Z całego tego boomu na wampiry w zasadzie nic mi się nie podobało. Wszystko robione na jedno komercyjne kopyto. Ten sam schemat: przystojny wampir kocha przeciętną dziewczynę, gdzieś tam obok plącze się wilkołak, wszystko jakieś takie mazgajowate.

Próbowałam obejrzeć "True blood", ale akcja w pilocie wlokła się tak niemiłosiernie, że zostawiłam po pierwszych kilkudziesięciu minutach. "Zmierzch" już dawno poraził mnie infantylnością, więc nawet nie ma o czym pisać.

W dalszej części mogą być SPOJLERY.

Dlaczego nawiązałam do "Zmierzchu" i "True blood". Mianowicie dlatego, że niejaka Cara, czyli pielęgniarka aspirująca do jednej z głównych żeńskich bohaterek, to nikt inny tylko połączenie Kristen Stewart ze "Zmierzchu" i Anny Paquin z "Czystej krwi". Z Kristen ma beznadziejną fryzurę, a z Anny szparę w jedynkach. Już nie wspominając o cechach charakteru wziętych z obydwu, czyli: taka jestem nieśmiała, naiwna, och jak uwielbiam przystojnych mężczyzn z tajemnicą (ble). I tak oto z nawet fajnej dziewczyny, którą zapewne mogłaby zagrać mamy nijaką maszkarę, która drażni mnie samą obecnością na ekranie.

Główny bohater Aidan to wierna kalka Angelusa z "Buffy", jednakże David w swojej roli był o niebo przystojniejszy i miał większą charyzmę.

Dałam ocenę 7, ponieważ podoba mi się zestawienie tych bajkowych postaci. Jest niezła akcja i wciąga mnie klimat rodem z "Klanu", lub innej telenoweli. Czy narzeczony Sally dowie się, że jest ona duchem? Czy Rebecca będzie okrutną wampirzycą i kto ją powstrzyma? Czy Sam znajdzie swoją miłość? Na te i inne pytania można uzyskać odpowiedzi oglądając amerykańska wersję "Być człowiekiem".

Dla porównania obejrzę jeszcze wersję brytyjską, bo zastanawiam się, która będzie bardziej emocjonująca. ;)