwny. Mówi co mu pracodawcy kazali. Ja mam odczucie, że 5 sezonów i 15 odcinków napisała inna osoba niż finał. Nie pierwszy raz to zaobserwowałem w amerykańskim kinie.
Haha on i cała ekipa stworzyli taki hit że AMC brało wszystko to co wyszło z pod jego ręki. Nikt mu nic nie kazał. Przed takimi projektami podpisuje się kontrakt i nikt się już nie wtrąca w wizję reżysera jaka będzie fabuła. Skąd ty bierzesz takie rewelacje. Ale wrażenie masz dobre bo o ile całą historię wymyślił Gilligan i taka jaką napisał została do końca pokazana w TV o tyle scenariusz do każdego odcinka napisał kto inny i kto inny je reżyserował ( ale oczywiście zgodnie z duchem tej całej opowieści). Vince pisał tylko do pierwszych i ostatnich odcinków w sezonach i 4 pierwsze w I sezonie).
tu jest ładnie rozpisane kto był scenarzystą i reżyserem każdego odcinka:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_odcink%C3%B3w_serialu_Breaking_Bad#Sezon_1_.2 82008.29
Racja, w końcu nie bez powodu był akcent na scenę, w któej ogląda scarface'a z dżuniorem
Polecam Ci serial Iris, sezon 1. Ma 20 odcinków. Są one zamkniętą całością. Od razu tylko zaznaczę, że wątek romantyczny jest okropnie długi, nudny i namiętny i spokojnie możesz go przewijać. Ciekawam co napiszesz po jego zakończeniu :)
Walt chcial dobrze dla rodziny, mimo ze przyznal sie, ze kierowaly nim egoistyczne pobudki. Tez myslalem, ze Pinkman zginie w tym aucie, ale to bylaby jaras ironia losu. Walt wszystko naprawil, zginal tam gdzie czul sie doceniany, umarl spelniony.
Byla scena jak Hank jedzie Waltowi, ze jest nudziarzem, to byl jeden z impulsow zeby udowodnic sobie, ze tak nie jest.
Zabicie kogos z rodziny NIE MIAŁOBY W OGÓLE SENSU - w końcu nie chciał nawet śmierci Hanka, chciał odwołać Jacka i kumpli...
Troche się czepiasz, ale chyba tak jak ja i wiekszosc, spodziewalismy sie czegos mega, cos co nikt by nie przewidzial, ale mysle ze nie o to chodzilo.
Tu nawet nie chodzi o mega nieprzewidywalne fajerwerki w zakończeniu. Dostałem po prostu do końca ładnie ułożone puzzle, które zostały potem grzecznie schowane do pudełka, a pudełko zostało grzecznie odłożone na półkę na swoje miejsce. Jakieś takie odczucia mam po finale.
Ja tez ale to mi sie podoba. Jakie wedlug ciebie powinno byc to "lepsze " zakonczenia? I to w ciagu 55 min? Mogloby byc inne, rzecz gustu, ale lepsze - nie. Moim zdaniem zakonczenie Lostow jako odcinek bylo swietnie, tylko ku*wa nie do tego serialu! Wiec tu podziekuje scenarzystom za sliczna i logiczna puente, wole to niz fajerwerki kompletnie od czapy jak np. w Lost
Nie istotne, jakie wg mnie powinno być lepsze zakończenie. Porównam je tylko z zakończeniem choćby sezonu trzeciego. Maluch kontra walec.