PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=785168}

Diagnoza

2017 - 2019
7,1 12 tys. ocen
7,1 10 1 12368
5,0 2 krytyków
Diagnoza
powrót do forum serialu Diagnoza

Wróciłem do „Diagnozy” po latach i ponowna podróż przez wszystkie sezony była dla mnie równie ekscytująca, jak za pierwszym razem, gdy z niecierpliwością czekało się na każdy nowy odcinek.
Dopiero jednak przy drugim seansie zauważyłem wiele rzeczy, które wcześniej umknęły mojej uwadze.

Przede wszystkim uważam, że potencjał tego serialu został zmarnowany, a sama produkcja okazała się czymś zupełnie innym, niż zapowiadali twórcy. W wywiadach podkreślano, że „Diagnoza” będzie miała klimat zbliżony do „Dr. House’a”, jednak w praktyce przez cztery sezony znalazł się może jeden odcinek, który choć w połowie nawiązywał do tej amerykańskiej produkcji.

Po drugie – wyraźnie widać, że scenarzyści rozpisali historię Anny i Jana na wiele sezonów, a ostatecznie opowiedzieli ją raptem w trzech. Czwarty sezon nie wnosi już niczego nowego do fabuły.
Mam wrażenie, że TVN podjął decyzję o zakończeniu produkcji już pod koniec drugiego sezonu, co zmusiło twórców do przyspieszenia akcji i porzucenia wielu wątków. To cięcie widać szczególnie w trzecim sezonie – nie tylko nie do końca współgra on z tym, co zostało zarysowane w pierwszym, ale dodatkowo potencjał postaci Artmana został mocno ograniczony. Co ciekawe, Artman z pierwszych dwóch sezonów to zupełnie inny bohater niż ten, którego oglądamy w trzecim i czwartym.

W pierwszym sezonie poznajemy Artmana jako egoistycznego profesora, mającego wiele na sumieniu – kłamcę, człowieka pozbawionego skrupułów i uczuć. Jedyną prawdziwą więź emocjonalną, jaką posiada, jest miłość do własnych dzieci. Artman okazuje się zdolny do wszystkiego, by chronić nie tylko siebie, lecz także właśnie je.
Jego relacja z byłą partnerką, Anną, jest zbudowana na nienawiści. To on umieścił ją w szpitalu psychiatrycznym i sam uciekł z powrotem do Polski. Strach przed jej powrotem był tak silny, że zdecydował się opóźniać kolejną operację, licząc na komplikacje, które miały doprowadzić do śmierci Anny – „problem” miał zostać w ten sposób raz na zawsze rozwiązany.
Co istotne, widać wyraźnie, że Artman nienawidzi Anny nie tyle za to, co mogła zrobić jemu, ale raczej za to, co zrobiła ich dzieciom. Drugi sezon niewiele wnosi do jego postaci, natomiast trzeci i czwarty pokazują zupełnie innego bohatera – co niestety wypada jak narracyjna porażka.

Z kolei Annę poznajemy jako zdeterminowaną kobietę, przepełnioną nienawiścią do mężczyzny, który zniszczył jej życie. Jej plan zemsty nie dochodzi jednak do skutku, ponieważ ulega wypadkowi i traci pamięć. Trzeba przyznać, że tej roli nie mogła zagrać nikt inny niż Maja Ostaszewska – postać została napisana i odegrana tak, że widz od samego początku pozostaje w niepewności. Czy Anna naprawdę utraciła pamięć, czy tylko udaje? A może ukrywa swoją tożsamość i przeszłość, by coś uknuć?

Pierwszy sezon jasno pokazuje, że Anna – podobnie jak Artman – również ma sporo na sumieniu. Nie jest osobą bez skazy, a Jan miał swoje powody, by umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym. Zresztą widać to także w kolejnych sezonach: Anna w rzeczywistości często stawia swoje ambicje ponad dobro bliskich. Jej działania wielokrotnie narażały innych na niebezpieczeństwo – porwanie dzieci, poświęcenie Gustawa, zamach na Artmana, infiltracja podziemia transplantacyjnego czy wystawienie Michała jako przynęty, to tylko niektóre przykłady.

Ostatecznie Anna zdaje się skupiona przede wszystkim na realizacji własnych celów, co doskonale podsumował Artman w finale pierwszego sezonu, mówiąc o jej nieustannej walce i ambicjach.

Podejrzewam, że producenci chcieli, by Anna i Jan stanowili duet w stylu pani i pana Smith – pary, której miłość i nienawiść wzajemnie się napędzają. Niestety, z powodu skrótów fabularnych i decyzji produkcyjnych ten potencjał nigdy nie został w pełni wykorzystany.

Postacie drugoplanowe i dalszoplanowe zostały zagrane całkiem solidnie. Nawet niezbyt lubiany Królikowski, moim zdaniem, zdał egzamin i wypadł dokładnie tak, jak jego rola tego wymagała.
Za to na szczególne wyróżnienie zasługuje Aleksandra Adamska, która – zaraz po Magdalenie Popławskiej – stworzyła jedną z najlepszych kreacji w całym serialu.
Niestety reszta obsady nie uniknęła słabszych momentów – niektóre sceny były zagrane w taki sposób, że zamiast budować napięcie, wywoływały u widza poczucie zażenowania czy wręcz cringu.

Skrócona i w dużej mierze zmarnowana została również relacja Anny i Marty – kobiet, które potajemnie darzyły się nienawiścią. Kością niezgody były dzieci: urodzone przez Annę, ale wychowane przez Martę. Ten konflikt mógł stać się jednym z najmocniejszych wątków serialu, jednak został potraktowany powierzchownie.

Osobiście dużo bardziej satysfakcjonujące wydawałoby mi się zakończenie, w którym to nie Krynicki oddaje finałowy strzał, ale właśnie Marta – po dramatycznej ucieczce z psychiatryka. Tak wyobrażałem sobie rozwój jej postaci:
opieka nad nieswoimi dziećmi → odebranie ich sobie przez biologiczną matkę → życie z poczuciem wyobcowania i obserwowanie ich z boku → próba stworzenia własnej rodziny, która kończy się fiaskiem → załamanie i pobyt w szpitalu psychiatrycznym → ostateczna chęć zemsty na Annie, którą Marta zaczyna obwiniać za całe swoje nieszczęście.
Taki finał nadałby serialowi dużo większej dramaturgii i sprawiłby, że postać Marty stałaby się jedną z najbardziej złożonych i tragicznych bohaterek całej „Diagnozy”.

No i w końcu – to nieustanne węszenie Anny i odkrycie podziemia transplantacyjnego. Ostatecznie sprowadza się ono do klasycznej roli „bohaterki, która tropi złych ludzi”, ale przecież dużo większym zaskoczeniem dla widzów byłoby, gdyby nagle okazało się, że sama Anna jest w ten proceder wplątana. Pomysłów można było wprowadzić wiele, ale producenci poszli po najmniejszej linii oporu.

Nie do końca mi się podoba relacja Bogny i Jana, który tylko przez głupi romans chciał wspiąć się wyżej na szczeblach kariery. W pierwszym sezonie poznaliśmy go jako człowieka ambitnego, egoistycznego, pełnego wad, ale też na swój sposób genialnego i potrafiącego osiągać swoje cele dzięki sprytowi, manipulacji i intelektowi. To nie jest typ bohatera, który musi uciekać się do „prostych” rozwiązań w rodzaju romansu dla kariery. Wątek z Bogną spłaszczył tę postać, redukując jej potencjał do taniego melodramatu i odzierając ją z tej niejednoznaczności, która czyniła go fascynującym w pierwszych dwóch sezonach.
Zamiast ukazywać Jana jako gracza potrafiącego wyprzedzać innych o kilka kroków, serial sprowadził go do roli mężczyzny wikłającego się w banalne schematy. To był moment, w którym postać Artmana zaczęła tracić swoją spójność i konsekwencję.

Zdecydowanie lepiej byłoby rozciągnąć tę historię i wplatać ją w życie pacjentów, o których walczyliby lekarze w Rybniku. Rozwiązywanie zagadek medycznych w połączeniu z wątkami kryminalnymi mogłoby stworzyć dużo ciekawszą i bardziej spójną strukturę fabularną. Idealnie sprawdziłoby się utworzenie zespołu lekarzy, którzy główkowaliby nad skomplikowanymi przypadkami, na czele którego stałby Artman, a Leśniewska byłaby jego członkiem.
Mam wrażenie, że w pewnym momencie producenci zapomnieli, że nagrywają serial medyczny – fabuła coraz bardziej skupiała się na wątkach sensacyjno-obyczajowych kosztem samej medycyny i pracy w szpitalu, co osłabiło początkową koncepcję serii.

Na koniec warto wspomnieć o kilku elementach, które rażą w oczy, zwłaszcza dla widzów dobrze znających Rybnik. Często bohaterowie przechadzają się po mieście „nie z tej strony”, a pacjenci przewożeni są drogami, które mijają się z logiką miejską. Do tego dochodzi mieszanie ujęć z innych miast udających Rybnik z rzeczywistymi zdjęciami – dla kogoś, kto zna miasto, te niuanse mogą być drażniące i wybijające z rytmu fabuły.
Drugi element to rekwizyty i detale – w tym numery rejestracyjne samochodów. Przy powtórnym oglądaniu łatwo zauważyć, że niektóre tablice się powtarzają, co wygląda po prostu tandetnie. Producentom niewiele by przeszkodziło, żeby zadbać o większą różnorodność numerów czy chociaż na czas zdjęć wypożyczyć tablice z urzędu miasta, które przecież wspierało finansowo produkcję. Takie detale, choć drobne, znacząco wpływają na wiarygodność i spójność świata przedstawionego w serialu.
Zabawne jest to, jak w serialu „Diagnoza” non stop przewijają się Katowice. W praktycznie każdym odcinku słyszymy „w Katowicach”, „do Katowic”, „z Katowic” – chyba częściej niż „Rybnik”, który przecież finansował całą produkcję niemałymi pieniędzmi. Trochę to razi, bo wygląda, jakby bardziej promowano Katowice niż samo miasto, w którym faktycznie kręcono zdjęcia i które realnie wspierało serial. Albo może chciano pokazać, że mały Rybnik jest gdzieś obok Katowic – chociaż w świecie „Diagnozy” Gdańsk znajduje się piętnaście minut od Rybnika, ale tu już szkoda się rozwodzić.

„Diagnoza” to serial, który przy pierwszym seansie potrafi wciągnąć i dostarczyć emocji, jednak przy bliższym oglądaniu ujawniają się jego liczne niedociągnięcia. Marnowany potencjał fabuły, niespójność postaci w kolejnych sezonach, skrótowość relacji między bohaterami oraz powierzchownie potraktowane wątki drugoplanowe sprawiają, że serial nie spełnia w pełni oczekiwań.

Mimo to „Diagnoza” wciąż oferuje mocne postacie, interesujące zwroty akcji i świetną grę aktorską. Silne, złożone postacie głównych bohaterów, napięcie medyczno-kryminalne i nieoczywiste motywacje sprawiają, że serial ogląda się przyjemnie i wciągająco.

Biorąc pod uwagę zarówno jego zalety, jak i wady, moja ocena to 7/10 – jest to maksimum, jakie mogę dać tej produkcji. Potencjał mógł zostać wykorzystany dużo lepiej, ale mimo wszystko „Diagnoza” pozostaje serialem wartym obejrzenia, zwłaszcza dla fanów mocnych postaci i dramatycznych historii.