Może ktoś z czytelników Mroza mi to wyjaśni. Problem jest w scenariuszu czy po prostu autor książki ma jakiś przerost ambicji nad treścią? Nie czytałam książki, ale np. przesłuchanie Wito przez prokuratora w sądzie, to jest jakaś groteska. Nie wiem czy to fantazja scenarzystów czy bardziej autora książki, ale te dialogi w sądzie, to jak wyciągnięte z „Sędzia Anna Maria Wesołowska”. Za to dialogi pomiędzy prawnikami są napisane tak jakby autor siedział z KPK i przepisywał numery artykułów. Ktoś mnie oświeci? Czy tylko ja czuje się „Grażyna”, której autor/scenarzysta podaje wszystko na tacy?
W całym serialu (nnie licząc faktu iż zaczęto kręcić od drugiej książki, wobec czego pewne zmiany zajść musiały), dialogi w wiekszość pozostały takie same bądź podobne jak w książce (w tej scenie też), acz inne sytuacje (napalona na drugiego prawnika Chyłka, zabarwiona niemal erotyzmem scena przy stole bilardowym, związany Kordian, samochód, który rozbija się o drzewo, a nie wpadający do rowu, wycięcie wątku aspołecznego dziewietnastolatka, nagonka na Chyłkę i Kordiana, zmiana imienia Awit na Dawid, a Daniel pojawia się jako Adam, Szlezyngier pobity w Areszcie, przedłużony i nieco zmieniony wątek zwolnienia Chyłki z kancelarii i jeszcze kilka innych motywów), to wymysły scenarzystów.
No i co z tego, że jest prawnikiem? Wygląda na to, że albo w sądzie nigdy nie był (a jeśli był to jako publiczność i nie uważał), albo liczy na to, że żaden czytelnik lub widz nie miał możliwości być uczestnikiem jakiegokolwiek postępowania. To, co w serialu wyprawia się na sali sądowej (książki nie czytałam) to taka żenada, że aż boli.