Kocham takie klimaty, uwielbiam wątek Wron. Fajna, charyzmatyczna rola Generała, a z główną aktorką trochę mi się gryzło to, że ma bliznę na czole, a miała uzdrowicielkę, z której przecież korzystała.
Na czole aktorka ma po prostu swoje 'prywatne' blizny (pewnie po jakimś wypadku w dzieciństwie), a ta na dłoni była 'filmowa' i odgrywała swoją rolę w fabule :)
Wiem, wiem, i właśnie to się gryzło trochę z przedstawionym światem. Mogli jakoś zatuszować albo nadać jej historię.
Ale przecież tego się od dawna już tak nie załatwia :p prawdziwe blizny aktora, to prawdziwe blizny aktora i tyle :p
Choćby pierwszy przykład z pamięci: Joaquin Phoenix ma bliznę na górną wargą ale nigdy mu jej nie zasłaniali. Tak samo Sofia Helin czy Tina Fey (też blizny na twarzy).
Aktorzy to normalnie ludzie, nie są i nie powinni być idealni :)
Nie chodzi o to, że aktor jest nieidealny, bo przecież te blizny dodają uroku i czasami nawet polepszają kreację, tylko logikę. Tutaj - Świat z fantasy i magiczną uzdrowicielką, która miała pełną scenę leczenia blizny wymaga od widza przymknięcia oka na drobną nieścisłość fabularną, choć mogli to pewnie łatwo dopracować albo nadać historię, żeby uwiarygodnić daną scenę.
W sumie scenarzyści o tej bliźnie tak nie do końca zapomnieli bo aktorka, która gra młodszą wersję Aliny ma w tym miejscu specjalnie zrobione zadrapanie, żeby było wytłumaczenie skąd się ta rana wzięła:p