Patrząc na oceny chyba jestem osamotniona w swojej ocenie, ale może ktoś mnie oświeci. Na wstępie powiem, że serial to moje pierwsze spotkanie z Daredevil’em. Nie czytałam komiksów, nie widziałam filmu z Affleckiem (choć to drugie to podobno dobrze). Ale może właśnie trzeba było znać komiksy by poznać się na serialu.
Ze strony technicznej jest bardzo dobrze. Aktorzy super, dobre budowanie napięcia. Wielowątkowość historii pozwala nam poznać różne aspekty tego co się dzieje. Bardzo dobra choreografia sztuk walk, były momenty, które obejrzałam kilka razy bo robiły bardzo dobre wrażenie. Świetnie dobrana muzyka. Jak na Marvela serial zadziwiająco mocno osadzony w rzeczywistości.
Trochę gorzej (moim zdaniem) wypada jednak połączenie wszystkich wątków w całość. Matt i Foggy to młodzi, gniewni prawnicy, ale ten aspekt pojawia się rzadko. Pomijając poznanie Karen równie dobrze mogliby być księgowymi. Taki sam wkład w fabułę. Rozumiem, młodzi więc nie będą mieli wielu klientów, a zmienianie Daredevil w procedural sądowy mijałoby się z celem. Ale chyba można było to jakoś pociągnąć, nawet jako wzmianki w tle. I rozumiem, że Ameryka, ale „Foggy” to nie do końca imię, które daje obraz dobrego prawnika. Nawet jeśli umiał błysnąć przeciwko Marcy w jednym odcinku.
W moim odczuciu brakowało czarnego charakteru – takiego prawdziwego złoczyńcy, z którym nasz bohater mógłby walczyć. W tej roli niby występował Fisk, ale co w tym kolesiu było złowieszczego? Że miał napady złości i stawał się zabójczo agresywny? Że miał taką, a nie inny sposób wypowiadania się? O ile nie zgubiłam jakiejś ważnej sceny, to nawet nie wiemy o co mu chodziło. Miał kontakty z mafią. Tyle? Dlaczego był ich liderem? Nie ma ani słowa, jaki on miał wkład w całą operację (która polegała na czym dokładnie?), poza posiadaniem policji w kieszeni. O wiele większy potencjał mieli Wesley, pani Gao czy Nobu. Nobu przynajmniej zginął po całkiem niezłej walce, natomiast koniec Wesleya to co najmniej zawód (chociaż chyba zgodny z komiksami).
Ogólnie rzecz biorąc się zawiodłam. Odniosłam wrażenie, że Daredevil to taka wariacja na temat Batmana czy Arrow. Tamci mieli przynajmniej przeciwników, którzy mieli jakiś plan. Fisk tylko gadał o „odbudowie miasta”, na pewno miał w tym jakiś biznes. Ale jaki on był, nie był wyjawiony w serialu. Chyba, że chodziło po prostu o przejęcie władzy nad dzielnicą(?).
I to nie tak, że nie lubię Marvela czy Netflixa. Jessica Jones ma u mnie ocenę 8/10, a ta sama kombinacja. Daredevil po prostu do mnie nie przemówił.