BrzydUla

2008 - 2009
6,4 58 tys. ocen
6,4 10 1 57900
5,7 6 krytyków
BrzydUla
powrót do forum serialu BrzydUla

Wprawdzie w całości widziałem tylko "Yo soy Betty la Fea" (oryg. KOLUMBIA), "Ugly Betty" (USA) i polską BrzydUlę. Ale najbardziej podobała mi się i tak polska wersja.
Ale po kolei.

1. Czego mi zabrakło w polskiej wersji.
-bardzo podobała mi się w oryg. wersji przemiana Marceli i ta scena w której błagała Betty żeby nie odchodziła, w polskiej Paulina po prostu się obraziła i wycofała.
-zabrakło mi publicznego zdemaskowania wszystkich machlojek Alexa, w oryginale wprawdzie tego nie było, ale tam Daniel brat Marceli występował tylko jako udziałowiec martwiący się o własne zyski, a nie pracownik firmy.
-w polskiej wersji Ula przedstawiła plan ratunkowy i zaproponowali jej prezesurę, bardziej mi się podobało rozwiązanie z oryginału, gdzie bez udziału Betty doszli do wniosku, że jedyne wyjście to żeby Betty była prezesem.
-w oryginale bardzo podobała mi się ta cała historia jak skrzywdzoną Betty zaopiekowała się Catalina i zabrała ją na wybory miss, w polskiej wersji, gdy pojawiła się Julia, myślałem że to będzie początek czegoś podobnego, ale niestety nie było.

2. Co było lepsze w polskiej wersji.
-po pierwsz bardzo udana obsada:
Alex - genialny jako czarny charakter, Pshemko - kapitalnie wymyślona postać (o wiele lepszy niż Hugo z oryginału), Ula - może nie idealna, ale podobało mi się że jej charakteryzacja na "brzydulę" nie była tak przesadna jak w oryginale, no i genialna Viola - z tym jej przekręcaniem powiedzonek.
-przemiana Violi i Sebastiana - chodzi mi o ich "przejście na jasną stronę mocy" pod koniec serialu, w oryginale Patricia pozostała źła do końca, a Mario odszedł po bójce z Armandem i już do końca serialu się nie pojawił.
-związek Ani i Maćka, cieszę się że twórcy polskiej wersji doprowadzili ten wątek do szczęśliwego finału, w oryginale było jak wiadomo trochę inaczej, odpowiednik Maćka z oryginału czyli Nicolas do końca wzdychał do Patricii, a Aura Maria, czyli odpowiednik Ani - recepcjonistki awansowanej na sekretarkę Betty, przez cały serial była adorowana przez posłańca Freddiego.
-bardzo dobrze że w polskiej wersji nie zrezygnowano z motywu firmy produkującej ekskluzywną odzież, przeniesienie akcji jak np. w amerykańskiej wersji do czasopisma o modzie nie wpłynęło dobrze na akcję Dom mody dyktuje styl, ale produkuje też realny produkt, w przypadku czasopisma o modzie zmiana mniej pola do popisu zostawia dla ekonomicznej wiedzy brzyduli.
oglądająć "Ugly Batty" nie mogłem się oprzeć wrażeniu że oglądam odcinkową wersję "Diabeł ubiera się u Prady".

3. Amerykańska wersja - totalna porażka.
-amerykanie zapłacili za licencję najwięcej, żeby mieć prawo do większej niż inni ingerencji w oryginalną historię i kompletnie zepsuli serial.
-przeniesianie akcji z domu mody do redakcji czasopisma o modzie, oprócz tego co napisałem wyżej, to przeniesienie pomieszało oryginalne zależności między bohaterami.
-najważniejszy zarzut to brak wątku podkochiwania się brzyduli w swoim szefie, sprawiło to że akcja toczyła się praktycznie bez celu (zarówno w oryginale jak i w polskiej wersji akcja to skomplikowany "bieg do ołtarza" z przeszkodami). Oryginał i polska wersja mimo tasiemcowej formuły stanowią zamkniętą całość w której akcja zmierza do szczęśliwego finału. Amerykańska wersja zmierza do nikąd, dokładnie nie pamiętam od którego momento tak się stało ale serial zmienił się w tasiemiec który można ciągnąć bez końca, albo zakończyć w każdej chwili (co z resztą się stało, gdy oglądalnośc spadła po prostu zakończyli serial)
-nie pamiętam dokładnie, ale w amerykańskiej wersji też chyba tego nie było, lub było mało wyeksponowane, mianowicie chodzi o to że zarówno w oryginale jak i w polskiej wersji brzydula miała niezłe wykształcenie ekonomiczne, tylko nikt wcześniej nie dał jej szansy bo była brzydka.

cloe4

Ważne, że coś napisałaś, każdy wpis liczy się w dyskusji. ;)

Chodziło mi o to, że absolutnie nie wzorowałam się na komentarzu Agamnik, bo ktoś przeczytawszy nasze wpisy mógłby tak pomyśleć:) Napisałyśmy prawie to samo, tylko innymi słowami. Agamnik bardziej rozwinęła temat, a nasze posty zbiegły się w czasie. Tylko tyle.

Jeśli chodzi o odcinki 175 – 185, to ja już wcześniej pisałam, że te lubię najbardziej, a konkretnie te od wyjazdu Ulki na Mazury do jej powrotu. Uwielbiam te sceny, w których Marek przyznaje się w końcu przede wszystkim sam przed sobą do tego, co czuje do Uli, dojrzewa w przyspieszonym tempie i zaczyna działać, chociaż pozornie wydaje się, że na wszystko jest już za późno. Tak pięknie walczy o tą swoją miłość, pomimo tego, iż rzeczywiście zostaje sam na placu boju przeciwko wszystkim, bo nawet zdesperowany Sebastian początkowo nie rozumie Marka i stara się przekonać go do pogodzenia się z Pauliną.
I dlatego tak nie lubię tych odcinków po przemianie Ulki, bo ta odmieniona, pusta i rozhisteryzowana Ula zwyczajnie na niego nie zasługuje. Też mam żal do scenarzystów (tu chyba wszystkie się zgadzamy) i też już o tym pisałam, bo jeśli nawet nie zaserwowano nam przynajmniej próby pogodzenia się głównych bohaterów i wyjaśniających przeprosin Marka, to parę rozmów, na przykład Uli z Alą, Ali z Markiem czy nawet Uli z Sebastianem, z których Ulka dowiaduje się, że Marek naprawdę się zmienił, że pogonił Claudię, że pokazał prawdziwą klasę przy zerwaniu z Pauliną, że przeciwstawił się wszystkim i przewrócił całe swoje dotychczasowe życie do góry nogami aby tylko być z nią, byłoby mile widzianych. Ale nie. Lepiej było rozwinąć wątki postaci drugoplanowych (Violi i jej tajemniczego wielbiciela), Piotra i jego chorego zainteresowania Ulą czy przyjaciółek Uli pchających ją w ramiona Piotra, a zupełnie nie zainteresowanych jej prawdziwymi uczuciami. A ostatni odcinek to kompletna porażka. I nawet jeśli widzowie mogą oczywiście dopowiedzieć sobie dalszy ciąg typu 'wyjaśnili sobie wszystko i odtąd żyli długo i szczęśliwie' to nie usprawiedliwia to twórców serialu, dlaczego finalne odcinki fajnych seriali pisane są na kolanie i bez sensu, bo nie dotyczy to tylko Brzyduli. Tak było między innymi z II i IV serią Magdy M. Nawet nie chce mi się o tym pisać...

Chciałam jeszcze nawiązać i rozwinąć trochę moją wypowiedź dotyczącą odpowiedzi na post Vickynelli, bo wczoraj zabrakło mi czasu:):
"Od pierwszego razu z Betty nie był w stanie tknąć ani Marceli, ani żadnej innej kobiety."

Powtórzę jeszcze raz. MAREK TEŻ. Oczywiście w początkowych odcinkach poznajemy go jako typowego Casanovę, podrywacza i uroczego, szarmanckiego i przez to niebezpiecznego uwodziciela, któremu żadna kobieta nie jest w stanie się oprzeć (stwierdza to nawet Iza na spotkaniu Brzydul w bufecie). I chociaż oświadcza się swojej narzeczonej bodajże już w 2 odcinku, to wiadomo, że robi to tylko dlatego, aby uratować własny tyłek. Nie ma żadnych zahamowań przed zdradzaniem Pauliny. Mediolan z Claudią, szybki numerek z modelką w toalecie na bankiecie z okazji wybrania go na prezesa firmy, z ta samą modelką umawia się w samochodzie na dwie godziny przed odebraniem Pauliny z lotniska, pojawiają się też asystentka Terleckiego, Mirabella, Domi i pewnie wiele innych. Ale w miarę rozwoju sytuacji, a konkretnie w miarę rozwoju jego znajomości z Ulą nagle te kobiety znikają. Jest jeszcze parę wpadek (Domi, Claudia), ale Marek już zaczyna ich unikać i czuje potrzebę wytłumaczenia się z tego przed Ulą. Nie pozwala pocałować się Julii i Paulinie w pewnej sytuacji też. To było chyba wtedy ( chyba, bo niestety, nie pamiętam aż tak dokładnie), kiedy Ulka po tym pierwszym wigilijnym pocałunku z Markiem chciała odejść z pracy. W firmie wybuchła afera, że Marek zwolnił Brzydulę, Paula chciała pocieszyć narzeczonego, nachyliła się, aby go pocałować, a ten odwrócił głowę. Ocieplenie stosunków z Pauliną nastąpiło jeszcze na krótki czas (Walentynki i truskawki), ale to było na długo przed pierwszym razem Uli i Marka. Potem przyszedł taki moment, że Marek unikał już całowania się z Pauliną na oczach Uli, aby jej nie ranić, a potem już sam nie miał na to ochoty. Robił to z przyzwyczajenia, nawyku i aby uniknąć podejrzeń Pauliny, ale widać było wyraźnie, że coraz bardziej oddalali się od siebie. Kwestią sporną pozostaje to pocałowanie Pauliny na pojednawczym, romantycznym lanczu po powrocie ze SPA, ale większość widzów i tak odebrała to już jako pożegnanie z Pauliną i jednoczesne przetrzymanie statusu oficjalnego narzeczonego do zarządu.
A do usadzonych przez Marka na miejscu po rozstaniu z Ulą kobiet (Claudia, Iwona, Paulina) dodam jeszcze Violettę, bo zapomniałam, że ona też miała nadzieję na małe tet a tet z Markiem. Na szczęście szybko pozbyła się tych złudzeń. Dla Marka to było tak niedorzeczne, że Viola mogła bronić się tylko atakiem na Marka, co zaskutkowało przyznaniem się Marka do nowej miłości i domysłem Violi, iż chodzi o Ulkę...
Jak widać z powyższego, nie tylko Mendoza podświadomie i nieświadomie nie mógł już tknąć żadnej innej kobiety. Tylko u Marka objawiło się to już na długo przed pierwszym razem, czy tak samo było u Armanda, tego nie wiem...

Cloe, polecam obejrzenie Brzyduli jeszcze raz i rzeczywiście najlepiej na TVN Player. Ja nie oglądałam ani premiery ani pierwszych powtórek, bo wydawało mi się, że serial oparty na kolumbijskiej telenoweli nawet z moimi ulubionymi aktorami (Braciak, Simlat, Pomykała) będzie jakąś totalną pomyłką i szkoda mi było czasu. Ale przypadkowo zaczęłam oglądać niedawno na TVN7 i tak mnie wciągnął, że albo nagrywałam odcinki albo właśnie ratowałam się Playerem. Warto, bo to jeden z niewielu polskich seriali napisany dowcipnie, z humorem, z inteligentnymi dialogami, doskonałą obsadą i świetną grą aktorską. Bawi, wzrusza, powoduje chęć dyskutowania o zachowaniach bohaterów i szkoda tylko, że przez wielu widzów uważany jest jako serialowa szmira. Ale to, mam nadzieję, u tych, którzy jeszcze go nie widzieli, bo ja też tak kiedyś myślałam:)

ariana_FB

"jeszcze Violettę, bo zapomniałam, że ona też miała nadzieję na małe tet a tet z Markiem. Na szczęście szybko pozbyła się tych złudzeń."

Do dziś pamiętam, jak Violetta wygadała się Markowi, ze Paulina kazała jej go szpiegować. To wtedy brzmiało śmiesznie: "Ja nawet Ulę podejrzewałam... ja nawet siebie podejrzewałam... może w snach." ;D

Co do Marka - nie wykluczam tego co napisałaś, uwielbiam go (swego czasu nawet bardzo go uwielbiam i oglądając powtórki przypomniałam sobie dlaczego ;D) i nie wykluczam, że się zmienił. Zmienił się pod wpływem Ulki i to bardzo... jednakże ja chcę zaznaczyć, że Armando również, poza tym sam Marek był inspirowany postacią Armanda - mimo wielu różnic, mają też parę cech wspólnych, tyle, że w polskiej wersji stworzyli tę postać sympatyczną i mniej draniowatą (i dobrze, bo to oznacza, że polska wersja się różni od oryginału i nie jest kopią, zresztą postać Armanda w naszych warunkach byłaby po prostu uznana za chorą psychicznie ;D).

Tak czy inaczej, sama wręcz nie cierpię telenowel, ale Brzydula kolumbijska jest chlubnym wyjątkiem, ba uważam, że to wręcz arcydzieło, mimo paru wad. ;) Natomiast BrzydUla polska wyrosła do miana kultowego, mogę się założyć, że po paru latach obok np.13 posterunku i Miodowych lat będzie najbardziej pamiętanym serialem polskim z XXI w..

cloe4

YSBLF w ogóle mało ma wspólnego z telenowelą jako gatunkiem. Szkoda, że z definicji nią jest, przez codziennie nadawane odcinki, kraj, a raczej kontynent pochodzenia, główny wątek miłosny i zamkniętą fabułę, bo przez to wszyscy ją biorą za durnowatą operę mydlaną, jak te, które przychodzą masowo do nas np. z Meksyku (najgorsze co może być). A ten serial to zupełnie co innego. Niezwykle naturalna gra aktorska, brak żenujących wątków, typowych dla telenowel, inteligentniejsze podejście do widza ^^ (w pl Brzyduli jeszcze bardziej, ale ona juz w ogóle nic z telenowelą nie ma wspólnego) to wszystko stanowi widoczny kontrast z badziewiem, które przysyłają nam z Ameryki Łacińskiej. W ogóle kolumbijskie produkcje zawsze były na poziomie i znacząco odbiegały jakością od tych z innych państw ^^.

cloe4

"Do dziś pamiętam, jak Violetta wygadała się Markowi, ze Paulina kazała jej go szpiegować. To wtedy brzmiało śmiesznie: "Ja nawet Ulę podejrzewałam... ja nawet siebie podejrzewałam... może w snach." ;D"

Miałam raczej na myśli scenę w której Violce, po wykreśleniu wszystkich potencjalnych wielbicieli został na kartce tylko Marek. Kiedy weszła do jego gabinetu z zalotną minką i stwierdziła, że po przemyśleniu wszystkich za i przeciw mówi 'tak'. Biedny Marek początkowo zupełnie nie wiedział, o co jej chodzi, a potem jego niedowierzająco – sarkastyczny śmiech rozzłościł Violkę. Wypomniała mu konto na Sympatii, Marek musiał się z tego tłumaczyć i z tego, że ma ważniejsze rzeczy na głowie niż zabawa w tajemniczego wielbiciela, w końcu przyznał się do tego, że ma nową miłość i że była blisko niego, ale już nie jest. Bardzo lubię tą scenę i przewijałam ja kilka razy zanim poszłam dalej z odcinkiem. W ogóle scenki z Violettą i Markiem od początku serialu prawie do samego końca to majstersztyk w wykonaniu Małgosi Sochy i Filipa. Niektóre po prostu zwalają z nóg:) Cudne.

Co do Armanda, to ja w zasadzie nic do niego nie mam, może po prostu nie zdążyłam go jeszcze polubić, ale czuję się w obowiązku stawać w obronie Marka, bo odnoszę wrażenie, że zbyt często wywyższacie zasługi Armando, a pomniejszacie Marka. Ale może właśnie na tym opiera się ciekawa dyskusja:)

ariana_FB

Haha, mam to samo tylko odwrotnie, bo ktoś tu cały czas umniejsza postać Armanda, która dla mnie była absolutnie najgenialniejszą rzeczą ever w historii generalnie tego pomysłu, ze wszystkich wersji.

ocenił(a) serial na 9
Vickynella

Vickynella ale YSBLF jest telenowelą, wiec dlaczego powiedzenie jaki to jest gatunek telewizyjny jest złe, polska Bulcia zresztą też. Sami jesteśmy trochę winni, bo zdeprecjonowaliśmy to słowo (media, zwykli ludzie) nie bardzo wiedząc co ono do końca znaczy i nadając mu pejoratywne znaczenie. Telenowele są różne, mają też różne gatunki i wiadomo że robione są na różnych poziomach. Dotyczy to praktycznie każdego gatunku, seriale i filmy też są różne, chociaż one z założenia nie są czymś gorszym, choć przez chwilę myślano tak o serialach. Po prostu telenowela to opowieść o miłości, tym się różni od serialu, że głównym wątkiem jest ten miłosny, a przede wszystkim pokazanie perypetii dwojga ludzi i pokonywanie przeszkód, by móc być razem. Czy naprawdę brzmi to, jak coś gorszego, uwłaczającego dla inteligencji. Stąd główni bohaterowie teli to postacie, które walczą o to uczucie. Rozróżnia się protagonistów (gallanów)- głównych bohaterów pozytywnych, najczęściej (w 95%) są to również głowni bohaterowie telenoweli ona - protagonistka, on- protagonista. Miłość tych dwojga musi pokonać wiele przeszkód, stąd potrzebne są czarne charaktery- antagoniści (villani). W naszym serialu villanami typowymi jest rodzeństwo Febo. Villanem jest też Piotr. Tutaj też się rozróżnia jakby głównych i drugoplanowych villanów. Na początku lekko villanami byli Sebastian i Viola, ale po przejściu na "dobrą stronę" stali się kimś w rodzaju drugiej pary protów. Zdarzały się też tele i jest to jeden z rodzai, gdzie główną bohaterką jest nie protagonistka (czyli ta główna bohaterka pozytywna), lecz antagonistka (negatywna), choćby w popularnej u nas Rubi. Główne założenia telenoweli, miłość mimo przeszkód zwycięża, zło zostaje pokonane. Tela to nic innego, jak przeniesienie bajek dziecięcych o księżniczkach poślubiających królewicza do "świata dorosłych", tak samo jak serialu o dzielnych detektywach czy policjantach, rozwiązujących wszystkie zagadki kryminalne, których żadna kula się nie ima. To też są bajki, tylko dla "dużych" chłopców i nie są traktowane jak coś gorszego. Telenowela, z tego co czytałam, bazuje na 5 schematach, w ramach których tworzy się historię miłosną:
- schemat kopciuszka- wiadomo biedna dziewczyna zakochuje się w bogatym paniczu, lub na odwrót, ona bogata, on biedny
- schemat królewny śnieżki- podobny do powyższego, lecz nie ten sam. Bogata dziewczynka, sierota zakochuje się w paniczyku. Niestety zła rodzinka: macocha/siostra itp. nie pozwalają im na to, ona ucieka i pomagają jej przyjaciele (krasnoludkowie), sama przeciwko złej rodzinie.
-schemat Romea i Julii- też w miarę logiczny, dwie rodziny się nienawidzą z jakiegośtam powodu, dzieci tych rodzin zakochują się w sobie
-schemat Hrabiego Monte Christo- też logiczne. Niewinna osoba zostaje niesłusznie skazana, skrzywdzona itd. udaje jej się uwolnić, podnieść i mści się na tych co ją skrzywdzili, wymierza sprawiedliwość.
- schemat Dumy i Uprzedzenia- też logiczne, na skutek sytuacji i zbiegu okoliczności proci myślą o sobie źle, są uprzedzeni, robią sobie na złość i ranią się, mimo że się kochają. (Trochę uprzedzenia było w zachowaniu Ulki po powrocie), sytuacje które następują i nieporozumienia to potęgują. Przez co nie są razem, mimo że się kochają.

Telenowele budowane są na jednym, lub na kilku schematach. Może być jeden wiodący, a pozostałe w tle, ewentualnie kilka równoważnych (typu królewna śnieżka + Hrabia Monte Christo). Ważne, że w przeciwieństwie do soap opery, która dziwnym trafem w Polsce nie ma złej pracy, pewnie dlatego że głównie Hamerykanie je robią, a wiadomo że co hamerykańskie to lepsze, w telenoweli (słowo od novela- jednowątkowa, prosta), jest jeden główny motyw, pozostałe są poboczne i mu podporządkowane. Stanowi zamkniętą całość, jest tylko para wyraźnie znana i wskazana głównych bohaterów, pozostali to postacie drugiego i trzeciego planu. Może być kilka par miłosnych, nawet protagonistów, ale główna jest tylko jedna, zdarzają się drugie i trzecie (Gorzka Zemsta-główna Norma i Juan). To jest telenowela.
Rozróżnia się ze względu na tematykę, podobnie jak seriale telenowele klasyczne, kryminalne, rosa (bardzo proste, delikatne, z prostymi dialogami i schematami, nawet jak na ten gatunek, czarno-białe, ze względu na tematykę i sposób przekazania dla całej rodziny), kostiumowe/historyczne, narconovele, młodzieżowe, dziecięce (mimo motywu miłosnego, narratorem jest dziecko, wraz z paczką przyjaciół, a historia jest opowiedziana z jego punktu widzenia) a nawet telenowele erotyczne (była nawet taka w Polsce pokazywana, nie pamiętam tytułu).
YSBLF to typowa telenowela komediowa, jest sporo produkcji podobnych do niej.

Agamnik

W tym przypadku słowo nowela nie odnosi się do polskiej definicji tego słowa, czyli gatunku krótkiego i jednowątkowego. Na całym świecie novel/novela, to powieść, czyli dłuższa forma, dlatego telenowela ma wiele odcinków :)

ocenił(a) serial na 9
Vickynella

Vickynella ja wiem co znaczy słowo novel po angielsku, ale tu nie chodzi o znaczenie powieść, ale o utwór z jednym, głównym wątkiem. Nie każda telenowela ma wiele odcinków, bo są również 4, 20 odcinkowe.

"Telenowele meksykańskie, które nam przysyłają są przesiąknięte kiczem, banałem, tandetą, sztucznością, głupotą i niedojrzałością bohaterów, dlatego są czymś z czego wszyscy kpią. A "Yo soy Betty, la fea" to absolutne tego przeciwieństwo, jednak ktoś z definicji może mieć do tego uprzedzenia."
Generalizujesz. Nie wszystkie telenowele są przesiąknięte kiczem, banałem i co tam jeszcze napisałaś. To tak jakby ktoś napisał, że wszystkie filmy, seriale itd. Pewnie nie wiesz, ale Telenowele są nominowane do nagród Emmy, a nawet je dostają i też się pewnie zdziwisz, a takie trafiały do Polski (Droga do Indii, Clon). Nikomu oczywiście nie nakazuję, ani nie namawiam do oglądania, to jego prywatna sprawa, ale wybacz, nie podobają mi się teksty cyt: "YSBLF w ogóle mało ma wspólnego z telenowelą jako gatunkiem. Szkoda, że z definicji nią jest, przez codziennie nadawane odcinki, kraj, a raczej kontynent pochodzenia, główny wątek miłosny i zamkniętą fabułę, bo przez to wszyscy ją biorą za durnowatą operę mydlaną, jak te, które przychodzą masowo do nas np. z Meksyku". Nawet nie wiesz, ile w Meksyku i innych krajach podobnych produkcji do YSBLF, co ja piszę, Europa również je produkuje, w zeszłym roku nagrodę dostała produkcja portugalska, a mimo wszystko je deprecjonujesz. Ja rozumiem skrytykować konkretne produkcje, a cały gatunek, mimo że się widziało, dwie, trzy pozycje na krzyż i w kolejnym poście wychwala się aktorstwo Jorge Enrique Abuello, aktora stricte telenowelowego, nie rozumiem tego.

Agamnik

Skonkretyzowałam: telenowele meksykańskie, które puszcza się u nas w tv? Nie telenowele ogólnie. Nie wszystkie telenowele wyprodukowane w Meksyku.

Mogę też pochwalić aktorstwo Marka Tachera w "Abismo de pasión" i mimo to twierdzić, że to żałosna telenowela :)

ocenił(a) serial na 9
Vickynella

Widzisz jak fajnie, nawet nie wiesz, że zgadzamy się w dwustu procentach. Ja również uważam że Abismo to żałosna telenowela (chociaż przy obecnie emitowanej Burzy wydaje się arcydziełem), a Mark Tacher i Salvador Zerboni to fantastyczni aktorzy i to jest jedyny pozytyw, jaki da się o niej powiedzieć.

ocenił(a) serial na 9
Agamnik

Z zainteresowaniem czytam wszystkie opinie nt. naszej Brzyduli jak i kolumbijskiej. Ja w tym roku dopiero obejrzałam polską brzydulę. Wcześniej byłam pewna, że to kolejna szmira oparta na żenującej latynoskiej telenoweli i nie mogłam się nadziwić mojej mamie dlaczego to oglądała. Dopiero w tym roku jak były powtórki na tvn7 to zaczęłam się w to stopniowo wciągać, aż wreszcie wciągnęłam się na maxa i potrafiłam obejrzeć ponad 20 odcinków dziennie na tvn player. Serial jest fenomenalny, ale zgadzam się z większością z was, że odcinki po przemianie Ulki były już gorsze jak i sama Ulka, a ostatni odcinek to już totalny kicz. Prawdą jest, ze postać Piotra - doktora zupełnie nie wyszła scenarzystom, był okropnie nudny i bezbarwny. Dlatego m. in. jego postać popsuła ten serial, który przecież wyróżniał się niebanalnymi bohaterami i zabawnymi dialogami. Sądzę jednak, że w zamyśle scenarzystów miała to być postać pozytywna i nią w zasadzie była. Dlatego tu nie mogę się zgodzić z opiniami Agamnika, że był to bohater negatywny. Przede wszystkim scenarzyści chcieli uwypuklić jego cechy takie jak szczerość i uczciwość i to, że w przeciwieństwie do Marka we wcześniejszym okresie miał co do Uli czyste intencje. Choć dziwne było, że po zaledwie miesiącu znajomości traktował znajomość z nią b. poważnie (był np gotowy zrezygnować dla niej ze stażu w USA, a potem zaproponował jej tam wyjazd z nim.) - myślę, że jest to pewna niekonsekwencja ze strony scenarzystów. Kolejnym powodem, że w zamyśle scenarzystów to była pozytywna postać to fakt, że gdyby nie on to by Ula i Marek się rozstali na dobre (choć to, że to on im pomógł kompletnie mi nie pasowało). Szkoda, że ta postać tak nie wyszła scenarzystom, trudno powiedzieć czy to bardziej kwestia kiepskiego aktora czy też napisanej dla niego roli - chyba i to i to. Nie znam jego odpowiednika w kolumbijskiej wersji bo jej nie widziałam. Oglądałam urywki na youtube. Próbowałam oglądać całe odcinki, ale są tylko po hiszpańsku więc mimo, że komunikuję się w tym języku ciężko mi się to ogląda bo odcinki są strasznie przegadane. Gadają jak najęci więc wolałabym mieć polskie tłumaczenie. Jeśli ktoś wie gdzie mogę znaleźć odcinki YSBLF z polskim tłumaczeniem czy z angielskim będę wdzięczna za info.

Glenkora

kinoman. tv

ocenił(a) serial na 9
Glenkora

Glenkora nie zgadzam się z tobą, że Piotr miał być w zamyśle pozytywną postacią. To że Brzoska kiepsko zagrał, to tajemnica poliszynela, dostosował się do poziomu ówczesnego serialu. Między nim a Ulą nie było żadnej chemii, kwestie wypowiadał sztucznie, twarz nie wyrażała żadnych emocji, małe, takie wrednowate oczka dodawały im takiegoż spojrzenia. Ale było sporo sytuacji, gdzie był zwykłym szują i socjopatą i gra Brzoski niewiele ma z tym wspólnego, ponieważ źle to źle, ale wypowiadał konkretne kwestie i zachowanie, które przypisuje się tego typu osobom.
Niby jak miał być szczery i uczciwy, skoro ładnych parę razy okłamał i Ulkę i Marka, niby jak miał być pozytywny skoro szantażował emocjonalnie Ulę, osaczał ją, manipulował. Zachowywał się dokładnie tak samo, jak Paula w szpitalu, która próbowała osaczyć Marka, z tym, że jeśli chodzi o jej postać, to scenarzyści byli konsekwentni, a on nagle 10 minut przed końcem stał się rycerzem na białym koniu. A teraz konkrety:
Kłamstwo pierwsze: bójka. Wmawia Uli, że Seba i Marek rozprawiali o klubie i kobietach, mimo że nic takiego nie było. Ponadto jakże inaczej wygląda ta kłótnia o Ulkę od kłótni Marka i Maćka w pierwszej części serialu. Tam też była "męska" rozmowa o Uli, też wpadła ona i zaczęli jej wmawiać że to nic, tylko rozmawiali i poprosili grzecznie, by ich pozostawiła. Mimo to ani Maciek, ani Marek po jej zakończeniu nie tylko nie zdradzili się słowem ze szczegółami, ale mimo że nadal siebie nawzajem nie trawili, żaden nie obgadywał drugiego za placami. Co ja piszę, Marek nawet Ulce o szantażu Bartka i próbie wyłudzenia pieniędzy za skradzione auto, by jej nie ranić, nie powiedział. A wymoczek Piotr co, nie dość że zmyślił, to podczas samej bójki prowokował Marka. Najpierw wspomnieniem żagli, by mu zasugerować, że ma Ulę i mu się udało ją zdobyć. A jak Mareczek mu powiedział że wie, że z wyprawy nic nie wyszło, w odpowiedzi Piotruś dodał, że co się odwlecze to nie uciecze. O tekście z parzeniem kawy już nie wspomnę, mimo że to firma Marka. A potem wobec Uli, zrobił z siebie ofiarę, którą niemal i Marek i Sebastian pobili. Bez względu na sposób zagrania, tak nie postępuje uczciwa osoba.

Kłamstwo drugie i trzecie. Tym razem do Marka. Najpierw mu powiedział że są parą z Ulą, mimo że Ula nie dała mu jeszcze odpowiedzi, a potem powiedział ze wyjeżdżają do Bostonu, co już było wierutnym kłamstwem, ponieważ Ula wyraźnie dała mu do zrozumienia, że da odpowiedź po pokazie. Ponadto jakim trzeba być szują, by pobiec do rywala i bezczelnie, bez żadnych skrupułów mówić mu, że wygrał, bo to jego dziewczyna. To nie jest miłość, ale trofeum, nagroda. Ponadto pamiętasz co on powiedział do Marka jak ten szedł do pacy: "co ty tutaj robisz?" mimo że szedł do WŁASNEJ firmy. Widać było, że nawet Markiem zatrzęsło jak mu to powiedział i chciał odejść. Wtedy znów go niegrzecznie zatrzymał wspominając że on i Ula są parą, a jak nie udało mu się i tym sprowokować Marka, to wyciągnął rękę rzekomo na pogodzenie. Z tym że Marek już od Ulki wiedział, co szuja na niego nakłamała i wprost prawie ironicznie mu się w twarz roześmiał, że wie, iż robi to chcąc złapać u niej kolejne punkty i pokazać jaki to jest ponad urazy i pierwszy wyciąga rękę. Przyznam się, że w tej rzeczonej scence nawet Marek mnie trochę wkurzył. Ja rozumiem że facet ma klasę i wysoką kulturę osobistą. Nawet rozumiem że kocha Ulę i nie chce jej zranić, a ponadto nie chce łapać minusów lub wchodzić w konflikt. Ale po tym jak się do niego szuja zwróciła byłam zła, że Marek nie poszedł do Ulki i jej nie powiedział, że nie życzy sobie takiego zachowania jej lovelasa, bo mimo wszystko to jest JEGO FIRMA, on jest jej WŁAŚCICIELEM i żaden chłystek nie będzie z niej go wyrzucał, lub puszczał jakieś aluzje co tu robi. Jak się nie umie zachować, to ma nie przestępować jej progu. Ona jest prezesem, oczywiście, ale on też ma coś tu jeszcze do powiedzenia, a na pewno nie pozwoli się obrażać we własnej firmie.

Kłamstwo kolejne. Marek czyta w kawiarni akta Adama by znaleźć z nim kontakt. Piotruś bez pytania, bezczelnie się dosiada i prowokacyjnie, wyzywająco zagaduje go, że miał wyjechać. Nawet jeśli nie tak miało to tak zostać zagrane, to słowa mówią same za siebie. Marek do niego znów, czy ma mu się tłumaczyć dlaczego nie wyjechał i spogląda ostro. Widząc, że sobie tym razem nie pozwoli, szuja która też się tchórzem okazała, kładzie uszy po sobie i udaje znajomego, który chciał przyjaźnie pogadać z Markiem, wobec nadchodzącej Uli. Po czym w samochodzie, jak już są razem sam na sam mówi jej, że Marek go napadł. Przepraszam, ale to on go napadł i bezczelnie nagabywał, potem mu zarzucił kłamstwo, gdy Marek poprosił Ulę o rozmowę, bo się problemy w firmie szykują. Ulka nie wiadomo czemu temu socjopacie musiała się tłumaczyć.

Manipulowanie, osaczanie Uli. Nie mogła sama pojechać do pracy, bo Piotruś był i zawsze jej wmawiał, że za mało się widzą, za dużo pracuje, a on pokrzywdzony po dwóch/trzech tygodniach znajomości. W porze lunchu też warował jak pies, byleby tylko z nim a nie kimś innym wyszła. Jak mu raz Ulka odmówiła, bo miała dużo pracy, to nie odjechał jak nie sprawdził, czy przypadkiem nie poszła zjeść lunchu z Markiem Oczywiście po pracy też był i jak tylko pojawił się na horyzoncie Marek, nie omieszkiwał demonstracyjnie choćby jeśli nie pocałować to cmoknąć w jego obecności. Swoją drogą Ulka miała pretensje do Marka że musi go widywać z Pauliną i ją to rani, ale jak sama to robiła to już miała gdzieś jego uczucia. Cóż zapomniał wół.... To samo z Bostonem "bez ciebie nie wyjadę", "to taka świetna okazja", "drugi raz się nie powtórzy", "ale powiedz że się nastawiasz", "musisz tam ze mną wyjechać". Już więcej jego tekstów nie pamiętam, ale sporo ich było.

Manipulowanie Uli, brak miłości. Ileż było sytuacji jak poza oczami obgadywał Marka, czy to w kawiarni, czy na jakimś spotkaniu. Co ja pisze, mimo że niby tak "kochał" Ulę, ale nawet wspólnych tematów do rozmów z nią nie miał. Wszelkie ich gadki, to była praca, jednego lub drugiego, ewentualnie z jego strony nawalanka na Marka, a z jej słuchanie go niczym ciele..., ewentualnie nie wiedzieć z jakiego powodu usprawiedliwianie Marka. Musiała się tłumaczyć sama z bardzo absurdalnych sytuacji typu, Marek powiedział że wyjeżdża, zrezygnował, Piotrunio go zobaczył, zrobił awanturę Ulce a ta do Marka, że nie wyjechał, kłamie, a ona...obrywa A guzik panią prezes i przydupasa powinno obchodzić, co "pan właściciel" robi, to jego życie i może tysiąc razy zmienić decyzję o wyjeździe, niech się swoim życiem zajmą.

Manipulowanie Ulką, wzbudzanie poczucia winy, osaczanie. Scenka zerwania. Ulka mówi że go nie kocha, przeprasza go za to, że nie udało jej się go pokochać, a ten jak gdyby nic, jak zawsze ma w poważaniu to co Ula mówi (uczciwie piszę, zasłużyła sobie na to, on ją zawsze tak traktował, a ona sobie na to pozwalała) i dodaje ze będzie czekał za dwa dni pod ambasadą. Od biedy można uznać, że zszokowany facet, ostatnie ogniki nadziei jeszcze się w nim tlą. Ale rzeczonego dnia, jak gdyby nigdy nic dzwoni do Uli (dziwnym trafem widząc kto nie odbiera i wmawia Ali że nie ma czasu) i nagrywa się na sekretarkę, że jest pod ambasadą a jej nie ma. To chyba najlepiej świadczy gdzie miał jej uczucia. Fajna też jest scenka jak Ula przed zerwaniem w szpitalu się chowa przed nim, chyba w końcu do tej zagubionej mózgownicy powoli prawda o charakterze Piotrusia zaczęła docierać.

Piotr wiedział i widział, że ona go nie kocha, że kocha innego. Zresztą trudno nie było zauważyć i się nie domyśleć. Ula mu jasno powiedziała, że kochała Marka mocno i głęboko, a taki człowiek nie odkochuje się i nie zapomina w ciągu paru tygodni czy miesiąca. Mimo to postanowił ją zdobyć, wiedząc że go nie kocha, potraktował ją jak nagrodę, trofeum, które odbierze bogatemu paniczykowi. Pamiętasz co on wtedy powiedział o Marku po bójce? "że wydaje mu się, że jest panem świata i mu wszystko wolno", a znowuż w samochodzie podczas opowiadania o "napaści" Marka opisuje go, że rzekomo "ma kompleksy". Tu sprawdza się polskie przysłowie, kto się tak przezywa, sam się tak nazywa". To Piotr miał kompleksy wobec Marka i czuł się gorszy, zazdrościł mu pieniędzy, firmy, pozycji, a nawet Uli i jego wyglądu (pamiętasz jego słowa jak pierwszy raz Marka zobaczył: "chudy jakiś"). Dlaczego miał te kompleksy nie bardzo wiadomo i nie wyjaśniono. Na pewno nie z powodu zachowania Marka, bo ten się nigdy nie wywyższał. A może jednak? Im więcej Marek klasy pokazywał, po bójce już w ogóle nie dał mu się sprowokować, wprost przeciwnie, ironicznie spoglądał mu w twarz i wprost mówił, że wie, iż udaje wobec niego sympatię, by go dyskredytować i łapać punkty u Uli. A więc im bardziej widział, że Marek go przewyższa nie tylko pozycją, ale swoją osobą, tym co reprezentuje, swoją kulturą osobistą, klasą, tym mocniej Piotruś widział, że mu do niego daleko i mocniej czuł się gorszy. Wcześniej próbował wmawiać sobie i Ulce, że to dlatego, że Marek ma pieniądze i pozycję, dlatego jest lepszy, od niego. Gdyby on posiadał to samo, dopiero by pokazał, mam wrażenie, że to właśnie jeden z tego typu chojraków. Lecz gdy z biegiem czasu coraz mocniej widział, że i bez pieniędzy to jemu daleko do Marka, to coraz mocniej jego zazdrość i zawiść się wobec niego objawiała i coraz bardziej starał się odsunąć Ulę od niego. Masz wszystko, ale jej nie zdobędziesz, ona będzie moja i tu się okażę lepszy. W sumie to pół żartem pół serio powiedział Ulce wprost że jest taki "może się go (Marka) czepiam, może moje ego nie znosi konkurencji...". Dokładnie tak panie Piotrze, włączyła się panu konkurencja i postanowił pan, że skoro nie da się wygrać,bo konkurent za mocny, to chociaż zabiorę mu to, czego pragnie najbardziej.
i powiem szczerze, że z psychologicznego punktu widzeni,a to nawet niegłupi pomysł z taką postacią. Tym bardziej, że Piotruś na początku gra faceta do rany przyłóż, do tatusia życie mu ratować poleci, po pracy przywiezie, z Beti się pobawi na trampolinie kątem oka obserwując rozmowę Uli i Marka, posłodzi przyjaciółkom, zapewni wszystkich o swojej niezmiennej uczciwości i szczerości. Przecież to był dla wszystkich "idealny" facet. Pojawiają się rysy, gdy opowiada o swoim małżeństwie, gdy się zabiera za całowanie załamanej dziewczyny po 3 dniach znajomości, a potem po 4 robi wyrzuty Ulce że nadal Marka kocha, ale my też, jako widzowie ulegamy złudzeniu, że ot ryski jak u każdego, ale za to facet prawdomówny (tylko kto go upoważnił do mówienia innym prawdy w oczy), prostolinijny, szczery, jednym słowem: odpowiedni. Dopiero potem opadają powoli i coraz więcej złudzenia. Gdyby Piotra zagrał lepszy aktor, to byłby świetny villan, coś a'la Paulina, genialny manipulant i socjopata, na którego także mu się nabraliśmy, nie tylko postacie z serialu, ale Brzoska nie potrafił tego zagrać i często to, co mówił, stało w sprzeczności z tym co grał. Dobrze, że to co mówił było dość jasne, rozumieliśmy przekaz i wiedzieliśmy jak to powinno zostać zagrane.

A scenki połączenia Ulki i Marka przez Piotra i załamania całkowicie linii tej postaci nie rozumiem, to dla mnie największa głupota i niekonsekwencja. Facet na początku odcinka dzwoni do Uli z pretensjami gdzie jest, bo czeka pod ambasadą i nagle przemienia się anioła. Jeszcze jakby doskoczył do Marka z pretensjami, że to przez niego zostawiła go Ulka i nie przyszła a wcześniej zerwała, to bym zrozumiała, puściły mu hamulce już całkiem. Ale to? Dla mnie tą scenę absolutnie pisał inny scenarzysta, Jasek przecież łączył tylko poszczególne scenki napisane przez różnych scenarzystów i w tym biegu nie zauważył, że początek odcinka kłóci się z dalszą częścią. Tak się skupili na pokazie i finale, że nie dopracowali tego, nie zajęli się tak ważnym szczegółem, który widzowie od razu wychwycili.

Vickynella

"Haha, mam to samo tylko odwrotnie, bo ktoś tu cały czas umniejsza postać Armanda, która dla mnie była absolutnie najgenialniejszą rzeczą ever w historii generalnie tego pomysłu, ze wszystkich wersji."

To stwierdzenie chyba na wyrost, bo z tego co się orientuję, wersji było 17 i nie sądzę, abyś obejrzała wszystkie:)
Ale w porządku, rozumiem. Armando może zafascynować swoją 'draniowatością' i wyglądem pewnie też, kwestia gustu .Ja w całości obejrzałam tylko naszą wersję i może dlatego tak obstaję przy Marku. Pamiętam jak za mgłą wersję amerykańską, ale tam, o ile czegoś nie pomyliłam, nie było zakochania się głównej bohaterki w szefie i akcja nie działa się w domu mody tylko chyba w jakiejś gazecie. Oryginał, jak już wspomniałam, znam z fragmentarycznych scenek na youtubie i kilku odcinków oglądanych dawno temu, kojarzę też wersję niemiecką na TVN7, ale ta znowu była chyba okropnie porozciągana, bo wydaje mi się, że ten serial ciągnął się strasznie długo. Szef niemieckiej Brzyduli też był początkowo, z tego co pamiętam, jakimś strasznym draniem. Obejrzałam kilka pierwszych odcinków, później dałam sobie spokój, a potem pamiętam tylko jakieś sceny ze ślubu, z kościoła, główny bohater przyjechał na koniu, okropnie zalatywało mi to jakąś tandetą i szmirą. Może się mylę, może, gdybym oglądała w całości wersję niemiecką odebrałabym to inaczej, ale nie pamiętam nic, co by mnie zafascynowało w tym serialu, nawet główny bohater, ponoć przystojny, ale zupełnie nie w moim typie. Może teraz, mając świeżo w pamięci naszą Brzydulkę skusiłabym się na ponowne obejrzenie tej niemieckiej przeróbki, dla porównania, ale i tak pewnie naszego Marka nic by nie przebiło. Bo podoba mi się w naszej wersji to, że z Marka zrobiono drania, owszem, ale z duszą dżentelmena. Przez cały serial nie było ani jednego malutkiego fragmentu pokazującego jakiekolwiek chamskie zachowanie Marka. Taką dziwną istotą jestem, że nie znoszę chamstwa, głupoty i poniżania innych ludzi. Nie znoszę i już. Nawet w filmach i serialach. Niech bohater będzie draniem, drani lubię, bo kto nie lubi, ale muszą mieć w sobie wrażliwość, inteligentne poczucie humoru i szacunek dla drugiego człowieka. Wtedy mogę wybaczyć świńskie zachowania, bo wiem, że gdzieś w głębi kryją się wyrzuty sumienia i chęć poprawy. U Armando przez długi okres widać było tylko chamstwo i poniżanie innych ludzi, nie tylko Betty, i przepraszam, ale nie wierzę w taką nagłą przemianę. Wydaje mi się powierzchowna i egoistyczna. On cierpiał, bo rzuciła go ukochana, ale gdzie bicie się w piersi za to, że to przede wszystkim on sam był dla siebie największym wrogiem? Marek to zrozumiał, Armando nie.
Oczywiście, w grę wchodzi inne podejście do każdej z tych postaci, każdy z szefów ma inną osobowość, ale założenia twórców tych seriali były podobne i naszych podobają mi się najbardziej. Sorry, ale tak mam:)

ariana_FB

Telenowele meksykańskie, które nam przysyłają są przesiąknięte kiczem, banałem, tandetą, sztucznością, głupotą i niedojrzałością bohaterów, dlatego są czymś z czego wszyscy kpią. A "Yo soy Betty, la fea" to absolutne tego przeciwieństwo, jednak ktoś z definicji może mieć do tego uprzedzenia.

Osobiście Armando nie fascynował mnie ani draniowatością, ani, broń Boże, wyglądem. Powaliła mnie po prostu gra aktorska Jorge Enrique Abello i tyle, a do tego potrzebne było też dobre rozpisanie postaci i odpowiednia reżyseria, co też wielce podziwiam. W scenach od 74 odcinka niemal w każdej scenie przekazywał tyle silnych emocji, takich z głębi duszy, to wszystko udzielalo mi się przeogromnie. Są sceny, w których widać, że w Armando dzieje się TYLE rzeczy naraz, bez słów, bez zbytnich gestów czy min. Potrafił okazać spojrzeniem, drgnieniem warg albo czymkolwiek tak dużo, że niejednokrotnie nie mogłam wyjść z podziwu.

Vickynella

Vickynella, wydaje mi się, że rozmijamy się definicjami. Ja odnoszę się tylko do samych postaci, bo takowe cały czas omawiamy, ty powołujesz się również na aktorstwo. Oczywiście, bez dobrze rozpisanych postaci, dobrej reżyserii i dobrego aktorstwa nie byłoby tego tematu, ale chciałabym, abyśmy się dobrze zrozumiały. Chodzi mi głównie o to, jaki ludźmi byli obaj, a może teraz po przywołaniu niemieckiej Brzyduli, wszyscy trzej szefowie.
W naszej wersji, z rozmów przyjaciółek Uli dowiadujemy się wielu niepochlebnych rzeczy o Marku. Rozkochiwał w sobie, łamał serca i bez skrupułów porzucał i zwalniał z pracy wszystkie poprzedniczki Uli. To było złe, podłe i okrutne, podobnie jak wyrzucenie Uli z pracy w 2 odcinku i rzecz jasna nagminna niewierność, ale też od samego początku, pomijając jego niedojrzałe zachowanie, widać, że Marek jest fajnym człowiekiem. Pisałyśmy już o tym. Potrafi okazać wdzięczność za uratowanie życia, przyznać się do błędu. przeprosić. Nigdy nie zauważyłam, aby kiedykolwiek kogoś poniżył, okazał swoją wyższość, zachował się po chamsku. Szanuje podległych sobie pracowników, traktuje ich jako równych sobie, nie znosi donosicielstwa. Jest kłamcą i krętaczem, to fakt, ale równocześnie potrafi słuchać (to rzadka zaleta, wbrew pozorom) i dostrzega i rozumie więcej niż inni. Jest taki nawet w stosunku do Violetty, o której od pierwszego rzutu oka wie co sądzić. Jedyną reakcją Marka na jej zachowanie typowej blondynki jest przymrużanie oczu i nierzadko niedostrzegalny uśmieszek. Albo wznoszenie oczu do nieba i klasyczne 'Viola, do rzeczy...'. To Aleks drwiąco stwierdził, że to typowa idiotka, Marek nigdy tak o niej nie powiedział. Może tak myślał, ale na głos tego nie mówił.
O to głównie mi chodzi. Armando był chamski, poniżał ludzi, traktował ich z góry, drwił, wyśmiewał się z Betty, poniżał, bo czy wrzucenie jej do komórki bez okien to nie jest poniżanie? Zrobił tak, bo była brzydka i nie pasowała do reszty świata. Ja nie neguję wspaniałego aktorstwa Jorge Enrique Abello i równie wspaniale pokazanego cierpienia, tylko to, że jako ARMANDO miał okropny charakter i dziwie się Betty, jak mogła się w kimś takim zakochać. Rozumiem też, że twórcom serialu chodziło o pokazanie kontrastu pomiędzy tym początkowym bohaterem, a tym jakim był już po zakochaniu się w Betty. Wszystko rozumiem i Wasze uwielbienie dla niego też, ja jednakowoż wolę naszego mało 'draniowatego' Marka, bo bardziej do mnie przemawia ta późniejsza zmiana. Marka polubiłam od razu, Armanda mimo najlepszych chęci nie mogłam, właśnie za to poniżanie, chamstwo i drwiny.
Niemieckiego szefa też pamiętam jako chama, Agamnik potwierdza, więc z tych trzech wersji chyba najbardziej naszym twórcom udało się uwrażliwić i uczłowieczyć brzydulowego szefa.

Agamnik, ja też, słabo, ale pamiętam z tych paru obejrzanych przeze mnie odcinków niemieckiej wersji ten dom mody jako jakąś halę, a bufet jako bardziej typową stołówkę. Ale niemiecką Brzydulę oglądałam przed naszą i nie miałam wtedy z czym porównać, nie zwróciłam na to uwagi.

ocenił(a) serial na 9
ariana_FB

Ariana ja się wzięłam się za niemiecką wersję, ale po trzydziestu odcinkach chyba jej podziękuję. Nie jest najgorsza, ale jak się jadło frykasy, to trudno zadowolić się "zwykłą kiełbasą". Na początku była nawet niezła, a teraz coraz mocniej mnie nudzi. Niby coś się dzieje, a akcja stoi w miejscu, chyba ta ilość odcinków zamiast pomóc, jej przeszkodziła. Jest bardzo dużo podobieństw do polskiej wersji, podejrzewam, że nasza nawet w większym stopniu niż na oryginale się na niej wzorowała. Te podobieństwa dotyczą raczej motywów, a nie kierunku, ponieważ charakter obu telć jest inny.
Podobieństwo tkwi między innymi w tym, że tam też Lisa uratowała życie protowi- Davidowi, jak wpadł do basenu. Mimo to David nie zachował się jak nasz Mareczek, lecz postanowił swój wypadek wykorzystać jako świetną promocje swoich rządów, pokazać siebie jako osobę, co przeszła wewnętrzną przemianę w gazetach i w ten sposób nałapać punkty przed zarządem. Oczywiście przypadkowo zwołał dziennikarzy, by zrobili mu zdjęcie z kobietą, która uratowała mu życie. Lisa wtedy pracowała w bufecie jako barmanka, bo jej nie zatrudnili. Jak się zorientował, że to brzydka Lisa, kazał się jej schować i jako wybawicielkę przedstawił prasie Sabrinę (odpowiedniczka Patricii/Violi). Nigdy nie podziękował Lisie, nie powiedział przepraszam za tą sytuację. Jak przez zbieg okolicznościu, musiał z niej zrobić sekretarkę, by nie została nia Sabrina, podobnie jak Armando zamknął ją w pomieszczeniu bez okien, gdzie jeszcze Sabrina, która jest recepcjonistką ogrzewanie wyłączyła i majstrowała przy oświetleniu. David jest niezłym skur...kozjadem, znów mnie naszła myśl, czy aby nasz Mareczek nie jest za mało draniowaty, ale mimo wszystko wolę jednak naszą, realną, nie przesadzoną wersję, naprawdę inaczej się ogląda. Lisa też jest inna niż Ula, mniej dziecinna, za to bardziej niezgrabna i naprawdę absolutnie brzydka, może tylko z Betty konkurować, wygląda jakby miała 50 lat. Plusem jest to, ze jej brzydota jest zrobiona najbardziej realistycznie, to nie tylko okulary, aparat, czy włosy, jak to było w kolumbijskiej czy naszej wersji. Lisa ma okropne rysy twarzy (ogromny plus), zrobili jej makijażem świetne wory pod oczami, nie widać u niej, jak choćby u naszej Ulci pięknych oczu. Dla mnie charakteryzacja perfekcyjna, najlepsza ze wszystkich wersji jakie widziałam (gdzieś o tym czytałam, ale teraz przekonałam się, że to prawda). Realizm tej brzydoty Lisy powala. Ponadto nie ma ona za dużych, okularów, obciachowych strojów, ma normalne bluzki, spodnie, nie charakteryzuje się totalnym bezguściem. Jej ubrania to po prostu zwykłe ciuchy, gorszej jakości, z tanich sklepów. Jej grzywka nie jest karykaturalnie podwinięta jak Uli czy Betty, nie ma tłustych włosów, ma czyste i normalne, tylko tak uczesane i zrobione, że sprawiają wrażenie strasznie brzydkich, cienkich, niezdrowych, nieokiełznanych, o fatalnym kolorze. To dość duża sztuka zrobić z kogoś o takiej urodzie tak realistyczną brzydulę. Bardzo przystojny aktor gra Davida, również jak nasz Marek ma strasznie dużo uroku osobistego (czego mi brakowało u Armanda, strasznie mimo jego niewątpliwej urody, był dla mnie aseksualny). Sprawia wrażenie dojrzalszego, mimo że wiekowo jest chyba postacią młodszą niż Mareczek. Zresztą same wiemy, że na początku Marek sprawiał wrażenie łobuzerskiego nastolatka z problemami tego wieku (samochody, kluby, dziewczyny), niż 32 letniego faceta. David jest bardziej stanowczy, mniej dziecinny i mniej polega na przyjacielu niż u nas czy w Kolumbii (Max). Lisa jak wspomniałam również jest mniej dziecinna niż Ula, ale bardziej niezgrabna, niestety głupsza (Ula nawet ta pierwszoodcinkowa potrafiła myśleć), ma mniej klasy i honoru niż nasza Ula, ona w ogóle zastanawia się jak wyznać Davidowi miłość, bo już od początku jest przekonana, że ma u niego szanse. Rozwalały mnie scenki, jak poszła plotka, że jest związana z kimś i jak chciała Davidowi to zaraz wyjaśnić, bo jeszcze sobie pomyśli, że jest zajęta i to spowoduje, że nie będzie chciał się nią zainteresować. To że to kobieciarz sama to widziała, ponadto ma narzeczoną, jest dla niej sprawą drugorzędną. Ależ ja w takich chwilach doceniam pomysłowość naszych scenarzystów, że poumieszczali w serialu takie drobne scenki, w których zachowali godność i charakter bohaterów, Ulka i Marek się tak nie błaźnili. Chyba nawet jestem skłonna powoli wybaczać przez to skopanie końcówki, a przynajmniej nie być tak surowa.
Mimo uratowania życia i tego, że chociaż raz wykrzyczała mu Lisa, znaczy Davidowi jakim jest chamem i to go właściwie zmusiło do przeprosin, niewiele to zmieniło w ich relacji. Nie ma nie tylko przyjaźni, ale nawet szacunku, wdzięczności czy dobrego słowa. David się nie brzydzi, ale ewidentnie nią pogardza i nagminnie przedmiotowo ,a nawet gorzej traktuje, jak podczłowieka. Z drugiej strony głupota Lisy zwala z nóg, jak wtedy gdy na jego polecenie poszła do jubilera i odebrała pierścionek zaręczynowy, po czym jak idiotka założyła do sobie na palec (bez żadnego pozwolenia) i nie mogła zdjąć, przez co David nie miał jak go dać narzeczonej. Przez kilka godzin siedziała w łazience z mydłem próbując go ściągnąć. Do tego trzydziestego odcinka intrygi jeszcze nie ma, ale pojawiają się jakieś zalążki, inicjatorem w przeciwieństwie do pozostałych wersji jest sam prot. Podobny motyw ściągnięto do polskiej wersji. Otóż przedstawiciel firmy handlującej tanio materiałami chce dać Lisie łapówkę (skąd my to znamy). Liczy na to, że jak będzie Lisie okazywał względy, to stanie się głównym dostawcą materiałów w domu mody. Zaczyna niby to zalecać się do Lisy. David widząc zachowanie sądzi, że Lisa mu wpadła w oko (LOL) i każe jej ...uwodzić dostawcę, to będą mieć rabaty przy materiałach. Z jednej strony okropny motyw, jak szef każe asystentce uwodzić kontrahenta i do czego ją wykorzystuje, a z drugiej nie ukrywam że się uśmiałam, jak dawał David Lisie lekcje ...uwodzenia. Padłam jak ją uczył uwodzicielskich spojrzeń.
Co mnie razi, to dość tanie wnętrza. jestem zaskoczona, bo to przecież wersja niemiecka, a tam producenci maja do dyspozycji więcej pieniędzy niż Polacy, nie muszą tak oszczędzać na rekwizytach, a do polskiej wersji się nie umywa. W ogólnym rozrachunku to dla mnie wnętrza i dekoracje polskiej są chyba najlepsze. Budynek i piętro Karima Moda sprawiają wrażenie jednej, wielkiej hali, a nie pomieszczeń w luksusowym biurowcu jak u nas. Jak już wynosi się z tego schowka Lisa, to ma biurko przed drzwiami gabinetu Davida, tam też miały jego poprzednie sekretarki, nic specjalnego. W jakimś drugim koncie jest pracownia !!! Hugo z podwyższeniem do pokazów. Bufet nie jest osobnym pomieszczeniem jak w polskiej wersji ze stolikami, tam czegoś takiego jak stoliki nie ma. Jest znów w kolejnej części tego hallu i wygląda jak kącik z hamburgerami i innymi fast foodami w galerii. Żadnych gabinetów poza Davida (mój kierownik w pracy ma lepszy wystrój) Maxa i jakąś salę konferencyjną, która wygląda niczym pracownia ze stołem kreślarskim na środku, nic nie ma. Zaskoczyło mnie to i niezbyt mi się podoba. Porównując gabinet Marka, Alexa, naszą salę konferencyjną z podświetlanym stołem, całą pracownię Pshemko, sekretariat, księgowość, nawet głupi korytarz itd., to ma się wrażenie że inny świat. W polskiej wersji jest chyba najmocniej podkreślone to "wyższosferowe" pochodzenie Dobrzańskich i Febo, w sumie nawet bardziej niż w kolumbijskiej. Nawet jak Mareczek chce być z Ulą, to jego matka to niemal jak mezalians traktuje i nie chodzi tu tylko o jej urodę, cały czas tłumaczy mu jak nieodpowiednią dziewczyną jest dla niego Ula, a jak idealną była Paulina. Przez cały czas podkreśla się w serialu to pochodzenie i odpowiednie koneksje.

Agamnik

Wyczytałam parę for, które opowiadały o brzydulach z różnych krajów i ogólnie mogę sprostować to dwiema ciekawostkami, choć mogę się tu trochę mylić:

1. Oryginalny szef, czyli Armando, którego najbardziej lubię, to prawdopodobnie najbardziej okrutny szef ze wszystkich, najgorzej traktował swoją brzydką sekretarkę (nie wspomnę już o tym składziku, który był jej gabinetem) i był strasznym chamem, a także prawdopodobnie jedyny, który strasznie się brzydził uwodzić brzydulę. Chociaż David z niemieckiej wersji też wydaje się być straszny, to wydaje mi się, że jednak nie tak bardzo był okrutny. Tak czy inaczej, żadna wersja na licencji nie potrafiła, nie odważyła się, albo nie chciała powtórnie stworzyć tak złego szefa jakim był don Armando i dobrze, bo moim zdaniem nikt nie jest w stanie go pobić....

2. Polski, czy Marek to prawdopodobne najłagodniejszy i najlepiej szanujący swoją brzydką sekretarkę szef, co prawda jeszcze w amerykańskiej wersji Daniel był całkiem spoko, ale i tak uważam, że daleko mu do Marka... Żadna wersja na licencji poza polską, nie potrafiła stworzyć na tyle dobrej postaci, która postępowałaby źle jak i mająca dobre serce... Kochany mężczyzna, który do tego ma świetne podejście do dzieci, a sceny z Beatką czy chłopcami pilnującymi jego samochód za parę złotych są genialne...

Zdaje mi się też, że nie ma sensu porównywać naszego Marka i kolumbijskiego Armanda, którzy byli szefami strasznie skrajnymi i zupełnie innymi, mającymi inne wady i inne zalety. Ale i tak wiem, że tego nie uniknę, więc spróbuję jeszcze napisać, że mimo, iż uwielbiam polskiego Marka, to nie potrafię go lubić bardziej niż Armanda, bo to zupełnie inna postać to jednak czasami wydaje mi się nazbyt dobry (chociaż to troszkę przesada, bo miał prawo lubić od początku Ulcię, w końcu uratowała mu życie), ale też wydaje mi się za bardzo (nie wiem jak to określić) chłopięcy... W końcu nic dziwnego, Filip Bobek grając 32-latka miał lat 28, a w tym wieku zwykle aktorzy grają młodych studentów, zresztą Ulki to też się tyczy, bo postać miała 25-26, a Julia Kamińska 21 i przez to wydaje mi się, że para jest troszkę dziecinna i zbyt urocza.... No ale to moje czepialstwo...

Obiektywnie to nasz szef jest najprzystojniejszym szefem brzyduli na świecie i nikt tego nie odważy się zaprzeczyć. Ciasteczko jakich mało. ;)
Jednak nawet z wyglądu Armando podoba mi się bardziej... Bardziej pasuje mi na szefa, takiego strasznego szefa, którego wszyscy się boją, a gdy facet rozpacza, to wygląda jak małe słodkie dziecko... Najbardziej podoba mi się gdy ma zdjęte okulary i ma potargane włosy. ;) Tyle, że to typ urody, któremu nie każdemu się musi podobać, ale mi jak najbardziej....

A tak z innej beczki... Polska z tego co wyczytałam na forach brała inspirację z motywów wielu wersji, nie tylko tej kolumbijskiej, np. łagodny szef, czy ojciec bohaterki - wdowiec z dziećmi byli też w wersji amerykańskiej. Ucieczka do spa była chyba w meksykańskiej wersji, a OGROMNA zmiana wizerunku głównej bohaterki (nie do poznania, w przeciwieństwie do Kolumbii, Ameryki czy Niemiec, gdzie przemiany nie były tak wielkie) była w hiszpańskiej, gdzie tam również stała sie dość brutalną pięknością...

A i jedno małe pytanko do @Agamnik: Oglądałaś amerykańską wersję, warto w ogóle się za to dalej brać? Czy nie jest aż taka zła? Bo oglądam tylko momencik, ale zaczęła mnie nudzić, zresztą czytając niepochlebne wypowiedzi i zmiany w stosunku do oryginału mam wrażenie, że to serial dla mnie...

cloe4

Nie pozostaje mi nic innego jak się z Tobą zgodzić co do szefów brzydul. W całości oglądałam właśnie oryginał i naszą polską wersję i Armando i Marek są niemalże jak alfa i omega, więc właściwie trudno określi, który lepszy, fajniejszy. Oboje mają swoje wady i zalety. I oboje są postaciami, o których można wiele mówić. Ja uwielbiam Armando za to właśnie, że był taki podły. Człowiek czasami ma już dosyć oglądania tych przesłodkich uwodzicieli. A Mendoza miał temperament nie do okiełznania. Lubił postawić na swoim. I choć mogłoby się wydawać, że w niektórych sytuacjach zastraszał swoich rozmówców, to miało to swój urok. Nie wyobrażam sobie, by mógł być inny. A do tego dochodzi świetna gra aktorska Jorge. Niełatwo zagrać taką postać. A jemu się to udało. Zaś Marek był po prostu jego przeciwieństwem. Poprzez swój złożony charakter uwiódł niejednego widza. Nic dziwnego, że Ulka się w nim zakochała. Był takim nieoszlifowanym diamentem, dopóki nie spotkał Uli. Ona wydobyła wszystkie jego pozytywne cechy i pomogła mu wyzwolić się od tych negatywnych. Był wspaniałym szefem. Każdy chciałby mieć takiego wyrozumiałego bossa. A Armando był prawdziwym dyktatorem, który na domiar złego, niechybnie pogrążył swoją firmę. Oboje są już postaciami kultowymi.
Na temat innych szefów nie będę się wypowiadać, bo nie widziałam innych wersji. Ale może ktoś oglądał brazylijską brzydulę? Ostatnio widziałam na YT kilka urywków i wydawała się całkiem, całkiem.

Lady_Jula

To, czy nasz Marek był najprzystojniejszym szefem, to kwestia gustu oczywiście, ale uroku odmówić mu nie można. Dlatego tak podoba mi się w naszej wersji to, że przedstawiono go jako przebojowego, charyzmatycznego drania, ale o czułym sercu. Do tego dochodzi jeszcze zniewalający uśmiech, magnetyzujące spojrzenie i głos Filipa Bobka. Ma bardzo przyjemną, ciepłą, niską barwę głosu i jak to wszystko poskładać, to nie dziwota, że Ulka wpadła na amen. W każdym razie można ją zrozumieć. Bo Betty nie bardzo, ale o tym już wspominałam.
Marek początkowo też bywał okrutny, ale to poprzez swoją obojętność, przez to, że nie zwracał na Ulę uwagi, nie widział w niej kobiety, tylko dobrego pracownika. Ale nie wyśmiewał się z niej, nie pogardzał nią i dosyć szybko zauważył, że z Ulą może porozmawiać na każdy temat, może na nią liczyć w każdej sytuacji, zaczął cenić sobie jej szczerość, inteligencję, dyskrecję, poczucie humoru, czyli to wszystko, czego brakowało mu w jego wspaniałym związku z Pauliną.
Nawiązując jeszcze do tego, co Agamnik napisała o niemieckim szefie i jego próbach nauczenia swojej sekretarki trudnej sztuki uwodzenia, oczywiście dla własnych korzyści. U nas też pojawiła się podobna scena, ale to było w celu zahipnotyzowania surowych i nieprzejednanych urzędników, aby swoim urokiem osobistym przyspieszyć zarejestrowanie firmy (przy staraniu się o pierwszy kredyt na patent). Niestety, nauki Marka poszły w las, bo nic z tego nie wyszło. Markowi oczywiście się udało, Ulce niestety nie. Ale uwodzenia innego mężczyzny Mareczek nigdy by Uli nie zaproponował, nie przyszło by mu nawet coś takiego do głowy. Pomijając to, że zżarła by go zazdrość, to zbyt ją szanował aby zrobić coś takiego. W naszej Brzyduli właśnie przez cały czas przewija się ten motyw poszanowania dla niej i dlatego tak upieram się przy naszym Marku. Bardzo mi się to podoba i naprawdę doceniam scenarzystów, że tak poprowadzili tą postać. W sumie można powiedzieć, że wcale jej perfidnie nie wykorzystywał. Zgodził się na drugi kredyt dopiero wtedy, kiedy pojawiła się możliwość zabezpieczenia jej swoimi udziałami, wcześniej nawet nie chciał o tym słyszeć. Bał się o nią i o to, że może coś nie wyjść. A kiedy Sebastian zaczął mu mącić w głowie i wymyślił tą całą intrygę, Marek bardziej (oczywiście podświadomie wtedy jeszcze) użył jej jako zasłony dymnej do ochrony przed własnymi uczuciami niż rzeczywiście do trzymania reki na pulsie (kontroli nad Ulką). Ufał jej, wierzył, że nigdy tego nie wykorzysta, a zwątpił tylko raz i to na bardzo krótko.

A z tego co widziałam, słyszałam i czytałam, między innymi tutaj, w innych przeróbkach było jednak inaczej. Szefowie z premedytacją uwodzili Brzydule aby je wykorzystać do własnych celów, a zakochanie przychodziło później. Czytałam kiedyś wywiad z Julią Kamińską, która pytano, czy oglądała oryginalną wersję. Twierdziła, że nie, aby się za bardzo nie wzorować na oryginale, chciała wypracować sobie własną postać 'brzydkiej' Uli. Nie wiem, jak było z Filipem, ale też gdzieś czytałam, że naszą Brzydulę oparto właśnie na kilku wersjach, nie tylko na oryginale, a przy zakupie licencji zastrzeżono sobie wprowadzenie paru istotnych zmian, również w sposobie poprowadzenia głównych bohaterów. Jak widać, wyszło to nam tylko na dobre:)

Jeszcze PS. Na youtube są takie filmiki ze zdjęciami wszystkich brzydul i wszystkich szefów. Można sobie porównać. Dla mnie chyba najprzystojniejszy wydawał się Hiszpan, ale wiadomo, że zdjęcie nigdy nie oddaje rzeczywistości.

ariana_FB

Co do filmików na YouTube. Dosyć fajne, lubię je oglądać parę razy, nawet śmieszne i ciekawe, ale powstały w 2009r., więc są troszkę nieaktualne. Do tej pory powstała jeszcze brzydula we Włoszech, Brazylii i Gruzji, więc brakuje ich w tym zestawieniu. Niektórych zdjęć też by nie brała za jakieś wyrocznie, bo niektóre trochę źle przedstawiają wg mnie bohaterów.
np. w filmiku o brzydulach, Bea - czyli brzydula hiszpańska po przemianie wyglądała wręcz zjawiskowo, prześlicznie, a w filmiku wybrano słabe zdjęcie, wyglądała jakby miała zły zgryz..
Tutaj lepsze zdjęcia:
http://mistrucosdebelleza.com/imagenes/bea.jpg
http://images2.fanpop.com/images/photos/7800000/Yo-soy-Bea-alejandro-tous-783333 3-930-913.jpg

albo
W filmiku o bossach podano złe zdjęcia dla Armanda. Z niego to był dosyć młody przystojniak, bo dopiero po trzydziestce, a w filmiku podano zdjęcia, w których aktor był już parę lat starszy i do tego z innego serialu, jeden tylko screen pojawił się z Brzyduli, ale w słabej jakości.
Tutaj lepsze zdjęcia:
http://th.interia.pl/51,bd218c43d851476/abello.jpg
http://i25.tinypic.com/24yag41.jpg
http://img417.imageshack.us/img417/6775/727et.jpg

ocenił(a) serial na 9
cloe4

Cloe ja osobiście nie polecam, ale wiadomo, nie to jest fajne, co jest fajne, ale co się komu podoba. Wszystko jest kwestią gustu. Mojej kuzynce bardzo się podobał, natomiast ja prawie zaraz spasowałam. Może z tego co wiem ci napisze i po prostu sama zdecydujesz. Największy dla mnie minus, brak wątku miłosnego (ależ mi się napisało), sezon za sezonem, brak zamkniętej całości. W naszej, kolumbijskiej, niemieckiej Brzyduli wszystko jest po "coś", ma początek, środek i koniec, a tam się ciągnie i ciągnie jak soap opera i końca nie widać. Właściwie nawet koniec jest urwany, bo się oglądalność skończyła i po prostu przestali dalej kręcić. Ten serial to po prostu perypetie brzydkiej dziewczyny w czasopiśmie o modzie i jej utarczki z wredną szefową (chyba Wilhelmina jej było), która w zamierzeniu miała być odpowiedniczką Patricii czy Marceli, ale im nie wyszło, tak jak i z całym serialem. Daniel to Dziwny facet, nijaki, bez charakteru, zero seksapilu, zero czaru, zero czegokolwiek, ja nawet nie wiem po co on tam jest, ale to tylko drobny szczegół. Są jej rozmyślania, jest praca, jest rodzina, jest brzydka dziewczyna, jest od czasu do czasu niewyszukany amerykański humor, wsjo.

Jeżeli już chciałabyś obejrzeć jakąś BUlcię, to chyba bym ci jednak poleciła niemiecką, mimo że dla mnie gorsza i od polskiej (dla mnie najlepsza wiesz o tym P) i od kolumbijskiej (zaraz po niej P). Plusem jest to, że tam David jeśli można użyć takiego słowa, jest wypośrodkowany, nie jest słodkim, uroczym, z cudownym uśmiechem i dołeczkami "świńskim" kanarkiem, ale nie jest też łotrem i chamem jak Armando. Widziałaś skrajne wersje, można spróbować po środku. Ponadto wydaje mi się, że David ma najsilniejszy z protów charakter, jest bardziej stanowczy i pewny siebie niż Marek i Armando razem wzięci, sam wymyśla intrygę itd. To że prawie tak samo ładny jak Mareczek aktor go gra, to też plus, nie ma co się oszukiwać. Komedii jest mniej niż w kolumbijskiej czy naszej, ale na pewno więcej niż amerykańskiej. Lisa doprowadzi cię do szału, aż będziesz rozumiała Davida. Przy niej Ulcia to szczyt zgrabności, co chwila o coś się potyka, albo coś na siebie wylewa. Do tego jej niesamowita charakteryzacja, naprawdę robi wrażenie i pisze uczciwie, jest lepsza niż nasza i kolumbijska, to dopiero Brzydula. Przez to przy okazji rozśmiesza, gdy tak bezkrytycznie jest wpatrzona w Davida i zastanawia się jak mu wyznać miłość. Kompletnie jakby nie widzi jak on ją traktuje, ani własnej śmieszności- dopiero Gosia miałaby co pisać o idiotce jakby Lisę poznała. Nasza Ulcia ma 10 razy więcej godności. Nie mogłam z niej, naprawdę się uśmiałam z wątku, gdy ktoś w ich firmie puścił plotkę że ona ma kogoś, a ta chciała od razu biec do Davida z wyjaśnieniami, że to nie prawda, że jest wolna, bo jeszcze on sobie coś pomyśli i nie zechce o nią zabiegać. Leżałam. To tak jakby obecna Ulcia poszła do Mareczka wyjaśniając mu, że Adam to tylko kumel i tak się umówiła, tak naprawdę to na nim jej zależy i spokojnie on może się z nią umówić i ją zaprosić (LOL).
Minusem jest to, że brak odcinków, ja ściągam ze zwierza. Niestety nawet tam nie ma wszystkich odcinków, jak mi czegoś brakuje to muszę czytać streszczenia, bo wszelkie streamy niemieckie dla Polski są poblokowane
jeśli chcesz linki do odcinków napisz bo tu mi się nie może dodać

Agamnik

Może kiedyś, bo na razie oglądam polską brzydulę, wiec nie potrzebuję niemieckiej. Jednak możne chomkuj są jeszcze jakieś odcinki...

cloe4

No to dla kontrastu. Na YouTube można podejrzeć sobie całe odcinki indyjskiej Brzyduli. Oczywiście bez tłumaczenia, ale jakość odtwarzania rewelacyjna. Tylko nie mogę wyczuć, w jakim języku są te filmiki. Niby angielski (znam), ale niewiele rozumiem:)
Indyjska aktorka grająca Brzydulę bardzo przypomina mi tę z oryginalnej wersji, a indyjski Marek...hmm, nie mogę go wyczuć. Wszystko w swoim czasie. Na razie jestem po 1 odcinku, a wyczytałam, że jest ich 548. Nie sądzę, aby wszystkie były na YouTube, ale kilka mam zamiar obejrzeć. Z ciekawości, z braku innych ciekawszych propozycji telewizyjnych i dla porównania.
Wystarczy w wyszukiwarkę YouTube wpisać: "jassi jaisi koi nahin", bo oczywiście link mi nie przechodzi...

Fajnie się ogląda nawet nie rozumiejąc języka. A znając oryginał i naszą wersję, można się większości domyślić. I na marginesie. Ale mają piękne wnętrza, jak dla mnie nawet zbyt cukierkowe.

ariana_FB

Ja jeszcze przeglądałam rosyjską brzydulę. Nawet nie najgorsza, fabuła strasznie podobna do oryginału, tyle, że zachowują się mniej groteskowo. Ale nie oglądałam całej, bo znalazłam tylko z rosyjskim językiem, którego nawet jak na słowiański, za bardzo nie rozumiem...

cloe4

Amerykańska nie ma nic wspólnego z głębszym przesłaniem wypływającym z oryginału, zerżnęli tylko motyw, który przyciągnął tyle ludzi przed telewizory (pokazanie po raz pierwszy kogoś skrajnie brzydkiego i skontrastowanie tej osoby ze światem ludzi pięknych) i zrobili po swojemu, amerykańskiemu, zwykły serialik, w którym każdy z każdym. A żeby utrzymać widza trzeba co odcinek wymyślać jakieś nowe przygody, bez jakiejś spójności z całością, jak to w tasiemcach.

Hiszpańska jest chyba spoko, słyszałam dużo opinii, że jedna z najlepszych, ale wydaje mi się, że strasznie się ciągnie, bo ma wiele odcinków. Zrobili tam podobnie jak u nas, taką bardzo "swoją" wersję, z pozmienianymi scenami i dużą ilością wątków, zachowując ogólny morał. Chociaż bohaterowie drugoplanowi raczej irytujący i banalni.

Meksykańska to najgorsza rzecz jaką widziałam w życiu. Najgorsza profanacja jakiej można się dopuścić. Serce krajało mi się oglądając fragmenty tak bardzo, że nie dało się długo wytrzymać. Dopuścili się takiej zbrodni, że większość scen, a już na pewno te najbardziej epicki, moje ulubione z oryginału, zerżnęli słowo w słowo... W YSBLF były dla mnie dziełem sztuki... a w wykonaniu aktorów meksykańskich... którzy muszą być sztuczni, nieautentyczni, zamiast sięgnąć głębiej po emocje to wywrzaskują je w pusty sposób... było to coś strasznego. Gdyby chociaż napisali te sceny po swojemu... albo w ogóle je pozmieniali... chodzi też o to, że brzydula meksykańska jest totalnie upośledzona mentalnie i robi nienormalne miny. Oboje w ogóle zachowują się jak psychopaci. Większość się z tym zgadza, chociaż co ciekawe, ta wersja ma też sporo fanów.
U nas aktorzy meksykańscy są znani dla fanów telenowel, więc jeśli ktoś lubi to gra tam Angelica Vale, którą kocham z "Przyjaciółek i rywalek", ale i tak tego nie mogę wybaczyć; Jaime Camil, kilka znanych twarzy... o i np. Juan Soler jest odpowiednikiem Michela/Piotra (ja go kojarzę np. z Kiedy się zakocham).

Być może nie mam prawa do takich osądów, bo widziałam tylko maleńkie fragmenciki amerykańskiej, kilka pierwszych odcinków hiszpańskiej i sporo fragmentów meksykańskiej.

Vickynella

Co mnie dziwi, dlaczego Amerykańce w ogóle wydawali tyle pieniędzy na licencję brzyduli, przecież poza wyglądem - Betty Suarez to zupełnie inna postać, a fabuła też taka jakaś z kosmosu wzięta... Betty miała być nieatrakcyjna (tytuł brzydula), a w wersji USA Betty ma tyle facetów co Brook Logan... ;)

Prawdopodobnie Amerykanie chcieli brylować na tym, że kolumbijska wersja ma masę fanów i chcieli ich zachęcić do swojej przeróbki. Dobrze chociaż, że serial spotkał się jednak z PORAŻKĄ i KLAPĄ. ;D

Szkoda tylko, że wielu ludzi uważa, że amerykańska wersja to oryginał, przez co śmieją się z naszej polskiej bardzo dobrej wersji, a do tego kpią z oryginału, chociaż doskonale wiadomo, że nie oglądali tych obu seriali...

cloe4

Raczej jego zachowanie obecnie zostałoby uznane za mobbing;)

ariana_FB

Ja obejrzałam naszą wersję po długim czasie i jestem kompletnie zawiedziona. Jedynie Pshemka, Alexa i Violkę darzę sympatią

ariana_FB

Co do Armanda... Uśmiech gdy nie chciała zmienić gabinetu, ''Skąd do cholery miałem wiedzieć, że Betty moja Betty ma narzeczonego''?

Agamnik

Nie należę do osób agresywnych, staram się traktować z szacunkiem opinie innych osób ale wyjaśnij mi jedno jak możesz tak zażarcie porównywać obie wersje widząc oryginał (wprost genialny) ponad dekadę temu?

Agamnik

Piszesz stanowczo ZA DŁUGIE POSTY. Nie chodzi o to, że mam to za złe - byłoby prościej gdybyś dawała je w częściach

Chester79

Krótko o wersjach brzyduli wg mojego zdania. ;)

Kolumbia > Polska > USA