Strasznie męcząca ta retrospekcja, jakby była jakimś folarem całego serialu oraz żałoba Mer, której praktycznie nie było. Umiera główny bohater i niby unosi się w powietrzu atmosfera boleści, ale tak troche po macoszemu to zrobili. Był Derek, nie ma Dereka, w ogóle nie odczułam, że uśmiercili postać. czy ktoś ma podobne odczucie?
ps. rozumiem, że to był ostatni sezon?