Zaczalem ogladac ten serial (3 odcinki za mna) i jestem mile zaskoczony. W zasadzie wszystko sie ze soba ladnie splata i wzajemnie uzupelnia. Dobry montaz, dobra muzyka, dobra gra aktorska, dobry scenariusz, zgrabnie wkomponowany humor. Czego chciec wiecej? Problemem jest to, ze seriale, ktore ciagna sie dluzej niz 4 sezony popadaja w rutyne, monotonie i niemilosiernie sie zapetlaja z braku pomyslow i z powodu wypalenia tworcow. Przykladem chocby Dexter, ktory nie tylko ze osiadl na mieliznie, ale wrecz zaczal razic glupota.
Amerykanie to inteligentni ludzie, dlatego to seriale i filmy przez nich zrealizowane glownie ogladamy. Mniej mamy zaufania do tworcow pakistanskich, indonezyjskich, polskich, estonskich, ekwadorskich, kenijskich i nepalskich. Amerykanskie uniwersytety naleza do najlepszych, amerykanscy naukowcy corocznie obdarowywani sa Noblami, amerykanska kultura (nie tylko kinematografia) nalezy do najbardziej ekspansywnych na swiecie (przykladowo niemal wszystkie nurty muzyki popularnej wywodza sie z USA). Rowniez literatura amerykanska swieci triumfy, szkoly teatralne to absolutna swiatowa elita, praktycznie na kazdym polu (nawet w sporcie) Amerykanie wioda swiatowy prym. Oczywiscie w roznych malych panstwach zakompleksieni ludzie szukaja sposobow by sie dowartosciowac (najlepiej kosztem najlepszych czyli Amerykanow), ale te proby zawsze wydaja sie cokolwiek zalosne. Sila Amerykanow jest ich wewnetrzna roznorodnosc. Ciezko powiedziec, ze Amerykanin jest taki czy owaki, bo w 2 sekundy znajdziemy Amerykanina zupelnie innego od wczesniej obgadywanego. Latwiej generalizowac na temat narodow homogenicznych np. na temat Bulgarow, Serbow, Albanczykow czy Polakow (kazdy Polak to pijak, zlodziej i antysemita).
Breaking Bad wydaje sie byc serialem inteligentnym, w koncu gdzie indziej szukac inteligentnego serialu jak nie w USA? To kolejna produkcja po Bossie, ktora robi wrazenie. Ja wiem, ze po trzech odcinkach ciezko mi ferowac daleko idace opinie, ale od razu uchwycilem te magie, ten kunszt, ten profesjonalizm wyzierajacy z kazdej sceny. Czy sie w koncu rozczaruje, tak jak Dexterem? Jestem tego absolutnie pewien. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Sezon piaty i dziesiaty nie maja szans byc tak samo dobre jak sezon pierwszy czy drugi. Wystepuje zmeczenie materialu, a wypalenie tworcow i aktorow nie podlega zadnej dyskusji. Zostaje biznes, marketing, kasa, natomiast walory artystyczne i rozrywkowe odchodza na dalszy plan.
Ja mam jednak to szczescie, ze dopiero zaczynam swoja przygode z amerykanskim serialem Breaking Bad. Wszystko przede mna, na poczatku satysfakcja.
Z gory mowie ze sie nie zawiedziesz ;) Gilligan nie osiada na laurach tylko bo sobie wyrobil dobre zdanie o swoim serialu, nie zachowuje sie jakby widzow mial gwarantowanych, wciaz sie stara i wciaz robi swietny serial, z sezonu na sezon coraz lepszy. Jesli mam byc szczery to 1 sezon byl najslabszy wg wielu osob, w tym mnie.
Jestem przy czwartym sezonie. Z przykroscia zauwazam, ze pojawily sie pierwsze rysy i pekniecia. Niektore watki staly sie - jakby to rzec - rozciagniete i nuzace. Minki i reakcje Walta staly sie powtarzalne. To jest ten syndrom wypalenia, o ktorym wspominalem. Serial wciaz trzyma poziom, ale - moim zdaniem - nie ma juz tej swiezosci, ktora zachwycal na poczatku. Gorzej jest tez calosc zmontowana, muzyczne kawalki okraszajace koncowki nie sa juz tak zgrabnie dopasowane. Pojawily sie nierownosci. Nie ma juz tak fajnie dopelniajacego sie tzw zwiazku przyczynowo-skutkowego. Tak jak mowilem - 4 sezony to maks, w tym serialu czwarty sezon powinien byc ostatnim.
Aktor grajacy Walta staje sie w swoich reakcjach bardzo przewidywalny. Bez sensu jest ciagnac to dalej, ale tez nie jest latwo to szybko zakonczyc. Watki trzeba powoli i logicznie pozawiazywac.
Moja wstepna ocena serialu jest bardzo wysoka. 8 to u mnie szczyt szczytow, wyzej sa rzeczy niemal idealne, a takie w telewizyjnych produkcjach zdarzaja sie rzadko. Niestety, tworcy w pogoni za kasa, wykorzystujac popularnosc serialu i dobre recenzje, moga chciec zaprzepascic wlasny wysilek. Wykreowali interesujaca i nieglupia historie, i szkoda byloby, gdyby z powodu rozciagania gumki w majtkach ten serial (jego ostatnie sezony) pozostawil po sobie jakis niesmak i rozczarowanie.
A w którym momencie czwartego sezonu jesteś? Jak dla mnie właśnie ten sezon jest najlepszy i w jego drugiej połowie wszystkie wątki zaczynają mieć znaczenie. Przeszłość Gusa, kartel, słabości Jesse'ego, ba, nawet "kariera" Skyer u Teda - wszystko to w ostatnich kilku odcinkach świetnie się na siebie nakłada. Jestem przekonany, że po zakończeniu tego sezonu nie poczujesz grama rozczarowania.
Jestem dokladnie w polowie. Dzisiaj cisne odcinek za odcinkiem. Od tygodnia jestem chory, wiec i tak nic innego nie mam do roboty.
Byc moze pojawia sie ciekawe rozwiazania, ja nie neguje tego, ze serial wciaz potrafi zaskoczyc czy pozostawic dobre wrazenie, niemniej to juz nie jest to samo co na poczatku. Pewne elementy staja sie irytujace. Walta twarz nie wyraza zbyt szerokiej gamy uczuc. Jego spojrzenie, mina, grymas - to wszystko juz bylo. 20 odcinkow mozna to ciagnac... 30 odcinkow, nawet 40... Ale w pewnym momencie pojawia sie zapetlenie, nie tyle fabularne, ile psychologiczne. Ja juz po prostu mam dosc Walta, jego powtarzajacych sie reakcji, jego irracjonalnych spiec z zona, jego bledow, ktore zaczynaja przybierac forme schematu. Gdy w dobry serial wkrada sie schematyzm, trzeba szybciutko serial konczyc. A tu widze, ze nie ma konca. Mozna wymyslic rozne ufoludki, wojny gwiezdne, podroze w czasie, mozna napackac fabule kolejnymi zwrotami akcji (co tez nastepuje), ale to juz nie bedzie to samo co na poczatku. I nie jest. Scenarzysci tego dziela to inteligentni ludzie, ale producenci sa bezlitosni - kaza im pracowac dalej nad czyms co powinno zmierzac do konca.
P.S. Ja ten serial ogladam w ekspresowym tempie. Caly czas jestem na biezaco z jego melodia. Wyraznie wychwytuje falszywe nuty w 4 sezonie. Kolejne przyspieszenie narracji? Oczywiscie, ze bedzie, ale to nic nie zmienia. Patrze wstecz na tych kilkadziesiat odcinkow i widze wyraznie, ze za duzo tego dobrego. Za duzo zbiegow okolicznosci, przypadku, zwrotow akcji, mrozacych krew w zylach scen, rodzinnych klotni, napiecia. Opowiadana historia zatraca swoja wiarygodnosc - wiarygodnosc oparta na zalozonej na poczatku logice zdarzen.
To sie wszystko tak fajnie zaczelo, wydawalo sie, ze bedzie ewoluuowac w strone mroku i destrukcji. Niestety, 5 sezon (a moze, o zgrozo, i nastepne) to znak, ze syndrom opery mydlanej zwycieza.
Wszystko jest rzeczą gustu, ale ja żadnego zapętlania się w kółku tych samych wątków nie zauważyłem. Jeśli już miałbym wskazać nużący i zbyt długo przeciągany motyw, to byłoby to ukrywanie prawdy przed Skyler przez dwa sezony. Co odcinek padało pytanie "where have you been?" i co odcinek było wzruszanie ramionami i rżnięcie głupa przez Waltera. Co masz dokładnie na myśli mówiąc, że serial w czwartym sezonie stał się schematyczny? Tzn. jakie elementy uważasz za powtarzające się?
A co do znudzenia reakcjami Walta (chociaż też za bardzo nie wiem, co konkretnie masz na myśli), to wydaje mi się, że trochę szukasz dziury w całym. Jest pewna pula ludzkich emocji i odruchów, które świadomie czy nie powtarzamy w kółko przez całe nasze życie. Trudno co odcinek odkrywać koło i pokazywać jakąś zupełnie nową twarz Walta czy innych bohaterów, bo to zupełnie burzyłoby balans serialu. Ja wiem, że to tylko serial, że przede wszystkim ma być ciekawy, pokazywać coś nowego itp., ale wydaje mi się, że pod względem koncepcyjnym przedstawianie Waltera w taki a nie inny sposób ma swoją rację bytu. Zwróć uwagę, że w czwartym sezonie nie mamy do czynienia z wysadzającym biuro Tuco i pewnym siebie "stay out of my territory" Heisenbergiem, tylko ze stłamszonym przez Gusa i starającym się przetrwać Walterem Whitem, który przeszedł w stuprocentowy "survival mode", zatem trudno oczekiwać nowego smaku czekoladki przy każdym otwarciu pudełka. Mówisz, że irytuje cię Walter i jego irracjonalne starcia z żoną - ale czy nie jest to sens serialu? Celem jest właśnie przekształcenie bohatera w złego człowieka, a przecież to nie chodzi tylko o zabijanie ludzi i inną kryminalną działalność, ale i (może nawet przede wszystkim) o to, że koleś staje się po prostu skur* w życiu copdziennym uprzykrzającym życie wszystkim wokół, tak że widz pod koniec myśli sobie: "boże, nie mogę już patrzyć na tego gościa, niech go ktoś zabije".
Nie zrozumiales mnie. Mam dosc Walta, bo postac ta przestala byc dla mnie interesujaca. Kreacja aktora grajacego Walta przestala mnie przekonywac. O ile na poczatku motywy kierujace Waltem, jego reakcje, emocje, byly zrozumiale i uzasadnione psychologicznie, o tyle teraz mamy mielizne, czyli utkniecie w pewnym martwym punkcie. Twierdzisz, ze Walter przechodzi przemiane i zmierza w strone mroku. Tego oczekiwalem od poczatku, ale ten proces wlecze sie niemilosiernie, jak w tasiemcowym serialu. A ja z zalozenia nie lubie oper mydlanych i nie jest to li tylko kwestia gustu. Pojawilo sie zbyt duze nagromadzenie sensacyjnych motywow, a ja serial oceniam pozytywnie tylko wtenczas gdy sili sie na realizm (w ramach okreslonej konwencji oczywiscie). Scenarzysci pchaja akcje w strone zageszczenia watkow budujacych napiecie. Moim zdaniem to zageszczenie jest sztuczne, przez to serial zaczal tracic poczatkowy rytm, tempo i melodie. Odczuwam to wyraznie, bo ogladam calosc ciurkiem. Wkrada sie nie tyle chaos, ile pretensjonalnosc. Niektore sceny (np. retrospekcja gdy pokazana jest smierc dawnego wspolnika Gustavo) sa zrealizowane na niskim poziomie i nieprzemyslane. Burzą klimat. Co z tego, ze niosa ze soba dodatkowe informacje. Dobry serial nie ma niesc niezliczonej ilosci informacji i szczegolow, ma zachowywac wewnetrzna harmonie i spojnosc artystyczna. Narracja stala sie szarpana, zmienil sie montaz. Nie wiem jakie zmiany personalne na przestrzeni lat zaszly w ekipie realizujacej te produkcje, ale w 4 sezonie poziom realizacyjny nie jest tak wysoki jak w pierwszym czy drugim sezonie.
Jesse i Walter sa przedstawieni jako bohaterowie, ktorzy zyja w nieustannym zagrozeniu, balansuja na krawedzi, ale przez ile odcinkow mozna utrzymywac taki stan rzeczy? 30, 40, 90, 120, 400 odcinkow? Powroci rak, jak dlugo na raka bedzie umierac Walter? 6 sezonow, 12, 18? A moze w 25 sezonie znowu pojawi sie remisja? To jest droga ku zatraceniu, ale nie Waltera, poprzez jego bledne wybory, ale serialu, poprzez bledne wybory producentow, wybory wynikajace z ich pazernosci.
Historia, co jest ewidentne, zaczyna sie rozkladac, podczas gdy pierwszych, powiedzmy, 20 odcinkow, bylo spojnych, logicznych, wewnetrznie poukladanych, artystycznie zbalansowanych.
W pierwszym poscie watku wspomnialem o syndromie wypalenia. To jest nieuniknione. Nigdy nie widzialem serialu o liniowej fabule, ktory by w 5, 6 czy 10 sezonie byl rownie dobry jak w pierwszych. Oceniam to wzglednie obiektywnie, bez fanatyzmu, z jakims dystansem. Tak po prostu jest z serialami i ciezko cos tu zmienic. Najlepiej nie ciagnac historii w nieskonczonosc, ale pokusa dla producentow jest zbyt duza, zwlaszcza gdy serial dobrze sie sprzedaje i cieszy sie pozytywnymi recenzjami. Niektore seriale szybciej wpadaja w utarte koleiny i schematy, inne dluzej zachowuja swiezosc i swoista oryginalnosc.
Jakie elementy uwazam za powtarzajace sie? Wszystkie. Wszystko juz bylo i powraca. Klotnie z zona? Byly. Sa nastepne, nie roznia sie wiele od poprzednich. Zona obrazala sie gdy odkryla, ze maz ja oklamuje. Zona obrazila sie, gdy odkryla, ze maz to przestepca. Zona obrazila sie, gdy odkryla, ze maz ma tajemnice. Konflikt wygaszony tylko po to, by pojawil sie ponownie, w prawie identycznej formie. W przyszlosci Walt bedzie mial romans, zona to odkryje i obrazi sie. Wczesniej mielismy watek obsesji Hanka na puncie wlasnego sledztwa. Motyw wygaszony. Co sie dzieje? Hank ma nowa obsesje, ale jej charakter do zludzenia przypomina poprzednia. Mozesz powiedziec, ze Hank juz taki jest, obsesyjny. Ale to sie po prostu robi jalowe. Jesse? Wiecznie niedojrzaly, nieuczacy sie na swoich bledach, naiwny, porywczy. Bylo, bylo, bylo i wraca. W trzecim sezonie, po smierci Jane, wydawalo sie, ze Jesse przechodzi przemiane, ewoluuje, dojrzewa, wydawalo sie, ze blizny pozostana w jego psychice na zawsze, na zawsze go zmieniajac. A potem wraca ta konstrukcja Jessiego, ktora znalismy z pierwszego sezonu. Nieszczesliwy, ale nadpobudliwy, emocjonalny, nie myslacy o konsekwencjach. Utarte schematy i powtarzajace sie pomysly. Przyniosly sukces pierwszym sezonom, wiec tworcy do nich wracaja.
Tworzenie zagrozenia wokol Jessiego i Walta tez przybralo forme schematu. To ten sam rodzaj zagrozenia co wczesniej, tylko teraz mamy zageszczenie wszystkiego, wieksza ilosc postaci i coraz wiecej sensacyjnych watkow siegajacych nie tylko karteli narkotykowych z Meksyku, ale i Chile. W 26 sezonie moze pojawia sie motywy zwiazane z terrorystami muzulmanskimi, powiazanymi z Al Kaida. Litosci.
Ewolucja postaci. Inteligentni scenarzysci i to wkomponuja. W 12 sezonie Walt bedzie bezwzgledny i okrutny, taki jaki teraz jest Gustavo. Czy bedziesz widzial sens w ogladaniu 12 sezonu Breaking Bad?
Nie mów o 8, 10 czy 20 sezonie, bo w tym i przyszłym roku będą dwa krótkie sezony po 8 odcinków i koniec po 62 odcinkach. Wiesz, nie chcę być złośliwy, ale kierując się takimi kryteriami, to każdy serial można uznać za beznadziejny. Mówisz że motywy się powtarzają, ale jakże może być inaczej? Jest miłość, nienawiść, sympatia, chciwość, zazdrość, gniew i właściwie na tym koniec. Nie wiem, jak sobie to wyobrażasz, że Walt w jednym odcinku jest zły, w drugim dowcipny, w trzecim zazdrosny itd. po czym po 10 odcinkach trzeba zakończyć serial, bo wszystko już było? Tak mówisz, jakby chodziło o to, że wszystkie elementy odhaczać z listy. Skyler w pierwszym sezonie była zła, że Walt nie chce jej powiedzieć, gdzie był, to potem w trzecim nie może być zła, jak dowiaduje się, że jej mąż gotuje prochy, bo złość już była i już więcej pojawić się nie może? Ja rozumiem, że powtarzanie identycznych wątków jest wadą (przykładowo gdyby zamiast Gusa wprowadzić czarny charakter zachowujący się tak samo jak Tuco), ale czegoś takiego w BrBa nie ma. To jest tak jak z kolorami: masz trzy podstawowe, ale odpowiednio je mieszając dostaniesz nieskończoną ilość niepowtarzalnych odcieni. A rozwijania akcji przez dłuższy okres czasu nie nazwałbym wadą. To jest właśnie największa siła seriali telewizyjnych - mają czas. W filmie jak trzeba pokazać, że bohaterowie się kochają, to najczęściej na samym początku wrzuceni są do łóżka i po sprawie, natomiast w telewizji to może być pokazane subtelniej i naturalniej, ale co za tym idzie i wolniej. To jest przemiana kompletna, o sto osiemdziesiąt stopni, więc to byłoby nienaturalne, gdyby w jednym odcinku bal się do reki wziąć pistolet a po kilku kolejnych mordował ludzi bez zmrużenia oka.
Wydaje mi się, że po prostu trochę przesadzasz. Jesteś po 40 odcinkach i zaczynasz wspominać o operze mydlanej (po tyle odcinkach to nawet Moda na Sukces była jeszcze świeża). Nie będę się starał cię do niczego przekonywać, bo widzę, że masz dość jasne zdanie, ale proponowałbym trochę lżej na to wszystko spoglądać. Co by nie mówić że BB jest świetny czy wspaniałe - to jest tylko serial telewizyjny, twór skierowany do masowego odbiorcy i od tego odbiorcy całkowicie zależny, ograniczony zasadami i limitami narzuconymi przez medium. Oczywiście dla VG i reszty jest to pewnie dzieło życia, ale tak naprawdę jest to tylko telewizja i do innych seriali telewizyjnych należy je porównywać. Mogę sobie mówić, że przykładowo lepszy wzgląd w psychikę złoczyńcy daje Zbrodnia i Kara, ale to nie o to chodzi. Jak dla mnie i dla naprawdę dużej części tak zwykłych widzów jak i krytyków BB jest jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) seriali w historii, więc skoro dla ciebie jest tu tyle niedoróbek i zgrzytów, to może lepiej przerzucić się na inne medium, bo wymienione przez ciebie wady (rozciągnięcie akcji, jakiegoś rodzaju powtarzalność itp.) to praktycznie cechy gatunkowe seriali telewizyjnych, występujące w mniejszym lub większym zakresie we wszystkich serialach. Nie mówię tego ze złośliwości - po prostu nie każdemu wszystko podchodzi (ja na przykład nie tykam komiksów).
Znowu mnie nie zrozumiales. Ja wyraznie wskazuje na to, ze serial zatraca swoja pierwotna spojnosc. W zadnym cholernym razie nie mozna tego nazwac zaleta. Opowiadana historia moze byc dluga, nie mam nic przeciwko temu, ale nie moze ciagnac sie w nieskonczonosc. Stad postawiona teza, ze seriale dluzsze niz 4 sezony zaczynaja cierpiec na syndrom telenoweli brazylijskiej. Bez wyjatku, o czym pisalem w otwierajacym poscie. Ty jestes fanatycznym milosnikiem Breaking Bad, wiec kazda krytyka tego serialu Ciebie irytuje. Ale to jest niemerytoryczne i niedojrzale. Ja wskazuje konkretne wady nie serialu jako takiego, ale jego ostatnich odslon. Widze postepujaca erozje, tak jak dostrzegalem ja w kazdym innym serialu, ktory nadwyrezal wytrzymalosc materialu.
"Zbrodnia i kara"? Swietny przyklad, bo jest to niedoscigly wzor, nieosiagalny jak na razie dla seriali telewizyjnych. Ale jednoczesnie pokazuje, ze rzecz bliska idealu jest w literaturze (w kinie rowniez) mozliwa.
Mowisz o dystansie. Czemu Ciebie na dystans nie stac? Czemu uciekasz w fanatyzm? Rozumiem, ze podoba Ci sie serial, mnie - ogolnie rzecz biorac - rowniez, ale czemu nie potrafisz podchodzic do tematu bardziej analitycznie i krytycznie? Mnie nie jest tak latwo zadowolic, a gdy dostrzegam wady, to po prostu o nich mowie.
Dlatego - nie chce byc zlosliwy - wyluzuj i pozbadz sie fanatycznego stosunku do ulubionych seriali, ktore przeciez idealne nie sa. Zrozumialbym fanatyzm w przypadku "Zbrodni i kary", ale nie w przypadku Breaking Bad. Przyjmuj krytyke czegos odbiegajacego od idealu ze spokojem.
W tym serialu obok warstwy czysto fabularnej, jest tez warstwa narracyjna, zwiazana z montazem, ruchem kamery, swiatlem, budowanym klimatem, tempem, melodia. Na tej plaszczyznie serial zaczyna szwankowac, pojawiaja sie chropowatosci, ktorych w pierwszych dwoch sezonach nie bylo. Niknie powoli dawna plynnosc. To swiadczy miedzy innymi o tym, ze scenariusz jest pisany (uzupelniany) na biezaco - innymi slowy historia prawdopodobnie nie ma jeszcze zakonczenia. Jednoczesnie nieuchronne jest wypalenie tworcow sleczacych przy jednym dziele x-lat i nie wiadomo jak dlugo jeszcze.
Breaking Bad moglby miec i 5 sezonow pod warunkiem, ze caly scenariusz bylby gotowy przed rozpoczeciem realizacji pierwszego odcinka. Wkrada sie rutyna. Producent mowi - mamy kase na dwa kolejne sezony. Zbiera sie grupa scenarzystow i wymysla "dalsze losy". Debatuja nad tym jak utrzymac wysokie tempo i jak sprawic by kazdy odcinek w podobny sposob trzymal w napieciu. Stad ta sztucznosc, ktorej nie byloby, gdyby cala opowiesc o Walterze Bialym byla zakonczona przed rozpoczeciem zdjec do serialu i rozpisana precyzyjnie co do odcinka.
Wlasnie o tym caly czas mowie - nie mam pewnosci, ze zespol scenarzystow w 2008 roku znal zakonczenie. I tu tkwi glowna przyczyna wypalania sie seriali, ktore ciagna sie latami. Ich istnienie (istnienie bohaterow, historii) zalezy od ogladalnosci a nie od artystycznej koncepcji rezysera i scenarzystow. Chlubnym wyjatkiem byl Twin Peaks, ktorego fabule Lynch mial w glowie na dlugo przed tym nim zaczal ten serial nagrywac.
Zacznę od końca - Lynch nie miał w głowie od początku fabuły obu sezonów Twin Peaks, pierwotnie w planie był w ogóle film. Pomijam już fakt, że kluczowa dla całej fabuły postać Boba znalazła się w serialu zupełnie przypadkowo, bo jakiś technik z planu znalazł się przypadkiem w kadrze, Lynchowi się to spodobało i go nie wyciął, zostawiając sobie furtkę do rozwinięcia tej postaci w przyszłości. Dalej: wierz mi, że NIE MA serialu, którego scenarzyści wiedzieliby przed nakręceniem pilota, jak będzie wyglądała ostatnia scena powiedzmy szóstego sezonu i osobiście nie widzę, w jaki sposób miałoby to być kluczowe jeśli idzie o jakość samej produkcji. Można mieć wstępne projekty (tak jak VG), planować, że ten będzie takie, ten taki, a na końcu ten tego zabije, ale praca nad samym serialem zawsze je weryfikuje. Nie rozumiem, dlaczego nazywasz mnie fanatykiem tylko dlatego, że coś mi się podoba? Ja uważam, że serial jest z roku na rok lepszy, a ty dostrzegasz spadek jakości - ani mnie to nie czyni fanatykiem, ani ciebie hejterem, po prostu dwa różne spojrzenia. I wierz mi, że dostrzegam wady tego serialu (bezcelowy wątek kleptomanii Marie, jednowymiarowa postać Waltera juniora, oklepany do bólu motyw milczących kuzynów, niezałożenie przez Gusa podsłuchu w domu Jesse'ego i wiele przeróżnych sytuacji, w których bohaterowie po prostu mieli fuksa), tylko że dla mnie większość niedociągnięć pojawiała się w pierwszych dwóch sezonach. Tak jak mówiłem - to jest tylko serial i oglądam go, bo chcę się rozerwać. Nie w poszukiwaniu dogłębnej analizy ludzkiego charakteru ani nic w tym rodzaju, tylko dla zabawy. A wspomniana Zbrodnia i Kara nie jest niedoścignionym wzorem dla seriali, bo seriale nie próbują jej doścignąć i nie aspirują do pozycji, jaką tego typu dzieła mają. A twierdzenie, że słabością jakiegoś serialu jest to, że nie dorównuje arcydziełu literatury światowej, to tak jakby krytykować Kaczkę Dziwaczkę, że nie jest Odą do Młodości - wiadomo, że nie jest, ale nie o to w tym chodzi. Przy Zbrodni mogłem fantastycznie zagłębić się w psychikę bohatera, ale za to podczas rozmyślań Raskolnikowa nie siedziałem na brzegu krzesła z rozdziawionymi ustami, jak podczas oglądania np. Full Measure. Coś za coś, każdy gatunek i dzieło ma swoje plusy i minusy i nie można wszystkiego wrzucać do jednego wora i oceniać przy pomocy takich samych kryteriów. Tak jak mówiłem - chyba zbyt dużo chcesz wyciągnąć ze zwykłego serialu telewizyjnego i na tym tylko tracisz, bo ustawiając poprzeczkę niebotycznie wysoko sam właściwie skazujesz się na rozczarowania. Szanują twoje zdanie, jednak się z nim nie zgadzam, dlatego też nie chcąc się tutaj pokłócić skończę udzielanie się w tym temacie. Miłego oglądania reszty serialu - myślę, że mimo wszystko ci się spodoba.
Ok, pozwole sobie tylko na ostatnie uwagi - dlugie seriale zaczynaja mnie irytowac moze wlasnie dlatego, ze zatracaja spojnosc. Sam potwierdzasz, ze scenarzysci tasiemcow nie maja w glowie zakonczenia, gdy zaczynaja serial pisac. Sa wyjatki i wlasnie te wyjatki wydaja sie byc najbardziej dopracowane. Owszem, w trakcie krecenia Twin Peaks czy innych najlepszych seriali wkomponowywano jakies szczegoly, ale ogolny szkielet byl zbudowany na poczatku i koncepcji sie konsekwentnie trzymano. Kompania Braci (oparta na powiesci), Gra o Tron oparta na cykly ksiazek (Martin ma w glowie zakonczenie calej historii), American Horror Story (ktorego pierwszy sezon jest zamknieta caloscia) to sa przyklady seriali, ktore sa spojne. W przypadku seriali nizszych lotow liczy sie sukces komercyjny. Czesto zmieniaja sie zespoly scenarzystow, jak w telenowelach.
Z tego co wiem w znakomitym serialu Boss tworcy maja przygotowane zakonczenie. Jest mozliwosc rozciagniecia historii na 1 czy 2 sezony wiecej (bo sa gotowe motywy do wykorzystania), ale fabula nie bedzie zmierzac na manowce. Battlestar Galactica mial swoja obnizke formy, ale zakonczenie bylo gotowe przed rozpoczeciem zdjec i wszystkie watki mialy do tego zakonczenia powoli prowadzic. Zmienila sie czesc ekipy, wprowadzono kilka niepotrzebnych historyjek pobocznych i calosc zaczynala sie sypac. Na szczescie na 4 sezonie zakonczono pozostawiajac raczej pozytywne wrazenie.
Dla mnie seriale, literatura, kino to tez rozrywka, ale skutecznie mnie relaksuje TYLKO wtedy gdy zachowuje wysoki poziom, jest strawa duchowa, daje intelektualna satysfakcje. "Zbrodnie i kare" czytalem z wypiekami na twarzy. "Czas Apokalipsy" ogladalem z rozdziawionym pyskiem. To jest rozrywka w najczystszej postaci. Uwazam, ze seriale tez moga zblizac sie do perfekcji, nic nie stoi na przeszkodzie. Zalezy to nie tylko od talentow tworcow, ale i od nastawienia ambitnych producentow. Twin Peaks to bylo cos przez duze RZ. W historii seriali telewizyjnych rzecz przelomowa. Boss przywrocil mi wiare w seriale telewizyjne. Poczatek historii Waltera White'a mnie wciagnal, zaintrygowal, przykul moja uwage, ze wzgledu na forme mile polaskotal za uchem.
I to tyle ode mnie. Dzieki za rozmowe.
Ja osobiście sukces amerykańskich produkcji wiązałbym nie z IQ Amerykanów, tylko raczej z ich PKB. Ilość śmieci w amerykańskiej telewizji jest przytłaczająca, tyle tylko, że my oglądamy siłą rzeczy tylko najlepsze importowane seriale, więc to się aż tak w oczy nie rzuca. Amerykanów jest po prostu na tyle dużo i są na tyle bogaci, że stać na ich robienie produkcji niszowych i ambitnych, a co za tym idzie skierowanych do węższego grona odbiorców. Przykładowo BB ogląda średnio 2 mln osób, czyli w uproszczenie jedna osoba na 150. I można powiedzieć, że jest to dobra liczba, bo zapewnia zysk twórcom (chociaż w pierwszych sezonach było trochę gorzej) i ciągłość serialu. Gdyby w Polsce jakiś serial oglądała jedna osoba na 150, to oglądalność wynosiłaby około 250 tysięcy, czyli kilkukrotnie na mało, by w ogóle myśleć o utrzymaniu się na antenie, nie mówiąc już o poprawianiu jakości czy jakimś zysku. I to jest klucz do sukcesu amerykańskich produkcji - mogą sobie pozwolić na adresowanie swoich tworów do relatywnie małej grupy odbiorców, bo nawet mały procent populacji USA to i tak ogromna liczba ludzi. Nie jest tajemnicą, że sztuka sztuką, ale tak naprawdę o wszystkim decydują pieniądze, bo można się łudzić, że dobry scenariusz się sam wybroni, ale bez zapewnienia dobrych (a co za tym idzie drogich) aktorów i względnie wysokiego budżetu nie ma mowy o odpowiednim przełożeniu na ekran jakiejś wizji.
A co do popadania w rutynę do masz zdecydowanie rację. Jest to rzecz nieuchronna, ale jeśli tylko serial obierze strategię powtarzania pewnych motywów. Podałeś przykład Dextera - co sezon nowy mega groźny przeciwnik, ale i tak wszyscy wiedzą, że w ostatnim odcinku zostanie on pokrojony na kawałki tylko po to, żeby za rok móc wprowadzić kogoś jeszcze groźniejszego i tak przez x lat. Breaking Bad na szczęście jest innym tworem, który opowiada jedną historię od początku do końca przez cały swój żywot. Tutaj nie ma powtarzania schematy wytrop-znajdź-zabij, bo czarne charaktery pojawiają się nie po to, by je pokonać, tylko dlatego, że są naturalnymi przeszkodami na drodze głównego bohatera. Do tego BB ewoluuje - sezon pierwszy i czwarty to dwa różne seriale i dwaj różni bohaterowie. Zazwyczaj się to wadą, bo oznacza w jakimś stopniu "zaprzedanie duszy" serialu, ale w tym przypadku ta przemiana jest celem całego serialu i jest ona naprawdę zdumiewająca. Jeśli obawiasz się rutyny w BB, to naprawdę możesz spać spokojnie, bo większość oglądających jest zdania, że każdy kolejny sezon jest lepszy od poprzedniego.
Jednak PKB nie tlumaczy wszystkiego. Sila oddzialywania kultury amerykanskiej na swiat jest ogromna, nieproporcjonalna do liczby mieszkancow czy nawet zamoznosci spoleczenstwa. W Polsce niektorzy ludzie z kompleksami probuja kreowac negatywny wizerunek Amerykanina zakladajac, ze jest on jednorodny. Ten rodzaj stereotypu nalezy do najglupszych z mozliwych, w szczegolnosci wobec tak zlozonych etnicznie i kulturowo spoleczenstw jak amerykanskie.
W kulturze amerykanskiej zaklety jest magiczny uniwersalizm, w tym sensie, ze niemal pod kazda szerokoscia geograficzna ta hybrydowa kultura wydaje sie byc swojska i latwo przyswajalna. Nawet najbardziej popularne seriale europejskie typu wloska "Osmiornica" cechowaly sie pewna "hermetyczna regionalnoscia" w opisywaniu obyczajowych czy spolecznych aspektow zycia bohaterow.
Amerykanski uniwersalizm pozwala im osiagac sukcesy w kazdej dziedzinie. Na kazdym polu maja swoich wybitnych reprezentantow - w naukach scislych, w naukach humanistycznych, w kulturze, sztuce, sporcie. Jest ich tylko 300 milionow, ale ich rola w swiecie jest nie do przecenienia. Najlepsze uniwersytety, niezliczona ilosc Noblistow, prekursorzy w niezliczonej ilosci dziedzin naukowych, kultura zarowno popularna jak i niszowa, a nawet - UWAGA - kuchnia. Niezalezne kino amerykanskie to klasa sama dla siebie. Wiekszosc filmow do nas nie dociera, chyba, ze osiagnie spektakularny sukces jak np Winter's Bone. Z calym szacunkiem dla ambitnego kina norweskiego, szwedzkiego i czeskiego, ale o takiej liczbie znakomitych niezaleznych produkcji te kinematografie moga tylko pomarzyc.
Zaledwie 300 milionow mieszkancow (tylko dwa razy wiecej niz ma Rosja), a tyle osiagniec po prostu wszelakich i wszechgatunkowych. Nie wiem czy jest sens wspominac o wspolczesnej muzyce popularnej. Niemal wszystkie gatunki sluchane i tworczo przetwarzane we Francji, Hiszpanii, w Indiach, w Japonii, w Nigerii i w Paragwaju wywodza sie ze Stanow Zjednoczonych. Swiat to łyknał bez mrugniecia powiekami. Swiat w zamian niespecjalnie duzo mial w tym czasie do zaoferowania, poza francuskim rapem, japonskim rockiem i paragwajskim jazzem.
Fakty mowia same za siebie. Nawet literatura amerykanska (niewymagajaca wielkich nakladow finansowych) przerosla wspolczesna literature europejska. Co roku dostajemy nowe fantastyczne powiesci, napisane zywym, oryginalnym, nowatorskim stylem, a jednoczesnie latwe w odbiorze i dajace po lekturze dzika satysfakcje. Ten amerykanski uniwersalizm jest wszedzie, we wszystkim czego sie Amerykanie dotkna. Chocby nie wiadomo jak surrealistyczna, zwariowana, psychodeliczna i absurdalna miala to byc opowiesc, wciagnie nas nosem. Zupelnie inaczej niz dziela Ingmara Bergmana.
A czy źródłem tego wszystkiego nie są pieniądze? Myślisz, że gdyby polscy naukowcy mieli do dyspozycji takie zasoby jak Amerykanie, to nie osiągaliby sukcesów? To samo w sporcie - w Stanach byle drużyna uniwersytecka trenuje w lepszych warunkach, niż w Polsce kadra narodowa. Nie podważam osiągnięć ludzie ze Stanów, ale należy pamiętać, że Ameryka to są inne warunki. Mówisz i kinie niezależnym czy o literaturze - na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że są to dziedziny, które nie zależą bezpośrednio od gospodarki i ekonomii, ale skąd się biorą ci reżyserzy i pisarze? Ano z uniwersytetów mogących sobie pozwolić na prowadzenie kursów w niszowych dziedzinach, ze stypendiów, z dotacji dla młodych i obiecujących twórców itp. Nawet filmy niezależny mają budżetu rzędu 100 tysięcy dolarów, co dla przeciętnego polskiego studenta jest kwota abstrakcyjną.
W Stanach po prostu wszystko jest możliwe. Ile słyszy się historii o ludziach dosłownie z ulicy, którzy wspinają się na sam szczyt. Pozycja Stanów Zjednoczonych i ich możliwości pozwalają im wykazywać się kreatywnością i wykorzystywać swój potencjał. Na przykład taki Bieber - koleś parę lat temu nagrywał sobie filmiki na YT, a teraz zna go cały świat. Abstrahując już od faktycznej jakości jego muzyki, to czy takie coś byłoby możliwe w Polsce? Odpowiedź jest oczywiste, jednak czy to znaczy że nie ma w Polsce ludzie zdolniejszych od Biebera?
Weźmy przykładowo Polańskiego i jego dwa filmy: Nóż w Wodzie i Chinatown. Ten pierwszy jest niewątpliwie genialny, ale to film niszowy, znany przez relatywnie niewiele osób. Z kolei Chinatown jest absolutnym klasykiem i jednym z topowych filmów w historii kina. Wiem, że to jest pewne uproszczenie, ale widać po tym, że w Stanach jest po prostu możliwość osiągnięcia sukcesu, jest tam katapulta do sławy. Ale czy to oznacza, że amerykanie jako społeczeństwo są mądrzejsi czy bardziej utalentowani? Hmmm....
Bezsprzecznie Amerykanie byli w stanie wytworzyć kulturę dominującą w obecnym świecie, jednak nie wyciągałby z tego zbyt daleko idących wniosków. Złożyło się na to tyle przeróżnych czynników, że trudno upraszczać do tego, że po prostu są bardziej kreatywni czy mądrzejsi. Kilka wieków temu dominowała kultura francuska i elity mówiły po francusku, dzisiaj wszyscy słuchają muzyki amerykańskiej i brytyjskiej i mówią po angielsku a za sto lat będziemy po pewnie zdominowani przez Chińczyków. Taka kolej rzeczy, dominujące cywilizacje się zmieniają i to nie dla tego, że nagle jedni przestają być błyskotliwi a inni zaczynają, tylko po prostu taki jest świat.
Zrodlem nie moga byc tylko pieniadze, bo inaczej bogatsze spoleczenstwa osiagalyby co najmniej porownywalne sukcesy. Tymczasem Amerykanie sa poza konkurencja. Przyczyna musi wiec byc natury kulturowej. Ich specyficzna kultura, bedaca wynikiem zlozonych procesow asymilacyjnych i spolecznych, wytworzyla prawdziwa sile zdolna oddzialywac na caly swiat. Unikajac generalizowania mozna stwierdzic, ze Amerykanin jest uczony kreatywnosci. Jesli nie jest dobry z chemii czy z fizyki, to moze byc dobrym muzykiem rockowym. A gdy juz sie bierze za rock, to czesto tworzy cos wyjatkowo oryginalnego, wlasnie dlatego, ze kreatywnosc jest w nim zaprogramowana. Ta kreatywnosc rozciaga sie na doslownie wszystkie dziedziny, czy to naukowe czy artystyczne. I efekty widac. Ta ich mozaikowa kultura musi miec w sobie cos czego nie maja kultury homogeniczne, dlatego jest tak ekspansywna.
Oczywiscie, ze nic nie trwa wiecznie, wiec i dominacja amerykanska kiedys sie skonczy. Odnosze sie tylko do tych osobliwych i absurdalnych opinii jakoby Amerykanie byli glupsi np od Europejczykow. Fakty temu calkowicie przecza. Te opinie podszyte sa kompleksami, inaczej tego tlumaczyc sie nie da. Wszyscy moi amerykanscy koledzy to ludzie inteligentni i interesujacy, majacy mnostwo zainteresowan, pasji, ambitni, chcacy sie caly czas rozwijac. Dla przeciwwagi na tym forum publikuje posty mnostwo ludzi, delikatnie mowiac, malo zachwycajacych. Dwa dni temu jeden gosc na Filmwebie oswiadczyl, ze dla niego Czechy i Slowacja to to samo, Rom i Rumun to to samo, Szkot i Anglik to to samo, Ukrainiec i Rosjanin to to samo. Czy to jest wiedza ogolna przecietnego Polaka? Mam nadzieje, ze nie, ze ten moj rozmowca do przecietnych nie nalezy.
Tak czy owak dla mnie zrodlo ich sukcesu tkwi w kulturze, a nie w pieniadzach. Pieniadze i wybicie sie na potege swiatowa to skutek a nie przyczyna. Nie sa skuteczni dlatego, ze sa bogaci i potezni, tylko sa bogaci i potezni, bo sa tak cholernie skuteczni i przebojowi.
Rzeczywiście się wybili, od zera zbudowali potęgę w niesamowicie krótkim czasie, to godne podziwu, ale jestem przekonana, że coś powstało tak szybko, równie szybko upadnie.
Amerykanie nie są już tak bogaci, wykorzystują swoją pozycję na świecie (na którą kiedyś zapracowali) i tylko bezkarnie drukują więcej dolarów. Ich "pieniądze" nie mają żadnego pokrycia. Myślisz, że jak długo reszta będzie na to pozwalała? W czasie, kiedy Stany sobie pogrywają z praktycznie całym światem i prowokują wojny, 1,5mld Chińczyków się bogaci, to kwestia czasu aż ten amerykański raj zostanie zdominowany przez Azjatów. Więc co, 200 lat i kończy się rumakowanie? To rzeczywiście godne podziwu, nic tylko brać przykład :). Uczmy się od USA - jak zostać światową potęgą i ją zniszczyć.
krótko i na temat, to się nazywa znudzenie. Oglądać 40 odcinków pokolei to nie lada wyczyn i może się znudzić, myślę że miałbyś inne zdanie gdybyś dozował sobie 1 odcinek na tydzien. pozdro ;)
To nie pierwszy raz gdy zabieram sie hurtowo za serial. Czytajac powiesci nie mam w zwyczaju zaliczac jednego rozdzialu na miesiac, wole od razu opowiesc doczytac do konca. Breaking Bad jest historia liniowa, wszystkie dotychczasowe odcinki stanowia zwarta calosc. Ogladanie raz na tydzien? Wybacz, ale ja nie jestem zwierzeciem telewizyjnym i nie narzucam sobie takiego absurdalnego rytmu sledzenia opowiadanej w serialu historii.
Na Filmwebie jest sporo dzieci, ludzi niedojrzalych, ktorzy nie znosza, gdy ktos ma inne zdanie od nich. Mysle, ze w tym tkwi przyczyna. Widac to wyraznie na przykladzie dzieci, ktore sa zakochane w jakiejs produkcji w sposob zaiste bezrefleksyjny i bezkrytyczny. Kazda krytyka obiektu ich zachwytu i dzieciecego entuzjazmu wywoluje u nich rozdraznienie. Nie umieja grzecznie i merytorycznie dyskutowac, bo ze wzgledu na swoj wiek, tudziez ograniczone mozliwosci intelektualne nie sa do tego zdolne.
Mam nadzieję, że z tym drugim to nie pijesz do mnie kolego ;P ja tylko wyraziłem zdanie, co mogło być powodem Twojej opini na temat serialu. Ja sam tez nie lubie robic sobie przerw i jak cos ogladam i mam czas to leci kilka odcinków na dzien. BB obejrzałem w sumie w ciagu 3 dni 3 sezony i miałem lekkie znudzenie przy 4 juz ale dalej sprawiało mi przyjemnosc ogladanie tego serialu.
Powiedzialem o dzieciach ogolnie. Dzieci to pewne negatywne zjawisko na Filmwebie, ktore zaburza wiele dyskusji tu prowadzonych. Ktos wyrazi opinie o filmie, wlasna, ale krytyczna i jakies niezbyt rozgarniete dziecko w porywie dzieciecej zlosci potrafi w tym miejscu walnac argumentem ad personam.
Ja przestalem ogladac Breaking Bad, bo dla mnie czekanie tydzien na kolejny rozdzial historii jest nieporozumieniem. Jak mowilem - nie jestem zwierzeciem telewizyjnym. Gdy czytam ksiazke nie robie sobie tygodniowych przerw pomiedzy rozdzialami.
Poczekam az wyemituja wszystkie odcinki sezonu i dopiero wtedy wezme sie za ogladanie.
Ze co? W necie sa dostepne odcinki, ktorych nikt jeszcze nie widzial? Loozack, wybacz, ale dla mnie niedorzecznosc jest choroba umyslowa. W najlepszym razie jest cecha oszolomow. Nie mowie, ze Ty jestes oszolomem, ale sprecyzuj moze swoje stwierdzenie o tym, ze wszystkie odcinki Breaking Bad ostatniego sezonu (wraz z finalem) sa dostepne w necie. Bede wiedzial na czym stoje i z kim mam do czynienia.
Poczekasz sobie do wrzesnia 2013 roku. Juz zapomnisz co to jest Breaking Bad. Teraz jest 5 ostatni sezon, 16 odcinkowy, rozbity na dwie części (nie sezony) Teraz puszczają 8 odcinków. Rok przerwy (12 miesięcy) i dalsza część sezonu, też 8 odcinkowa, która wystartuje w lipcu 2013. Będzie lecieć 2 miesiące to daje wrzesień 13, kiedy 5 sezon będzie wyemitowany do końca.
może zacznij oglądać teleturnieje, wyniesiesz dużo więcej frajdy, o ile pytania nie będą się powtarzać.
Oto merytoryczny glos w dyskusji rodem z piaskownicy. Nie rozumiem po co osoby uposledzone umyslowo udzielaja sie na forum, skoro nie umieja wymieniac sie opiniami. Przeciez do tego sluzy takie miejsce jak to. Oczekujesz tylko pochwal, panegirykow i piania z zachwytu nad serialem, ktory Ci sie podoba? Lepiej wroc do czytanek dla dzieci, z takim poziomem intelektualnym daleko w zyciu nie zajedziesz.
Twoja opinia dotycząca utraty spójności jest moim zdaniem nietrafiona. Serial od początku do końca zmierza w jednym kierunku. Od dupowatego nauczyciela do wielkiego madafaki. Uwagi o powtarzalności repertuaru Cranstona również są przesadzone. Normalny człowiek ma swoje wyuczone charakterystyczne dla niego reakcje. Przysłuchaj się tonacji jego głosu. Nie dostał przecież tylu nagród za rolę w tym serialu od ludzi którzy lepiej się na tym znają od nas za słabą grę. Uwagi dotyczące tego że żona jest powtarzalna w swoich zachowaniach w stosunku do Walta też uważam za przesadzone. Przepraszam ale ciche dni, odcięcie od seksu i wyprowadzka do mamy to standardzik u kobiet. Tymczasem Skyler miała jeszcze po drodze romans z Tedem żeby obrzydzić Waltowi ten związek. Ogólnie powtarzalność w życiu każdego człowieka ba stworzenia to podstawa. Codziennie jemy, pijemy, myjemy się i załatwiamy czynności fizjologiczne
Mimo pozytywnej oceny jaka wystawiam temu serialowi widze jego wady. Nie jest to rzecz idealna, perfekcyjna, genialna. Tak po prostu. Dobrnalem do konca 4 sezonu. I tutaj ten serial moglby sie zakonczyc. Niestety, ma swoja kontynuacje. 4 sezony to byl wystarczajacy dystans by przeprowadzic Waltera od ppozycji ciapowatego nauczyciela, do pozycji bezwzglednego bossa narkotykowego. Zamiast tego tworcy rozciagneli watki, na czym ucierpial chocby klimat opowiesci, na poczatku majacej swoje fajne tempo i zgrabnie sie rozkrecajacej.
Nie chce sie powtarzac, ale pisalem juz o irytujacym zageszczeniu watkow sensacyjnych, byleby tylko widza na sile trzymac w napieciu. Zwrotow akcji bylo multum, co jest ewidentna wada tego serialu, ktory na poczatku nie jawil sie jako rzecz adresowana do mlodziezy, tylko jako dojrzale studium przemiany czlowieka w obliczu smierci, ktory odkrywa w sobie mroczne zakamarki i dokonuje okreslonych wyborow majacych konsekwencji dla niego i dla jego bliskich.
To na cholere sie meczyc? Biedaku, nie podoba sie - skoncz ogladanie na sezonie 4, na ktorym wg. Ciebie mogloby sie to wszystko skonczyc. PROBLEM SOLVED, no more tears. :)
Chlopcze, i tak nie zrozumiesz, wiec po co komus takiemu cokolwiek tlumaczyc. Twoje wpisy na Filmwebie mowia o tobie wszystko. Nigdy nie masz nic do powiedzenia, czepiasz sie tylko innych. Prawdopodobnie masz jakis stopien uposledzenia umyslowego, bo jak inaczej tlumaczyc twoja dzialalnosc na filmwebie? Nic nie kumasz, nie dyskutujesz, bo nie potrafisz. Nie rozumiesz po co ludzie tu wchodza i wyrazaja swoje opinie. Nie rozumiesz, ze opinie moga byc rozmaite, pozytywne, negatywne, krytyczne, refleksyjne, analityczne. Intelektualnie jestes na poziomie dziecka w wieku pieciu, moze szesciu lat. Jestes wiec niedorozwiniety czy nie jestes?
Dyskusje na temat tego, że "Walt robi te same miny i zachowuje się tak samo od kilku odcinków" to ja okraszam jednym zdaniem i czekam, aż jakiś pseudointeligent się zesra, żeby tylko wyrobić sobie dobre imię na jakimś serwisie internetowym, bo pewnie w realu mu to nie wyszło. :)
Nie popluj monitora odpowiadając na moje posty, synku. :)
i skończ już, wstydu oszczędź, bo nawet jeśli wygrasz ten ambitny flamewar i tak zostaniesz idiotą.
Bez odbioru.
A czy ktos, chlopcze, odpowiada na twoje posty na powaznie? Czy ktos traktuje cie na filmwebie serio? Czy wdales sie z kims w jakas interesujaca dyskusje, czy wymieniles sie z kims grzecznie pogladami? Twoja dzialalnosc tutaj (mowie o WSZYSTKICH twoich postach bez wyjatku) jest absolutnie bezwartosciowa. Sprowadza sie do czepiania sie innych uzytkownikow serwisu. Rozumiem, ze jestes uposledzony, da sie to zauwazyc, ale wydaje sie tez, ze jestes strasznie sfrustrowany. Stad to hejterowanie watkow, wszystkich, w ktorych sie pojawiasz.
Generalnie nie dziwie sie. Czlowiek o takich ograniczeniach umyslowych nie ma lekko. Przykro mi z tego powodu i szczerze ci wspolczuje. Pamietaj jednak, ze twoje problemy to nie moja wina. Czy filmweb jest najlepszym miejscem do wyrazania wlasnej zyciowej frustracji? Moze w necie sa inne przestrzenie gdzie moglbys sie realizowac?
A ty tak zawsze jak niedorozwoj? Zdarzylo ci sie na filmwebie napisac jakis post na temat filmu/serialu? Jak myslisz, czemu sluza fora dyskusyjne? Zastanawiales sie kiedys nad tym? Zastanowiles sie kiedys nad tym dlaczego nigdy nie masz nic sensownego do powiedzenia? Zastanowiles sie kiedys nad tym dlaczego nigdy przez nikogo nie jestes traktowany powaznie? Zastanowiles sie kiedys nad tym dlaczego nigdy nic nie wnosisz do zadnej rozmowy? Czy w realu jest z toba problem podobny? Czy masz w ogole jakichs kolegow, znajomych, ludzi, z ktorymi znajdujesz wspolny jezyk? Jak sie komunikujesz z ludzmi z taka inteligencja? Nic nie rozumiesz, nigdy nie wiesz o co chodzi, jedyne co robisz to udajesz Kononowicza i oswiadczasz - nie bedzie niczego. Jestes jednym wielkim zerem, niezdolnym do zadnej sensownej wymiany mysli. W twoich postach nie ma zadnej mysli, jest tylko hejterowanie watkow, nic wiecej.
Brawo, udało Ci się rozwikłać zagadkę kim na prawdę jestem, moi rodzice nie potrafią tego odkryć od ponad 19 lat! A tu proszę, wystarczyły 3 posty na forum. :)
Jestem zerem, cieciem, nie mam kolegów - sama prawda.
Ogarnij sie, dziecko. Przestan hejtowac wszystkie watki, do ktorych sie dopisujesz. Postaw sobie nowatorskie zadanie: wypowiem sie merytorycznie na jakikolwiek temat zwiazany z filmem czy serialem. Moze poczujesz sie po tym lepiej. Nieistotne jakie opinie wyrazisz, wazne by byly twoje. Inni moga sie zgadzac lub nie, ale jesli nie beda kretynami, jak ty, to twoje zdanie uszanuja. I od razu zrobi sie bardziej merytorycznie, bo zamiast hejtowania i trollingu, bedzie cos w temacie watku.
Amerykański teatr? Jest w ogóle jakiś?
Amerykanie ludźmi inteligentnymi?
Proszę...
A czy Ty jestes czlowiekiem inteligentnym? Masz jakiekolwiek pojecie o amerykanskim teatrze? Wypowiadasz sie o czyms o czym nie masz zielonego pojecia. Czy to jest cecha czlowieka inteligentnego? Jak pisalem - Amerykanie osiagaja sukcesy na KAZDYM polu, w KAZDEJ dziedzinie. Naukowcy amerykanscy zdobywaja Noble rok w rok. Co robia zakompleksione siurki bez zadnych osiagniec w czymkolwiek? Posluguja sie negatywnymi stereotypami o innych grupach spolecznych czy narodowych. Upraszczanie to jest wszystko na co stac ludzi mowiacych negatywnie o inteligencji innych, gdy sami nic wielkiego soba w tym zakresie nie prezentuja.
Prosze...
Wiesiek madrala czy glupek wioskowy, tacy ludzie sa pierwsi do oceniania czegos z czym sami sie nie zetkneli osobiscie. Ale glupek wioskowy czy wiesiek madrala nie siegna po rzekomo inteligentny serial nigeryjski, bulgarski czy szwajcarski. W pierwszej kolejnosci zainteresuja sie serialem amerykanskim, tak tak, zrobionym rzekomo przez ludzi malo inteligentnych, a potem - UWAGA - mlotek z Polski, ktory sam ledwo skonczyl jakakolwiek szkole da tej produkcji zrobiobej przez ludzi wg niego malo inteligentnych ocene 10/10.
Taki poziom generalnie prezentuja mlotkowi, nie maja zadnej wiedzy, sa prymitywni i glupi.
Gdy w koncu wiesiek madrala czy glupek wioskowy wyjada za ocean okazuja sie tak prymitywni i glupi, ze odstaja od sredniej amerykanskiej. Sa zrodlem pojawiajacych sie dowcipow o przyglupiastych Polakach. Oczywiscie wiesiek madrala czy glupek wioskowy nie sa reprezentatywni dla narodu polskiego, ale jakis debil z USA, ktory nie jest reprezentatywny dla narodu amerykanskiego, tez moze analogicznie poslugiwac sie negatywnymi stereotypami o narodzie polskim po poznaniu takiego wieska madrale, ktory okazal sie jeszcze glupszy od niego. Debil - nie tylko z USA - moze oznajmic, ze kazdy Polak to pijak, zlodziej i antysemita, a patrzac na wieska madrale, doda, ze kazdy Polak to tez przyglup totalny. I w ten sposob debile wszystkich krajow lacza sie w swoim debilizmie opartym na braku wiedzy, na stereotypach, na uproszczeniach.
A czy brałeś pod uwagę, że Amerykanie są jednym z największych narodów na świecie ? Gdyby Polaków było 314 milionów to wielu też odnosiło by sukcesy. Jest to naturalne zjawisko.. Nie można też wspominać o poziomie życia w USA. Gdzie człowieka nic nie blokuje, przed rozwijaniem się. Wg mnie przypinanie Amerykanom łatki narodu najlepszego jest błędnym rozumowaniem. Bo nie wynika to z tego, że są Amerykanami, tylko z tego, że jest ich dużo. Poza tym Amerykanie są też uznawani za najgłupszy naród świata. Z tego samego powodu dla którego Ty oceniasz ich jako najmądrzejszych, bo jest ich dużo i jest dużo debili jak i dużo ludzi mądrych, w przeciwieństwie do krajów w Europie gdzie liczba ludności to góra 20% tego ile żyje w USA. Jak weźmiesz 100 osób to wiadomo, że około 70 będzie przeciętna 15 głupie jak but i 15 bardzo inteligentnych. Tak pi razy drzwi. Teraz weź sobie 314mln Amerykanów i np 82mln Niemców. Wiadomo, że wśród Amerykanów będzie więcej ludzi mądrych.
Pomyliles mnie z kims innym. Nigdzie nie napisalem, ze Amerykanie to najmadrzejszy narod swiata. Ale gdy czytam opinie o Amerykanach oparte na kretynskich negatywnych stereotypach to wiem, ze te opinie wyrazane sa przez kretynow, ktorzy wszystko skrajnie upraszczaja, bo sa intelektualnie niezdolni do wychwytywania niuansow. A takich kretynskich, podszytych kompleksami opinii o Amerykanach (i nie tylko) jest w polskim necie mnostwo. Amerykanie to - jak sam zauwazyles - duzy i BARDZO BARDZO BARDZO zroznicowany wewnetrznie narod. Generalizowanie w tym przypadku jest niepowazne.
Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie zgasił w internetach. Dodatkowo wykorzystując wydźwięk mojego nicka (z założenia autoironiczny, ale skąd miałeś to wiedzieć)?
Jestem zdruzgotany.