Czegóż tu nie ma... jak serial zaczyna się cytatem z Einsteina, to już szacun, potem jest tylko lepiej. Są nawiązania do Stranger Things, ale to na zasadzie, jak "how i met your mother," ma się do friendsów, bo oba opowiadają o paczce przyjaciół w NY. Tu jest wszystko, co w takim serialu można sobie wymarzyć od czarnych dziur po martwe owce i dziwne jaskinie, ale wszystko w odpowiednich proporcjach. I podane w skandynawskim, rzeklabym, sosie. Super!! I extra ścieżka dźwiękowa :)