PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=702252}

Daredevil

2015 - 2018
7,9 74 tys. ocen
7,9 10 1 74252
7,6 26 krytyków
Daredevil
powrót do forum serialu Daredevil

Wbrew tytułowi, nie będę mówił TYLKO o porównaniu gry aktorskiej wymienionych panów. Po prostu nie wiedziałem jaki inny tytuł dać. Zarówno pełnometrażowy film, jak i serial noszą te same tytuły. Jak by to wyglądało? "Daredevil vs Daredevil"? Hehe. Dobra, koniec biadolenia. Obejrzałem właśnie ostatni odcinek i chciałem porównać serial Netflix'a z pełnometrażówką z 2003.

Może coś, co na początek może was zaskoczyć: Jestem/byłem wielkim fanem filmu z Affleckiem. W moich ocenach wciąż widnieje wystawiona mu dziesiątka. Być może kwestia w tym, że pierwszy raz obejrzałem go w naprawdę młodym wieku. Z biegiem czasu dostrzegłem pewne skazy i ocena dziesięć jest zapewne głównie z sentymentu, ale wciąż uważam go za naprawdę dobry film. Temat ten służy zatem porównaniu pełnometrażówki z serialem, głównie pod względem przedstawionych postaci i grających je aktorów, ale nie tylko.

Zacznę od tego, że serial wydaje się miejscami inspirować filmem. Napisałem "wydaje się", weźcie to pod uwagę. Może to kwestia oddania hołdu wersji z 2003, nawet jeżeli nie została dobrze przyjęta, albo nawet nie była dobra. Może to kwestia tego, że twórcy z serialu chcieli wyciągnąć z filmu to, co zostało zrobione dobrze. A może sceny te są w rzeczywistości wyciągnięte z komiksu. Wiem, że pełnometrażówka niektóre sceny i kwestie wyciągnęła prosto z kolorowych stron, nie zmieniając ich ani o trochę, ale jednocześnie nie miałem w ręku nigdy ani jednego komiksu z Daredevil'em w roli głównej, więc nie mogę tego określić.

Pierwsza scena pierwszego odcinka, w której to Matt spowiada się księdzu, jest już podobieństwem między dwoma dziełami. Pada także niemal nie zmieniona kwestia "Czy jeden człowiek może coś zmienić"?, oraz "Nie jestem draniem". W tej chwili nie jestem w stanie przypomnieć sobie innych, ale jestem pewny, że było tego więcej.

Skoro już wspomniałem o scenie spowiedzi, od razu powiem, że już wtedy (zaznaczam: była to pierwsza scena, pierwszego odcinka) wiedziałem, że serial będzie lepszy. Tak. Po tej jednej rozmowie już to wiedziałem. Problem w tym, że była to głównie kwestia tego, że jest to SERIAL. W tego typu dziełach znacznie łatwiej oddać wszystko, co się chcę, gdyż ma się znacznie więcej czasu na rozwój postaci i historii. Rozmowy mogą być znacznie dłuższe i podzielone na kilka scen. Zatem nie tyle serial był lepszy, co po prostu miał więcej możliwości na danie lepszych wrażeń. Zawsze tak jest.

Trzeba oczywiście wspomnieć o scenach walki. Wiele osób wskazuje na ostatnią scenę walki drugiego odcinka. Tak, jest ona zdecydowanie najlepsza i najbardziej zapada w pamięć. Tego typu scen mamy dużo i w porównaniu do schematycznych, miejscami emocjonujących walk w filmie, tutaj wygląda to znacznie lepiej. Bardzo podobały mi się bokserskie ciosy i garda głównego bohatera, gdyż ludzie często zapominają, że Daredevil jest bardziej bokserem, niż ninją. A ja bardzo lubię boks, często niedoceniany, kojarzony ze stylem troglodytów, niepotrafiący dorównać wschodniemu kung-fu, czy karate. Minusy walk? Praktycznie każda ma miejsce w ciemnym otoczeniu. Czasem nic nie widać. Łapię: noc, ciemne alejki, sam bohater jest niewidomy, więc światła nie potrzebuje. Mimo to wydaję mi się, że widz powinien wiedzieć, co się dzieję.

Kostium głównego bohatera. Wiem, że serial opowiada o początkach głównego bohatera, ale czuję trochę niedosyt, że jego czerwony kostium widzieliśmy tylko w jednej akcji, na samym końcu serialu. Skoro już o nim mowa: jest genialny. Strój Daredevila jest po prostu świetnie zrobiony i tyle. Nie wiem, czy ma jakikolwiek symbol na klacie, bo nie zauważyłem. Jeżeli nie ma, to jest tylko jeden brak. Jeżeli chodzi o kostium z filmu? Kolejna sprawa, której nigdy nie rozumiałem w tej fali krytyki, bo dla mnie był świetny. Daredevil wyglądał po prostu zarąbiście. Wiele osób miesza go jednak z błotem. Główna kwestia była chyba w tym, że był niewygodny. Cóż... Nie wiem, nie nosiłem. Jeżeli chodzi o aspekt wizualny, Affleck jako Daredevil był moim zdaniem obłędny. Praktyczność? Hmm... Michelle Pffeifer jako Catwoman też nie miała wcale wygodnego i praktycznego kostiumu, a wszyscy ja chwalą.

Przejdźmy do najważniejszej kwestii, czyli omówienia postaci i porównania aktorów z filmu i serialu.

Matt Murdock - Jak mówiłem, jestem wielkim fanem "Daredevil'a" z 2003, tak samo jak i wielkim fanem występu Afflecka w tej roli. Nie wiem JAKI był Murdock w komiksach, jak mówiłem, nie czytałem, ale... Wybacz Ben, Charlie Cox był po prostu świetny. Najbardziej zapadły mi w głowie te jego ciągnące się kwestie, zachowane cały czas w jednym tonie głosu, z świetnie wpasowanymi pauzami. Mimo lekkiej zmiany mimiki i niewielkich uśmiechów, Matt wydaję się trochę oderwany od świata, a już na pewno od uczuć. Spokojny i opanowany. Tym lepiej jest, kiedy te emocje pokazuje. Ben Affleck miejscami starał się robić coś takiego, ale naprawdę miejscami. Cox robi to praktycznie cały czas. Dlatego tak wielkie wrażenie zrobiła na mnie pierwsza scena, pierwszego odcinka. Tam własnie Cox pokazuje, co potrafi i wiecie co? Większość odcinków po prostu czekałem na scenę z Matt'em Murdock'iem w cywilu, by posłuchać tych świetnych kwestii.

Franklin P. "Mglisty" Nelson - Wydaję mi się, że Jon Favreau był dobrym aktorem do tej roli i naprawdę dobrze zagrał Mglistego (tak, mam zamiar go tak nazywać, wytrzymajcie). Jednak tak samo, jak w przypadku Matt'a, Elden Henson otrzymuje ode mnie plusa. Po pierwsze wydaję mi się, że serialowa wersja bardziej oddaję postać z komiksów. Mglisty owszem, chciałby zarabiać kasę, ale poza tym zależy mu na ludziach. Jest tez bardzo oddany i lojalny, gotowy porzucić wszystko, jeżeli tylko jego przyjaciel nie czuje się spełniony. Podczas gdy filmowa wersja... Cóż... Filmowy Mglisty jest trochę egoistycznym dupkiem. Napomnę sparafrazowaną kwestię: "Chce bronić prawdziwych klientów. Bogatych i WINNYCH". To było coś, co Mglisty z serialu nigdy by nie powiedział i za to go kocham. Dodatkowo, wersja Jon'a wydawała się raczej kumplem do towarzystwa dla Matt'a, niż jego prawdziwym przyjacielem. Serial nie miał z tym problemu. Wyraźnie widać, że Matt i Mglisty to przyjaciele na śmierć i życie.

Kingpin - Pfffff... Trudna sprawa. Taaak... Naprawdę trudna sprawa. Dlaczego? Wydaję mi się że dlatego, iż wersja Michael'a Clarke'a Duncan'a i Vincent'a D'Onofrio to po prostu dwie zupełnie inne osoby. Nie ma czego porównywać. Inaczej mówią, mają inne motywacje, inaczej działają. A, właśnie! Ich charaktery to DWA ODLEGŁE BIEGUNY! Duncan jest opanowany, honorowy, rozsądny. D'Onoforio jest wybuchowy, nietowarzyski, sentymentalny. Wecie co? Powiem po prostu, że wersja Duncan'a była moim zdaniem naprawdę świetna i bez mówienia czy lepsza, czy gorsza, przejdę do D'Onoforio. Jaki jest Kingpin D'Onoforio? Na pewno bardziej rozbudowany, niż Kingpin Duncan'a. To pewnie ponownie kwestia tego, że serial miał więcej czasu, by opowiedzieć jego historię. Wszystko, co wiemy o Kingpinie Duncan'a to to, że "wychował się na Bronx'ie". Natomiast postać D'Onoforio ma swoją własną genezę. Postać jest na pewno głęboka. Ma głębokie motywy i kierują nim sprzeczne emocje. A jaki jest jego charakter? Cóż... Nieprzewidywalny, chaotyczny, nieodpowiedzialny... I żałosny! Taaak... Kingpin w tym serialu był wyjątkowo żałosny. Był do tego trochę hipokrytą. Czy to źle? A skąd! W erze "zarąbistych" złoczyńców, w której to wszyscy są opanowani, rozsądni i zimni, dobrze dla odmiany zobaczyć takiego, który zanim pomyśli wpakuje się po uszy w nawóz, po czym jeszcze rozpłacze się, rozwali parę mebli i będzie się zadręczał, jaką to on ofiarą nie jest. Tak, usłyszeliście to. Uważam serialowego Kingpin'a za płaczliwą kupę g*wna. Wiem, że są pośród was tacy, co mu współczują. Cóż, ja nie. Ani trochę. Może temu dwunastoletniemu dzieciakowi, z porąbanym ojcem i nieco mniej porąbaną matką. Ale ten łysy furiat? Nie rusza mnie. Tak więc jeżeli chodzi o sympatię, to punkt idzie do Duncan'a. Był poważny, rozsądny i honorowy. Nawet czasami mądry ("Zbyt wielka duma, może zabić człowieka"). Był du*kiem, ale przynajmniej nie oczekiwał, że komuś będzie go żal. Lecz wersja D'Onoforio była zdecydowanie bardziej wyszukana i przez swoją wybuchowość, potrafił być naprawdę przerażający. Wydaję mi się też, że ta jest bliżej komiksowego pierwowzoru. Obie są zatem dobre w swoich plusach. Dam tylko symbolicznie świeczkę dla Duncan'a: [*].

Ben Urich - Wiecie co? Tu jest nawet trudniej, niż z Kingpin'em. Wydaję mi się, że ŻADNA z przedstawionych wersji, Joe Pantoliano, czy Vondie Curtis-Hall'a, nie pokazuje nam komiksowego Urich'a. Wydaję mi się, że Urich był trochę ciapowaty, czego nie pokazuje ani Pantoliano, ani Curtis-All. Podkreślam: WYDAJĘ MI SIĘ. Do kogo zatem idzie plus? Tak samo, jak w przypadku Kingpin'a, postacie odbiegają od siebie raczej bardzo, ale mimo to, przyznam punkt filmowej wersji. Czemu? Urich Curtis-Hall'a był stary, zmęczony, rozsądny, a poza tym był dobrym człowiekiem. Urich Pantoliano był upierdliwy, wredny, pochłonięty obsesją na punkcie własnych tematów i POMIMO TEGO był dobrym człowiekiem. Widząc Curtis-Hall'a, nie masz wątpliwości, że facet postąpi właściwie. Widząc Pantoliano, poważnie się nad tym zastanowisz, ale to nie zmieni faktu, że facet postąpi właściwie. To mi się tak bardzo podobało w tej postaci, która pojawiła się w filmie na zaledwie parę minut. I ta jego czapeczka... Ehh... Nie wiem, po prostu cholernie mi się podobała. Była taka... Charakterystyczna. Dodatkowo uważam, że zdecydowanie za szybko uśmiercili postać Ben'a w serialu. Wiem, to miało zaskoczyć i spełniło swoje zadanie, lecz mimo wszystko... Ben Urich nie żyje? Tak ważna postać w świecie Daredevil'a umiera, zanim Matt wskakuje w czerwony kostium? Za wcześnie, Panowie, za wcześnie...

Jack Murdock - Obie wersje są bardzo dobre i nawet bardzo do siebie podobne. Zawsze lubiłem ojca Matt'a. Za to jak bardzo nie chciał, by jego syn poszedł w jego ślady. Dobry człowiek. Najbardziej pasujący do tego określenia. Dobry człowiek... Serialowa wersja zasługuje na plusa za to, jak opisał ja Matt, w pierwszej scenie, pierwszego odcinka. Lecz mój plus idzie do filmowej. Czemu? W serialu nie było wątku o zejściu Jack'a na złą drogę. O tym, jak zaprzedał duszę diabłu, a jego syn to zobaczył. W filmie ten watek był. I dzięki temu wątkowi i temu, co się później stało, określam Jack'a jako "dobrego człowieka". Zabrakło mi tego w serialu, więc plus dla David'a Keith'a. Dobry człowiek...

Stick - Hahahaha! I co ja mam tu porównywać? XD Nie wiem, dlaczego tego gościa zabrakło w filmie, bo zdecydowanie powinien w nim być. Serialowa wersja bardzo mi się podobała, nie licząc dwóch zgrzytów: komiksowy Stick dbał o to, by jego organizacja nie miała w sobie ani kropli zła. Trochę mi to nie pasuje, do serialowej wersji. Dodatkowo, Stick, zamiast być szefem samemu sobie, jest na usługach kogoś innego. To mi się w ogóle nie podoba. I tyle.

Bullseye - Colin Farell był genialny w tej roli. Jeżeli w przyszłości spieprzycie mi tą postać, to się z wami policzę, Panowie!

Cóż. To by było chyba na tyle. Czekam na drugi sezon i naprawdę: nie radzę wam schrzanić Bullseye'a, ani Elektry!

ocenił(a) serial na 8
andrzej_goscicki

A porównujesz z filmem kinowym, czy z wersją reżyserską? Wszyscy którzy widzieli wersję reżyserską zgodnie twierdzą że różni się dość znacząco od kinowej...

Rozgdz

Phhmmffhhmphmfffmhp...

Eee... Wiem, że istnieje jakaś wersja reżyserska?

Jeżeli chodzi o mnie, to jest to trochę skomplikowane. Nigdy nie byłem na "Daredevil'u" w kinie. Pierwszy raz widziałem go w telewizji. Później kupiłem sobie na DVD i tutaj zobaczyłem, że coś nie gra. W zwiastunie widziałem scenę, której po prostu na mojej płycie nie było. Wtedy coś tam wygrzebałem, że istnieje jakaś rozszerzona wersja i wydaje mi się, że ja po prostu mam na płycie wyłącznie wersję podstawową (nie wiem, czy to ta, która była w kinie).

Ale czy to przypadkiem nie jest po prostu kilka dodatkowych scen? To naprawdę aż tak może zmienić film?

Widziałem wszystkie trzy wersję "AVATAR'a" i dwie następne były po prostu... Dłuższe. Nic więcej.