Ta postać jest genialnie poprowadzona od początku do końca, jednak są pewne małe zgrzyty i
czepiam się ich tylko i wyłącznie jako miłośnik serialu i postaci.
1. Lubię jego metafizyczne wywody, ale nie był ani obłąkańcem, ani jakimś mistykiem. Niektóre
teksty były lekko przesadzone ("ja nie śpię, ja śnię"). To nie jest tekst gościa, który potrafił się
wtopić w środowisko ćpunów.
2. Dlaczego na siedem lat zarzucił wątek człowieka z blizną, zaginionej dziewczynki etc. i
podobnie jak wszyscy uważał sprawę za zamkniętą. Wydaje mi się, że tak dociekliwy człowiek
wolałby mieć pewność, że nie było ich więcej, nie trzeba być wyznawcą teorii spiskowych, żeby o
tym pomyśleć.
3. Wielu ludzi to pisało. Scena z żoną Harta. Czy był aż tak nią zauroczony, że nie zauważył, że ta
chce go wykorzystać? Nie był przecież aż tak pijany, żeby w ogóle nie panować nad sobą. A
przecież sam będąc tak doskonałym manipulatorem musiał widzieć, kiedy ktoś próbuje
zmanipulować jego. Rozumiem, że był mocno napalony, ale sprawiał wrażenie gościa, który
kontroluje swój popęd.
4. W ostatnim odcinku, gdy Hart idzie zadzwonić, Cohle stoi z bronią na wierzchu na otwartej
przestrzeni, wystawiony na cel, jak na strzelnicy. Pal sześć, że był doświadczonym detektywem,
ale jego ojciec był weteranem z Wietnamu i przez lata uczył go jak się kamuflować. To już taki
błąd realizacyjny.
AD 3.
Ona go nie wykorzystała... była nim zafascynowana i działało to w dwie strony. Rust od samego początku (w przeciwieństwie do Martina czy ludzi od króla w żółci), miał ogromne poczucie winy związane z jego seksualnością. Zamiast tego pił, palił i brał narkotyki.
Przez ten jeden moment, stracił nad sobą kontrolę... ile można się kontrolować...
AD 1
Bzdury pleciesz. Że niby tekst "ja nie śpię, ja śnię" nie jest ćpuński? To idealnie oddaje stan umysłu Rusta.
AD 2
Wydaje mi się że dał sobie spokój, rzucił to i wyjechał pić. Pewnie stanął na granicy życia i śmierci i wtedy do niego doszło, że nie może odejść bez rozwiązania starych spraw, miał swój honor. Więc wrócił by znaleźć resztę morderców.
AD 3
Użytkownik wyżej ma rację.
w 7 odcinku Rust mowi ze od momentu jak odszedl z policji przechodzil okres kiedy zastanawial sie czy jego przypuszczenia na temat sprawy nie sa jego urojeniami, wiec pewnie przez ten czas probowal sie zdystansowac zanurzajac to wszystko w alkoholu zeby nie popasc w jeszcze wiekszy obled niz ten w ktorym sadzil ze jest.
natomiast w 8 odcinku w trakcie jazdy samochodem z Martym wypowiada zdanie ze kazdy ma swoj wybor i jego wyborem bylo wydymac zone Martyego, nic wielkiego.
Tak jak poniżej, mam na myśli okres jego szczytów powodzenia, a nie chlania na Alasce.
Chyba nie tak nic wielkiego, skoro później tak się wkurzył i ją wywalił.
Pzdr.
AD 1
Nie chodziło mi o to, że nie-ćpuński. Po prostu niektóre teksty (to był tylko przykład) wydawały mi się za bardzo odrealnione, ale piszę o subiektywnych odczuciach. Wyluzuj stary, lubię Rusta.
AD 2
Nie chodzi mi o czas po odejściu z policji, ale o czas po śmierci Reggie'ego i jego kumpla. Jego odejście z policji i osiem lat chlania jest jak najbardziej zasadne.
AD 3
Ostatnio gadałem z kimś, kto powiedział to samo, może to i racja.