Miło będzie oglądać finałowe odcinki ze świadomością, że Matthew McC ma Oscara w kieszeni.
Gdzieś już pisałem, że w pełni na niego zasłużył, nie tylko rolą w "Witaj w klubie", ale również za
całokształt i to jak się aktorsko rozwinął.
Nie wiem jak was, ale mnie patrzenie na Matthew McC uspokaja. Gość jest niesamowity, dozuje
emocje na ekranie w idealnych proporcjach, zero egzaltacji. Chwałą mu za to. Mówię wam M McC to
jest gość.
Za całokształt na pewno bym mu Oscara nie przyznał. Ostatni rok rzeczywiście był dla niego dobry i zagrał 3 bardzo dobre role. Jednak jak to ktos powiedział "To że aktor mówi ściszonym głosem, nie uśmiecha się, nie oznacza, że stał sie nagle wybitnym aktorem".
Zawsze był dobrym aktorem - po prostu nie dostawał ciekawych propozycji. Cieszę się, że w końcu ktoś dał mu szansę i więcej osób go doceni. Mam nadzieję, że to nie chwilowy 'boom', po którym Matthew wyląduje znowu w jakiejś przeciętnej komedii romantycznej. Taki talent nie powinien się marnować.
"To że aktor mówi ściszonym głosem, nie uśmiecha się, nie oznacza, że stał sie nagle wybitnym aktorem" - cytuję i krytykuję: rola Rusta to ZDECYDOWANIE więcej niż cedzenie słów i ponury grymas na twarzy. Widząc go na ekranie, wierzę mu w 100%, a o to chyba chodzi w dobrym aktorstwie.