Z racji tego, że dzisiaj o 9:00 był już dostępny trzeci sezon, postanowiłem go szybko obejrzeć. I powiem szczerze, że czuje się trochę zawiedziony. Nie jest, co prawda zły, ale ta mnogość zwrotów akcji a dokładniej zawieranych sojuszy między dojo razi trochę w oczy. Wiadomo, że jest to serial stawiający na akcję, ale chwilami twórcy zaczęli przesadzać.
Niemniej jednak znalazłem kilka plusów, takich jak chociażby podróż Daniela do Japonii i spotkanie "starych znajomych" z Okinawy czy też pojawienie się Ali (Elisabeth Shue), która przez chwilę mogła nieco namieszać. Wydaje mi się, że wątek Ali może być jednak epizodyczny.
Koniec serialu dobitnie pokazuje, że "Cobra Kai" będzie kontynuowane i być może czwarty sezon będzie sezonem ostatnim. Z drugiej strony, ten serial tak dobrze mi się ogląda, że gdyby twórcy usunęli kilka błędów (chociażby bardziej realne walki dzieciaków), to jeszcze kilka sezonów mogliby nakręcić.
Niemniej jednak tak jak na początku serial otrzymał ode mnie mocne 8/10, tak po obejrzeniu trzeciego sezonu ocenę muszę obniżyć do 7/10. Serial ogląda się bardzo dobrze, a niezbyt długie odcinki (trwające w tym sezonie maksymalnie 40 minut z tego co zauważyłem), doprowadzają do tego, że wciąga niemiłosiernie i można go obejrzeć w 1 dzień za jednym razem. Są jednak błędy, które mnie widza nieco rażą w oczy, chociażby związane z częstymi zwrotami akcji.
Podpisuje się pod tym. Wpadłam na serial przypadkiem prawie dwa lata temu. Miał właśnie wyjść drugi sezon, więc szybko, chyba w jeden dzień obejrzałam pierwszy. Byłam pod wrażeniem tego co wyciągnęli twórcy z pierwowzoru z 84. Drugi sezon, tak jak wiele osób już zauważyło skierowany głównie do młodszej widowni, skupił się przede wszystkim na dramatach nastolatków, ale również obejrzałam z wielką przyjemnością. I tak czekałam na sezon trzeci, którego premiera stale się przesuwała. Być może dlatego miałam bardzo wygórowane oczekiwania, zwłaszcza, że przez ostatni tydzień zrobiłam sobie małą powtórkę, oglądając od nowa wszystkie dostępne odcinki. Całkowicie zgadzam się z mnogością wątków. Gdzieś koło szóstego odcinaka miałam już tego dość. Poza tym nagłe przejście Robbiego do Cobra Kai wydaje się trochę wciśnięte na siłę. Przynajmniej dla mnie. Można znaleźć tu motywację bohatera, ale mogli poświęcić temu trochę więcej czasu i wtedy nie miałabym wrażenia, że jest to wątek wciśnięty na siłę, by zakończyć właśnie w ten sposób, ponieważ zakończenie jest tutaj najlepszym elementem, który w pewnym sensie rekompensuje mi większość niedociągnięć. Gdyby jeszcze zamiast odpuszczenia gdzieś w połowie sezonu wątku Robbiego, wyeliminowali kilka zwrotów akcji i w ich miejsce nakreślili dokładną motywację bohatera, wówczas byłoby super.
Tak jak pisałam zakończenie bardzo mi się podobało. Powrót Hawka ucieszył mnie chyba najbardziej. Twórcy stworzyli sobie doskonałą furtkę dla nowego sezonu, który jest już zamówiony przez Netflix, więc mam nadzieję, że tym razem nie każą nam czekać półtora roku.
Podsumowując, po pierwsze sezon trzeci nadal zawiera strasznie irytującą postać Sam i jeśli myśleliście, że w tym sezonie w końcu zrozumienie co nią kieruję. Ups, niestety nie, jest jeszcze gorzej. Po drugie w połowie sezonu prawdziwy miszmasz wątków, który może okazać się dla niektórych męczący, a szkoda, ponieważ jedną z rzeczy, za które ceniłam ten serial, było to, iż za pomocą dziesięciu trzydziestominutowych odcinków byli w stanie przedstawić spójną, wielowątkowa (bez przesady) historię. Sezon trzeci trochę temu przeczy. Po trzecie Miguel, Hawk i Johnny nadal są świetni. Być może właśnie dlatego zakończenie tak bardzo przypadło mi do gustu.
I ostatni, czwarty aspekt, który smuci mnie najbardziej: nie mogę się już podpisać pod teamem Cobra Kai. Przepraszam ;)
Gdy przetrawię ten sezon, zapewne za jakiś czas jeszcze do niego powrócę, gdyż co jak co, ale to świetny życiowy motywator. Zapisałam sobie nawet kilka cytatów, których moje ucho nie potrafiło zignorować.
Tak jak pisałeś, solidne 7/10 za ten sezon, ale i tak warto obejrzeć.
W pełni się zgadzam z tym co napisałaś. Ja generalnie mam taki problem z Cobra Kai, że ten serial momentami jest strasznie przewidywalny. Jakiś przykład? Chociażby w momencie kiedy Robbie wyszedł z poprawczaka i mówiąc delikatnie zlał ojca oraz Daniela. W tym momencie było dla mnie wiadome to, że twórcy postawią go po ciemnej strony mocy, łącząc go z Kreesem.
Ilość wątków o których pisałaś to faktycznie, jest bolączka trochę tego serialu. Wolałbym kilka porządnie rozwiniętych a nie taki misz-masz jaki tutaj się zrobił.
Cały czas zastanawiam się czy rozwiną wątek Ali. Mam jednak wrażenie, że to tylko epizod o czym wcześniej wspomniałem. Niby była chwila zapomnienia z Johnnym tudzież dziwne spojrzenia na Daniela. Z drugiej strony Johnny jasno zadeklarował, że zakochał się w matce Miguela - Carmen. Moim zdaniem szkoda mogliby pociągnąć dalej ten wątek, zwłaszcza w kontekście Daniela.
Również uważam, że wątek Ali jest tylko epizodyczny, chociaż dobrze to poprowadzili. Przynajmniej ja nie byłam do rozmowy na schodach pewna, co zrobi Johnny, czy zostanie z Carmen, czy być może dawne uczucia do Ali będą silniejsze. Myślę, że właśnie ta rozmowa o przeszłości zakończyła ten wątek. Fajnie było spotkać się po latach, przypomnieć sobie o czasach młodości, ale koniec końców jesteśmy tu i teraz i należy przestać rozpamiętywać przeszłość i skupić się na przyszłości. Swoją drogą jedna z lepszych scen w tym sezonie.
Odniosłam wrażenie, że postać Robbiego jest bardzo średnio poprowadzona. Nie chodzi tutaj o aktora, lecz raczej już na poziomie scenariusza, czego potwierdzenie dostałam właśnie bodajże w piątym i szóstym odcinku, gdzie ten bohater został całkowicie pominięty. Ogólnie zaletą i jednocześnie wadą, jak okazało się w tym sezonie, jest mnogość postaci. O ile czas na ekranie jest odpowiednio zbilansowany, jak było w poprzednich sezonach, to świetnie się to ogląda, ale gdy przesadzają z jednoczesnym pogłębieniem bohaterów i to w tym samym momencie, wówczas tworzy się lekki chaos, co można było tutaj odczuć. Być może dlatego nieobecna była Nicole Brow grająca Aishe. Po prostu nie było miejsca, by wcisnąć jeszcze gdzieś tę postać, skoro powróciła Yasmine. Choć moim zdaniem, o ile jakoś wcześniej szczególnie nie odczuwałam obecności Aishy, to teraz, gdy zabrakło jej na ekranie, miałam wrażenie, że pewien element wypadł z tej układanki i w pełni nie udało się go zastąpić.
Jestem ciekawa, jak rozegrają czwarty sezon. Mam nadzieję, że powrócą do tego co prezentowali w pierwszych sezonach. Byłoby bardzo szkoda, gdyby twórcy poszli wprost w odwrotnym kierunku.
Wiesz, dosyć szybko w tym sezonie zrezygnowano z postaci Moon. W zasadzie pojawiła się jedynie epizodycznie.
Co do Aishy to faktycznie. Dopiero teraz jak napisałaś o niej to zauważyłem, że jej w ogóle nie było w trzecim sezonie. Trochę szkoda, bo jednak jakaś tam rolę odgrywała w tej całej historii. Z drugiej strony twórcy skupili się bardziej na problemach psychicznych Samanthy oraz jej relacjach Miguelem więc chyba za bardzo nie mieli gdzie usadowić Aishy.
Swoją droga, to przywrócenie sprawności Miguela było moim zdaniem tak słabe że głowa boli. W bardzo krótkim czasie nastąpiło cudowne ozdrowienie niczym to, jak szybko zniknął gips z ręki Demetriego
Też zwróciłam na to uwagę. Myślałam, że odzyska sprawność dopiero pod koniec, a tutaj kilka miesięcy po operacji, a on już śmiga. Takie właśnie niedociągnięcia wychodzą w tym sezonie. Co do tego cudownego uzdrowienia, czy raczej uzdrowień, myślę, że chcieli postawić go na nogach już w trakcie sezonu, a z drugiej strony zależało im by akcja zakończyła się na kilka miesięcy przed turniejem. Wyszło, jak wyszło.
A Moon mam nadzieję, że jeszcze powróci w większym wymiarze w kontekście Hawka :)
Ja mam nadzieję, że tak szybko do Hawka nie wróci. Niech nie opowiadają historii na skróty, bo to jest bolączka niektórych wątków w tym serialu.
Zgadzam się z Tobą w kwestii Robbiego. Bohaterowie serialu potraktowali jego postać w ten sam sposób w jaki potraktowali go twórcy, czyli nikt tak naprawdę się nim nie zainteresował. Co jest moim zdaniem przykre, ponieważ nie ukrywam, że byłam najbardziej ciekawa tego wątku, a mam wrażenie, że sceny z nim powstały tylko i wyłącznie po to, bo musieli o tym wspomnieć. Zachowanie bohaterów wobec niego jest wręcz żenujące, a najbardziej Sam, która mogła się trochę bardziej zainteresować co się dzieje z jej chłopakiem. Natomiast Daniel i Johnny mam wrażenie, że postanowili sobie dać z nim spokój i zająć się czymś innym. Bardzo słabo poprowadzony wątek, a szkoda, bo miał potencjał i to ogromny. Denerwowało mnie to, że postanowili się skupić na tym jak to Cobra Kai wszystkich terroryzują, a później magicznie ze wszystkiego się wymigują oraz na tym jak szybko Miguel wrócił do zdrowia. Przez to mam wrażenie, że wyszedł sezon, w którym mamy cztery oddzielne historie, które czasem się przenikają, ale też nie mają zbyt dużego związku ze sobą. Daniel jest zajęty swoją firmą, Johnny zajmuje się Miguelem, Kreese terroryzuje ze swoimi uczniami wszystkich dookoła i wojna nastolatków z Sam na czele. A w międzyczasie jako przerywnik wrzucili Robbiego żeby jakoś wytłumaczyć dlaczego na końcu trafi do Cobra Kai. Nie ukrywam, że trochę się zawiodłam.
Podpisuję się pod tym. Sezon 3 jest strasznie nie równy, z jednej strony mamy kapitalne sceny by przejść do głupich.
Dla porównania, kapitalne, emocjonujące sceny na Okinawie, spotkania z dawnymi przyjaciółmi, wrogami. Zaraz potem serwują głupoty typu atak na tego afroamerykanina w pracy. Do cholery przecież za taki wybryk mieli by problemy. Czy wtargnięcie do domu Larusso. To nie są konflikty nastolatków, to recydywa. Dodatkowo Krees'e to totalny czubek. Nie uczy karate tylko jak stać się bandytą. Szybkie dojście Miguela do sprawności czy taka wymuszona i bardzo szybka zmiana obozu przez Lawrenca Juniora tez zrobione po łepkach. No i sceny walki, niby wszystko z nimi ok ale momentami walczą lepiej niż Chuck Norris ;)
Nadal oglądało się przyjemnie ale mam nadzieję, że 4 sezon będzie bardziej przemyślany.
Ciekawe, w 2 sezonie pojawia się Krees'e. W 3 mamy Kumiko, Ali i Chozena. A po
flashbackach z Wietnamu, raczej w 4 sezonie zobaczymy Terry Silvera.
I dziewczynke, która Daniel uratował w dwójce. Gra ja nawet ta sama aktorka. W ogole to ewenement ilu aktorow z poprzednich filmów wciagneli w ten serial tworcy. I już za to brawa. A co do dzieciakow to widać, że autorzy probuja zachowac balans, by przyciagnac i starsza i młodsza widownie. Dla mnie podstawa to nostalgia, a to nadal działa. Dlatego przymykam oczy na niedorobki i brak realizmu w scenach walk.
To trzeba oddać autorom, że udało się tylu aktorów ściągnąć. Szacunek chociażby za to, że epizodycznie ściągnęli Elizabeth Shue. Z drugiej strony, "Cobra Kai" stało się taką trampoliną dla aktorów zapomnianych. W końcu William Zabka w niczym ostatnio ciekawym nie występował (przypominam sobie "Jutro będzie futro" z 2010 roku). Z kolei Ralph Macchio w zasadzie grał w produkcjach które mi osobiście nie są specjalnie znane.
Problem jest taki, że momenty piękne, chociażby takie jak cały pobyt na Okinawie (gdzie kurcze, ja jako facet trochę się wzruszyłem :), przeplatane są z tymi niskich lotów vide przesadzona walka uczniów-karateków. Dziwnie to się odbiera, bo moim zdaniem gdyby ten serial był ciut poważniejszy, to jego odbiór byłby na pewno lepszy. Jakby nie patrzeć, "Karate Kid" był filmem dość poważnym a tymczasem w "Cobra Kai" jest momentami jazda bez trzymanki. Ja rozumiem, że widz, że taki ma być odbiór serialu, ale kurcze, z "Cobra Kai" nie ma co robić drugiego "Domu z Papieru" który, pomimo że obejrzałem cały, to od samego początku zaczął mnie razić brakiem realizmu i robieniem z niektórych bohaterów delikatnie mówiąc idiotów.
W "Cobra Kai" czasami w niektórych dialogach odnoszą się do wrestlingu. Wiem, o czym mówią, bo jako dzieciak czy nastolatek, strasznie mi się to podobało. Problem w tym jest taki, że za bardzo ten serial przypomina show wrestlingu. Mam tutaj na myśli sytuacje, kiedy np jeden z bohaterów trzyma z jedną grupą, a potem to się zmienia lub kiedy jest dobry a staje się zły, lub na rozdrożu. Aż na myśl mi przychodzą tutaj takie zagadnienia z wrestling owego środowiska jak heel, face, turn czy tweener :-)
W kwestii tego ostatniego sezonu to bym nie miał pewności, w tym tygodniu były wiadomości sugerujące, że twórcy mają rozplanowany obecny story arc na 6 sezonów. Aczkolwiek faktycznie ciekawe jak długo mogą to ciągnąć, szczególnie, gdy wydaje się zbliżać kulminacja wątku z Kreesem, Terry Silver raczej tego sam nie uciągnie.
Tak czy siak czekam, mi ten sezon siadł bardziej niż poprzedni, bo nieco lepiej wyważyli teen dramę (choć nadal mnie trochę zgina słysząc te popowe covery, robienie badassa z Tory na siłę) z fanserwisem. Chozen złoty człowiek.
No ja nie ukrywam, że bardziej podobały mi się wątki dramatyczne. Podróż do Okinawy wyszła naprawdę dobrze. Mam cichą nadzieję, że to nie koniec wątku Chozena i dobrze byłoby go jeszcze zobaczyć. Zobaczyć, tym bardziej że pokazał, że ma jeszcze jakieś asy ukryte w rękawie związane z technikami. Poza tym wyszła z niego naprawdę pozytywna postać, pomimo, że w pierwotnym filmie można było go nienawidzić.
Jeśli rzeczywiście chcą zrobić 6 sezonów, to ciekawe jak to poprowadzą. Jedną z zalet tego serialu jest to, że aktorzy grający uczniów mają około 20 lat i pod kwestią wiarygodności się bronią. Widząc ich na ekranie jestem skłonna uwierzyć, że mają tę 16-17 lat. Wiele seriali dla nastolatków jest ciągnięte na siłe i podczas tego 6 sezonu, cóż czas płynie nieubłaganie, ale jeśli uda im się poprowadzić to spójnie pod względem fabularnym... zobaczymy. Jednak odniosłam takie wrażenie po skończeniu tego sezonu, że dałoby się zamknąć całą historię w czterech sezonach, a każdy kolejny byłby przesadą i rozciąganiem niektórych wątków na siłę, tylko po to by zarobić. Nie wiem być może mnie zaskoczą i stworzą genialny piąty sezon. Mam taką nadzieję :)
Jestem w połowie sezonu bo sobie dawkuje odcinki. Jest ok, chociaż dwa poprzednie sezony miały lepsza akcje. Ta brutalna walka dzieciaków i ciągle knucie Kreesa meczy bardzo. Na wielki plus Choozen. Jako,że był przeciwnikiem Daniela to nie kibicowałam jemu, ani Johnowi w starych filmach. Ale mnie nie denerwowali tak jak ten z trójki. Nie znosiłam dziada. Johnny od dawna jest ok, za to pojawienie się Choozena to była niezła zabawa. Gość wyciągnął wnioski z przeszłości, a jednak miał dawna ikrę.