PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=488486}

Castle

2009 - 2016
7,6 27 tys. ocen
7,6 10 1 27341
6,8 8 krytyków
Castle
powrót do forum serialu Castle

Ludzie potrafią być okrutni. Ludzie są okrutni. Tę prawdę znał nie od dziś.
Jednak dopiero dziś dowiedział się, że i ona potrafi taka być. Wcześniej nie miał o tym pojęcia. Pewnie, dlatego, że nigdy nie myślał o niej, jak o normalnym człowieku, przeciętnym jednym z wielu. Była dla niego kimś lepszym. Była jego siłą, nadzieją na lepsze życie. Była jego aniołem. Jedynym, w którego naprawdę wierzył. Tymczasem dziś zobaczył w niej kogoś innego. Zobaczył jej drugą stronę. Stronę, której wcześniej nie znał, w którą nie może uwierzyć do dziś. Ona jego jedyna przyjaciółka zabiła jego oprawcę. Choć nikt nie mógł mieć do niej o to pretensji, to jednak prawo, któremu oni podlegali w sposób szczególny, zabraniało tego zrobić. Wtedy właśnie spojrzał na nią. Stała z bronią w ręku, wpatrując się w martwe ciało człowieka, który jeszcze przed chwilą nie wahał się, aby go zabić. W jej oczach było coś takiego, czego wcześniej nigdy nie widział. To było spojrzenie człowieka, który na chwilę zapomniał o swoim człowieczeństwie. Mimo, że można to uznać za obronę konieczną, to naprawdę tak nie było. Beckett miała go na muszce, on się poddał, a mimo to pociągnęła za spust. Z jednej strony był jej wdzięczny, ale z drugiej bał się tej innej Beckett, którą poznała dziś.

Jesteśmy u niej w mieszkaniu. Gdy tylko weszliśmy od razu poszła się położyć. Widziałem jak cierpiała, jak jej sumienie zżerało ją od środka. To ją ciągle gryzło, na jej sercu powstawała coraz to większa rana, a najgorsze jest to, że ja siedzę w salonie i boję się zajrzeć, czy śpi, czy może męczy ją koszmar dnia dzisiejszego
Nie mogę spać w mojej głowie toczy się bitwa myśli, ale już postanowiłem muszę zobaczyć, co się z nią dzieje. Wstałem z kanapy i powoli uchyliłem drzwi jej sypialni. Na jaj łóżku nie było nikogo, ale za to siedziała na ziemi. Była oparta plecami o drewniany bok, jej twarz ukryta była w kruchych dłoniach. Wyglądała jak zagubiony szczeniak, który stracił wszelkie nadzieje na powrót do domu.
- Beckett – powiedziałem cicho dotykając dłonią jej ramienia, ale nie doczekałem się odpowiedzi. – Beckett – powtórzyłem. Moja przyjaciółka odwrócił twarz w moją stronę, a ja się przeraziłem. Nigdy, ale to nigdy nie widziałem jej oczu w takim stanie. Wyrażały one tak ogromny ból i nienawiść do samej siebie, że nawet nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Usiadłem obok niej.
-Proszę cię zostaw mnie – ledwie, co usłyszałem jej desperacką prośbę.
-Nie, proszę cię powiedz, o co chodzi, – chociaż dokładnie wiedziałem, co sprawia jej taki ból wolałem usłyszeć to z jej ust.
-O, co chodzi? – Zapytała z sarkazmem – Castle zabiłam człowieka i nawet się nie zawahałam.
-Porozmawiaj ze mną o tym.
-Nie ma, o czym rozmawiać, Castle.
-Doskonale wiesz, że jest – nie dawałem za wygraną.
-Co chcesz usłyszeć? - W jej głosie pobrzmiewało lekkie zniecierpliwienie, może nawet zdenerwowanie. – Zastrzeliłam go i tyle. Nie cofnę tego. Nie ma, o czym rozmawiać…
-Dlaczego to nie daje ci spokoju? Przecież doskonale wiesz, że zasługiwał na śmierć. Miałaś prawo...
-Nie, Castle – przerwała mi nagle. – Nie miałam prawa. Żadne z nas nie ma takiego prawa – Już nie była przerażona i zagubiona niczym szczeniak. Była odważna i gotowa do walki. Nie wiedziałem tylko, czy ma zamiar walczyć ze mną, czy może raczej z samą sobą.
-Chyba żartujesz. Każdy na twoim miejscu zrobiłby to samo. On zasługiwał tylko i wyłącznie na śmierć. I to o wiele surowszą, niż ty mu zadałaś. Za to wszystko, co zrobił. Za to, co chciał zrobić... – Urwałem nagle, gdy zobaczyłem, jak na te słowa zacisnęła pięści ze złości
- Tak czy inaczej, nie miałam prawa – odezwała się znów po chwili. – I nie chodzi mi tylko o złamanie przepisu prawnego. Człowiek, który zabija innych, automatycznie staje się mordercą. Bez względu na pobudki. Nie jestem lepsza od niego, Castle. Skoro potrafiłam zabić w ten sposób, nie jestem lepsza od tych wszystkich zbrodniarzy, z którymi walczymy, na co dzień – mówiła z tak głębokim przekonaniem, że poczułem autentyczne przerażenie na samą myśl o tym, jak bardzo wierzy we własne słowa. Światełko gasło. I to nie, dlatego, że zagrażał mu ktoś z zewnątrz. Wypalało się od środka, niemal na własne życzenie.
- Nie, Kate. Nie wolno ci tak myśleć. Nie możesz się porównywać do nich. Nie możesz stawiać się na równi z nim. On był czystym złem, w swojej najbardziej skondensowanej formie. Ty jesteś jego przeciwieństwem. Jesteś dobra, Beckett. Lepsza, niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić.
-Castle, nie rozumiesz! – Odparła z autentyczną rozpaczą. Tak jakby nie mogła znieść tego, jak bardzo w nią wierzyłem, podczas, gdy ona sobą gardził za to, co zrobiła. – Nie masz pojęcia, co ja czułam, gdy na niego patrzyłam, gdy do niego strzeliłam. Nie umiem ci opisać, jak bardzo go nienawidziłam. Chciałam go zabić z całego serca. Nic nie byłoby mi w stanie przeszkodzić. W tym nie było nic dobrego. W tamtej chwili było we mnie to samo zło, które popychało jego i jemu podobnych do najokrutniejszych zbrodni.
- Ale ty nie zabiłaś niewinnej osoby! Naprawdę nie widzisz tej różnicy?!
- Nie liczy się, kogo zabijasz. Liczy się, co wtedy czujesz.
Zabrakło mi słów. Co mogłem powiedzieć? Przecież miała rację. To, co przed chwilą powiedziała, było jak najbardziej prawdziwe, a jednak nie mogłem się z tym zgodzić. Choćby czuła największą nienawiść i satysfakcję z tego uczynku, nigdy, nawet przez chwilę, nie była taka, jak on.
Nie mogłem spokojnie patrzeć, jak zżerają ją wyrzuty sumienia.
- Kate, posłuchaj... – Zacząłem spokojnie i łagodnie. – To nie nienawiść czyni z nas zbrodniarzy. Jeśliby tak było, wszyscy ludzie musieliby wylądować w więzieniu. Liczy się to, co czujesz, gdy nienawiść znika. To, czy czujesz wyrzuty sumienia. Ten człowiek nigdy ich nie czuł. Ten mężczyzna nie miał sumienia. Dlatego był zły. Ty jesteś zupełnie inna. To, że masz teraz poczucie winy, to, że w ogóle rozważasz, czy twój czyn był dobry, czy zły, to właśnie świadczy, jak bardzo się od niego różnisz... Spójrz na mnie – poprosiłem, gdyż cały czas wpatrzona była w podłogę. Ja natomiast musiałem mieć pewność, że to, co teraz powiem, dotrze do niej jasno i wyraźnie. W końcu podniosła głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Ty jesteś czystym dobrem – powiedziałem wyraźnie akcentując każde słowo. – Jesteś najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem. Jesteś moim aniołem.
Pod ciężarem i powagą moich słów ponownie spuściła wzrok i zatrzymała go na swoich splecionych dłoniach.
- Anioł... – Wyszeptała po chwili, jakby słyszała to słowo po raz pierwszy. – Nie jestem żadnym aniołem... Nie mam skrzydeł, na których mógłbym się wznieść w niebiosa. Mam tylko ręce splamione krwią.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Serce mi pękało na myśl, jak bardzo jest jej ze sobą źle, jak wielką pogardę – być może nienawiść – czuje do samej siebie.
- Nie, Beckett. Nie przyjmuję tego do wiadomości. Nie możemy tak skończyć. Nie masz racji – nim się zorientowała, co w ogóle robię, chwyciłem ją za ręce, które wciąż trzymała wyciągnięte przed siebie. – Nie chcę, byś się tym zadręczała. Nie zasłużyłaś na to. Gdyby nie to, że on już nie żyje, zabiłbym go za to, co przez niego teraz przechodzisz! – Krzyknąłem z pasją.
- To nie on, Castle. To ja. Ja sama czuję, że coś się we mnie zmieniło. Zabiłam go i to pozostawiło swój ślad. Już na zawsze będę naznaczona tym piętnem mordercy. Choćby wszystkie sądy na świecie uznały, że miałam rację. Zabiłam z zimną krwią i nie mam prawa się usprawiedliwiać.
- Bzdury! Pleciesz jakieś cholerne niedorzeczności! – Sam nie wiedziałem, skąd nagle wzięła się we mnie ta złość i agresja. -Wstawaj! – Chwyciłem ją mocno za ramiona i niemal na siłę zaciągnąłem do łazienki. Tam zatrzymaliśmy się przed lustrem. Stanąłem za nią i objąłem ją w pasie. - Spójrz – poleciłem, patrząc na jej odbicie. Podążyła za moim wzrokiem, w pewnym stopniu przestraszona moim niezrozumiałym zachowaniem. - Popatrz na tę twarz i powiedz mi, czy tak wygląda twarz mordercy? Czy widziałaś kiedyś mordercę, który patrzy w ten sposób? – Pytałem ostro.
-Castle... – Próbowała przerwać.
- Nie! Mówisz, że coś się zmieniło. Powiedz mi, gdzie, bo ja tego nie widzę. Patrzę na ciebie i widzę wciąż to samo – z każdym słowem mój głos stawał się coraz łagodniejszy. – Wrażliwą i sprawiedliwą kobietę. Osobę skłonną do współczucia i miłości. Patrzę na ciebie – przyciszyłem głos i pochyliłem się, mówiąc wprost do jej ucha – i widzę moją przyjaciółkę, kobietę, która uratował nie tylko mnie… - a ona, kompletnie zszokowany wpatrywała się w nasze odbicie. Puściłem jej ramiona i złapałem ją za dłonie, wyciągając je przed siebie, tak by mogła się im dokładnie przyjrzeć.
- Nie widzę tu żadnej krwi – mówię, wspierając głowę na jej ramieniu. - Ufasz mi, prawda? – Zapytałem po chwili.
- Przecież wiesz – odparła, zaskoczona, że w ogóle była w stanie coś z siebie wydusić.
- A więc zaufaj mi i w tej kwestii. Nie jesteś i nigdy nie byłaś zła. Zabiłaś go i to było słuszne. Boisz się, co lub kto tobą kierował. Ja ci powiem... Poczucie sprawiedliwości. Ten człowiek powinien był umrzeć. Ty stałaś się po prostu narzędziem w rękach tego, kto tę sprawiedliwość wymierza. - Trudno powiedzieć, jak długo tak staliśmy. Mogło to być dziesięć sekund lub dziesięć minut. Żadne z nas się nie poruszyło. Miałem nadzieję, że Beckett, wreszcie mnie zrozumie. Być może nie powinna była go zabijać, ale na pewno nie mogła uważać, że to czyni ją kimś równie złym, jak on.
W końcu zwolniłem uścisk. Natychmiast wyślizgnęła się i odwróciła twarzą wprost do mnie. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziała, co. Pomyślałem, że wciąż potrzebuje jakiegoś zapewnienia. Ostatecznego dowodu, który przekonałby ja, że wszystko, co jej powiedziałem, mówiłem szczerze. Chciała mi uwierzyć, bo tylko w takim wypadku sama mogłaby nabrać przekonania o tym, że wcale nie była zła.
Dojrzałem tą desperacką potrzebę na jej twarzy i zrobiłem jedyną rzecz, która przychodziła mi do głowy. Ponownie ująłem jej dłonie, spojrzałem na nie dokładnie, po czym ścisnąłem je mocniej
- Są czyste – szepnąłem, spoglądając w jego zaskoczone oczy.
Po chwili uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością. W końcu jej demony zostały odpędzone.

karola1001

Był późny wieczór, gdy detektyw Beckett wróciła do domu po ciężkim dniu. Po mimo zmęczenia była jednak zadowolona, że udało jej się rozwiązać kolejną sprawę. Zaraz przy wejściu zdjęła szpilki i na boso powędrowała do łazienki. W czasie chłodnej kąpieli rozmyślała co zrobić sobie na kolacje. Usiadłszy na łóżku, rozczesywała włosy i wówczas zmęczenie dało o sobie znać. Kate usnęła ze szczotką w dłoni. Jednak jej odpoczynek nie trwał długo, bo po zaledwie trzech godzinach snu, obudził ją telefon.
-Beckett. – odebrała telefon, przecierając zaspane oczy. Po chwili wstała i jedną ręką trzymając komórkę przy uchu, a drugą otwierając szafę, próbowała się dobudzić. –Dobra, zaraz będę. – powiedziała i odłożyła telefon
Ubrała się w pośpiechu, dziękują w duchu, że dzień wcześniej poprasowała wszystkie koszule. Wybrała szmaragdową, wciągnęła czarne spodnie, a przy wsunęła nogi w szpilki, czując, że perspektywa śniadania i porannej gazety odpływa w dal. Wyszła z domu i wsiadła do samochodu zaparkowanego tuż wyjściu. Jeszcze raz sprawdziła adres, który wysłał jej Esposito i ruszyła na kolejne miejsce zbrodni. Po drodze wykonała jeden telefon.
-Cześć Castle, nie chcę ci przeszkadzać i absolutnie nic się nie stanie jak cię nie będzie, ale w zaułku przy Siedemdziesiątej Siódmej znaleziono zwłoki. Ale tak jak już mówiłam, nie musisz przyjeżdżać.
-Żartujesz? Zaraz tam będę. – odparł jej rozmówca i się rozłączył
Kobieta odłożyła telefon, przygotowując się psychicznie na spotkania z niestworzonymi teoriami pisarza.
***
Przyjechawszy na miejsce zbrodni zauważyła Castle’a czekającego na nią przed policyjna taśmą.
-Cześć. – przywitał się, podnosząc taśmę, by kobieta mogła pod nią przejść
-Cześć. Naprawdę nie musiałeś przyjeżdżać.
-I przegapić początek śledztwa. Mowy nie ma.
Kate pokręciła głową i spytała:
-Esposito, co mamy?
-Biała kobieta, 25-30 lat, blondynka, brak dokumentów, ale Lanie powiedziała, że ustali jej tożsamość.
-Dzięki. Weź Ryana i jedźcie już na posterunek. Na początek sprawdźcie bilingi ofiary. My zaraz przyjedziemy.
-Ok. Castle co do tej twojej sprawy, to... – Esposito urwał widząc, że pisarz kręci głową za plecami Beckett
-Jakiej sprawy? – zainteresowała się pani detektyw
-Potem Ci powiem, teraz chodźmy do Lanie. – odparł szybko Castle starając się nie patrzeć przy tym na Beckett
Detektyw zmrużyła podejrzliwie oczy, ale nic nie mówiąc ruszyła w kierunku swojej koleżanki, badającej zwłoki.
-Hej Lanie, masz coś?
-Cześć Kate. Ofiara została jednokrotnie pchnięta nożem kuchennym, który... – lekarka przerwała i spojrzała na pisarza –Castle wynocha. – warknęła
Kate patrzyła zdziwiona to na Castle’a to na Lanie.
-O co chodzi? – zapytała
-On już wie o co chodzi. Ryan wszystko mi powiedział. Masz czas do jutra żeby to odkręcić albo powiem jej prawdę. A teraz zejdź mi z oczu Castle, bo inaczej możesz skończyć na moim stole w prosektorium.
-Dobra, nie wiem o co tu chodzi, ale jak będziesz wiedziała coś więcej o ofierze, to zadzwoń. – powiedziała detektyw
-Zrobię wszystkie badania i za godzinę, może dwie będziesz miała nazwisko.
-Dzięki Lanie. Chodź Castle, bo gotowa jest cię zabić. – oznajmiła Beckett i ruszyła w stronę samochodu, a za nią wlekł się Rick

ocenił(a) serial na 10
Zuzik97

Ciekawe opowiadanie. Bardzo wciągające. Pisz tak dalej. Czekam na cdn

ocenił(a) serial na 10
karola1001

Witaj. Czytałam Twoje opowiadanie i na prawdę bardzo mnie wciągnęło. Wydawało mi się nawet,że znalazłam to opowiadanie na blogu lecz teraz nie mogę go znaleźć

ewdusia95

Cieszę się, że ci się podoba.

Oto adres mojego bloga:
http://castle-i-beckett.blogspot.com/