Czy tylko ja przez cały sezon liczyłam, że między Frankiem, a Karen coś się wydarzy? Jak dla mnie to była między nimi niesamowita chemia, dużo większa niż przy paringu Karen/Matt, który jak dla mnie jest zupełnie nietrafiony. Liczę po cichutku, że może temat gdzieś kiedyś zostanie pociągnięty, nadziei wielkich nie mam, ale marzyć można, bo jak mieli sceny razem to normalnie się powietrze elektryzowało. Nie mam na myśli oczywiście relacji typu Matt i Elektra, czyli że od razu lecą się tarzać w wyrze, nic z tych rzeczy, bardziej mi tu chodzi o relację emocjonalną, takie stopniowe otwieranie się, pierwsze uśmiechy, wspólne pokonywanie swoich traum i problemów, a potem ewentualnie coś innego. Ech... marzenia shippera.
Powiem tak :- ten statek raczej nigdzie nie popłynie -. Frank nie jest kochliwy w komiksach(poza fizjologiczncznymi męskimi potrzebami). Twórcy niby mogli by tu coś namieszać po swojemu. Ja osobiście jednak bym nie chciał tego. Frank chyba kochał tylko swoją żonę(choć to też zależy od wersji ;-), bo z tym różnie było, w Max v2 powiedział jej chwilę przed jej śmiercią że chce się rozwieść, bo nie potrafi tak spokojnie żyć).
Wiem, że ten 'ship' raczej nie ma wielkich szans na dopłynięcie do portu, bo twórcy seriali ogólnie nie lubią oryginalnych rozwiązań, ale pomarzyć sobie zawsze można. W serialu Frank chyba nie przepadał za swoją żoną - vide ta rozmowa z Karen, jak to jego "stara" go krzywdziła i swoim zachowaniem wyrywała mu serce z piersi.
Ten serialowy Frank przypomina mi postać z mego avatara tak w ogóle ;-). No ja jestem dopiero po czwartym odcinku (czekam na napisy). Pewne że Frank chyba bardzo kochał swoją córkę.
Tak, to zdecydowanie. To jak jesteś dopiero po czwartym odcinku to jeszcze duuuuużo przed Tobą w tym temacie :D
Wątpię. Karen jest raczej zabujana w Darku, a Castle nie zwraca już uwagi na takie rzeczy. Jak powiedział "Ja już jestem trupem". Nie sądzę też, by widział cokolwiek w Karen poza osobą, która chce mu pomóc odbić się od dna.
Żeby też nie było, że to tylko mi się zwiduje, czy innym shipperom - Deborah Ann Woll w wywiadzie (bodajże telefonicznym, jakiś świeży) stwierdziła, że "…Karen is fascinated by Frank Castle and what he means, what he represents, ‘cause in some ways he represents her.". Także to nie tak, że on jest jej obojętny, słowo fascynacja jest dość wymowne :D
Ja bym chyba w sumie nie chciała powrotu Karedevila - jakoś ze wszystkich kobiet w serii Karen mi na miejsce pani Daredevilowej najmniej pasowała od zawsze - to już wolałam widzieć ją z Foggym.
Karen faktycznie świetna z Foggym by mogła być. A Matt tylko z Claire, oboje mają ,,nocny etat,, więc w sumie mogło by im wyjść.
Jest zafascynowana nim raczej jako człowiekiem i jego ideałami, tym, że się nie poddał i nie umarł, gdy powinien. Że miał gorsze cierpienia niż Jezus. Serio, też bym nim był zafascynowany.
Poza tym błagam, oszczędźcie Frankowi romansów. To Punisher, nie wypacykowany lamus :D
Wydaje mi się, że są postaci do których umiarkowanie lub całkiem dobrze pasują wątki romansowe oraz takie, które ich nie potrzebują i Punisher raczej zalicza się do tej drugiej kategorii. Frank wielokrotnie podkreśla w serialu swoje uczucia wobec dzieci, o żonie wspomina tylko zdawkowo. Moim zdaniem wypalił się emocjonalnie na skutek swojej krucjaty przeciw złu i mimo tego, że był w stanie okazywać ludzkie odruchy, to nie podejrzewałem rozwoju jakichś głębszych uczuć między nim a Karen. Choć trzeba przyznać że mieli fajną relację, ale reakcja Karen na akcję w barze - przerażenie i płacz - oraz całkowity brak reakcji Franka na prośby o nie zabijanie Blacksmitha pokazują według mnie, że tam nie byłoby żadnej przyszłości. Również zawsze widziałem Karen z Foggym i ten wątek "Karedevila" mnie nieco zaskoczył.
Ja czytałem ze dwie najlepsze historie:czyli narodzony ponownie(Franka Millera, to już klasyk),oraz Diabła stróża(jest tu pokazana śmierć pewnej postaci ;-)).