Właśnie oglądałam 8 odcinek 11 sezonu i mam nadzieję,że dziecko April i Jacksona jest zdrowe!!
Ta nowa lekarka powiedziała,że JEŚLI to jest ta choroba to dziecko długo nie pożyje,ale może nic
mu nie być.
Ja myślę, ze to dobrze, że podjął taką decyzję i wątpie żeby się rozeszli z tego powodu ;p po prostu trochę pobędą na odległość ;p a co do April i Jacksona, myślę, że Shonda zaserwuje nam jednak dramat bez happy endu ...
Mer dała mu niejako wolność. Nie chciała go ograniczać, a Derek stawał się coraz bardziej smutny, nieszczęśliwy, nieprzyjemny. I też mam nadzieję, że to w efekcie umocni ich związek.
Co do April, patrzę równie optymistycznie...Amelia zoperuje guz pani doktor, a pani doktor jednak uleczy dziecko Aprli i Jacksona:)
Jeśli to faktycznie będzie osteogenesis imperfecta, to nawet doktor Herman nie poradzi.
Dała mu wolność? Trzy razy powtarzała, żeby sobie poszedł a za ostatnim kazała zrobić to od razu...Dla mnie nie było z jej strony żadnego wsparcia dla Dereka, a cała konwencja odcinka sugeruje, że Meredith nie zawalczyła o swój związek dokładnie tak samo jak Webber...
Dokładnie. Meredith nie potrafiła docenić poświęcenia Dereka, ta decyzja była dla niego trudna, a ona powinna go wspierać, a nie oczekiwać, że wszystko będzie w porządku. Właściwie ta sytuacja przypomina mi wyjazd Arizony do Afryki, kiedy Callie zdecydowała poświęcić dla niej wszystko, a ta zostawiła ją, bo Callie nie "tryskała szczęściem" z tego powodu. Również słuszna jest aluzja do Webbera
Nie bez powodu w odcinku była pokazana scena z poprzednich odcinków. Webber sam powiedział Mer, że był zazdrosny o karierę Grey, tak samo może być z Mer. Ona tkwi w szpitalu, nie pokazują jej badań więc rozumiem, że już nie istnieją. Ona ma jeszcze sporo do udowodnienia (jak to kiedyś powiedziała), a Dereck ma pracować dla prezydenta i ma mieć wszystko, co neurochirurg może sobie wymarzyć. Mer w tym odcinku była zazdrosna o jego karierę, tak jak wcześniej o karierę Cristiny podczas gdy jej stoi w miejscu. Wszyscy w jakiś sposób awansują: Cristina wyjechała i jest szefem, Dereck ma pracować dla prezydenta, Alex dostał posadę Arizony, a Mer? Co ona takiego ma? Powiedziała by sobie poszedł z taką nienawiścią. Jestem ciekawa jak Shonda to rozwiąże. A może postawi na ich drodze osobę trzecią?
Co do dziecka April to bardzo mi jej/ich żal. Gdy April straci dziecko może uważać, że to kara Boska, że uciekła ze ślubu i może oddalić się od Jacksona a przybliżyć do Arizony, która się rozwodzi. nie chodzi mi tu o wątek lesbijski, ale o zwykłą przyjaźń, taką jaką pokazali w poprzednim sezonie.
Jestem bardzo ciekawa wątku Callie. Chciałabym, żeby postawiono na jej drodze nieprzyzwoicie przystojnego faceta. Kolejnego mack sexi. Brakuje mi facetów w tym serialu :(
Mi się wydaje, że Meredith owszem, jest zazdrosna. Tylko że jeśli chce, by jej kariera ruszyła to chyba powinna coś w tym kierunku zrobić? W zeszłym sezonie miała tą całą akcje z drukarką, ale co z tego? Cristina robiła przełomowe operacje, Derek miał własne badania kliniczne, jest jednym z najlepszych neurochirurgów, Cristina w tak młodym wieku została nominowana do nagrody Harpera. A Mer? Żadnych badań, żadnych przełomowych operacji. Nic. No więc sorry.
W ogóle ona mnie w tym sezonie denerwuje niemiłosiernie. Ja rozumiem, że został jej tylko Alex, ale serio? Wparowała nad ranem do jego domu, wygoniła z łóżka Jo (której nawiasem mówiąc nie znoszę) i oczekuje, że Alex natychmiast skupi się na niej. Serio?
I oczywiście w tym serialu nie ma szans na chociaż JEDNĄ CIĄŻE BEZ DRAMATÓW
W tym serialu nie ma szans na nic bez dramatu, czy to ciąża, czy ślub, czy lot.
Ja Mer lubię i staram się zrozumieć jej postać. Została matką, czego się bała zważywszy na swoje relacje z matką, a Dereck obiecał jej, że będzie mogła zająć się swoją karierą, że on trochę zwolni i zajmie się dziećmi. Nie dotrzymał obietnicy, ale Mer - z drugiej strony - uparła się i nie chce iść na żadne kompromisy. Jakby nie było on wielokrotnie się dla niej poświęcał, a ona wielokrotnie musiała do tego dorosnąć.
Jo też lubię, ale moim zdaniem scenarzyści nie mają dla niej pomysłu. Przypuszczam, że Jo zostawi Alexa po rezydenturze. Nie wierzę w szczęśliwe zakończenie jego historii. Pasował do wielu babeczek, ale nie do niej.
Jak znam życie to Shonda zafunduje nam romans Alexa i Mer. Nie wiem skąd mi się to bierze, ale jakoś tak czuje.
Chociaż jedna ciąża mogłaby przejść spokojnie. Nie dość, że finał każdego sezonu to jakaś katastrofa, śmierć i innego tego typu rzeczy to jeszcze fatalne ciąże.
Ale Mer w tym sezonie nie jestem w stanie zrozumieć. Derecka zresztą też nie. Ja nie wiem, ale mam takie uczucie, że ich razem już tylko te dzieci trzymają.
Czy w tym serialu w każdym sezonie musza być dramaty z umieraniem, April i Jackson sporo przeszli i teraz jeszcze ich dziecko może umrzeć...
Odcinek ogólnie średni, dużo się działo ale jakoś mało to spójne i chaotyczne. Odchodzący Derek na plus w końcu tego chciał, ciekawe czy z Mer przetrwają tę próbę.
ten serial opiera się na dramatach, jakby wszystko się wszystkim układało to byłoby nudno ;p Mer faktycznie nie rozstała się z Derekiem w dobrych warunkach,ale ja mysle,ze ona w głębi serca nie chciała go stracić, ale wiedziała, ze już za bardzo w to zabrnęła, wiec nie pozostało jej nic innego jak kazać mu wyjechać. Swoją drogą wie ktoś ile ma jeszcze być sezonów?
Beda jeszcze co najmniej dwa sezony, na tyle wiekszosc aktorow podpisala kontrakt. Wsrod nich jest Patrick Dempsey, stad latwo sie domyslec, ze raczej nie wyjedzie, albo przynajmniej szybko wroci :)
Fakt, byłoby nudno, a do tego zbyt słodko, a prawdziwe życie przecież takie nie jest, z drugiej jednak strony - chyba nikogo na tym świecie nigdy nie spotkało tyle katastrof, co lekarzy z Chirurgów....
Meredith jest porąbana. Derek zostaje- źle, Derek odchodzi- źle. On już raz zdecydował, a ona tak długo go prześladowała, że w końcu wyjedzie. Dziecko Jacksona i April pewnie umrze, nie wierzę, że 3 lekarki się pomyliły. Umierającego dziecka chyba jeszcze nie było. Brawo Shonda:/
Meredith jest porąbana? Poważnie?
A nie Derek, który strasznie poświęca się dla niej, a potem ją za to obwinia? Zdecydował się zostać, to niech zamknie jadaczkę i zachowuje się normalnie, a nie ciągłe pretensje. Zwariowałabym, jakbym musiała pokutować za coś, co niby ktoś zrobił dla mnie.
I to nie ona prześladuje jego, tylko właśnie on ją, mając ciągle pretensje, że Meredith nie całuje go po tyłku za to, że został.
I tak wykazała się anielską cierpliwością wytrzymując tą niedźwiedzią przysługę tak długo, nie dziwię się, że nerwy jej puściły.
Zgadzam się w zupełności. Najpierw zostaje, bo rodzina jest najważniejsza, a później snuje się po szpitalu, wyżywa na innych i ciągle powtarza Mer, jak to się dla niej poświęcił. Wygląda to tak, jakby został tylko po to, aby grać pokrzywdzonego. Nie dziwię sę Mer. Wcale.
Też się zgadzam. Z jednej strony Meredith momentami zachowuje się infantylnie, ale suma sumarum moim zdaniem to ona jest w tym związku tą dojrzalszą osobą - Derek został, bo niby rodzina taka ważna, kiedy już było wszystko ustalone a Meredith niejako pogodziła się z jego wyjazdem (nie była zadowolona, ale kto by był?), a potem zaczął strzelać fochy jak nastolatka w trakcie dojrzewania. Słabe.
A ja z kolei mam inne zdanie na ten temat. Jak powyżej napisałam:
Meredith nie potrafiła docenić poświęcenia Dereka, ta decyzja była dla niego trudna, a ona powinna go wspierać, a nie oczekiwać, że wszystko będzie w porządku. Właściwie ta sytuacja przypomina mi wyjazd Arizony do Afryki, kiedy Callie zdecydowała poświęcić dla niej wszystko, a ta zostawiła ją, bo Callie nie "tryskała szczęściem" z tego powodu.
Z jednej strony trochę też tak uważam. Nie doceniła go na tyle, ile powinna. Ale z drugiej... on się trochę zachowuje, jakby uważał, że Mer powinna teraz przed nim klęczeć i mu dziękować. W sumie sytuacja podobna, punkt dla Ciebie, za przypomnienie :)
Jednak u Callie i Arizony sytuacja nie była tak złożona jak u Mer i Dereka. Tutaj nie można jednoznacznie stwierdzić, że wina leży po jednej stronie (jak według mnie, Arizona była winna za rozpad ich związku), kto zachowuje sie bardziej egoistycznie itd. Ale nie można też mówić, że wszystko przez zachowanie Dereka, bo oboje nie są święci :)
Ja się z tym w pełni zgadzam. Derek ciągle coś dla niej poświęcił. Zbudował jej dom, on zawsze walczył o ich związek, a Mer? Ciągle na poziome nastolatki. Z drugiej strony skoro jednak zdecydował się zostać dla rodziny to niech teraz nie odstawia nie wiadomo jakich dramatów.
Mam jakieś chore przeczucie, że Shonda nam zrobi suprise z Mer i Alexem w roli głównej. Kij wie skąd mi się to wzięło.
dla mnie coraz dziwnieszy ten serial, nikt normalnie nie umie rozmawiac, tylko wszyscy się na siebie drą i mają wielkie pretense o byle co :/
no wlasnie, widomo kiedy beda napisy? bo ostatnio wszystkie maja mega opoznienia oprocz pamietnikow wampirow... :/
Ma ktoś pomysł, co symbolizuje to, że "nie można wysiąść z karuzeli"? I co Mer ma na myśli mówiąc, że wspomnienia się mieszają? Tzn. jak to się od nosi do niej? Co jej się miesza? I czy widzicie podobieństwo między sytuacją Ellis-Webber i Mer-Derek?
albo synek April i Jacksona umrze i April będzie przechodzić kryzys wiary, albo wymodli dla niego o cud. Pamiętając, że to serial obyczajowy, stawiam niestety na zakończenie nr 1.
znając zycie, pewnie uzna, ze to kara za to, ze uciekła sprzed ołtarza. To jest chore.
O rany, pewnie masz rację. Zacznie się obwiniać i rozwali związek z Jacksonem. I będą tak sobie tkwić w sztucznym małżeństwie. Bo przecież się nie rozwiedzie, to nie po katolicku.
- Jak uśmiercą dziecko April i Jacksona to chyba przestane oglądać ten serial. Oczywiście jak się tak stanie to para również się rozejdzie, bo April tego nie wytrzyma. Shonda mogłaby naprawdę darować sobie ten wątek...
- Sytuacja Mer&Derek już kiedyś o tym pisałam, ze przez 10 sezonów naoglądaliśmy się wystarczająco dużo dramy w tym związku, ale scenarzystom jest mało i w 11 sezonie równiez musimy to oglądać, bo przecież u kogo innego zrobić dramę jak tak mało ich pozostało ? Uważam, ze jedna strona i druga ma trochę racji w tym wszystkim. Derek najpierw oznajmił, ze poswieci sie rodzinie po to aby ona mogła się rozwijać zawodowo po czym zaczyna współprace z prezydentem, który proponuje mu prace w Waszyngtonie. Pozniej odrzuca prace, bo kocha dzieci i żonę, ale tak naprawdę nie jest szczęśliwy. A co robi Mer w tym czasie? Uważa, że niepotrzebnie się poświęcal i został w domu. Owszem Mer masz trochę racji w końcu to była jego decyzja, ale czy nie zaszkodziłoby go w tym wspierać, starać się zrozumieć, cokolwiek ? Mer strzeliła focha, bo przecież ona go do niczego nie zmuszała i nie musi się mu odwdzięczać za to, ale docenić to jakoś mogła, prawda ?
- Nie wiem dlaczego to piszę, ale troszke mi szkoda Arizony jak na nią patrzę ? :D
+ Mam nadzieje, ze juz wkrótce pojawi się jakiś przystojniak dla Callie ;)
+ Czy mi sie wydaje czy scenarzysci maja chrapkę na Amelie i Owena ?
+ Nowa pani Dokor Pierce jest całkiem okej, myślałam, ze będzie gorzej, ale scena z nią są o dziwo przyjemne