W tym sezonie było sporo absurdów, ale wg mnie 3 z nich są najgorsze.
1. Tory. To, co się stało w trakcie walki z Sam, to jedno. Tu można się kłócić, kto miał rację. Ale jak to możliwe, że jak ona stamtąd wybiegła, to ani nikt za nią nie poszedł ani nie próbował pogadać z nią później. Ani Sam, z którą w końcu się pogodziła, ani Amanda, która już wcześniej próbowała jej pomóc, ani Robby, jej chłopak. Kompletny bezsens.
2. Kenny. Przegrał dlatego, że zdarzył mu się "wypadek", a nie dlatego, że był gorszy od Devon. Dlaczego nie powtórzono tego biegu? Dlaczego nikt nie próbował z nim potem pogadać? Kolejny absurd. W takiej sytuacji powinno się powtórzyć konkurencję i najlepszy wygrywa.
3. Turniej. Jak to jest, że całe dojo przygotowuje się do najbardziej prestiżowego turnieju karate i nic o nim nie wiedzą. Przecież oni brali udział tylko w lokalnych zawodach, a chcą startować w mistrzostwach świata. I nie ma ani jednej wzmianki, żeby przeczytali cokolwiek o tym turnieju albo obejrzeli najważniejsze walki. Nic. A przecież Barnes wspomniał, że tam czasem zawodnicy giną. Czy te dzieciaki naprawdę są gotowe na walkę na śmierć i życie i czy ich trenerzy są gotowi je poświęcić? Nie wydaje mi się. Więc dlaczego nie poszukają czegoś więcej o tym turnieju i wtedy zdecydują, czy chcą brać w tym udział?
+ niewidzialny Kreese który czmychnął z pierdla i swobodnie podróżuje po świecie a teraz na legalu w Barcelonie bierze udział jako trener w medialnym i znanym turnieju.
Przecież sam mówił bodajże w 3 odcinku 6 sezonu że zarzuty mu wycofano. Jak oglądałeś że tego nie słyszałeś?
No niestety. Do 5. sezonu widać było przemiany u głównych bohaterów wynikające z ich relacji i tego co się działo. Karate kid przestawał z wolna być zamknięty na wszystko inne niż zasady jego mistrza i był już mniej irytujący. Lawrens mężniał życiowo. Dzieciaki dojrzewały. W szóstym sezonie Lawrens jest bardziej prostacki niż na początku, choć tylko on rozumie Tori w kluczowym momencie (ale nie walczy o nią). Wszyscy pozytywni jakby stracili morale i empatię - nader niewiarygodne (Amanda!). Cały wątek Krissa, który siedział za morderstwo (!) i rozkosznie sobie zwiał - kpina z widza.
Bardzo sztuczny, wręcz teatralny jest wątek nowej panny z Cobry i jej dziadka. Kenny - kolejna kpina. Zero zainteresowania, nawet kwestią jego zdrowia. Tworzenie sztucznych sytuacji, by znów zantagonizować pogodzonych...Ech, niepotrzebny ten sezon, bardzo marny.
Czy ty czasem nie oczekujesz za dużo logiki od serialu, który jest kontynuacją klasyków lat 80-dziesiątych? Jakby się bardziej zagłębić na charakterem postaci to ich zachowanie ma wiele sensu.
"Cały wątek Krissa, który siedział za morderstwo (!) i rozkosznie sobie zwiał - kpina z widza."
Jakie morderstwo? :D
Ja jeszcze pozwolę sobie ocenić zachowanie Chozena, który na początku sprawiał wrażenia niewzruszonego twardziela, który pomoże Danielowi utrzymać dyscyplinę wśród trenowanych nastolatków. Tymczasem okazał się nieodpowiedzialnym, wdającym się w awantury pijaczkiem, który po zawodzie miłosnym urządził pijacka burdę na międzynarodowym turnieju. Wiem, miało to dodać pikanterii, ale chyba Ameryka za bardzo mu się udzieliła.
To już chyba w kolejnym sezonie, którego nie oglądałem. Widziałem tylko parę scen na YouTube. Już pierwsza część 6-go sezonu totalnie mnie zniechęciła do oglądania ciągu dalszego, a scena tej zbiorowej walki ze śmiercią Kwona na YouTube utwierdziła mnie w tym przekonaniu. To jakaś totalna porażka.