odcinek dobry ale nie piorunujacy moim zdaniem koncowki poprzednich sezonow bardziej wgniataly w fotel chociaz final zapowiada sie ciekawie co myslicie
Panowie nie można mieć wszystkiego podanego na tacy, prawdopodobnie zrobił to Travis w czasie, gdy widział zbliżającego się Quinna, wtedy prawdopodobnie podpalił pokój, dziwi tylko fakt, że działo się to tak szybko. Jednak to jest tylko serial, a takie bez nutki absurdu czasem nie byłyby dobre.
Nutka absurdu, jak najbardziej - w pierwszych seriach była świetnie załączona. Jednak to nazwał bym w najlepszym wypadku totalnym absurdem xD
Bo na pytanie dlaczego podpalił, zamiast zastrzelić, tak jak planował chwilę wcześniej chyba nie potrafi odpowiedzieć nikt, nawet ten kto to wszystko wymyśla.
Może spróbój odpowiedzi "zyskac na czasie"...
A "ten kto to wszystko wymysla" to sie scenarzysta nazywa ;)
też na to zwróciłem uwagę. debile zamiast do szkoły chodzić, to oglądają masowo wszystkie seriale świata.
A co WY na takie potoczenie losów, że Louis dokładnie wie, że Dexter jest seryjnym zabójcą i uratuje go i jego syna z rąk Travisa w ostatnim odcinku:D??? tak sobie gdybam, ale ta gra louisa plus ta ręka wydaje mi się, że on wie, albo jest jakimś psychopatom i chce zostać seryjnym mordercą.... CO do Laguerty wkurza mnie ta baba straszliwie, mogłaby jakoś fajnie zginąć w przyszłym sezonie:)
Podpalił pokój w celu stworzenia dramatycznie wyglądającej sceny i dania nieco czasu Quinnowi na uratowanie Batisty, to chyba oczywiste...?
Dobrze podsumowane ;] Otóż to - zamiast ostatecznie zastrzelić, nagle wpadł na pomysł - a co mi tam! podpale gnoja! Będę oryginalny, a przy okazji dam mu szansę przeżyć. ;] Jak dla mnie największy kwas tej serii...
Można to i tak interpretować, ale osobiście nie wydaje mi się, żeby takie spontaniczne i pospieszne podpalenie randomowego co by nie mówić kolesia było w zamyśle Travisa próbą stworzenia epickiego "jeziora ognia".
kwasem jest to że Quinn zjawił się dokładnie w sekundzie w której Travis miał nacisnąć spust, miał na to pół dnia, takie zbiegi okoliczności są moim zdaniem dużo gorsze :P Co do reakcji Travisa pamiętajmy że co zdrowych na umyśle on nie należy ;) Zresztą sam bym wtedy nie użył broni - dlaczego? ponieważ to odrazu zaalarmowało potencjalnego policjanta na zewnątrz, Travis mógł chcieć kupic sobie troche czasu. Poza tym mial już pewnie plany na zrobienei małego ogniska którym potem poczęstował Dextera więc ten sposób mógł mu się wydac odpowiedni ;)
"ponieważ to odrazu zaalarmowało potencjalnego policjanta na zewnątrz" no w sumie to jedyna rzecz moim zdaniem, która nadaje temu jakiś względny sens :)
Ja bym polała Anhela bezyną, a nie na około. Nie wiem, może liczył na to że ogień w ciągu tych 10-13 sekund się rozprzestrzeni i spalą się obaj. Niezbadany jest umysł schifozfenika. Hej, a tak na marginesie, lubicie tematy o seryjnych mordercach? Polecam książkę Czerwińskiego i Gradonia - Seryjni mordercy, zgadnijcie o czym jest...
Bez pierdół same fakty o największych rzeźnikach stąpających po ziemi.
Tak dla zainteresowanych tematem! :)
A wracając do Dexa, ta ręka co to Louis ją tak dopieszcza, myślę że poczta w Miami dostarczy ją dopiero w 7 sezonie.
W ogóle w tym sezonie ja swoim amatorskim okiem zauważyłam jakoś taki brak płynności w przejściach między scenami i też właśnie te co najmniej dziwne zbliżenia mnie zbiły z tropu, więc może coś jednak w tym jest ;)
A co do tego skąd ta krew - myślę, że seryjny morderca już jakoś da radę "znaleźć trochę" krwi i tak jak już ktoś napisał, nie wszystko musi nam być podane na tacy.
Ten ogień podłożył na szybko żeby opóźnić za nim pogoń - gdyby go szybko zabił być może quinn widząc martwego kolegę od razu rzuciłby się w pogoń. Travis po prostu wiedział, że ogień wokół Batisty da mu trochę więcej czasu zanim zarówno za nim pobiegnie jak i zaalarmuje wsparcie.
Z drugiej strony może wiedział, że jak go podpali pokój to Quinn zajmie się gaszeniem i ratowaniem Batisty, w tym czasie Travis zdąrzył bez problemu oddalić się i nie dać się złapać, może tak? A może by czegoś nie zauważyliśmy w tych obrazach?
A) Co do telefonu... Quinn miał GPS to fakt, ale czy Dex nie potrzebował by jakiś znajomości(!), żeby samemu namierzyć taki telefon, przecież o to chodzi, że nikt nie może się dowiedzieć o tym, że on go też szuka.
B) Oglądamy serial o seryjnym mordercy (i sądząc po komentarzach nam się to podoba), więc zaglądając od strony moralnej z chęcią bym zobaczył coś innego (w tym wypadku Dex + Debra), w końcu ma on nas "thrillować" (nie mogłem znaleźć polskiego określnia). Jaszcze patrząc na to, że Dex udaje tylko swoje uczucia, gdy Debra by podeszła, sam by się zaczął zastanawiać ...
C) LaGuerta - sam bym ją ubił, ale no cóż....
D) Patrząc na polskie seriale i już chyba słynne "kartony", już chyba wolę "samozapłon" pokoju w takim tempie, przynajmniej dobrze pokazane i cudownie nawiązuje do akcji...
10 odcinek był taką zapchajdziurą, że straciłem już nadzieję co do tego sezonu, ale po 11 epizodzie ją odzyskałem. Rewelacja. Odcinek już od pierwszej minuty ocieka akcją. Szkoda tylko, że tak późno zaczęło się coś dziać.
Ogólnie fabuła tego sezonu jest bardzo dobra, ale scenarzystów ewidentnie przerosło rozłożenie jej na 12 odcinków. Gdyby zamknąć akcję w 8 epizodach, to wyszłoby coś naprawdę kapitalnego.
Wątek Louisa z odcinka na odcinek intryguje coraz bardziej, ale najwidoczniej to tylko stawianie fundamentów pod kolejny sezon. Szkoda. Zamiast w nieskończoność ciągnąć podchody za Gellarem twórcy mogli poprowadzić ten wątek równolegle.
Akcja na posterunku ciekawie rozwiązana. Miałem tylko nadzieję, że LaGuerta w końcu zginie, bo patrzeć już na nią nie mogę, no ale cóż... może następnym razem.
Co do rozmów Debry z terapeutką, to miałem nadzieję, że wątek ten zmierza ku temu, by Deb w końcu odkryła ona prawdę o Deksie, ale najwidoczniej będzie trzeba jeszcze trochę na to poczekać. Szkoda.
Tak, czy inaczej zapowiada się bardzo mocny finał.
Ja natomiast jeste zawiedziony. Odcinek wydał mi się strasznie kiczowaty. Dexter trochę zlazł z poziomem :(.
Najbardziej to irytuje mnie głos głownego bohatera. Nadużywa tego zachrypniętego głosu jak Bale w Batmanie.
No trudno, zobaczymy finał. Mam nadzieję na coś mocnego w stylu 4-tego sezonu, bo inaczej ta równia pochyła nabierze jeszcze większej stromości.
PS: to w końcu jak z finałowym odcinkiem. Jest za tydzień (jak jest pokazane na fw), czy będzie puszczony dopiero po świętach?
Normalnie za tydzien bedzie odcinek już pytałem o to w osobnym temacie.
Co do odcinka to trochę słaby mega zwiastun, a wyszło przeciętnie tak jak sądziłem w przeciwieństwie do większości mówiłem, że nikt nie zginie. Ludzie już mówili, że Baptista zginie niestety mega lipa tak jak sądziłem atak na posterunek się nie udał.
Znając życie w ostatnim odcinku jeśli ktoś zginie to tylko siostra Baptisty, która jest nieistotna. Harrison na 99% przeżyje, założę się też, że policja nie zobaczy obrazu na, którym jest Dexter. Twórcy beznadziejnie chcą wcisnąc Debre na Dexa i jak będą parą ona zaakceptuje prawdę o nim. Dexter robi się strasznie przewidywalny i słaby, oby Debra nie była z Dexem kompletnie głupi wątek.
Jak widzę sceny z Debrą zakochaną w Dexie to mnie mdli. Cytując Debrę "What the f*ck?" Sam Dexter robi się chyba coraz bardziej pewny siebie i przez to nieostrożny. Po kiego grzyba on wysłał Travisowi wiadomość? Przecież jakby jakimś cudem policja znalazła tel. Travisa to jakby się nasz seryjniak z tego wytłumaczył? Bardzo mi się to nie podobało chociaż odcinek całkiem niezły. Debra też się nieźle wkopała. LaGuerta to zimna suka, która dobrze wie jak wykorzystać wszystkich dookoła. Szkoda że nie skończyła na stole w pierwszej części jak to było w książce :P Obraz z Dexem to istne dzieło sztuki. Powiesiłbym se taki na ścianie ;-) P.S. Kiedy zrobili cenzurę na filmwebie?
Taki jakiś ten odcinek... miałki. Albo zbyt chaotyczny, nie wiem co bardziej. Kilka wątków, które mogły samodzielnie wypełnić oddzielne odcinki (chociażby zamach na Miami Metro, akcja Dexa z posągiem, późniejsza konfrontacja w przystani), do tego kilka wątków pobocznych, ale zbyt ciasno naciukanych (Batisa & Queen, Louis i ręka, Debra i miłość do brata, Matthies i LaGuerta). Wszystko złożyło się na taki misz-masz jakby twórcy mieli materiał na 4-5 odcinków, ale nagle zorientowali się, że w dwa tygodnie muszą zamknąć sezon.
Największy plus to wreszcie w miarę trzeźwy Queen. Rzadko widywaliśmy go w takiej roli ostatnio.
Minus? Travis raz wiąże Batistę tak, że ten nijak nie może się wyswobodzić, ale już Dexter wyplątuje się w kilkanaście sekund po ocknięciu. Copperfield normalnie!
Pewnie macie dosyć moich mądrości ale co tam, nudzi mi się :P
Przede wszystkim nie mogę zgodzić się z narzekaniami, że to nieistotny odcinek. Widać, że twórcy przygotowują sobie porządny grunt pod kolejne sezony, bo przecież nie ma szans, żeby wszystko wyjaśniło się już za tydzień. Patrząc z tej perspektywy - odcinek zdecydowanie potrzebny (Louis, Debra z groźbą utracenia stołka, "czująca" coś do Dexa, totalnie zła LaGuerta) :)
Miałam wielkie obawy co do tej sceny Dex-Debra. Matko, siedziałam jak na szpilkach i tylko chciałam aby okazało się to jakimś snem. W sumie, mogło być gorzej i dużo ostrzej (SPOILER: dla wszystkich znających SFU - sceny z 5. sezonu z Brendą i Billym - bardziej poryte, a na dodatek byli spokrewnieni....). Zobaczcie, mieliśmy trochę wskazówek, że to nie jest coś normalnego dla serialu: jedli makaron (jak Boga kocham, przez praktycznie 6 sezonów tego nie widziałam w "Dexterze"), Debra żaliła się jak nigdy, scena raczej romantyczna, Dexter siedział w nietypowy dla niego sposób. Myślę, że stąd też wynika ten fatalny montaż (także nie jestem przekonana do prawidłowości mojej wersji odcinka). Może to kolejna "wskazówka"? Nie wiem, ofc nie zmienia to faktu, że mogłoby być duuużo lepiej.
Ten szybki pożar też mnie zdziwił. Nie wiemy jednak co mogło siedzieć w głowie Travisa - bo jeśli chodzi o np. tableau to chyba nikt nie może być pewny na 100%. Nie wiemy więc, czy np. nie wymyślił sobie, że zastrzeli Batistę i podpali chałupę. Jeśli tak by było, to zapewne miałby w zanadrzu coś łatwopalnego. Teraz oczywiście można zadać pytania, skąd Travis miał zapalniczkę itp., ale chyba trzeba przyzwyczaić się do tego, że twórcy serialu zaginają czasoprzestrzeń, a bohaterowie brykają po całym Miami z prędkością Flasha.
To zasłabnięcie Dextera było akurat do przewidzenia. Mi się to podoba, bo wszystko odbyło się trochę inaczej niż w poprzednich sezonach. Wojna Travis - Dex odbywała się raczej po cichu i myślałam, że będzie to kolejne spokojne zabójstwo, po którym wszystko wróci do normy. A tu proszę, Dexter był w realnych opałach - jak dotąd było tak chyba tylko w finale(!) 3. sezonu. Jasne, udało mu się uciec - bo kto spodziewał się jego śmierci, mając w perspektywie jeszcze 2 kolejne sezony? Sposób w jaki to zrobili... napiszę tylko tyle, że Hall ładnie pływa :)
Myślę, że głównym problemem (za każdym razem kiedy piszę posta znajduję główny problem :D) jest to, że wszystko jest trochę źle zmontowane i pomyślane. Serial zapewne zyskałby dużo więcej gdyby niektóre sceny były znacząco wydłużone, a inne nieco skrócone. Założę się, że nikt nie czepiałby się scen w windzie uniwersytetu, tej z próbą podpalenia Batisty czy tej na wodzie, gdyby trwały minutę-półtorej, zamiast 30 sekund. To niby niewiele, ale zmienia diametralnie odbiór.
Zresztą, moim zdaniem to jeden z lepszych odcinków sezonu (mówię to bez wątpienia) i ciągle się coś działo - można wiec chyba przymknąć oko na niedoróbki czy te nieszczęsne ujęcia. W takim wypadku, gdzie długie sceny obu kolacji Debry, czy też tego ataku na MM są naprawdę istotne i ciekawe - mogę trochę olać pożar przy Batiście, który w porównaniu z innymi wątkami to pikuś.
Jestem zdania, że 6. sezon to apogeum wszystkich dziwactw, które mogą się pojawić w Dexterze. Mówię to raczej w pozytywnym sensie - mamy niesamowicie brutalny wątek główny, Travis jest psycholem jak chyba żaden big bad, krew się leje, Debra ma "zapędy", a na dodatek fajnie wplątują motywy znane z poprzednich sezonów (ręka, obraz z twarzą Dexa niczym obraz Lili). Można się czepiać za błędy (ciągle jednak powtarzam, że dużą część da się wytłumaczyć i zdecydowanie mają mniejszy kaliber niż te w sezonie 5.), jednak trzeba przyznać że mają rozmach :)
Jak dla mnie idealnym facetem dla Debry byłby Masouka. Uwielbiam te sceny, w których sobie dogryzali i te zboczone riposty Masouki. Właściwie to był jeden z powodów, dla którego oglądałem ten serial. Ale odkąd Debra została porucznikiem śmieszne teksty Masouki zostały praktycznie wycięte do zera.
Omg, jakaś odpowiedź na mój wywód - szczerze się zdziwiłam :D
Jasne, Vince jest jednym z lepszych elementów serialu i moim zdaniem mogliby potem nakręcić spin-off "Masuka" - czołówka podobna do "Dextera". Już to sobie wyobrażam - wydaje się że siedzi z kobietą przy stole, okazuje się, że to dmuchana lala itp., a na koniec zamyka swój wielki apartament i wsiada do tego śmiesznego, niebieskiego samochodu który miał w 4. sezonie :)
Choć w tym odcinku już było lepiej - wystarczy jedna wzmianka o bukkake i o tym, że miał język w wielu lepiej pachnących rzeczach i świat od razu staje się piękniejszy :)
Mówiąc zupełnie na serio - traktuję go w rodzaju ciekawostki, jakiegoś dodatku do całości, jednak wolę jego rzadsze i dobre odzywki, niż wciskanie go na siłę wszędzie na zasadzie "dajcie go tu, niech powie coś śmiesznego".
Dziwaczne te uwagi do montażu, montaż był jaki miał być - w pewnych okolicznościach i wobec pewnych osób zwraca się uwagę na drobnotski, musnięcie dłonią, oblizanie wargi językiem... W porównaniu do innych zarzutów - np. dwa cudowne ocalenia w jednym odcinków to jednak trochę przegięcie - nie jest to żadna wpadka.
To co jest dziwne to wątek nerda. Panuje powszechne przekonanie że to takie intro do sezonu 7. Hmm. Mnie się zdaje, że dość długo nie było pewne czy 6 sezon nie będzie ostatni. I że 7 sezon dostał zielone światło już po tym jak nakręcili szósty? Bo jeśli tak to nie spodziewałbym się, żeby 6. sezon miał jakiś cliffhanger w finale.
Wiesz, chyba nie chodzi o to czy zmontowane są ujęcia ust czy ręki - bo to akurat wydało mi się bardzo fajne i było niezłym chwytem podgrzewającym atmosferę :) Sęk w tym, że były ze trzy przebitki z ust Dexa na oczy Debry i szczerze mówiąc nie wyszło to zbyt fortunnie - nie znam się na tym, ale nawet na oko laika to było to zbyt toporne. Zamiast zrobić jakieś płynne przejście, "strzelano" paroma ujęciami. Mam nadzieję, że tym razem udało mi się to dobrze wytłumaczyć - sama scena mi się podobała i naprawdę ciekawie to zrealizowano - chodzi mi głównie o montaż od strony technicznej. Być może Cię dobrze nie zrozumiałam, jeśli nie trafiłam to przepraszam :)
Te 2 ocalenia - no cóż, rację masz. Uświadomiłam to sobie jednak dopiero kiedy Ty to napisałeś - jak dla mnie w odcinku działo się naprawdę dużo i jakoś tego nie łączyłam. Można to zwalić chyba tylko i wyłącznie na karb końca sezonu, który siłą rzeczy musi przykuwać uwagę, nawet dniem cudów w Miami.
Nie mam pojęcia jak to się odbywa za kulisami produkcji, ale przecież zdarzały się przypadki, że ostatnie odcinki były dokręcane gdy zmieniały się plany dot. serialu w ogóle. Niewykluczone też, że ta cała afera z kłócącym się Hallem miała tylko podsycić nasz apetyt na 6. sezon. Zobacz: walczący o kasę MCH, ostatni odcinek miał być bodaj w styczniu i nazywać się "Electric Chair", do tego te zapewnienia Carpenter i reszty o wyjątkowości tego sezonu - jak dla mnie to wystarczająco dużo powodów aby myśleć, że te wszystkie rewelacje to tylko wabik, a finał będzie normalny z kontynuacją w kolejnych seriach.
Wspomniałaś SFU, ale tam dziwne relacje między Brendą a Billym ciągnęły się chyba od drugiego sezonu i było to wszystko robione bardzo subtelnie, ale tutaj? Na przestrzeni bodajże trzech czy czterech odcinków Debra najpierw wydziera się na Dexa, że ten nie jest stołem, następnie przechodzi cudowną metamorfozę i na zlewkę Dexa odpowiada "Nic się nie stało, słoneczko ty moje nio nio nio", a w kolejnym odcinku już marzy o zbliżeniach - paranoja.
Co do tego szaleństwa Travisa, to dla mnie jest to jeden z głównych powodów, dla których obecny sezon jest często bardzo głupkowaty. Jakby nie patrzyć, zawsze mieliśmy antagonistów, którzy były rozgarnięci i zachowywali się logicznie, a tu nagle dostajemy kolesia, który wykonuje generalnie losowe morderstwa w losowy sposób na losowych ludziach. Scenarzyści mieli zupełnie wolna rękę jeśli idzie o konstrukcję głównego wątku, nie musieli każdej sceny analizować pod kątem spójności z ogólną myślą przewodnią i modus operandi mordercy, bo tych w tym sezonie po prostu nie ma. Przykładowo zamiast gazować posterunek, Travis równie dobrze mógłby podłożyć bombę pod szpitalem, albo po prostu bezczynnie siedzieć na dupie - nic przecież nie zostało wymuszone poprzednimi zdarzeniami, nie ma w tym sezonie ciągu przyczynowo-skutkowego jeśli idzie o działania zabójcy. W poprzednich sezonach można się było zastanawiać, czy takie lub inne zachowanie przykładowo Arthura jest logiczne i jaki powinien być jego następny krok, natomiast w tym roku scenarzyści mogą kazać Travisowi zrobić cokolwiek w dowolnym momencie sezonu, po czym powiedzieć "no co wy chcecie, przecież on jest szalony!". Cierpi na tym spójność całego sezonu, bo zamiast dążenia antagonisty do jakiegoś logicznego celu, mamy po prostu odhaczanie kolejnych niezbyt związanych ze sobą elementów, które są celem samym w sobie. Ten sezon jest tym, czym byłby sezon pierwszy, gdyby Rudy nie był bratem Dextera - wystarczy sobie wyobrazić, o ile mniejszy wydźwięk miałby finał tamtej serii, gdyby zakończyła się ona jedynie uwolnieniem Debry i zabiciem Rudy'ego, bez żadnych osobistych wątków (w tym roku zanosi się właśnie na coś takiego, tyle że zamiast siostry, Dex najpewniej uratuje syna).
Nie no, oczywiście masz rację co do SFU. Chodziło mi raczej o konkretną scenę (na pewno wiesz o co mi chodzi, a nie chcę nadmiernie spoilerować). Tu można napisać całą analizę ich stosunków - ograniczę się jednak do minimum: myślę, że to są inne gatunki tych miłości. O ile Brenda i Billy to osoby poważnie zaburzone (jak choćby borderline Brendy), a ich miłość spajała w sumie głównie choroba Billy'ego i fakt, że byli rodzeństwem, tak Debra i Dex to trochę inna bajka. Dexter uratował jej życie 2 razy, był jej opoką, być może Debra zazdrościła mu relacji z Harrym i także jemu chciała jakoś zaimponować. Na dodatek Dex to jedyna osoba jaką ma, a także jedyna na której może w sumie zawsze polegać. Chodzi mi o to, że Debra w momentach niesamowicie dla niej trudnych zrobiła pewnego rodzaju "rachunek sumienia" i zauważyła osobę, która zawsze przy niej jest - a Brenda i Billy zawsze mieli tę świadomość.
Hm, w tym drugim akapicie muszę się nie zgodzić.
Motywem przewodnim są tableau z Apokalipsy św. Jana. Nie pamiętam słowo po słowie tej księgi, a po Biblię nie chce mi się lecieć (wybacz, mały leniuszek ze mnie), jednak myślę, że dalibyśmy radę przewidzieć mniej więcej co może dalej nastąpić. Spójność musiała być i to w dużym wymiarze - w końcu zamiast dopasowywać się do paru kryteriów, twórcy musieli odtwarzać to co jest w Piśmie Świętym. Travis ma także silną motywację - głęboko wierzy w zagładę świata i kolejne morderstwa przychodzą po sobie naturalnie, jako część Boskiego planu Zresztą, o ile Brian miał swój konkretny cel, tak np. Skinner czy Trinity byliby ciągle "normalnymi" zabójcami bez celu gdyby w drogę nie wszedł im Dex. Nie przypominam sobie, żeby w którymś momencie mieli ambicje dobicia do setki morderstw czy coś. Ich cele pojawiały się dopiero po poznaniu Dexa, a Travis z Gellarem mieli jasno określoną ścieżkę postępowania od początku sezonu.
Gazowanie posterunku ma sens - MM zaczyna być coraz bliżej DDK, Debra chce wg Marshalla wszystko unicestwić, Dexter jest fałszywym prorokiem. Dziwiłoby mnie, gdyby właśnie nie wybrał komendy. Fakt, kwestia doboru innych ofiar tableau jest dość przypadkowa - sądzę jednak, że jest to tylko atutem, bo Travis musi dopasowywać się do sytuacji, być bardziej elastyczny, a dzięki temu zyskujemy na atrakcyjności. Mam wrażenie, że razi Cię lekka nieprzewidywalność sezonu pod tym względem - to oczywiście kwestia gustu, bo ja np. lubię nie wiedzieć co się wydarzy za parę odcinków :)
Wiesz, sporo mógłbym powiedzieć na temat głównego wątku tego sezonu, ale raczej nie to, że jest nieprzewidywalny ;) Przede wszystkim piję tu do tego nieszczęsnego twistu z Gellarem, ale poza tym - jak sama wspomniałaś - Travis realizuje krok po kroku biblijne proroctwa, więc trudno tu mówić o jakimś szoku, bo wiadomo, że będzie po prostu kontynuował zabijanie ludzi (bo sposób dokonywania tych morderstw ma dla mnie drugorzędne znaczenie). Ja rozumiem, że dla Travisa to wszystko jest częścią jakiegoś wielkiego planu, ale dla widza? Połowy z tych przedstawień mogłoby nie być i fabuła w żaden sposób by nie ucierpiała; na przykład jakie znaczenie z perspektywy sezonu ma te scena z jeźdźcami? Działania Dextera nie rzutują na czyny Travisa; nie ma jakiejś głębszej interakcji między nimi, Travis po prostu robi swoje, a że Dexter (kompletnie bez powodu tak nawiasem mówiąc) zaczął wchodzić mu w drogę, to przy okazji stara się i jego pozbyć i tyle. Oprócz udaremnienia zamachu na komisariat (chociaż Travis i tak uznał to za sukces...), Dexter nie zrobił właściwie nic, co w jakikolwiek sposób pokrzyżowałoby plany Travisowi. Pozostał jeden odcinek do końca sezonu, a tymczasem można śmiało powiedzieć, że od Dextera praktycznie nic do tej pory nie zależało i gdyby nawet się zupełnie nie mieszał w całą sprawę DDK, to i tak wszystko wyglądałoby tak samo (z tym wyjątkiem, że Travis dalej wierzyłby pewnie w istnienie Gellara, ale jakie na dobrą sprawę ma to znaczenie). Fabułę poprzednich sezonów napędzały interakcje Dextera ze swoimi przeciwnikami (zamknął Doakesa w klatce, to w niej siedział kilka odcinków; zrobił z Miguela swojego wspólnika, to zabijali razem itp.), natomiast w tym roku motorem napędowym są kolejne losowe (w takim sensie, że nie wynikają bezpośrednio jedne z drugich) zabójstwa Travisa, na które Dexter nie ma żadnego wpływu i które (z wyjątkiem ostatniej minuty przedostatniego odcinka jak dotąd) go kompletnie nie dotyczą.
Myślę że sceny z apokalipsy są trafione, wpisują sie i tworzą poniekąd klimat sezonu którego motywem przewodnim jest właśnie wiara i jej różne oblicza, postać brata Sama też nie była przypadkowa on widział w Dexterze jakieś światło natomiast Travis widzi w nim bestię, Dexter zaczyna się zastanawiać czy jest w nim cos dobrego, zaczyna analizować biblię również dzięki sprawie DDK to właśnie jest to powiązanie Dextera ze sprawą, no może nie jest takie wciągające jak poprzednie ale widać scenarzyści chcieli sie skupić na walce wewnętrznej Dexa jego przemyśleniach że może gdyby Harry go tak nie wychował nie musiałby zostać mordercą.
Dexter nie ma może decydującego wpływu na działania Travisa, zdecydowanie jednak przyczynił się do pogłębienia jego urojeń, a co za tym idzie, wzmocnieniu wiary w bycie Wybrańcem służącym większej sprawie. Gdyby Dexter nie wtrącał się w życie Travisa, kto wie, jak wszystko by się potoczyło... jego Mroczny Pasażer posiadałby dalej ciało urojonego widma profesora Gellera, a z nim Travis zaczął walczyć, nie zgadzać się z nim w pełni, itp. Jego siostra była niejako filarem, trzymała go we względnej normalności. Zapewne prędzej czy później widmo profesora wzięło górę, tego jednak nie można być pewnym do końca. Dexter natomiast przemawiający do Travisa w jego 'języku' biblijnych cytatów wpisał się w owy świat urojeń, wzmacniając jedynie wiarę w ich prawdziwość. A że przyjął obecnie rolę Fałszywego Proroka... mając przeciwnika z krwi i kości nie ma już drogi powrotnej dla Travisa. Nic więc dziwnego, że już niebawem weźmie on Antychrysta, syna Bestii na swój celownik.
A odnośnie zabójców 'bez celu' wspomnianych w poście powyższym. Ależ Skinner jak najbardziej miał cel! Nie zabijał dla przyjemności, tylko by odnaleźć Freebo, i odzyskać dług. Ot, sprawa to była w końcu Honoru.
Zabójcami bez konkretnego celu był raczej obok Trójkowego Jordan Chace, i spółka. Oni zajmowali się tym, czym zajmowali tylko dla frajdy. Poniekąd zresztą i Brian też taki był, gdyby w końcu nie jego zabawa z Dexterem, zabijałby i tak, tyle, że bardziej przypadkowe osoby, które miałby pecha znaleźć się na jego drodze.
Specjalnie dlatego napisałam "lekko nieprzewidywalny", już nauczyłam się zawczasu asekurować przed takimi ripostami :P A tak na serio - chodzi mi o nieprzewidywalność w sensie tego, kto będzie następnym celem (mam na myśli przede wszystkim atak na Miami Metro) i generalnie całej otoczki związanej z zabójstwami. Kto by się spodziewał, że Czasze Gniewu będą wyglądać tak, a nie inaczej? To właśnie chciałam przekazać - o ile wcześniej od razu wiadomym było, że ITK zostawi ciała bez krwi, Skinner wytnie kawałek skóry, a Trinity będzie zabijał w cyklach, tak w 6. sezonie mamy jedynie zarysy zbrodni, a cała reszta to zagadka. Ok, można się teraz spierać że Brian zostawiał każde ciało w innej scenerii, ale nie o to chodzi - w obecnym sezonie wiemy tylko jakie będzie tableau, a wykonanie (sposób zabicia, miejsce gdzie są wnętrzności) jest zawsze inne. Tu też wszystko rozbija się o gust - bo dla mnie takie coś jest jednak ważne.
Mocny argument z tymi znaczeniami. Z drugiej jednak strony - dzięki temu można było zauważyć zgodność zabójstw z Biblią. Na dodatek, w sezonie mieliśmy zazwyczaj niezbyt dużo morderstw dokonywanych przez big badów, a w 6. są one praktycznie cały czas. Ciężko w takim wypadku, aby każde niosło super górnolotne przesłanie - bo rodziłoby to kolejne aspekty, niedomówienia itp.. Niejako sam wątek tego wymaga - bo raczej ciężko jest odtworzyć Apokalipsę dokonując 4 zabójstw big badów na sezon (jak w przypadku serii 1.).
Nie mogę nie zgodzić się z tym, że Dex nie oddziałuje na Travisa. Przede wszystkim przy okazji rozważań nt wiary i opieki nad Harrisonem zastanawiał się też, czy mógł przez inne działania Harry'ego być "normalny". Kiedy zauważył, że Travis ma swojego Dark Passengera w osobie Gellara - starał się choć odrobinę zmienić jego los, dopóki nie był całkowicie pochłonięty w ten świat morderstw. Inna sprawa to to, że się mylił. Zaczął też przecież być fałszywym prorokiem, drażni się z Travisem i przynajmniej w obecnych odcinkach ich działania są połączone, z tym że Travis zamiast skupiania się jedynie na Dexterze, stawia na swoisty show i zabijanie w ilościach hurtowych. Nie krzyżował planów Travisa, bo wiedział, że to zbyt niebezpieczne, że jest on zbyt dużym psycholem, ale przede wszystkim - ma teraz świadomość, że nie jest kompletnie sam i nie może sobie zwyczajnie hasać po Miami z nożem - musi przecież żyć dla Harrisona. To imho dostateczna motywacja aby trochę spasować i nie bawić się w Dark Defendera.
Od Dextera zależało całkiem sporo - obronił choćby Miami Metro. Wiara w Gellara ma znaczenie: od ich rozstania - jakkolwiek głupio to nie brzmi, Travis zaczął być bardziej hardkorowy, mniej ostrożny, pokazuje swoją szaloną stronę. Z Gellarem pewnie nadal siedziałby w kościele, malował obrazki i raz na jakiś czas zostawiał kolejną ofiarę.
Tak jak chyba już mówiłam: wg mnie nie jest kluczowe to, czy obecnie zabójstwa Travisa dotyczą Dexa. Moim zdaniem od zostawianie prezencików bardziej istotny jest fakt, że coraz więcej poszlak wskazuje na ich znajomość (przesłanie filmiku, obraz, porwanie Harrisona). Patrząc długofalowo to może zaszkodzić Dexowi dużo bardziej, niż przygotowanie symbolicznego pokoju hotelowego.
do truegod: faktycznie, umknął mi fakt, że Skinner miał cel :)
Co do tej nieprzewidywalności, to dalej bym się kłócił (wybacz, ale jestem uparty;p ). Mówisz, że nie wiesz, jak będą wyglądały kolejne zabójstwa, ale jakie to ma znaczenie tak naprawdę, jeśli idzie o pchanie fabuły do przodu, czy trup ma wydłubane oczy, jest spalony żywcem albo uduszony? Jak dla mnie to jest tylko scenografia (na której scenarzyści położyli zbyt wielki ciężar).
Wiesz, z początku ciekawiły mnie te przemyślenia i rozterki moralne Dextera, ale na przestrzeni całego sezonu stało się to tak wtórne, że jak słyszę kolejny raz jakieś miałkie stwierdzenia o pasażerze albo ciemności i świetle, to dosłownie przewracam oczami. Ok, to jest fajny wątek, ale żeby robić z niego niemalże temat sezonu? Poza tym, chyba nikt tak naprawdę nie liczy na to, że Dexter dojdzie do jakiejś rewolucyjnej konkluzji. Przez ostatnie lata zawsze strasznie dumał nad przeróżnymi aspektami swojego życia i zawsze na końcu wracał do punktu wyjścia. W tym sezonie zapewne też będzie tak, że ostatecznie uzna, że nic nie ma z tego gadania Sama o świetle, bo i tak jest mordercą i nie ma dla niego nadziei, czyli dokładnie tak, jak w finale poprzedniego sezonu. Współczuję twórcom, bo maja trochę związane ręce jeśli idzie o rozwój Dextera, bo z zasady jest on postacią niereformowalną; nikt chyba nie wyobraża sobie, żeby pozbył się pasażera (a przynajmniej nie w ciągu najbliższych dwóch lat). Serial wciąż jest emocjonujący i dużo się w nim dzieje, ale trudno z zapartym tchem śledzić wydarzenia, mając świadomość, że Dexter i tak musi przeżyć i dalej zabijać, dlatego też ta w zamyśle dramatyczna scena na łodzi właściwie mnie nie ruszyła. Jedyną zagadką było to, w jaki sposób tym razem Dex się cudownie uratuje, a chyba nie o to chodzi...
Generalnie tak patrząc wstecz, to cały ten wątek Gellara zniszczył sezon. 9 odcinków poświęconych było budowaniu podwalin pod to niby wielkie odkrycie, które tak naprawdę nic nie zmieniło. Wiem, wiem, pewnie teraz się nie zgodzisz, bo przecież Travis się zmienił, przestał wierzyć w istnienie Gellara itp, ale tak naprawdę to nie ma znaczenia, bo jego działania się nie zmieniły. Osobiście wolałbym, żeby sezon skonstruowany był tak, że z początku profesor by żył, widać by było jego konflikt z Travisem i to, jak młody źle interpretuje jego nauki. Gdzieś tak w trzecim odcinku Travis by go zabił (na oczach widzów), ale wymazał to z pamięci i zaczął miewać omamy. Gdyby scenarzyści nie musieli przez 3/4 sezonu oszukiwać widzów przy każdej scenie z Gellarem, te wszystkie odcinki mogłyby być bardziej naturalne znacznie ciekawiej zrealizowane, a nie takie wymuszone, byleby tylko utrzymać dwuznaczność każdego ujecia. Dużo groźniejszy byłby Travis, gdybyśmy wiedzieli, że to on za wszystkim stoi i mocniejsze byłyby potem sceny jego i Dextera, wiedząc, że tak naprawdę on wcale nie jest ofiarą.
Sezon jest i tak dobry i ciekawy, że naprawdę strasznie mi szkoda zmarnowanego potencjału...
No to się dwa uparciuchy spotkały, bo jak zapewne wiesz to też nie odpuszczam :) Jeśli nie chcesz - nie musimy kontynuować tematu przewidywalności, bo w sumie to kwestia całkowicie subiektywna. Tak samo jak z oprawą morderstw - dla mnie to akurat z różnych powodów ważne i już :)
Jeszcze w odcinkach z Samem, albo tuż po nich naprawdę liczyłam na jakąś zmianę Dextera. Teraz faktycznie nasunie mu się chyba ten sam wniosek. Nie wiem jednak czy byłoby to takie fajne, gdyby Dex w pewnym momencie doznał olśnienia i zmienił diametralnie siebie. Ja to widzę jako zwykłe próby, jakie ma w swoim życiu każdy człowiek i zazwyczaj także w realnym życiu wracamy do punktu wyjścia, ewentualnie wprowadzając jakieś niezbyt wielkie zmiany - i tak też się stało u Dexa, wystarczy porównać jego zachowanie do sezonu 1. czy 2.. W serialu można też to zauważyć choćby na przykładzie Debry - mimo wielu facetów ciągle nie może znaleźć tego jedynego (chociaż, po tym odcinku to niepewny argument ;P).
Tak jak pisałam: znacząca zmiana charakteru Dextera (czyli motyw typu "od dziś nie zabijam i odkupuję swoje grzechy") byłaby gwoździem do trumny serialu, który przecież ciągle istnieje dzięki tej, jak to nazwałeś, "niereformowalności" głównego bohatera. Ok, zgadzam się, dostajemy w sumie to samo - ja jednak nie byłabym do końca szczęśliwa, gdyby wyzbył się swoich cech. Dlatego też aby ukryć większą lub mniejszą stałość jego charakteru ciągle wplątuje się w nowe sytuacje.
A tu Cię zaskoczę - 3. akapit to całkowita racja. Ciągle jednak zastanawiam się jaki byłby mój odbiór sezonu, gdybym w ogóle nie czytała tych poszlak dot. nieistnienia Gellara. Zapewne cały czas myślałabym, że tylko mi się przywidziało, że się mylę itp. :) Jestem tego całkiem pewna (cóż, może nie jestem na tyle inteligentna by dostrzec jakieś małe wskazówki...) i myślę, że wtedy ten wątek mógłby być dla mnie dużo bardziej ciekawy.
A Travis, odkąd stary Hanks nauczył go miny innej niż "tato, kupa", jest całkiem mocny i dobrze mi się go ogląda ze świadomością, że od początku był tylko on. No nic, zobaczymy jak będzie w finale :)
Choć i tak nie jest najgorzej - dla mnie osobistą masakrą byłoby, gdyby Dex się nawrócił :) Niestety, muszę w tym momencie skończyć z Tobą (chyba źle to brzmi :P), bo jutro muszę jakoś doczłapać się na 8 do szkoły :)
Nie nie nie, źle mnie zrozumiałaś. Ja nie chcę, żeby Dexter się nawrócił, wypluj te słowa! Chodzi mi o to, że skoro wiadomo, że do niczego nigdy nie dojdzie (bo nie ma prawa dojść) to co po w ogóle zagłębiać się w takie wątki? Masz rację, widać, że Dex próbuje i niekiedy walczy sam ze sobą, ale moim zdaniem profil serialu niezbyt nadaje się na roztrząsanie takich kwestii (a przynajmniej nie w takim wymiarze). Wspominałaś wcześniej SFU i tam takie coś jak najbardziej by pasowało, bo tamten bym serialem obyczajowym i opierał się na rozwoju emocjonalnym bohaterów, ale Dexter z zasady jest pozbawionym głębszych uczuć psychopatą, więc takie wycieczki osobiste, które są celem samym w sobie i niczego nie zmieniają, nie mają jak dla mnie racji bytu (w szóstym sezonie, bo jak dla mnie piąty już dość się nagadał o tych sprawach).
Szczerze mówiąc wydaje mi się, że gdybym nie przeczytał gdzieś (bodajże po drugim odcinku) sugestii dotyczącej ewentualnej niematerialności postaci Gellara, to raczej bym na to sam nie wpadł. Generalnie trik dobry jeśli idzie o filmy, ale w serialu się nie sprawdza - o ile można oszukiwać sensownie widzów w kinie przez 1,5 godziny, o tyle zmylanie telewidzów przez 2 miesiące to już przesada i zagranie poniżej pasa. Sceny, w których Travis zauważa Gellara akurat w momencie, gdy Dexter spuszcza wzrok były naprawdę strasznie naciąganym, tandetnym i nie fair wobec widza zagraniem. Pomijając już idiotyzm sytuacji, w której nagle mam wgląd do głowy Travisa po tym, jak cały serial zawsze opowiadany był niejako z perspektywy Dextera. A gdybym nie widział wcześniej, że Gellar nie żyje, to byłbym jeszcze bardziej wkurzony, bo to już nawet nie były dwuznaczne sceny, tylko z zimną krwią zaplanowane ujęcia, których jedynym celem było oszukanie oglądających.
A tak marginesie - dzisiaj ogłoszenie nominacji do Screen Actor Guild Awards a jutro do Złotych Globów. Nie liczę nawet na wyróżnienie dla Dextera jako serialu i mam też spore obawy, jeśli idzie o nominację dla MCH. Ale biorąc pod uwagę, że w zeszłym roku nominację dostała Julia Jakaśtam za rolę Lumen (ech....), może teraz Hanksowi albo Carpanter coś skapnie.
Jasne, Dexter to nie SFU i faktycznie, takie wątki psychologiczne nie zawsze muszą być obecne. Mam jednak pewne obawy jaki byłby serial, gdyby nie to. Sama nie wiem, po prostu uważam że dość ciężko oglądałoby się którąkolwiek serię bez tych rozważań. Jest to pewien zapychacz dla fabuły, ale jednocześnie pozwala trochę bardziej wczuć się w sytuację bohatera. Po prostu z wielkim trudem przychodzi mi wyobrażenie sobie, że 6. sezon ma mniej tych rozmyślań - przynajmniej dla mnie serial byłby nudniejszy.
Po części się z Tobą zgadzam jeśli chodzi o oszukiwanie widza. Jak zwykle jednak można to rozpatrywać na różne sposoby, bo w 1. sezonie mieliśmy do czynienia z bardzo podobną sytuacją. Można było się domyślić, że Rudy jest kimś bliskim dla Dexa (entuzjastyczne ze strony Briana pierwsze spotkanie, zabicie Joe Driscolla, uśmiechy akurat na ważnych dla Dextera zdjęciach itp.), a mimo wszystko byliśmy w niepewności aż do bodaj ostatniego odcinka. W takim przypadku też możemy mówić o pewnym oszukiwaniu, przynajmniej wg mnie.
Poza tym, z perspektywy widza, który wie praktycznie wszystko takie zagranie to faktycznie tandeta. Patrząc z punktu widzenia Dextera - scena w samochodzie była zwykłym zbiegiem okoliczności i jestem przekonana, że gdyby w realu zdarzyłoby nam się coś takiego to - podobnie jak Dexter - zaufalibyśmy tej wskazówce. Zresztą, w przedstawionej tak sytuacji nie widzę dobrego rozwiązania, które pozwalałoby ujrzeć Gellara na moment, jednocześnie wypadając w miarę realistycznie.
Przejrzałam Twój profil i z tego co widziałam to chyba nie oglądałeś Fight Club. Jeśli mam rację to bardzo Ci polecam ten film, bo myślę, że po obejrzeniu mógłbyś zmienić swoją opinię - chodzi mi głównie o koniec 2. akapitu. Napisałam nawet mega wypowiedź na ten temat ale na szczęście w porę się ogarnęłam i nie zaczęłam spoilerować :) Jestem bardzo ciekawa jak postrzegałbyś ten sezon po obejrzeniu FC.
Cóż, jeśli chodzi o SAG to miło zaskoczyłam się, kiedy zobaczyłam nominację dla Halla :) Trzymam kciuki za Złote Globy i mam nadzieję, że wreszcie uda się Carpenter - kto jak kto, ale ona, zarówno jak i MCH naprawdę zasługują na nagrody.
Też planowałem ten film obejrzeć, ale jeśli zagrywka z Gellarem jest klonem sytuacji z tego filmu, to chyba raczej nie ma to sensu, bo wiem, czego się spodziewać. Ja tam już Dexterowi wybaczyłem wszystkie grzechy obecnego sezonu. Naszedł mnie taki nieco nostalgiczny nastrój, bo zbliża się finał - koniec końców lepsze nawet najgorsze tegoroczne odcinki Dexa niż nadchodzące dziewięć miesięcy na głodzie:( A jeśli dostaniemy takie zakończenie, na jakie się zanosi (o tym napisałem w osobnym poście), to ciężko będzie przetrwać. A poza tym z kim będę wymieniał przydługawe i często niemalże filozoficzne wywody jak nie z naćpanym niedźwiadkiem na temat idiotyzmów poszczególnych odcinków...;p
Mimo wszystko gorąco polecam, bo w gruncie rzeczy podobieństw jest bardzo mało. Inna sprawa to to, że w wielu kręgach film jest uważany za kultowy (trochę żałośnie to brzmi, ale cóż :)), Norton, Pitt czy Bonham Carter są świetni, w ogóle cała historia jest niesamowicie oryginalna i wciągająca. Tak czy inaczej: nawet mając zarys fabuły to gwarantuję, że pod koniec będziesz zdziwiony i zmieszany.
Moje uwielbienie dla serialu jest tak duże, że wszystkie błędy wybaczam od razu, co nie powoduje wielkiej kumulacji w końcowych odcinkach i wtedy oglądam sobie finał bez napinki, potem piszę mądrości na forum i idę spać z poczuciem dobrze wypełnionej misji - świetna metoda, polecam :)
Muszę odnaleźć tego posta, w tym temacie czy gdzieś indziej? Także spodziewam się mocnego zakończenia i nie wyobrażam sobie, że w poniedziałek będzie już koniec... No nic, pozostaje tylko czekać. Za to 2013 będzie tłuściutki, bo Hall oprócz "Dextera" wystąpi w "To Appomattox", więc koniec końców będzie można obczaić coś nowego.
Nie wiem co mądrego odpisać na uwagę o niedźwiadku, jednak jest mi bardzo miło :) Mogę jedynie napisać, że odkąd pamiętam to Buki się nie bałam, bardziej przerażała mnie Mała Mi :P A zresztą, ja swoją działalność na tym forum zaczęłam jakoś na początku roku, a mimo to udało się nabić dużo wypowiedzi, więc bądź dobrej myśli. A jak nie to przeniesiemy się na SFU, bo tamto forum jakoś ledwo zipie.
Nadal nie przestałam się śmiać z tych "9 miesięcy na głodzie", przepraszam, ale widzę że zazwyczaj jesteś opanowany itp., a tu takie dramatyczne wyznanie :) Niemniej jednak łączę się z Tobą w bólu i w sumie czuję tak samo :)
Wygląda na to, że wreszcie mam trochę czasu by włączyć się do dyskusji! Bardzo się cieszę! :D
Rzuć naukę na egzaminy- gadaj o Dexterze! xD
Post będzie krótszy (wiem, że takich nie lubisz ;P) bo swoją opinię o odcinku już wyraziłam. W SFU nie spodziewałam się, że między Billym i Brendą coś może być, ale wiedziałam, że oboje mają bardzo "nie po kolei", są niestabilni emocjonalnie itd.jednak w "Dexterze" nie po kolei wg mojego przekonania miał tylko on. Debra miała swoje małe demony z dzieciństwa, wybierała niewłaściwych facteów, przejmowała się wszystkim, ale ogólnie normalna dziewczyna z problemami, nigdy nie pomyślałam, że mogą pojawić się u niej takie uczucia do brata. Łączy ich bardzo silna więź (nawet Dex to czuje, mimo tego, że jest socjopatą), ale jednak siostrzano-braterskie. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowy zamęt w głowie Debry. (nie piszę wszystkich spostrzeżeń na ten temat bo nie chcę powtarzać tego co napisałam w innym poście w tym temacie. Także możesz sobie sprawdzić ;)
Wybaczam prawie wszystkie niedociągnięcia w tym serialu, co nie znaczy, że ich nie widzę. Dobrze, że nie tylko ja tak robię, bo myślałam, że jestem jakąś nieodpowiedzialną fanką. xD
Również nie wiem jak przeżyje 9 miesięcy bez nowych odcinków i to nawet bez świadomości, że muszę czekać tylko tydzień na nowy odcinek. Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzimy we trójkę :)
Od początku wiedziałam, że ona się w nim w końcu, w którymś momencie zakocha...
Co do Harrisona - tu możliwy
SPOJLER SPOJLER SPOJLER!!!
- zobaczy tatę w akcji...
A z innej beczki: Dex jakoś tak wyładniał w tym sezonie, zmarszczki zniknęły. czyżby botoksik? ;)
Nie sądzę, żeby człowiek który dopiero co wygrał z nowotworem wstrzykiwałby sobie botoks.