Dla mnie odcinek perełka. Kompletnie się nie spodziewałam takiego zakończenia. Alex w
końcu dostał swoją szanse i został doceniony, Grey tym razem pomyślała o Dereku a nie
tylko o sobie. Cristina i Owen... cóż nie ukrywam, że chciałabym żeby się zeszli i byłam
pewna, że zostanie. Kepner- nieszczególnie mi przykro, że nie ma pracy. Jak dla mnie
odcinek w dobrym starym stylu: dramat, trudne decyzje, miłość, rozstania, przyjaźń 10/10. A
wy co sądzicie?
zgadzam sie z Tobą.
Dreczy mnie tylko fakt,ze umrze jedna z postaci.
Coraz wiecej wskazuje na Arizone,ale wolalabym,zeby to bylo April.
Uwielbiam watek Callie i Arizony.
fajnie, że zakładacie kolejny temat, który już istnieje. Naprawdę formuła filmweba i lenistwo dobija, w dodatku gdzie się nie wejdzie to spojlery :|
W temacie jest zaznaczone, że są spojlery, więc nie rozumiem pretensji, a co do tego, że jest już taki wątek to właśnie przejrzałam "dyskusje" i nie zauważyłam :)
tak, ale spojlery do 23 odcinka, chyba oczywiste :) a nie do finału, że ktoś umrze, chociaż po takiej katastrofie to oczywiste :) A rozwinęłaś listę z tematami dyskusji? To o spojlerze to nie do Ciebie, tylko do osoby poniżej.
Macie może napisy do tego odcinka? Nigdzie nie mogę znaleźć, poprzez napi z all playera też mi nie znajduje...
Mnie bardzo podobał się wątek Meredith/Cristina, kiedy Yang powiedziała Mer, że to nie ona jest "jej osobą" tylko Owen. Przypomniał mi się trzeci sezon, kiedy Cristina miała pretensje do Burke`a, że powiedział Derekowi o zaręczynach, zanim ona zdążyła powiedzieć Mer, padły wtedy słowa, że przecież "Meredith jest jej osobą" - Burke miał żal do Cristiny, że to nie on jest ważniejszy. Teraz Yang uświadomiła sobie (i Meredith przy okazji) że to partner jest/powinien być najważniejszy. To była bardzo ładna scena.
Co nie zmienia faktu, że nie daję dużych szans Cristinie i Owenowi i nie ekscytuję się tym ich "szarpaniem się". To bardzo trudna i bolesna sytuacja, ale kiedy jedno z partnerów chce mieć dzieci, a drugie nie i są pewni swojej decyzji, związek jest skazany na niepowodzenie, choćby nie wiadomo jak mocne było uczucie. Takie moje zdanie. Mam nadzieję, że scenarzyści nie pogodzą tego konfliktu w tak beznadziejnie magiczny sposób jak przy Callie i Arizonie. (Ta druga nie chciała mieć dzieci i nagle oto, pod wpływem dramatycznych wydarzeń (strzelaniny) jednak zmieniła zdanie i zachciała mnóstwa dzieci...). Uwielbiam Calzonę, między aktorkami jest świetna chemia, ale scenarzyści okropnie poprowadzili ich historię...