Oglądam ten serial i oglądam. Mam wrażenie, że scenarzyści popełniają celowe gafy, by zwiększyć "atrakcyjność" serialu, by była sensacja w miasteczku.
Obrońca Joe Millera każe trzymać się faktów Ellie, gdy ta spekuluje, że Joe zaplanował spotkanie z Danny'm, bo wiedział, że będzie ona spała po środkach nasennych. Po czym sama zaczyna SPEKULOWAĆ, że Ellie miała romans z Hardy'm. Oczywiście, bez dowodów. Hardy pięknie podsumował system, fakt że niszczy dobrych ludzi.
Poza tym, denerwuje mnie to na siłę "uczłowieczanie" tych postaci, mające chyba wyciskać ze mnie łzy (patrz: syn w więzieniu, lub chora matka pani prokurator). Tani dramat, bez pomysłu, ot klisze.
Po trzecie, jak ja nie znoszę matki Danny'ego. Doszedłem do wniosku, że nie znoszę w serialach i filmach postaci matek, które doznały straty dziecka (śmierć, porwanie, zaginięcie). Niby rozumiem ich ból, ale jednocześnie nie rozumiem. Są to zawsze postacie zachowujące się irracjonalnie i absurdalnie do granic wytrzymałości widza. Wiem, że logika to ostatnie czym się kieruje taka osoba, ale i tak nie rozumiem.
Mnie również denerwuje matka Danny'ego. Wiem że ma taką rolę, ale ta aktorka tak mnie drażni, że nie mogę na Nią patrzeć. Jest męcząca i ciągle ma pretensje. Nie wzbudza mojego współczucia, wręcz przeciwnie, budzi tylko niechęć.
Mnie 2 sezon trochę rozczarowuje, mam wrażenie, że na siłę próbują robić napięcie tam, gdzie go nie ma. W 1 sezonie to wszystko było jakieś bardziej naturalne. Teraz jedzie schematami, cała sprawa z Sandbrook, prokurator i obrońca z 'tajemnicami', ciągle migoczący na horyzoncie niczym z taniego thrillera (pewnie niewinny) Lee Ashworth, Jak się jeszcze okaże, że Joe jest niewinny, to będzie totalna klapa.
Moim zdaniem Joe jest winny. Nigdy nie powiedział, że nie jest i mam nadzięję, że tak to właśnie rozegrają.
Joe jest winny, ale to nie znaczy, że zostanie skazany. Wydaje mi się za prostym rozwiązaniem, takim nie w stylu Broadchurch (niebroadchurchowym? ;) ), skazanie Joe'ego bez żadnych komplikacji. Obrona jest bardzo zawzięta, a Jocelyn (uwielbiam tę postać!) zbyt pewna zwycięstwa. Więc są dwie oczywiste możliwości: albo skażą Joe'ego, ale po bardzo ciężkiej walce, albo wyjdzie wolno - i to jest ciekawsze rozwiązanie, szczególnie, jeśli mają zamiar kontynuować serial. Chibnall już w pierwszym sezonie pokazał, że lubi prowadzić widza na sznurku, a potem, w najmniej oczekiwanym momencie, go zrywać, więc jeszcze wszystko może się zdarzyć.
Ja też miałam takie wrażenie, ale zastanowiłam się nad tym głębiej i uważam, że jest w tym metoda - zazwyczaj seriale kryminalne to jest typowe "polujący - ścigany" i kończy się w momencie gdy sprawcę się złapie, wszystko się wyjaśnia, a Zły trafia do paki. Jednak wiemy wszyscy, że rzeczywistość je mniej piękna, bardziej złożona i mam wrażenie, że twórcy właśnie tą złożoność chcą nam pokazać - przekrój zbrodni, cały proces, a nie tylko jego część. To, że często wina jest relatywna, że każdy dowód można podważyć, że sprawa nie kończy się tak naprawdę na złapaniu winnego, a jego zbrodnia to nie tylko fakt, ale także to w jaki sposób ten fakt zmienił społeczność z nim związaną.
+ dokładne przyglądnięcie się szczegółom śledztwa, w poprzednim sezonie mieliśmy okazję zobaczyć kulisy pracy śledczych/policji, w tym sezonie widzimy jak nad tą samą sprawą pracuje sąd/organy sprawiedliwości, w sezonie pierwszym mieliśmy perspektywę bardziej ogólną, fabuła z odcinka na odcinek przybliżała nam postacie podejrzanych, obserwowaliśmy proces gromadzenia dowodów i poszlak wskazujących na winnego zbrodni, w tym sezonie mamy okazję zobaczyć jak zarówno obrońcy skazanego, niektórzy świadkowie jak i fakty wskazują na relatywność tych dowodów, podważają je, zasiewają wątpliwość, rozszerzają perspektywę, zadanie oskarżającego jest trudniejsze - musi wykazać winę, pokonać wątpliwości dotyczące dowodów i zeznań świadków, dla mnie jest to fascynujący spektakl dodatkowo wzbogacony o świetną grę aktorską.
Dodatkowy smaczek to równolegle prowadzony wątek sprawy z Sandbrook, niemniej ciekawej choćby przez fakt, że do tej pory nie znaleziono ciała jednej z zaginionych dziewczyn (nie ma ciała = nie ma zbrodni), żona Hardy'ego zgubiła główny dowód w sprawie (Alec wziął na siebie winę), Claire która jest kluczowym świadkiem w tej sprawie, a której Hardy mimo udzielenia na własną rękę ochrony nie jest w stanie przekonać do bycia w 100% szczerą i zeznania przeciwko swojemu mężowi, poczucie winy pogłębiane przez chorobę u Hardy'ego którego zaangażowanie w tą sprawę podsyca przekonanie, że znalazł zabójcę (Lee Ashworth) - i ta niepewność widza, dreszczyk napięcia czy racje Hardy'ego są słuszne i co naprawdę stało się w Sandbrook.
Po 1 sezonie jak dla mnie świetnym, rewelacyjnie zmontowanym z dość dobrą i ciekawą fabuła przyszedł czas na sezon 2 i o tyle o ile odcinek 1 dało się obejrzeć to kolejne dwa wołają o pomste do nieba, cała ta sprawa w sądzie śmierdzi amatorszczyzną.
Denne dialogi, bzdurne sytuacje,scenariusz jest tak idiotyczny, że nie wierze że to twórcy wypuścili.
Szkoda.