W całej tej historii zbyt powierzchownie zarysowano to, co było BEZPOŚREDNIĄ przyczyną, czyli poważny problem kobiecej, długotrwałej i nie penalizowanej agresji symbolicznej, tzw. argumentum ad incelum. Odc. 2 i 3 nieco dotknęły tego tematu, ale np. postać tej aroganckiej Jade (to dopiero była wredota :) ) powinna być lepiej rozwinięta. Jej wypowiedzi o Adamie czy ten passus: "Próbujecie ją za to obwiniać?" "- Nie chcemy, żebyś źle o niej mówiła. - Chcecie!" - bardzo wymowne, widać, że dziewczę nasłuchało się feministycznego dyskursu i wszędzie widzi opresyjny patriarchat. Podobnie działania Katie wobec Jamiego wypadałoby lepiej nakreślic. Oczywiscie, morderstwo popełnione przez małoletniego tez zasługuje na odpowiednie osądzenia, ale pamietajmy, że środowiska feministyczne zazwyczaj bronią morderczyń, poza tym kobiety dostają niższe wyroki za te same przestępstwa, więc cały system obyczajowo-prawny jest mocno ginocentryczny. A już szukanie przyczyn w "nieobecnym ojcu" i manosferze to totalne kuriozum. Czy nie jest to kolejna próba deprecjonowania zarówno ojcostwa, jak i tego ruchu? Czy za jakiś czas w ramach "walki z mowa nienawiści" będą delegalizować redpillowców?