Derek nie żyje - miał wypadek, a nieudolność i brak komunikacji lekarzy w innym ośrodku niż Sloan/Grey Memorial Hospital spowodowała, że nastąpiła śmierć mózgu. Meredith wydała zgodę na pobranie narządów i odłączono Dereka od sprzętu medycznego.
żałosna smierc... taki banał... jesli juz Derek miał opuscic serial lepiej mogli ciagnac watek z Waszyngtonem niz usmiercic kolejna osobę. I jak zwykle musiał to byc tragiczny wypadek... Scena, gdy to Meredith pociesza lekarkę - really???? Jednego jestem pewna - Meredith jest w ciązy....
Jeszcze kilka refleksji:
- zestawienie pożegnania Mer z Derekiem przed jego wyjazdem do Waszyngtonu (ostatnia rozmowa) z tą, gdy ona stała na planie budowy domu (świece) a on szedł załatwić sprawy z Addison - robi wrażenie...
- przypomniała mi sie scena kłótni Amelii z Mer, gdzie ta jej sie każe od siebie odpieprzyc bo "ty nie płakałaś nad ciałem milosci swojego zycia, nie wiesz przez co przeszłam". dziwiłam sie, ze Mer tak jej to pusciła - bo z całym szacunkiem dla A. to jednak ta miłosc to bylo bzykanie na haju a traumamI Mer można by obdzielić kilka osob (relacje z matką, utonięcie, postrzelenie Dereka i jej poronienie w tym czasie, katastrofa samolotu itd). No prorocze to było...
- ciekawe jak pociągną wątek żałoby Mer, stawiam, ze bedzie grała twarda, kazdy zdziwiony jej zachowaniem bedzie jej mowil "Derek is dead...: na co ona "I'm fine...I have to be". Az w końcu po jakims dopiero czasie dopadnie ją i to będzie jakis dramat....Nie zdzwie sie jak Amelia powie jej wiem ze straciłas meza, ale ja straciłam brata - bedzie robic z siebie większa ofiarę, i wtedy Mer nie wytrzyma...
- taka ironia, ze pewnie w Grey-Sloan Memorial hospital Dereka by uratowano, ale widzimy szpital i lekarzy bliższych realiom... Błędne decyzje, lekarz, ktory pomimo wezwan każe na siebie tyle czekac.... Juz od pierwszej sceny kiedy widzimy, ze jeden z nich nie chce przyjąc kolejnego pacjenta ,czuć, że mamy do czynienia ze zgoła odmiennym miejscem od G-S M Hospital... No niestety raczej tak wygląda służba zdrowia zamiast herosów, co to nawet nieuleczalne nowotwory likwidują...
- od zawsze zupelnie niewiarygodny był dla mnie wątek Mer I Dereka jako rodziców małych dzieci, bo zycie z maluchami nie wyglada tak jak to jest tu pokazywane, a teraz - Mer sama z dwójką (trójką) dzieci?? Pewnie Amelia sie wprowadzi i bedzie jej pomagac, tylko hmmm ona sama jest przeciez "megazajętym" chirurgiem więc co to za pomoc...
-scena jak Mer wymiotuje - dwuznaczna - na skutek stresu/emocji + moim zdaniem objaw ciązy
Co do utraty "miłości życia", to jestem przekonana, że Amelia mówiła o ojcu. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba ujęła to jakoś tak: "ktoś, kogo kochasz najbardziej na świecie umiera na Twoich oczach". Myślę, że nie powiedziałaby tak o ćpunie, który ją zapłodnił.
To też możliwe. Myślę że ta trauma z dzieciństwa i tragedia związana z dzieckiem nałożyły się na siebie.
Jestem pewna, ze nie o dziecku. O dziecku raczej nie mowi sie "milosc mojego zycia", lecz o drugiej polowce. Ogladałam Prywatna praktykę; Amelia była zalamana smiercia tego cpuna, uwazała go za te jedna jedyna milosc.
Powiedziała "You've never lost the love of your life. You've never cried over the body of the person you loved most in this world." Podobna każda matka najbardziej na świecie kocha swoje dziecko. Poza tym pamiętam jak mówiła o tym dziecku w kaplicy. Chyba że pierwsze zdanie jest o jej partnerze a kolejne o dziecku.
Czy ktorakolwike z was nazwałaby ojca "miloscia swojego zycia"...? takie okreslenia odnosza się do drugiej polowki, nie rodzicow czy dzieci.
"Ktoś, kogo kochasz najbardziej na świecie?" Nie można najbardziej na świecie kochać mamy albo wujka? Albo dobrej i uczynnej sąsiadki, która pomagała nas wychowywać? No ludzie. Nie mówicie mi, że Amelia rzuca taki łzawy tekst o kolesiu, z którym była nie za długo i non stop na haju...
No niestety ale wlasnie tak bylo... w Prywatnej Praktyce smierc tego kolesia to był dla niej dramat, choc łaczyl ich sex na haju i to nie trwało zbyt długo... Ona przez niego zreszta popadła w nałog (a raczej wrocila do niego).
Ona nazwała to miłością swojego życia. Rodziców kochamy bardzo mocno, ale nie mówimy, że są miłością naszego życia. No proszę Cię. Chodziło jej o faceta/partnera.
nie pamietam jakie dokladnie zdanie padlo, ale wydaje mi sie, ze "milosc moejgo zycia". "ktoś, kogo kochasz najbardziej na świecie umiera na Twoich oczach" - pasuje do kazdego - dziecka, rodzica, przyjaciela, ale "milosc mojego zycia" moim zd, juz tylko do drugiej polowki.
Otóż to! Warto sobie przypomnieć jak rozpaczała, gdy go postrzelono, dosłownie zalewała się łzami, a tutaj zero emocji, żadnych łez. Po prostu nic. Derek zasłużył na inne odejście z serialu.
Może czekaja nas kolejne zawirowania, może wróci Izi, albo Christina.
Strzelanina była w 6 sezonie. Wiele się zmieniło. Mer się zmieniła, jej związek z Derekiem bardzo się zmienił. Przez te lata dojrzała, stała się prawdziwą żoną i matką. Moim zdaniem kontrast między tymi scenami idealnie to pokazuje. Wtedy jeszcze wiele miało się wydarzyć, to wszystko co działo się aż do teraz. Emocji było teraz bardzo dużo ale inne. Stres, niepewność, Mer jest teraz odpowiedzialna nie tylko za siebie, są setki rzeczy, które zostały na jej barkach, a na żałobę przyjdzie czas, w sercu.
Cóż, tylu dziur fabularnych i nielogicznych sytuacji nie miał chyba żaden odcinek. Ja nadal łudzę się, że to trolling scenarzystki i w ostatnim odcinku okaże się, że to sen, alzheimer, wizja, czary, cokolwiek. Pomijam nawet fakt, że jedna z dwóch głównych postaci serialu została potraktowana jak epizodyczna. Cristina dostała godne pożegnanie, mieliśmy czas na pogodzenie się z jej odejściem. A tutaj? Derek - dupek na początku sezonu -> Dereka nie ma -> Derek - 'zdradzający'-> Dereka znów nie ma -> Derek umiera. Serio? SERIO? Nie wierzę, że jakikolwiek scenarzysta w ten sposób pozbyłby się głównej postaci. Strzał w stopę i okazanie totalnego braku szacunku widzom i aktorowi.
Klimat epizodu był jakiś dziwny, przymglony. Najpierw ten wypadek, Derek ratuje 4 osoby. Okej, całkiem możliwe. Brak zasięgu, też się zdarza. Kilka sekund uwagi poświęciłam faktowi, że jego samochód stoi całkiem sprawny i dlaczego nie zrobić z niego użytku? No ale okej. Wybuch, pomoc, happy end. I Derek rusza, telefon dzwoni, a on staje na środku drogi by go znaleźć.
Telefon dzwoni w miejscu, w którym nie ma zasięgu? Derek staje na środku drogi? Szczerze, wolałabym, żeby wjechał w jakieś kartony, przynajmniej byłoby to mniej idiotyczne.
Ale, w tym właśnie momencie znikąd pojawia się samochód, mimo że w ciągu kilku poprzednich godzin nie latała tam nawet mucha.
I Derek, ciężko ranny, przewieziony zostaje do szpitala, w którym nie ma nawet urazówki. W dodatku nie ma tam nawet neurochirurga, mimo że chwilę wcześniej przyjęto osoby z urazami głowy. To, że neuro jest na obiedzie i pojawia się po 1,5h chyba nie wymaga komentarza.
W końcu Mer- bez konsultacji z kimkolwiek, bez przemyślenia decyzji- postanawia go odłączyć. Nie spodziewałam się tego po niej. Pocieszanie lekarki.. He? Plus ta ewidentna ciąża. Are you fu*king kidding me?
Ja wiem, że durni lekarze są na świecie - że ambicje, niedouczenie, głupota - to wszystko jest powszechne i prowadzi do katastrof, ale jak dla mnie za dużo w tym odcinku ironii, wręcz czarnego humoru. Dlatego ciężko mi uwierzyć, że całkiem przyzwoity na tle poprzednich sezon, został podsumowany w tak idiotyczny sposób.
Powtórzę więc, nie żegna się w ten sposób głównej postaci. Może to i Grey's Anatomy a nie Shephard's, ale przez 11 sezonów im kibicowałam, obserwowałam jak ich postaci się rozwijają, dojrzewają emocjonalnie. Razem, bo dostałam parę głównych bohaterów, nie jedną główną bohaterkę.
Niedopracowany scenariusz, brak realizmu, mówiąc krótko - najgłupsza śmierć w serialu. I nie wyobrażam sobie, że można nadal ciągnąć serial po tej akcji. Bo co tu jest do rozwijania? Jakież to wątki można odświeżyć? Mer pochlipie dwa sezony a w 14 spotka kolejną miłość życia? I żyli długo i szczęśliwie do 28 sezonu? C'mon!
"Ja wiem, że durni lekarze są na świecie - że ambicje, niedouczenie, głupota - to wszystko jest powszechne i prowadzi do katastrof, "
Slucham?! Gdyby tak bylo,to z pojedynczych bledow lekarzy nie robiliby repprtazy i ogeomnej sensacji. Skoro to takie powszechne,to czeku w mediach tyle szumu,jesli raz na jakis czas jakis lekarz popelno blad w sztuce?ktory i tak nie moze byc przeciez obiektywnie iceniony prez laika..
Dobrze, rozumiem Twój punkt widzenia i oburzenie. Weźmy więc sytuację z serialu: lekarz, który wygląda na bufona i nie słucha dobrze mówiącej kobiety, postanawia nie wykonać skanu. Efekt? Krew w mózgu -> śmierć mózgu. Jak dla mnie idealny obraz wygórowanych ambicji. Nie posłuchał, bo chciał się wykazać i uratować życie zabierając na szybką operację.
Niedouczenie -> patrz wyżej. Sami zresztą powiedzieli, że nie są urazówką, więc mogli nie znać procedur.
Głupota -> up. Choć pod to podpiąć można też sytuację z neuro, która w całości była głupia.
Czy zrobią o tym reportaż? Nie. Umarł, przez błąd lekarza. Jak co któryś pacjent. W Grey Sloan lekarzom też bardzo często się to zdarza. Sensacji z tego powodu sobie nie przypominam, chyba że sprawa jest faktycznie bardzo duża.
Myslalam,ze mowimy o realnym swiecie. Przeciez doskonale wiadomo,ze ten serial nie ma NIC wspolnego z rzeczywistym medycznym swiatkiem.
Wraz ze smiercia Dereka umarlo moje dziecinstwo. To boli. Bardzo.
Myślę, że w realu jest bardzo podobnie. O wielu sytuacjach się nie mówi, bo przecież lekarze 'zrobili co mogli'.
Śmierć Dereka, jeśli faktycznie do niej doszło, powinna być końcem serialu. Ciągnięcie go będzie zwykłą farsą.
Myślę,że zwyczajnie nie masz pojęcia,o czym mówiaz i jak naprawdę wygląda praca lekarza..
Nie wiem skąd Twój bulwers i idealistyczne podejście to tejże profesji. Bo brzmisz jakbyś była przekonana, że lekarze zawsze sumiennie podchodzą do swoich obowiązków i zawsze udaje im się uratować życie. A jak im się nie udaje - czytaj: zrobią jakiś błąd - od razu jest afera, reportaż, skandal, pozew, więzienie.
Nawet bazując na przypadkach przedstawionych w Chirurgach, można zauważyć, że lekarz to też człowiek i z wielu powodów może doprowadzić do komplikacji czy śmierci pacjenta. Już owe powody wymieniałam: wygórowane ambicje, niedouczenie, głupota, pewność siebie, zmęczenie, złe obliczenia, et cetera, et cetera.
Nie mówię, że to jakaś reguła, tylko że to się zwyczajnie ZDARZA. Choćby i raz na kilkaset przypadków. A jeśli myślisz, że nie, to niestety chyba sama nie masz pojęcia o pracy lekarza.
Czemu jako przykład przywołujesz najbardziej nieżyciowy serial na świecie? Oto właśnie chodzi,że w medycynie nie ma miejsca na błędy, bo to najzwyczajniej w świecie grozi więzieniem. Niedouczenie? Wiesz,co to znaczy skończyć medycyné?a w pierwszej kolejności się na nią dostać? Powołujesz się na "Chirurgów",serial,w którym lekarze podczas opeeacji ze sobą rozmawiają utrzymując kontakt wzrokowy,wymyślają lekarstwa na raka,Alzheimera.. Przykre,bo takoe seriale powinny skupiać się na trudzie i wysiłku podejmowanym przez lekarzy każdego dnia. I laik by zauważył,że przedstawione w nich sytuacje w rzeczywistości nie mają racji bytu. Może wtedy zwiększyłaby się świadomość społeczna na temat tego zawodu. A tak,pozostajemy rozszczeniowi i nieświadomi.
Okej, wybacz, mniejsza już o tych Chirurgów. Choć nie mam bladego pojęcia po co ciągniemy tę dyskusję i do czego ona komu potrzebna na forum serialu.
No błagam.. wszędzie są miejsca na błędy. Wskaż mi osobę nieomylną, bardzo proszę. Nie wszystkie wypadki kwalifikują się pod więzienie. Mogłabym tu podać kilka przykładów z życia wziętych, ale nie będę dzielić się na forum prywatą.
Serio? To że ktoś się dostał na medycynę, czy nawet ją skończył, nie świadczy, że jest douczony. A na pewno nie jest douczony w każdej dziedzinie.
Powoływałam się na Chirurgów, bo forum dotyczy tego serialu. Bo jest on serialem medycznym, jakkolwiek mniej czy bardziej realistycznym. Bo ukazuje pracę lekarzy na wielu płaszczyznach. Bo lekarz też człowiek i nie jest zawsze święty, a na pewno nie jest super herosem. Nie, nie umniejszam zasług lekarzy, ale przestań proszę upierać się, że ludzie nigdy nie umierają z powodu błędów.
I dziękuję za merytoryczną dyskusję, ale nie widzę sensu dalszego zaśmiecania nią tematu, bo nie o prawdziwym życiu a serialowym tu mowa.
Pozdrawiam!
Co ty w ogóle piszesz? Jakim więzieniem? Tylko pozwem i grubą kasą. Gdyby lekarze za swoje błędy szli do więzienia to nie byłoby komu leczyć.
Znajoma ostatnio opowiadała przypadek, gdzie dziewczyna chodziła do lekarzy, bo miała coś na szyi i ją bolało. Ciągle jej powtarzali, że to niedoleczone przeziębienie i dawali leki. To było jakoś na początku września. Co się okazało? Rak węzłów chłonnych. W połowie listopada zmarła.
Moja mama. 2008 rok, wycięty i wyleczony rak (ostra chemia + herceptyna). W zeszłym roku przy rutynowych badaniach w opisie RTG miała, że ma przerzut do kości barku (znam przypadki, gdzie w opisie lekarz opisujący wpisywał brak zmian, a pacjent po zasięgnięciu 2 opinii słyszał coś zupełnie innego). Tydzień po tym opisie miała scyntygrafię (na wynik się czeka 3 tygodnie) i rozpoczęte leczenie. Po 2 chemiach (wiadomo oprócz raka wyniszcza organizm) i 1 herceptynie (niszczy raka i bardzo mocno osłabia serce) stwierdzili, że zrobią rezonans, bo scyntygrafia wyszła dobrze. Co się okazało? Raka nie ma. Z tego wszystkiego oprócz ogromnych stresów, osłabienia organizmu i psychiki nic dobrego nie wyszło. Mama nie miała siły na pozew, a taką opcję w rodzinie rozważaliśmy. W innym temacie, dwa dni temu mama miała operację. Wczoraj pobrały od niej dwa razy krew na morfologię, bo pierwsza wyszła źle. Czemu? Wzięły z ręki, gdzie pakowano kroplówki i miała rozrzedzoną krew. Taka tyci tyci wpadeczka, ale zawsze może robić różnicę.
Jeden z Łódzkich szpitali sam siebie dał do prokuratury, bo przy rutynowej operacji kręgosłupa pacjentka zmarła i nie wiedzą dlaczego. Szoczek?
Ostatnio pacjentka po 4 latach od operacji pozwała szpital za bodajże biodro (zespół lekarski już nie pracuje, bo skończyła się umowa), które zostało źle zrobione i teraz ma trudności.
Wczoraj mąż pacjentki złożył pismo o wyjaśnienia do leczenia swojej żony, bo całość opóźniała dalsze leczenie onkologiczne (według męża) plus wziął ksero historii choroby. Wg mnie będzie pozywał.
Pacjenci i ich rodziny są teraz bardzo świadomi i co gorsza roszczeniowi (choć nie zawsze mają rację i chcą być mądrzejsi).
Gdyby po każdym błędzie lekarskim robić reportaż i ściągać dziennikarzy to studia dziennikarskie byłby mega oblegane, bo brakłoby ludzi do pisania tych historii plus mielibyśmy dwa kanały, które by nadawały 24/7 takie rzeczy co 5 minut, a i tak nie pokazaliby wszystkiego.
W całej Polsce każdy lekarz robi jakiś błąd w jakimś tam momencie. Czasami uda im się wykaraskać, a czasami nie. Czasami pacjent i rodzina ma siłę na pozew i dziennikarzy, a czasami nie. Dlatego o nich tyle nie słychać.
Także koleżanko sama nie wiesz o czym mówisz i nie wiesz jak wygląda praca lekarza (lubię widzieć jak lekarz robi po 300 godzin miesięcznie w jednym szpitalu albo robi 3 doby pod rząd... Piękny widok i obym nigdy do takiego nie trafiła). Nie rób z lekarzy (i medycyny) ideałów, bo jest cała masa konowałów.
Oprócz historii zasłyszanych czy prywatnych dałam też przykłady z mojego szpitala, w którym pracuję.
Więzieniem??? Hahahahahaha! Znam przypadek, gdzie błąd zespołu lekarzy (właściwie nawet nie błąd, a zwykłe olewactwo), doprowadziło do śmierci niespełna rocznego dziecka. To było cztery lata temu. Sprawa nadal się toczy, nikt nie jest w więzieniu, nikt nie został nawet zawieszony, nie wspominając o odebraniu prawa do wykonywania zawodu. A to było zwykłe olewactwo, bagatelizowanie sprawy, bo przecież "nic się nie dzieje". A dziecko umarło.
Nie wspominajac o setkach, tysiącach razy, gdy lekarze podejmują złą decyzję, bagatelizują jakiś objaw albo próbują robić po swojemu, nie słuchając głosu rozsądku innego lekarza. Czasem to się kończy śmiercią pacjenta.
Chyba żyjesz w jakimś happylandzie, skoro nie masz o tym pojęcia.
Proponuję Wam wszystkim d os t a ć s i ę na medycynę, potem się na niej u t r z y m a ć, zdać LEP, zrobić specjalizację, na co stracicie średnio 11 lat życia i dopiero to da wam prawo aby się wypowiadać.
Ty normalna jesteś? Nie mam prawa się wypowiadać o tym, że przez olewactwo lekarzy zginęło dziecko kogoś z mojej rodziny, bo sama nie skończyłam medycyny?
Co ty p***rzysz dziewczynko? Miałabyś odwagę powiedzieć to prosto w twarz matce tego dziecka?
A dla twojej wiadomości ignorantko, nie ma już LEP-u. Teraz jest LEK.
Koleżanka z powodu braku argumentów zasłania się jakimś kretyńskim pseudo argumentem o nauce. Jakby to było czymś wielkim w obliczu cierpienia pacjenta i rodziny po pogorszeniu zdrowia czy stracie życia przez ich błędy.
wiedziałam ,że Derek umrze, bo dopiero wczoraj oglądałam 21odc. do tym sezonie średnio darzyłam go sensacją, ale po takim rozpoczęciu odcinka: miłość, sielanka, romantiko, wszystko jak trzeba, naprawdę chciałam, żeby Mer i Derek byli w koncu szczęśliwi. Jeśli juz Schodna musiała go uśmiercić,to moim zdaniem, trzeba to było zrobić, od razu, gdy jechał za tamtymi dwoma autami: nie zdążył wyhamować, rąbnął i zginął z winy innego kierowcy. Zdarza sie codziennie na drogach na całym świecie.
Potem myślałam, że ktoś wjedzie z nich, gdy Derek zajmuje się rannymi. To sie dość często zdarza, ludzie nie zachowują odpowiedniej ostrożności itd, nadjeżdza rozpędzone auto, nieświadome, że przed nim zdarzył sie wypadek , są auta, ludzie na drodze.
Kolejna sytuacja: w Dereka wjeżdza tir (jak na taki skrót z taką drogą, to serio skąd tam tir??? A jeśli tiry robiły tam sobie odjazd, to przez te załóżmy dwie godziny, zanim przyjechała straż pożarna, na pewno przejechałoby ich więcej, ale nie ważne.).Żeby ten tir w niego rąbnął i koniec, Dereka nie ma. To też byłoby okej. Dużo łatwiej byłoby mi sie z tym pogodzić. Roztargniony, zmęczony psychicznie i fizycznie, lekko w szoku Derek wsiada do auta, wyjeżdza na drogę i bum. NIe potrzebny motyw z dzwoniącym telefonem(skąd nagle zasięg? -_-)
Ale ciągnięcie tego wszystkiego w szpitalu, te myśli Dereka. Potem, jakaś fałszywa wizja Meredith ,że Derek jest cały i przytomny. Jaka MASAKRA! bardzo zagrali nam na emocjach, moim zdaniem to była przesada.Kolejna sprawa: chirurdzy maja na stole Derka pare godzin, niby coś sprawdzaja i wszystko działa, po drodze orientują sie, że chodzi o uraz głowy, stają przy stole i czekają na neurochirurga... a poźniej dowiadujemy się, że wszystkie narządy są w tak złym stanie, że nic nie da się przeszczepić???? Nie rozumiem. Przeciez był na tym stole i coś mu robili. Przecież chociażby serce biło i nadawałoby się dla kogoś, chyba że są jakieś ograniczenia wiekowe dla dawcy.
Do dzisiaj wydawało mi się, że Chirurgów mogłabym oglądać bez końca. Teraz lepiej by było gdyby już nie było kolejnego sezonu.
Zawsze było dla mnie oczywiste, że jeżeli Ellen Pompeo, Patrick Dempsey albo Sandra Oh zrezygnują, wtedy serial się skończy. Relacja między Meredith i Cristiną i Mer i Derekiem to dwa najważniejsze wątki Chirurgów. Czas pakować walizki, Shonda.
Zgadzam się w 100%. Relacja Dereka i Meredith właściwie zbudowała ten serial, a z kolei relacja Meredith i Cristiny była tym, co zatrzymywało widzów. I zniszczyli obie te rzeczy. To co zostało z tego serialu? Bailey na początku serialu była siekierą, teraz się z niej zrobiła ciapa. Karev mało kiedy zabiera głos, a kiedyś był ciekawą postacią. O reszcie nawet nie warto wspominać, nie wiem czy jakakolwiek postać jest obecnie warta uwagi (no, może Amelia).
Wszystkie moje ulubione postacie nie żyją, wyjechały albo scenarzyści mają ich w dupie. Ja nawet nie lubię jakoś bardzo Dereka samego w sobie, ale to jest McDreamy. McDreamy rezygnuje, robimy ostatni sezon, Alex wrzuca Jo pod tory (nie lubię jej :P), bierze ślub z Maggie (kocham ją) i jest szczęśliwy, Merder mają 5 dzieci i wyjeżdżają do Cristiny do Szwajcarii, happy end, do widzenia.
Świetne rozwiązanie! Tak powinien zakończyć się sezon 11. Bo niby o czym ma teraz być...Wątki innych bohaterów były ważne, ale tylko ja tło dla tych dwóch głównych.
Też nie mam pomysłu o czym mogłyby być dalsze odcinki jeśli chodzi o Mer. Nie ma Dereka, nie ma Cristiny, nie ma rodziców do których mogłaby pojechać, nie ma Lexie itd. Według mnie to co zrobili to brak szacunku dla fanów. Shonda wielokrotnie powtarzała że MerDer sa najważniejsi i że to jest prawdziwa miłość. Przez 11 sezonów się im kibicuje, w obecnym radzą sobie z kryzysem i kiedy wszystko wydaje się już być ok to zabijają McDreamy'ego? Rozumiem, że Dempsey chciał odejść, ma problemy w życiu prywatnym itd. ale moim zdaniem zarówno Derek jak i fani, którzy od ponad dekady oglądali ten serial zasłużyli na coś więcej niż zakończenie najważniejszego love story tego serialu w tak dramatyczny sposób.
pfff... ja powinnam pisac scenariusze w takim razie.....
Siostrzyczka Meretith zakocha sie w Karevie, ten z kolei poczuje się w jakimś dziwnym obowiązku względem przyjaciółki (Mer) i pomyli to uczucie z miłością i siostrzyczki będą walczyć o chłopa :D w tym czaie nie mam pojęcia co będzie z Alex, ale jak dla mnie to może zakochac się w Averym, bo April na pewno pusciła do kantem z Owenem kiedy wyjechali razem na misje :D Tam mozna jeszcze niexle namieszać :P
Calie i Arizona chyba do siebie wrócą... Święta były i Calie wyciągała skarpety na prezenty i TAK spojrzała jakby z tęsknotą na skarpete Arizony......
A ja bym zakończyła na 10. sezonie: Christina wyjeżdża do Szwajcarii z asystentem, Meredith z Derekiem do Waszyngtonu rozpocząć nowy rozdział, Amelia zostaje nowym top neurochirurgiem, Karev zostaje i zapuszcza korzenie w starym domu Meredith - jego deklaracja co do Jo "ta dziewczyna jest wspaniała, kiedyś się z nią ożenię" - to odpowiednia wizja przyszłości. Wątek Avery i April - spodziewają się dziecka bez absurdalnych dramatów z unikatowymi śmiertelnymi chorobami! I żadnego wprowadzania nowych przyrodnich sióstr z księżyca! A Owen... móglby zdać sobie sprawę, że bez Christiny ani rusz i zdecydować się na spontaniczny wyjazd. Zrobiłabym otwarte zakończenie tego wątku, że np Owen w samolocie, czy na stałe czy tylko z wizytą do Christiny, czy może zupełnie gdzieś indziej...
Sezon 11. to pomyłka, tylko, żeby zarobić na sprawdzonym materiale, robienie w konia wiernych widzów (bądź co bądź dekada śledzenia losów bohaterów piechotą nie chodzi). A zapowiedź dwugodzinnego odcinka, w którym wszyscy będą opłakiwać Dereka, to tylko niskie granie na uczuciach. Sic! Jeśli będzie 12. sezon, to beze mnie.
Zgadzam się z tobą w 100%. Moim zdaniem równie absurdalne jest to, że Cristine żegnaliśmy przez 4 odcinki i ogólnie było wiadomo, że sezon 10 jest jej ostatnim, więc fani mogli się z tym pogodzić i jakoś oswoić, że będzie następny sezon, ale już bez niej. A dla Dereka zgotowali najbardziej absurdalny i pozbawiony szacunku koniec. Nie dośc, że go odsunęli, pojawiał się rzadko i na krótko, to jeszcze ten wypadek... Meredith bez Cristiny i Dereka nie istnieje, raczej do Maggie nie pójdzie bo jej praktycznie nie zna, takich relacji nie buduje się przez krótki czas. Karev tez ma swoje życie, tak jak i reszta, a oni razem tworzyli całość. Bez sensu moim zdaniem jest to ciągnąć przez kolejny sezon. Koniec, który ty proponujesz byłby idealny.
Zgadzam się również z zamieszczonymi opiniami, że ilość kataklizmów i życiowych dramatów, które spadły na bohaterów jest nierealna. To już się co raz gorzej oglądało. Ileż można! Widać pomysłów o życiu chirurgów i osobistym życiu M. Grey wystarczyło na 4-5 sezonów.
Amerykański to przecież wytwór, co by szkodziło zakończyć go spełnieniem założycielskiego, konstytucyjnegi celu czyli podążaniem za szczęściem ("persuit of happiness")?! Eh, pytanie retoryczne.
Tak to jest gdy serial staje się za długi. Oczywiście nie wyobrażam sobie piątku bez nowego odcinka Greysów, ale jeśli tak ma to wyglądać to wolałabym, żeby się skończyło odejściem Cristiny (To byłby moim zdaniem happy end, otwarte zakończenie do którego każdy może dopisać ciąg dalszy). Taki wyszedł nia siłę ten 11 sezon, a jeśli mają być kolejne.... to nie wiem czy będzie w nich co oglądać...
Ale w tych ostatnich odcinkach Derek był też taką ciapą.. Nic się nie działo, zdziadział, mało wątków.. tak jak Karev.. a ta Jo to wgl masakra. Mer upierdliwa trochę.. Amelia super tylko żeby z niej nie zrobili takiej cukierkowej tylko zostawili po tej 'ciemnej' stronie. Owen też jest ciekawy ale mało go ostatnio... Podobnie jak Arizony też.. ajjj ja tylko narzekam :D ale te 2 ostatnie a szczególnie 11 sezon taki... nijaki..
nijakie sezony, ale jednak oglądane. Każdy rozmyśla co to będzie co to będzie, no coś będzie, komuś się nie spodoba i nie będzie oglądał.
Odnośnie odcinka, to mocno się popłakałam, bo jak ktoś pisał wyżej, Derek był w serialu od początku i oglądając jak lekarze nie wiedzą co robić i ten strach w ich oczach, to aż nóż się otwiera.
No ja oglądam.. z sentymentu. Często wracam do 'pierwszych' sezonów. Też oczywiście ryczałam jak bóbr z 'Derek nie odchodź..będzie mi brakowało twoich idealnych włosów' :P Chociaż ostatnio był nijaki, zdziadziały i bez wyrazu (o ile był), a D.C rozbrajało już.. To jednak Derek, ten sam co rywalizował z weterynarzem o Mer no kurdeee no!