Po dość licznych wypowiedziach na temat odcinka 1 na forum zapadła cisza. Mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowy zastój i nie jest on spowodowany tym, że forumowicze przestali oglądać Castle'a, dlatego zakładam ten wątek do dyskusji nad kolejnymi odcinkami 6 sezonu :)
Głos można zmienić co po poznaniu jego wspólniczki nie wydaje się szczególnie trudne. Jak zaznaczyłam to tylko mało prawdopodobna teoria.
Szczerze mówiąc też przyszło mi do głowy, że to może być on po operacji, sposób w jaki patrzył na Caslta i Beckett, jakby ich znał, to co mówił o morderstwie patrząc na Castla i sprawdzając jak reaguje i to westchnienie ulgi(?) na końcu.
Dokładnie :) Poza tym czy 3XK znalazłby sobie kogoś, żeby dokonywał za niego morderstw i pozwolił mu żyć z wiedzą o nim? Zanim go zostawili i znacząco westchnął powiedział jeszcze coś w stylu: "Myślicie, że wszystko wiecie a nie macie pojęcia jak jest naprawdę". W końcu kto by się spodziewał, że to on.
6x10 The Good, The Bad and The Baby
Ten odcinek to prawdziwa gratka dla fanów Castle'a a przede wszystkim Caskett :) Mały Cosmo/ Benny i jego słodki uśmiech to zestawienie wszystkiego co uwielbia się w niemowlakach. Terri zafundowała nam potężną dawkę humoru, w doskonały sposób przekazała, że małe Cakettki kiedyś się pojawią i że zarówno Castle i Beckett tego chcą. Zaskoczenie w postaci Alexis, Lanie i... Gates uwiedzionych przez malucha. Mnóstwo świetnych scen jak choćby reakcja Alexis, przebieranie Benny'ego, Beckett powstrzymująca śmiech, rozmowy i nieudany pocałunek na śmietniku, wyobrażenia małych Cakettków z wtrąceniem Alexis i sama końcówka odcinka.
Troszeczkę gryzie się to z przerażeniem na końcu Disciple, w końcu wszyscy bohaterowie zachowują się jakby nic się nie stało, ale po ostatnim epizodzie była to zdrowa dawka radości i humoru dla wyrównania bilansu emocjonalnego.
To wracamy po przerwie :)
6x11 "Under fire"
Słyszałam głosy, że to odcinek świetny, jeden z najlepszych jak nie najlepszy odcinek serialu. Cóż, aż tak entuzjastyczna bym nie była. Odcinek obejrzałam po swoim pierwszym i raczej ostatnim spotkaniem z "Chicago Fire", więc był to ewidentnie wieczór w ogniu :) I może to przez przesycenie tym żywiołem dostrzegłam w tym odcinku jakąś sztuczność, naciąganie, czego nie znalazłam już, oglądając po raz drugi.
"Under fire" to odcinek z kategorii więcej niż przeciętny a nieco mniej niż najlepsze epizody serialu. Znalazło się kilka Castle'owych smaczków jak choćby wiedza Castle'a na temat pirofilii, Ryan w gotowości do zostania ojcem czy nawiązanie do ślubu Caskett oraz miód na uszy fanów, kiedy Kate czule zwraca się do Ricka na posterunku. Jednak wbrew mylącemu i rozpraszającemu nieco moją uwagę promo ( tak, czekałam na zapowiadane sceny z dziennikarzami i plotki na temat powrotu do Giny) to był odcinek niezwykle dramatyczny. Mogłabym narzekać, że zbyt dramatyczny. Bo w końcu twórcy bezczelnie grają na naszych emocjach (tak, miałam łzy w oczach), chociaż wiemy, że wszystko dobrze się skończy.
"Under fire" odbiega trochę od schematu Castle'a. Większość scen rozgrywa się poza posterunkiem, widzimy świetnie zrealizowane ujęcia płonącego budynku, dostajemy Castle'a współpracującego z Gates (czy odwrotnie), Sarah Grace przychodzi na świat kiedy jej ojciec powoli umiera, wszyscy są przerażeni i bezsilni, aktorzy świetnie odgrywają swoje role- szczególnie Seamus i Juliana, dzielna Kate ma łzy w oczach a Rick pociesza ją w miejscu publicznym. Niby wszystko jest na swoim miejscu i powinno tworzyć świetny odcinek, ale świadomość, że to i tak skończy się dobrze trochę osłabia cały efekt. Ale mimo wszystko ostatnia scena dwóch par i jednej rodziny jest urocza.
Pomijam udany/ nieudany żart z ucieczką Castle'a. Udany ze względu na reakcję Beckett, nieudany, bo robią z Castle'a faceta, którym już przestał być.
dla mnie było bez szału. odcinek naiwny, od 12 minuty wiadomo kto jest podpalaczem, a jeszcze cudowny poród z Lane w karetce...nie wspominając o cudownym połączeniu telefonicznym z piwnicy, że niby na skutek wybuchu linie nie zostały uszkodzone? (wiem nie chodzi o to by było realistycznie, ale wciąż!). Nie rozumiem gdzie miejsce na emocje (ze strony widza) w sytuacji, gdy i tak wiadomo, jak się skończy. A jeśli nie chodziło o emocje związane ze śmiercią bohaterów, tylko o emocje ryana związane z dzieckiem etc. to mogli to inaczej, mniej naiwnie, rozwiązać.
- serial uwielbiam, ale niestety traci polot i poziom. Bardzo mi się w tym sezonie podoba rozwiązanie relacji ricka i kate, ale to nie wystarczy, odcinki są co raz bardziej przewidywalne, rick co raz bardziej denerwujący. Mam wrażenie, że cały serial ciągnie Kate i jej postać (chyba ona jako jedyna ewoluowała przez wszystkie sezony, na co było miło popatrzeć). Wiem, że seriale typu procedural są schematyczne, ale w tej serii chyba nic już nas nie zaskoczy i trzeba wiedzieć kiedy skończyć.
chciałabym żeby wpletli do fabuły jakieś wątki z przeszłości poszczególnych bohaterów (bardzo podobał mi się odcinek, w którym ryan działał undercover u starych kumpli z irlandii)
i żeby nie było, dzielę się opinią, której celem jest udział w dyskusji, a nie wszczęcie sporu.
Myślę, że ciekawe byłoby wyjaśnienie jak wytworzyła się relacja bardzo silnej przyjaźni między Kate i Espo, jej reakcja kiedy wydobyli ich z tego budynku była jakby to był co najmniej Castle...
Nie mam zamiaru się kłócić, ale uważam, że Castle w 6 sezonie jest wciąż na bardzo dobrym poziomie. Początek nie był rewelacyjny o czym już pisałam i nie mogę wychwalać każdego odcinka, ale np. "Disciple" osiągnęło natężenie strachu, napięcie jakiego wcześniej nie było a na 6x10 z małym Cosmo czekali wszyscy fani i spełnił doskonale oczekiwania komediowe.
Czy nic nas nie zaskoczy? W kolejnym odcinku wraca pewna kluczowa postać, która oznacza zamieszanie i kłopoty. W zanadrzu jest jeszcze kolejna, 3XK też raczej nie ma zamiaru się poddać, a Marlowe na pewno chętnie wykorzysta ślub Caskett do niecnych celów.
Uważam i już gdzieś to chyba pisałam, że najlepszym rozwiązaniem, żeby nie zepsuć serialu i dać fanom wszystko czego potrzebują, zamknąć wątki byłoby zakończenie po 7 sezonie.
Co do 6x11 i porodu w karetce to oczywiście jest to mocno naciągane.
Mam nadzieję, że masz rację :) ale mam wrażenie, że te kolejne wątki to trochę takie "zapchajdziury". O ile przez pierwsze sezony takim elementem spajającym była historia matki Kate, którą odkrywaliśmy, relacje kate i castla, o tyle teraz brak jest takiego elementu, 3XK ok, zapowiada się dobrze, ale to trochę za mało. Jeden-dwa odcinki nie ratują sezonu. (chociaż mam nadzieję, że ewentualne starcie z 3XK rozbiją na co najmniej dwa odcinki, a nie skończą tego w 42 minutach ;). Mogliby też matkę ricka wykorzystać bardziej w związku z pojawieniem się jego ojca...
Reszta odcinków niczego nie wnosi, nawet w relacjach bohaterów, a już wątki ricka z alexis mam chęć przewijać, bo się powtarzają regularnie. Poza tym już wszyscy przynajmniej trzykrotnie znaleźli się w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia (może poza lanie ;) i kolejnych takich sytuacji nie zniosę. eh...chyba po prostu nadeszła ta chwila kiedy minęła mi fascynacja serialem i znużył mnie, szkoda.... pozostaje czekać i mieć nadzieję że co się stało, to się odstanie dzięki twórcom i ich pomysłom :)
6x12 "Deep cover"
Widać nie zawsze seriale poprawiają humor. Czasem pozostaje on bez zmian a dodatkowo powoduje niemożność obiektywnej oceny tego co się obejrzało. Tak jest ewidentnie w tym przypadku.
Co się na pewno udało? Wybieranie daty ślubu i Castle uświadamiający sobie na końcu, że jego narzeczona (która swoją drogą cieszy się z tego powodu jak szalona) jest najważniejsza. Richard- chirurg (ale czy to naturalne trzymać w domu skalpel, igłę i nić chirurgiczną?). Rozmowa o Sarah Grace. Zachowanie Castle'a w kostnicy. I inne komediowe smaczki jak: "You already are flexible".
A reszta? Esposito flirtujący z dziewczyną od komputerów? Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to, że wygląda to dość dziwnie na tle nieokreślonego charakteru relacji jaki obecnie łączy go z Lanie. Całe zamieszanie w Bibliotece? Do tej pory to miejsce było symboliczne. Nie widzę powodu, żeby to niszczyć.
Ogólnie chyba nieco inaczej wyobrażałam sobie odcinek z powrotem Jacksona Hunta. Nie mogę określić jak, ale nie tak... zwyczajnie. To była po prostu zwykła sprawa, do której przyplątał się ojciec Ricka. Oczywiście nie przypadkiem. Ale nie do końca wiem czy był potrzebny akurat w tym miejscu sezonu.
Nie tego oczekiwałam od "Castle'a" w tym tygodniu. Albo po prostu dzisiaj marudzę ;)
I jeszcze jedno. 13 odcinek sezonu zawsze był dobry, bo dotyczył sprawy matki Kate. W tym roku tego nie będzie, więc zamiast gwarancji pozostaje jedynie nadzieja na dobry odcinek.
6x13 "Limelight"
Odcinek dość nierówny. Z jednej strony mocno schematyczny, łatwo się domyśleć kto jest sprawcą, ale z drugiej strony miał w sobie to coś.
Jestem już nawet w stanie wybaczyć Alexis, która w końcu przyznała, że Pi był błędem i przestała się wymądrzać. Słowem, wróciła dawna Alexis. Padło nawet zdanie o spoglądaniu na to co się zrobiło jakby zrobiła to inna osoba. I tak właśnie chciałabym potraktować Alexis.
Chociaż w scenie, w której próbuje pertraktować z wymachującym bronią Jessem, mało brakowało, żebym się roześmiała. I jeszcze jedno- zgadzam się z Mandy, co się stało z ubraniami Alexis? Ma stanowić kontrast dla Kate?
To kogo sportretowała bohaterka odcinka Mandy było zupełnie jasne, chociaż można było w niej odnaleźć nawiązania też do innych "upadłych" gwiazdek Disneya. Różnica jest taka, że Mandy potrafiła wzbudzić sympatię. Ale żeby nie było, że przesłanie "Limelight" nie dotarło, to tak właściwie pokazano nam, że niewiele różni się zbuntowana gwiazda od zbuntowanej nastolatki, której nie obserwuje i nie krytykuje cały świat, a ceną za sławę nie jest tylko brak prywatności, ale też to, że powrót do zwyczajnego życia nie jest zbyt prosty o ile w ogóle możliwy. Problem ten dotknął też osobiście Castle'a i Beckett, która w końcu podjęła niełatwą decyzję o upublicznieniu ich związku, co akurat wygenerowało wiele śmiesznych i uroczych scen, także z udziałem Espo i Ryana (którzy swoją drogą na moment zamienili się rolami, kiedy to Espo wyglądał jak zawsze elegancki Ryan, a ten drugi, cóż, może nie jak Espo, ale zdjął krawata ;)) Pokazano jak bardzo łatwo przyjmujemy wszystko co zaserwują nam media- Jim Beckett, który dzwoni do córki myśląc, że jej narzeczony naprawdę mógł ją porzucić dla swojej byłej żony, jak daleko można posunąć się w obsesji na czyimś punkcie a nawet wspomniano rolę portali społecznościowych w naszym codziennym życiu.
Może "Limelight' nie poraziło formą, ale w przystępny sposób przekazało ważne obserwacje na temat świata, który czy tego chcemy czy nie ma duże znaczenie w naszym życiu.
bardzo słaby odcinek, telefon na kartę użyty do zbrodni paniusoa zamiast go zniszczyc taszczyła ze sobą, no NIE. Słabizna...
6x14
Fajny odcinek :) Cała ta intryga mnie ciekawiła, fajne tempo, parę żartów. Poszukiwania miejsca ślubu, choć nie bardzo podoba mi się ta ich knajpka (zbyt beżowa i drewniana, nie lubię takich rzeczy). Kate w tej sukni ze związnymi włosami, po prostu WOW! i O.O i dodatkowow ciekawa rozmowa na koniec. Lepszy odcinek od poprzednich.
6x14 "Dressed to kill"
Niby wszystko dobrze, w znanym Castle'owym stylu, ale chciałabym dać się zaskoczyć, a znowu wiedziałam kto zabił :/
Sama sprawa mnie aż tak bardzo nie zaciekawiła, chociaż "Diabeł ubiera się Prady" uważałam za film niezły i wszelkie nawiązania do popkultury w "Castle'u" przypadają mi do gustu.
Co jednak było dobre w tym odcinku to wszystko związane z Caskett. Świetna, pomocna Martha, Kate przypominająca małą dziewczynkę cieszącą się z planowania ślubu i mierzenia sukni, a jednocześnie zmuszoną zmierzyć się z tym, że nie ma przy niej w takich chwilach matki. Beckett zwierzająca się Castle'owi ze swoich przeżyć i Rick, który zaczął znów zachowywać się jak zakochany i szczęśliwy narzeczony, chcący jak najszybciej poślubić swoją wybrankę. Kilka momentów, w których widać, że są naprawdę dobraną parą. I to jak surrealistyczny wydaje się sezon 6 z perspektywy pierwszego.
Pampuch7- dla mnie suknia jak suknia, nie jestem w gronie zdecydowanych przeciwników, w zachwyt też nie popadam, ot ładnemu, czyli Stanie we wszystkim ładnie :) A jeśli chodzi o lokal to mnie ogólnie nie pociągają takie typowo amerykańskie śluby w hotelach itp., chociaż samo to, że Marlowe wodzi nas za nos co do daty jest całkiem w jego stylu i możemy się spodziewać, że wykorzysta ślub do swoich niecnych celów.
No nie wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że jak tylko zobaczyłam tego faceta to od razu wiedziałam, że to on zabił, po prostu wiedziałam i już, tak samo miałam poprzednio, uwielbiam ten duet ale sprawy sa tak przewidywalne, że obawiam się że zacznie mnie niebawem strasznie nudzić, a bardzo bym tego nie chciała.
Sukienka może nie powala,ale Kate wygląda w niej ładnie no i przede wszystkim, nie jest sztampowa:-) Tyle mówią o tej dacie, że też węszę tu jakiś podstęp:-)
Szukam z napisami i nigdzie nie mogę znaleźć choć minęło już kilka dni:-( Jeśli wiecie gdzie już są i naprawdę da się z nich skorzystać dajcie znac proszę:-)
Jesli jutro się nie pojawią to zbiore się w sobie i obejrzę bez, chociaż większośc rozumiem to dzięki napisom mam większy komfort ogladania, ale cóż zrobić?
Do tego relka nie ma - 720p.HDTV.X264-DIMENSION. Albo nie wyszukuje, na szczęście są angielskie ;d
Kurczę Kate wygląda zabójczo w długi włosach. Prześliczna z niej aktorka. A ja się nie domyśliłeś z początku kto był zabójcą. Stawiałem na Lloyda z Entourage, a tu takie miłe zasko ;) Odcinek schematyczny, powoli nudzi mnie ten serial. Od czasu do czasu coś się dzieje fajnego(odcinek z ojcem Richarda), a tak to to samo co zwykle. W 4/5 odcinka odkrywają kto jest zabójcą. Coraz gorzej się to ogląda, na plus jak zwykle że nie ma irytującej Alexis.
6x15 "Smells like teen spirit"
Jeśli ktoś poszukuje odrobiny bajkowego, romantycznego relaksu powinien sięgnąć po ten odcinek. Chociażby po to, aby dowiedzieć się jaką piosenkę Caskett uznali za swoją :)
W końcu nie byłam od początku pewna, kto jest zabójcą. Oczywiście ten właściwy przebiegł mi przez głowę, ale nie obstawiałam, dałam się poprowadzić. I nie żałuje. W swojej lekkiej formule odcinek zawarł nie tylko romantyczne chwile pomiędzy Kate i Rickiem, szalone teorie Castle'a, wspomnienia ze szkolnych czasów, ciekawie poprowadzoną sprawę, ale poruszył to, co znamy nie tylko z filmów- szkolne korytarze nie są najbezpieczniejszym miejscem na świecie a nastolatki niewinnymi dziećmi i niewiele w tym świecie oddziela wzajemną obojętność od bezwzględnego niszczenia nielubianych przez "elity" osób. Ot, krótki powrót do szkoły ;)
Ten odcinek był świetny! Właśnie skończyłam oglądać i jestem zachwycona :)
Zdecydowanie mój nr 1 tego sezonu :)
6x15
Fenomenalny! Super fajnie się oglądało :D Najlepszy w tym sezonie i jeden z najprzyjemniejszych ze wszystkich. Było tu wszysztko, co najbardziej lubię w Castlu.
Wiadomo coś na temat kolejnych odcinków oraz ile odcinków ma liczyć sezon 6 bo na filmweb sezon kończy się na odcinku 17 (przynajmniej do tego odcinka jest zaktualizowany spis)?
Na imdb.com jest 19 odcinków. Data emisji trzech ostatnich to 3, 17 i 24 marca. W poprzednich sezonach było więcej odcinków, może jeszcze coś nakręcą.
Oficjalnie mówiono o 22 odcinkach i na pewno około tylu będzie, jeśli miałyby być jakieś dodatkowe zamówione, to w tej chwili byłoby już to wiadome.
6x16 "Room 147"
Odcinek oceniam jak całkiem dobry, ale raczej z tych,o których się nie pamięta zbyt długo, ja już go w dużej części zapomniałam ;) Na plus kolejki przyznających się do winy i reakcje Beckett, Castle'owy humor łącznie z potyczką słowną rodem z poprzednich sezonów, doktor Bauer z telewizora i nie tylko, ogólnie za atmosferę panującą wokół sprawy. Ale żeby nie było zbyt miło to jest i minus. Minusem jest Alexis. O ile kiedyś lubiłam tę postać, to teraz z drobnymi przerwami ciągle mnie irytuje. Nie wiem dlaczego Kate powinna czuć się w jakikolwiek sposób winna tego, że Alexis nie chciała wrócić do domu. Cała ta sytuacja też jest dość sztuczna, bo w końcu to już na zawsze jej dom rodzinny, ale cały poprzedni rok mieszkała w akademiku, więc mogłaby tam wrócić i nie stwarzać problemów. Ale pomijając rozważania lokalowe, to ja nie podzielam zdania o wspaniałym rozwoju relacji między Kate a Alexis. Kate owszem stara się, Alexis naturalnie zaznacza swój teren zarówno osobisty jak i miejsce przy ojcu, ale raz się niby zbliża a raz próbuje wytworzyć jakiś dziwny dystans, którego nie było w poprzednich sezonach. Nie przekonuje mnie też nowy wygląd córki Castle'a a wzbudzająca powszechny zachwyt scena w kawiarni jest dla mnie lekkim nieporozumieniem ze szczególnym uwzględnieniem niezgodności mimiki i wypowiadanych słów. I na koniec chociaż nie odpowiada mi rozwiązanie tej sytuacji to uśmiech Castle'a przytulającego Alexis, muszę przyznać, jest bezcenny.
6x17 "In the belly of the beast"
Muszę przyznać, że był to odcinek dobry, bardzo dobry, ale mógł być lepszy. Sam wątek porwania Beckett przewijał się mojej głowie od dawna, chociaż w zupełnie innym wydaniu i dlatego jest mi trochę szkoda, że AWM uparł się zerwać z tradycją two-partera, bo zmieszczenie tego na siłę w 40 minutach spowodowało lekkie spłaszczenie reakcji Castle'a i nie tylko. Przy dwóch odcinkach mogłoby być naprawdę świetnie. Liczę, że twórcy nie zawiodą przy finale i dostaniemy porządny cliffhanger do rozważania przez 4 miesiące, czyt. zapomnijcie o sielance, bajkowym ślubie, spokoju, porządku, życie nie jest takie piękne a nasi bohaterowie maja zbyt wielu wrogów, żeby żyć po prostu spokojnie i szczęśliwie.
Ale do rzeczy czy też do bestii. Wrócił nasz kochany Bracken. Co prawda tylko z ekranu telewizora, gdzie otwarcie przyznaje się do tego jak osiągnął sukces w polityce. To znaczy bez przesady, nie sprecyzował, że te wszystkie środki, które konsekwentnie stosuje to dziesiątki ofiar zabijanych z zimną krwią. Wszystko brzmi dla niewtajemniczonych Amerykanów bardzo miło i niewinnie jak przystało na polityka, za którego słowami może kryć się wszystko poza prawdą. Skąd my to znamy?
Jako że pan senator oszczędził życie Kate w ramach rewanżu, to ona uświadomiła sobie, że gra wróciła do punktu, w którym jedno z nich straci wszystko. A przecież jak wiemy Kate nie ma dowodów, żeby zdyskredytować Brackena, który jak na razie wydaje się o tym nie wiedzieć. I właśnie to jest to co było potrzebne- wiemy, że coś się wydarzy, nie wiemy co, ale mamy na co czekać :)
Vulcan Simmons. Ten głos, ten akcent, ta twarz, ta mina kiedy rozpoznał Beckett. Właśnie tak wygląda niespodziewany powrót osoby, której nie chcielibyśmy nigdy spotkać. To jest moment, w którym mogliśmy sobie uświadomić, że to nie jest zwykły odcinek, ale bardzo zgrabnie przeprowadzony wątek powracający. Że daliśmy się zaskoczyć.
"Zamordowany" adwokat. Nie byłam w stanie uwierzyć, że Beckett była w stanie wykonać zadanie Eleny, ale jej mina w trakcie powrotu i ten mężczyzna leżący na podłodze, "krew" na ścianie wprowadziły poważne wątpliwości.
Uratowanie Beckett. Podchodzę sceptycznie do takich odcinków, bo wiem, że w rezultacie my się trochę pomartwimy a i tak wszyscy będą cali i zdrowi, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zabija ot tak sobie głównych bohaterów. Pomijając fakt tego jak Beckett wycieńczona torturami wydostała się z lasu nie wiedząc gdzie jest, to sam motyw był udany.
List Beckett do Castle'a. Chyba moment z przebijaniem palca i całe to ukrywanie, sprawiło, że nie odczułam w pełni jego wzruszającego tonu. Swoją drogą CSU nic nie znalazło.
Akcja zastąpienia Eleny. Jak się nad tym zastanawiam, to nie wiem, dlaczego Beckett się w ogóle zdecydowała. Już poza faktem, że mogła zostać rozpoznana, czego uniknęła prawie do samego końca, to bez potrzeby pakować się w kłopoty, tylko dlatego, że jakiś facet z narkotykowego twierdzi, że jest jedyną osobą nadającą się do tej akcji, ale tak naprawdę zapomina wspomnieć, że nie mają pojęcia kim jest kobieta, którą ma udawać?
I ostatnia rzecz, do której muszę się przyczepić. Reakcje otoczenia a szczególnie Castle'a i chłopaków. Rick niby się martwi, spogląda na krzesło z żałośliwą miną, podnosi głos, ale nie widać w nim tego, co się działo przy porwaniu Alexis. Nie przeżywa tego jak narzeczony, którego ukochana może właśnie gdzieś tam umiera, nie okazuje skali emocji jaką powinien odczuwać. Po Espo i Ryanie też niewiele widać prawdziwej rozpaczy, że przyjaciółka siedzi gdzieś tam z ludźmi, którzy ją najprawdopodobniej zabiją i nie może nic zrobić. Nie było czuć w powietrzu atmosfery intensywnego poszukiwania i mobilizacji wszystkich sił.
I jeszcze jedna scena, która wzbudziła u mnie niezbyt przyjemne uczucia. Poszukiwanie podsłuchu, to jak Harden przykładał jej to urządzenie, ugh, ten facet był naprawdę obleśny.
Ogólnie odcinek do momentu, w którym dowiadujemy się o co w tym tak naprawdę chodzi, był dobry z małymi zastrzeżeniami, a po usłyszeniu głosu Vulcana Simmonsa, bardzo dobry.
Zgadzam się, świetny odcinek. Wreszcie poziom jak te odcinki z ojcem Castle'a. Ładny pocisk, że senator będzie startował na fotel prezydenta. Starzy wrogowie wracają.
6x18 The Way of the Ninja
Całkiem dobry odcinek, typowy dla serialu, przyjemnie spędzone 40 minut. Kate miała wątpliwości, ale bohaterowie udowodnili, że nie grozi nam nuda. Wiele zabawnych sytuacji, szczególnie na linii Castle- Gates, co przywróciło ich relacjom tradycyjny wygląd, sprzed 6x17, ale też ukrywanie się Beckett i Castle'a przed ninja.
Zgrabnie poprowadzona zagadka, dałam się zwieść, kiedy mój pierwszy podejrzany okazał się nim nie być, aby za chwilę jednak zostać sprawcą. Relacje Kate-Rick na stałym poziomie, czyli jest miło, ale nie za słodko czyt. pokłócimy się o japońską hostessę i brak telefonu o ustalonej godzinie, ale przecież to tylko świetna okazja do tego, żeby się pogodzić. I ta mina Stany: http://www.google.pl/search?q=castle+6x18+stana+smile&espv=210&es_sm=93& amp;source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=4e0tU4zIH4HT7AaezICgBg&ved= 0CAkQ_AUoAQ&biw=1366&bih=667#q=castle+6x18+photos&tbm=isch&facrc =_& amp; amp; amp;imgdii=_&imgrc=_yeEXLJoFzLfIM%253A%3BqdFhIo5WMgZ1oM%3Bhttp%253A%252F%252 Fpbs.twimg.com%252Fmedia%252FBjAC5mgIIAE pEpd.jpg%253Amedium%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.veooz.com%252Fp hotos%252FcG~p0g4.html%3B600%3B450
http://www.google.pl/search?q=castle+6x18+stana+smile&espv=210&es_sm=93&source=l nms&tbm=isch&sa=X&ei=4e0tU4zIH4HT7AaezICgBg&ved=0CAkQ_AUoAQ&biw=1366&bih=667#q=c astle+6x18+photos&tbm=isch&facrc=_&imgdii=_&imgrc=_yeEXLJoFzLfIM%253A%3BqdFhIo5W MgZ1oM%3Bhttp%253A%252F%252Fpbs.twimg.com%252Fmedia%252FBjAC5mgIIAEpEpd.jpg%253A medium%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.veooz.com%252Fphotos%252FcG~p0g4.html%3B600%3B45 0
Żałuję jedynie, że nie poznaliśmy jej przyjaciółki :) Jak dla mnie odcinek 18 jest po prostu świetny. Nathan chyba się wprost urodził do tej roli, bo we wszystkie jego teorie jestem w stanie uwierzyć. Odcinek bardzo fajny, czekam i tak na finał, bo na pewno będzie miazga, ale masz rację, że całkiem miło spędzony czas. Rzeczywiście relacje Castle - Perlmutter są świetne, fajnie to scenarzyści rozplanowali.
Mam taką sugestię - nie lepiej zakładać osobny temat o odcinku? Będzie lepiej to wyglądało :)
Przyjaciółka okazała się być nudna, więc chyba nie mamy czego żałować, chociaż miło by było poznać jakąś osobę z przeszłości Beckett, bo niewiele się ich pojawiło. W sumie wprowadzenie równoległego wątku spotkania obok wizyty w klubie mogłoby wypaść ciekawie ;)
Najlepiej by wyglądało, gdyby fw wprowadził sortowanie wątków na forum :) Można by zakładać oddzielny temat dla każdego odcinka, ale niewiele osób się wypowiada a na forum jest już mnóstwo tematów w dużej części powielanych, bo ludziom nie chce się go nawet przeszukać i sprawdzić czy czegoś już nie było. Na pewno byłoby łatwiej, gdyby dało się je jakoś poukładać tematycznie, sezonami itd. W tej chwili zostały 4 odcinki i o ile AWM nas nie zawiedzie, pojawi się nowy temat do finału, więc nie wiem czy jest jeszcze sens zakładać tematy do 3 pozostałych, na ile będą warte dyskusji, bo np. 6x19 na to na pewno nie zasłużył.
6x19 Greater Good
Po bardzo dobrym odcinku 18. i przed miesięczną przerwą, twórcy mogli nam zaserwować dobry odcinek. Mogli się pokusić o mały cliffhanger. Zamiast tego dostaliśmy słaby odcinek, jak dla mnie chyba najsłabszy w sezonie :/
W wątku siostry Gates chyba najbardziej nie mogłam uwierzyć, że one mogłyby być siostrami. Brak podobieństwa uderzający. Tyle wystarczyło, żeby nie silić się na dalszą analizę tego wątku.
Sama sprawa też nieudana. Mniej więcej wyglądało to tak: pokażemy wam mordercę w pierwszej scenie a potem będziemy udawać, że to jednak nie ta osoba, mnożąc tropy, żeby na koniec okazało się, że to jednak ona. Skoro siostra Gates miała być taka zła, ta miałam nadzieję, że scenarzyści przynajmniej pokuszą się o zrobienie z niej sprawczyni.
Tworzenie listy gości, niby zabawne, ale dla mnie lekko żenujące, co pewnie wynika z mojego podejścia do dużych wesel. Końcowa scena, okrzyknięta wzruszającą i romantyczną, nie zachwyciła mojego nieczułego serca.
"okrzyknięta wzruszającą i romantyczną, nie zachwyciła mojego nieczułego serca." piękne słowa i się z nimi zgadzam. Mnie bardziej odrzuciło, gdy pomyślałem w głowie, że po pogodzeniu się na pewno będą chciały wyskoczyć na drinka jak to zawsze w happy endach no i oczywiście "potrzebuję drinka" i "siostry". Jak dla mnie to jest lekka przesada i strasznie to było przewidywalne. Mi się akurat odcinek podobał, bardzo fajny pomysł mieli scenarzyści, co do siostry Gates byłoby na pewno zabawniej, gdyby Espo zaczął do niej uderzać. Ale robić z niej morderczynię? Nie za bardzo, zwłaszcza, że na pewno nie dałoby rady zamknąć tego w 1 odcinku, bądź co bądź Gates to rola drugoplanowa. Ogólnie scenarzyści zaczynają przesładzać ten serial, przez pierwsze sezony budowali to świetne napięcie między Castle'ym, a Beckett i wszyscy tylko czekali aż będą razem, a teraz serwują nam to wypisanie listy gości w ciągu 1 minuty. Ogólnie to był fajny spontan, ale gdybym ja takie coś robił i miał wybrać osoby, które bym zaprosił na swój ślub to raczej nie umieszczałbym tam swojej narzeczonej, ponieważ to jest oczywista sprawa, że ona tam będzie. No i kolejny happy end, że ofiara oddała prawie cały hajs na odbudowę miasta, w którym zginęli jego rodzice(jakby nie mógł tego zrobić wcześniej, w końcu na pewno zarabiał dużo) i siostra Gates łaskawie nie będzie ścigać tych pieniędzy.
6x20 That 70's Show
Miało być tak pięknie a mam mieszane uczucia. Ten odcinek odbieram jako mocno przereklamowany. Zrobiono wokół niego dużo szumu a działo się w sumie niewiele. Sprawa i historia nie przypadły mi do gustu. Harold jak dla mnie odpychający i chyba nie do końca się zdecydowali czy on ma być gejem czy wyrywać każdą napotkaną dziewczynę. Wpadam w ton narzekacza i zaraz wszystko skrytykuje a nie było tak źle, bo w zasadzie odcinek był sympatyczny. Co było na plus? Komentarze Harolda na temat Beckett i motyw z Castle'em jako komisarzem, Beckett w klubie i jej głos przy mówieniu o sobie jako woman of many hidden talents, Gates, szczególnie w klubie i ogólnie cofnięcie posterunku i bohaterów do lat 70., ale muszę się zgodzić z Ryanem albo Esposito, że nie chciałabym żyć w tych czasach.
Mi się odcinek nie podobał. Historia zapowiadała się fajnie, ale ten klimat lat '70 w ogóle do mnie nie trafia. Pomysł na zrobienie gejów z gangstera i jego doradcy bardzo fajny, gorzej niestety z realizacją. Przynajmniej Alexis zmieniła się na delikatny plus po tym co ostatnio scenarzyści jej kazali mówić i robić. Dołują mnie za każdym razem te romantyczne zakończenia, prawdę mówiąc pod koniec odcinka, gdy byli w tym klubie to zakończyłem seans. Powoli rzygać się tym chce, w każdym odcinku pod koniec musi być superaśny happy end. Wszyscy wiedzą, że są razem i że się kochają, czemu pod koniec prawie każdego odcinka muszą być jakieś romansidła. Mogliby scenarzyści pociągnąć wątek Espo i Lanie...
A Espo i Lanie to są w ogóle parą? Niby do siebie wracali, byli razem w Disciple, ale Espo się interesuje Tory (i innymi) i ogólnie jakoś ich razem nie widać. Ja bym chętnie zobaczyła Jenny i Sarah Grace z Ryanem w zaciszu domowym. Pozostaje czekać na finał, może się pojawią w jasnych konfiguracjach.
Są i nie są. Ostatnio pamiętam, że spiknęli się na Wigilię oraz jak Ryan z Espo byli w tym budynku, który miał się zawalić to Lanie też do niego podbiegła i się przytulili. Od razu przypomina mi to śmieszną scenę jak Ryan powiedział, że nazwie swoje dziecko Javi. :D Ja kibicuję temu związkowi, ale co będzie to będzie.
No właśnie, dopiero teraz obejrzałem. Co do 6x21 to odcinek bardzo mi się podobał, jeden z lepszych w tym sezonie. Całe to zamieszanie z drużbami i scrablami bardzo zabawne, wreszcie interesująca i ciekawa końcówka odcinka, a nie głupie i nudne romansidła. Fajnie opowiedziana historia, jednak jest to trochę zabawne w tym serialu, że zawsze mają ogromnego farta - znaleźli 6s taśmę i akurat na niej te słowa tego gościa. Nie mniej jednak morderstwo jak dla mnie na plus, nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. Dziwi mnie trochę jednak fakt, że cały DK kumplował się z takimi biednymi dzieciakami. Czekam z niecierpliwością na finał, bo pewnie będzie się działo.
Dodam jeszcze, że nie pamiętam albo nie było nigdy powiedziane, dlaczego Espo rozstaje się z Lanie...
Z tego co pamiętam to chodziło o to, że zrobiło się zbyt poważnie po podwójnej randce z Kevinem i Jenny, kiedy zasugerowała im małżeństwo. Jak dla mnie beznadziejny powód, bo wychodzi na to, że to bardziej zabawa i Lanie nie była pewna swoich uczuć do Espo. W końcu kto mając trzydzieści kilka lat myśli o ustatkowaniu się. Może AWM uznał, że za dużo stałych par w serialu.
Co do finału: mówią, że ma być spokojnie, ale z Marlowem nigdy nie wiadomo. Za to w następnym odcinku ma być ciekawie.
6x21 Law&Boarder
Zgadzam się z tym, że to bardzo dobry odcinek. Mnie szczególnie rozśmieszała Lanie, brakowało ostatnio trochę jej ciętego języczka, który zawsze stosowała do Castle'a i Beckett, szczególnie zanim byli razem. Zagadka jak najbardziej na plus, ciekawie poprowadzona, ale jednak odcinek kradły wspomniane wątki dodatkowe. Mieliśmy też bezwzględnego prawnika o polsko brzmiącym nazwisku. Końcówka również mi się podobała, chociaż dowiedziałam się o niej wcześniej i niestety nie miałam niespodzianki.
To że DK kumplował się z takimi dzieciakami da się wyjaśnić. Chłopak był z bogatej rodziny, ale pewnie nie specjalnie nim zainteresowanej, czuł się samotny a oni go akceptowali, poza incydentem, który Jay a później Logan przepłacili życiem. Pod znakiem zapytania pozostaje raczej to jak ich poznał, bo przecież dzieci z dobrych domów nie pałętają się na Bronxie.
Po tym odcinku, co prawda dzięki jednej krótkiej, ale dobrze zagranej scenie, stwierdzam, że Alexis wróciła do normalności :) I muszę jeszcze dodać, że mimo, że to przedłużki, to fryzura Beckett pierwszego dnia bardzo mi się podobała.
6x20 Veritas
Jestem nowy w tym temacie (jak i na Filmwebie) także chciałbym pozdrowić wszystkich moich przedmówców. Jestem wielkim fanem tego serialu i w odróżnieniu od większości widzów odcinki dotyczące morderstwa Joanny Beckett i 3XK uważam za najlepsze w serialu. Niestety ten odcinek uważam za słaby. Historia niestety ma wiele niespójności. Po pierwsze nowy dowód w postaci kasety, o której do tej pory nikt nie wspomniał jest dla mnie dziwnym rozwiązaniem. Sposób w jaki Beckett wpadła na to, że to Montgomery nagrał kasetę, podczas snu gdy była nieprzytomna bardziej pasuje do serialu typu sci-fi. Poza tym posiadanie dowodu tak blisko przez 15 lat nie wystawia Beckett zbyt wysokiej oceny jako detektywowi Co do samej kasety, nie można na jej podstawie oskarżyć senatora o morderstwo Joanny ponieważ nagranie powstało w momencie gdy ona jeszcze żyła więc to żaden dowód. Zniszczyło by to jego polityczną karierę na 100 procent ale raczej każdy prawnik by go wybronił. Scena w hotelu między Beckett a Bracenem bardzo dobra ale już scen kiedy miała zginąć już nie tak bardzo. Jakim cudem kapsułka, którą przetrzymała w ustach się nie rozpuściła zwłaszcza pod wpływem działania alkoholu Kolejną sprawą jest Castle uciekający z Beckett do Kanady. Czy ten człowiek zapomniał, że ma córkę i matkę i to nimi również się musi zająć i im też może stać się krzywda. Z resztą wiem, że Alexis miała w tym sezonie wielu wrogów, ale tylko po części się z nimi zgadzam. Czasami mam wrażenie, że odkąd Castle jest z Beckett czasami zapomina o swojej córce( wyjątkiem był dwuczęśćiowiec w 5 sezonie serialu) Ten odcinek jako całość wygląda dla mnie jakby był robiony na szybko, żeby skończyć sprawę morderstwa matki Beckett przed jej ślubem. przez co cała sprawa straciła na realizmie, tak jakby brakło pomysłów na dobre zakończenie sprawy. Pozostawiono też nierozwiązaną sprawę Smithsa dlaczego pomagał Castlowi i Beckett, jaki miał w tym cel. Czuje się niesamowicie zawiedziony takim zakończeniem sprawy, która tak naprawdę była najważniejszą w serialu. Mam nadzieję, że 3xk bardziej się postarają. Żeby nie było, że tylko krytykuję. Bardzo wysoko oceniam aktorstwo w tym odcinku zwłaszcza Stany Katic. Fantastyczna jest muzyka, która nadaję dobry klimat. Cieszę się też z powrotu Montgomerego, którego bardzo lubiłem. Po prostu historia jest według mnie pospieszna i ma dużo niedociągnięć.
Poza tym jeszcze bardziej mnie zasmuciło promo finałowego odcinka sezonu. Żeby nie dawać spojlerów, dla tych którzy chcą być od nich wolni, napisze tylko, że pojawi się tam dosyć oklepany motyw i że spodziewałem się czegoś lepszego Po scenarzystach. Zresztą scenariusz to jest to, co chyba najbardziej kuleje w tym serialu od dłuższego czasu i czasami świetna gra aktorska jest marnowana. W tym sezonie poza odcinkami 6x09, 6x17, które miały niesamowity klimat, oraz 6x04 i 6x07, które łamały nieco schemat normalnej sprawy, reszta przedstawianych historii mnie nie powaliła. Według mnie przeciwko Andrew Marlowe zaczyna obracać się fakt, że oparł cały serial tak naprawdę na dwóch bohaterach (może nie przypuszczał, że serial przetrwa tak długo) tak naprawdę marginalizując postacie drugoplanowe. Niewiele było odcinków, które były skupione na innych bohaterach dlatego przynajmniej ja zaczynam odczuwać, że zwłaszcza postać Beckett zaczyna być trochę zgrana. Niemal cały ten sezon oparli na przygotowaniach do ślubu. Wiem, że to ważne wydarzenie i że mnóstwo fanów na to czekało ale mnie jako faceta mniej więcej w połowie sezonu ten serial zaczął trochę nudzić. Chociaż uważałem się za dużego fana i przetrwałem z tym serialem od początku ponad 5 lat, pierwszy raz mam wątpliwości czy wrócę do niego na jesień.
Przepraszam, że tak się rozpisałem i mam nadzieję, że dotrwacie do końca postu. Wielkie podziękowana dla Alee za stworzenie tego tematu. Pozdrawiam.