Ten serial to majstersztyk. Wszystko jest genialne: zdjęcia, dzwięk, muzyka, aktorstwo, scenariusz i przede wszystkim klimat (który generalnie ciężko zdefiniować i wymaga talentu twórcy do prawidłowej jego budowy). No i oscar dla Jennifer Carpenter (siostry Dextera - jak wkrótce nie zostanie gwiazdą, to ja sie nie nazywam, jak sie nazywam).
Niestety serial ma jeden poważny minus - po jego obejrzeniu wszystkie inne seriale wydają się nijakie. Nagle przestaje mieć znaczenie czy Michael Scofield będzie za chwile wyglądał jak Bellick a Jack Shephard spotka w końcu Robinsona Cruzoe. Jedyne co ma znaczenie is this: I'm watchin' u mothafucka...