Na pewno mnie zlinczują wszyscy miłośnicy CB, ale cóż. Jako, że lubię opisywać te lepsze anime, które widziałem to już coś znaczy, że tu piszę.
Zacznijmy od początku. A pierwsze, co się rzuca w oczy to opening. Niewiele anime widziałem, które mogłyby to przebić. Już samo stawienie tego openinga na równi z Higurashi No Naku Koro Ni świadczy o wysokim poziomie tegoż.
Muzyka Yoko Kanno, którą ubóstwiam została przeze mnie poznana na długo przed obejrzeniem serii, więc nie wywołała we mnie już fali euforii tylko bardzo miłe wspomnienia. Za MUZYKĘ 10/10
Seiyuu zostało dobrze zrobione. Ale tylko dobrze. Głos Aoi Tada mnie porwał, reszta bez rewelacji. 7/10
Grafika postaci. Eh. Kilka postaci jest narysowanych w jednym stylu (Spike, Ed...) a reszta w innym (Lin, Shin, Vicious, Julia...). Nie przeszkadza to AŻ tak bardzo, pod warunkiem, że postacie z przeciwnych obozów nie były w jednym kadrze. Za design postaci 6/10
Tła. Aż się rzucał w oczy klimat z GitS. Po takim porównaniu minimum to 9/10. I niech tak zostanie.
Humor. Na początku bardzo dobry, bo świerzy. Ale ile można się śmiać z żarcia? Humor od połowy serii robi się nudny i tylko Ed ratuje sytuację. Za postać Eda 10/10, za humor reszty 4/10.
Fabuła. Nie jest źle, bywało gorzej. Lekka papka dla lubiących zamerykanizowane anime. 8/10.
Ending. 8/10.
Całość 7+/10, a niech wam będzie 8/10.
See you space cowboy
A mi akurat design postaci sie podoba jak w żadnym innym anime. Ma być charakterystycznie i jest. Dla mnie majstersztyk :P W żadnym innym anime nie podobała bardziej mi się kreska - ale akurat to jest kwestia indywidualna raczej. (nie mam na mysli pełnometrażyowych). Klimat, muzyka, główny wątek fabularny i postacie są niczym stworzone dla mnie. Typowo mój klimat :P
Dlatego ja 10/10 Spełnia maksymalne wymagania dla rozrywkowego, ale nie głupiego "kina"
A ja czuję się zawiedziony, naczytałem się sporo pozytywnych opinii o tym anime, ale zabrakło mi nim "tego czegoś". I w serialu i w filmie. Nie powiem oglądało się bardzo przyjemnie, jednak to nie to.
W kolejce czekają Full Metal Panic, FullMetal Alchemist - mam nadzieję, że bardziej mnie wciągną.
pozdrawiam
Mi czegoś też zabrakło (czy raczej czegoś było za dużo), ale na anime się nie znam w ogóle, ot, ledwie kilka losowo obejrzanych. CB zaliczyłam jako serial dla chłopców przedkładających pościgi, strzelanki i statki kosmiczne nad faktycznie ciekawą fabułę.
Ale muzyka (mistrzostwo świata!) i parę zajebistych ujęć w każdym odcinku rekompensuje powyższe.
A oglądałeś całą serię ?
Może fabuła nie jest głęboka, ale postaci są skonstruowane mistrzowsko. Te drobne fragmenty jakich się dowiadujemy na ich temat. To jak poznajemy je przez wszystkie odcinki.
dygresyjnie powiem, ale cóż - ciesze się, że Twój komentarz nie spotkał się ostatecznie z bluzgami (przynajmniej jak do tej pory), a ludzie pokazali, że można w miarę normalnie przyjąć czyjąś krytykę tego, co uwielbiają ;]
Mnie osobiście serial urzeka, ale w głównej mierze sprawiła to oczywiście muzyka. Gdyby nie ona, nie wiem, czy bym się tak zachwycała tym anime.
Podobnie jak autor tematu ja również poczułem się zawiedziony tym anime.
Po opiniach w internecie spodziewałem się nie wiadomo czego, w końcu to klasyk, a zamiast tego otrzymałem może i dobrą rozrywkę, ale nic ponad to.
Generalnie zgadzam się z minusami które wymienił Sacronius, od siebie dodam tylko iż postacie, które dla większości fanów są siłą napędową serialu mnie często denerwowały.
Ed i Ein zdecydowanie na plus, Spike nie powiem chwilami był zabawny i sympatyczny, ale miast intrygować swoim milczeniem jakoś częściej irytował. Świeżo po seansie nie mogę powiedzieć by było mi go żal, jakoś nie obszedł mnie zbytnio jego los. Faye, Jet i Vicious- tu już nie mam nic dobrego do napisania. Faye nie wyszło bycie femme fatale, Jet przynudzał (odcinki z jego udziałem były najsłabsze), a Vicious był zły chyba po prostu z natury- zero jakiejś argumentacji jego czynów po za żądzą władzy.
Najbardziej irytowały mnie relacje pomiędzy bohaterami. Te ich sprzeczki które i tak do niczego nie prowadziły, a kończyły się tylko kwaśnymi minami i brak jakichś głębszych relacji pomiędzy załogą bebopa. Z kolei konflikt Viciousa i Spika był jakiś taki płytki.
Zaledwie kilka odcinków naprawdę mi się podobało (min. świetny Kowbojski Funk), natomiast zdecydowana większość wydała mi się nudna.
O niebo lepiej bawiłem się przy Samurai Champloo który jest jednym z moich ulubionych anime. Nostalgiczny klimat tego anime jakoś do mnie nie przemówił, a okazał się za ciężki i monotonny.
Wystawiłem 7/10.
"brak jakichś głębszych relacji pomiędzy załogą bebopa" - a czy to naprawdę wada? Nie zawsze towarzysze muszą być wielkimi przyjaciółmi. W tym przypadku relacje bohaterów są zimne, zbyt wiele ich dzieli od siebie - i tak ma być. Faye szuka nieustannie pretekstu by się odłączyć grupy (ostatecznie wraca bo po prostu nie ma gdzie pójść), Ed jak przyszła tak odeszła, a Jeta i Spike'a możne z wielkim trudem nazwać przyjaciółmi (ten drugi żyje wyłącznie przeszłością). W takiej sytuacji "brak głębszych relacji" jest jak najbardziej zrozumiały.