Wiadomo, że powszechna jest opinia o tym, że warto zacząć oglądać Doctora od tego odcinka.
Że najlepiej oddaje on klimat serialu, że jest spojrzenie na Doktora z boku, że to absolutna
klasyka i że jeżeli komuś się nie spodoba to nie ma w ogóle po co próbować oglądać całego
serialu.
No a dla mnie "Blink" to jeden z tych odcinków podczas których musiałem walczyć ze sobą żeby
nie przewinąć go do przodu i generalnie lekko się na nim wynudziłem. Co dziwne tym bardziej
że jestem nie tylko fanem całego serialu ale i Moffata, którzy przecież "Blink" napisał.
Jestem ciekawy czy jestem odosobniony w opinii że "Blink" to nic szczególnego czy jednak jest
ktoś kto również nie czuje wielkości tego odcinka :)
Cóż, nie wszyscy fani Doctora muszą lubić te same odcinki ;) Mnie się Blink podobał, tylko nie wiem czy go jeszcze kiedyś obejrzę, był trochę straszny... :| xd
Pewnie zależy też od podejścia. Jeżeli ktoś oglądał od tak, nie sugerując się opiniami innych i nie przewalając setek komentarzy o poszczególnych odcinkach, to Blink go miło zaskoczy. Ale jeśli ktoś szykował się na odcinek wszechczasów i od pierwszego sezonu wyczekiwał na ten słynny Blink, to będzie zawiedziony. Jak ja. Do dziś mój ulubiony odcinek to Empty Child + cz. 2 od Empty Child. A od Blink wolę choćby odcinek z Szekspirem z tego samego sezonu.
Uwielbiam te same odcinki co Ty! :> No, ale - nie nastawiałam się na legendarność tego odcinka, ale mi się podobał. Jeden z lepszych moim zdaniem, chociaż nie powiedziałabym, że najlepszy, bo za bardzo lubię samą postać Doktora, żeby oglądać go aż tak bardzo z boku. Ale sama pokazałam przyjaciółce Doktora tym odcinkiem i się jej spodobał.
Ja właśnie "szykowałem się na odcinek wszech czasów". Faktycznie spodziewałem się czegoś lepszego, ale nie mogę powiedzieć że jestem zawiedziony, przeciwnie jest to jeden z moich ulubionych odcinków.
Osobiście bardzo lubię ten odcinek, choć za jakiś nie wiadomo jak fenomenalny go nie uważam. Przy czym dodatkowy plus dlań za wprowadzenie Płaczących Aniołów moich ulubionych :)
blink - bardzo fajna historia ale mało dla mnie w niej Doctora jako takiego.
Zreszta niczego tak nie znoszę jak oglądania czegoś od 30 odcinka - wprowadza to niepotrzebny zamęt i najczęściej wielu rzeczy jadnak sie nie rozumie (z Blink jest trochę inaczej bo to właśnie odrębna historia od Doctora jako takiego)
Równie dobrze można powiedzieć - obejrz ostatni odc z 7 sezonu, zachwycający! - pewnie i tak ale jak ktoś nie widział całej histori z River i samym Doctorem to nie zrozumie o co fika nawet jakby to był najbardziej czaderski odcinek we wszechświecie.
Pewnie masz rację z tym zaczynaniem od środka, przy czym np. ja zacząłem chyba od "Eksperymentu Lazarusa" a dopiero potem nadrabiałem resztę, więc czasami zdarzają się wyjątki.
Zgadzam sie, ale jesli ktos ogladnal kilka pierwszych odcinkow i sie do serialu nie przekonal, to Blink jest dobra "probka". Jesli ten odcinek go tez nie przekona, to "Doktor" raczej nie jest dla niego.
Co do ostatniego zdania...wlasnie "Blink" nie jest zwiazany z fabula glowna i dzieki temu moze dotrzec do widza, ktory wczesniej o Doktorze nawet nie slyszał.
@Capitano_S
to zaczales chyba od jednego (wedlug mnie) z najgorszych odcinkow
Odcinek jak odcinek, grunt, że chciałem oglądać więcej :)
Powiedziałbym jednak, że "Blink" średnio nadaje się na pierwszy odcinek dla nowych widzów z prostej przyczyny: nie jest "typowym" epizodem, a raczej właśnie takowego potrzeba dla "świeżaka" - żeby wiedział, czego może się po całości serialu spodziewać.
Dokładnie wyraziłeś moje myśli. Nie rozumiem czemu ludzie polecają odcinek Blink na początek i to jeszcze z tekstem "jak Ci się spodoba to możesz oglądać Doctora a jak nie to sobie daruj". Przecież to kompletna bzdura bo to jest super historia ale bardzo oderwana od reszty serialu (inny styl) a i samego Doctora jest jak na lekarstwo. Polecanie tego odcinka to wprowadzanie w błąd świeżaków bo drugiego takiego odcinka w serialu już nie ma.
i jednen i drugi ma rację :P tyle że pierwsza seria doctora wciąga gdzieś od 3 odc jak dla mnie i ogólnie pierwsza seria jest zupełnie inna niż od 2 wzwyż - bo 1 sezon bbc robiło typowo "dla siebie" a nie pod publikę amerykańską o czym świadczą słabe efekty specjalne i dość zabawna komputerowa muzyczka której już później się nie uświadczy (trochę szkoda jak dla nie :P) Mimo to to mój ulubiony sezon ;) choć na 1 odc pomyślałam "co za masakra" :D
Może jestem dziwna, ale mi się całkiem podobał... pierwszy odcinek. Manekiny zawsze mnie trochę przerażały, motyw z łapaniem się za ręce Rose i Dziewiątego był genialny. A że efekty specjalne żenujące, no cóż.
3 odcinek z Dickensem też był ciekawy. A Empty Child rozwala system :D
Dla mnie "Rose" to też nie był jakiś strasznie zły odcinek. Aczkolwiek zachodzę w głowę czemu świadomie postanowiono w nim uczynić Autonów bardziej kiczowatymi, niż byli w 1970 roku.
no właśnie empty child to jest odc od którego można zacząć :D bo jest debeściacki i bardzo w klimacie doktora a i jego samego tam nie brakuje - miodzio!
Empty child jest dobry na początek, ale uważam, że lepiej zacząć od odcinka 6 czyli "Dalek". Odcinek jak dla mnie wciągający i widz może też zobaczyć jednego największych wrogów Doktora.
Powiem szczerze że jeszcze jak nie znałam tego serialu i trafiłam właśnie na ten odcinek i to w dodatku na scenę w której Mickey zostaje "pożarty" przez kosz na śmieci pomyślałam sobie "Boże co za bzdury dzisiaj kręcą! Kto to ogląda?!" a potem trafiłam na Fater's day i w serial się wciągnęłam :). Jakież było moje zaskoczenie kiedy okazało się że "te bzdury" to mój serial. Oczywiście odcinek już wtedy inaczej odebrałam :) ale uważam że nie nadaje się na polecenie "świeżakowi" :). Poleciłabym takiej osobie właśnie odcinek z Dickensem The Unquiet Dead, bo to jeden z tych pierwszych lepszych.
Ja na blink wyczekiwałem całe 3 sezony i... się nie zawiodłem. Odcinek jest naprawdę rewelacyjny i obok(a może nawet samotnie) Empty Child stawiam go sobie jak dotąd (jestem po 3 sezonie) na pierwszym miejscu. Świetni bohaterowie(będzie może kiedyś jakiś odcinek z Sally?), genialny pomysł i dawkowany Doktor wspaniały w całej rozciągłości.
chyba jesteś jedną z nielicznych osób z takim zdaniem. A jaki wg Ciebie był najlepszy odcinek?
Ogólnie jestem fanką odcinka ze Stacją Gier, gdzie trafili Rose z Doctorem (plus temu odcinkowi dodaje to, że występują w nim Dalekowie i Jack). Uwielbiam też odcinek z równoległym światem, pierwszy, gdzie tak naprawdę poznajemy Cybermanów i waśnie wątek o nich mi się najbardziej podoba. Odcinki 'Blink' i 'Midnight' są zaraz po nich. Naprawdę jestem fanką odcinka 'Blink'. Najbardziej podobała mi się rozmowa Sally z Billy'im (naprawdę szkoda, że później dotknął go Płaczący Anioł) i to, jak Sally 'rozmawiała' z Doctorem z kasety. Uwielbiam ten odcinek, ale najlepszy nie jest :)
Poza tym lubię też odcinek o tym, jak Rose ratuje swojego ojca w dniu jego śmierci.
Ooo 1 sezon :) jak miło :). No ten odcinek jest fajny. A odcinek z ojcem jest pierwszym odcinkiem Doctora jaki zobaczyłam więc też czuje do niego sentyment :). Jednak te odcinki z równoległym światem w obrębie drugiego sezonu lubię najmniej (prócz tego gdzie Doctora prawie w ogóle nie ma). Może dlatego że wydaje mi się taki "zimny"? Za to lubię te z bestią pochłoniętą przez czarną dziurę i chyba to jest moja ulubiona historia. A Midnight to moja perełka :).
W Blink myślałam, że Sally zwiąże się z Billym. Takie to trochę było rozczarowujące. No, ale takie życie. Jeszcze z tych takich odcinków godnych uwagi (najwyższej półki) umieściłabym Hide z 7 sezonu.
Historia z czarną dziurą też była świetna :) Najbardziej lubię te pierwsze 4 sezony, bo wśród nich uwielbiam większość odcinków :) W dalszych sezonach też znajdzie się wiele perełek, ale trochę gubię się w tym wątku z River. Kiedy ponownie oglądałam Doctora (chyba już setny raz, mój ulubiony serial :)) i był właśnie ten wątek z Sally i Billym, od razu przypomniałam sobie późniejszy wątek z biblioteką (też jeden z lepszych odcinków) i tą końcówkę, kiedy Donna w tym innym świecie miała rodzinę i jak wróciła do biblioteki i szukała swojego 'wcześniejszego męża' (który się jąkał) i jednak uznała, że on też był wymyślony. A strasznie załamała mnie ta końcówka, kiedy on ją zauważył i zaczął mówić jej imię, ale się zająknął, powiedział tylko 'D... D...' i się teleportował... To mnie strasznie zdołowało.
Ja też najbardziej lubię pierwsze 4 sezony :) a zwłaszcza 1, 2 i 4. W 3 trochę Martha mi psuje odbiór Doctora. Zaś w sezonach 5-7 to ja się gubię nie tylko w wątku River.
Odcinki z Biblioteką też są fajne :). Co do Donny to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten "jąkała" był jej przeznaczony. Wiem, że Donna ma teraz męża i jest szczęśliwa, ale cały czas gdzieś tam z tyłu głowy mi siedzi taka myśl, że ten "jąkała" był dobrany akurat do niej. Taka druga połówka. Przykre to.
Tak, to było przykre. A co do Marthy to się zgadzam. Jakoś o wiele bardziej lubiłam inne towarzyszki Doctora, szczególnie Rose i Clarę, zresztą Donna i Amy też były nawet fajne.
Od 5 sezonu wszystko zaczyna się coraz bardziej komplikować, każdy chyba się w tym gubi. I już teraz zastanawiam się, jak długo wszystko będą komplikowali i czy kiedyś powrócą do 'starego' serialu. Na początku był w miarę prosty w odbiorze (trzeba było czasem się jakoś wysilić, ale i tak wszystko się rozumiało) i mam nadzieję, że w końcu wrócą do starego klimatu.
Moje ulubione towarzyszki to Rose, Donna i Clara :). Za Amy nie przepadałam, ale jak teraz tak się zastanawiam to w sumie nie ona uprzykrzała mi w kolejne sezony tak jak Martha 3. Bo nawet jak odeszła w 7 sezonie to nie poczułam takiej ulgi i euforii jak po odejściu Marthy.
Jak długo wszystko będą komplikowali? Tak długo jak będzie obecny scenarzysta. Niestety.
Niestety. Jak się tak teraz zastanawiam to tak sobie przypomniałam, że towarzyszki Doctora głównie przejmowały się losem ludzi. A jak sobie przypominam Marthę to pamiętam tylko, jak bardzo żałowała, że Doctor nie odwzajemnia jej uczuć. Albo tak samo przeszkadzało mi, z jaką ironią na początku mówiła o Rose, np kiedy Jack o nią zapytał. No bo czego się spodziewała? Doctor ją kochał i za nią tęsknił, a ona spodziewała się chyba, że nie będzie o niej wspominał i przestanie za nią tęsknić.
Za to masz rację, Donna była fajna :) Szczególnie kiedy stała się DoctorDonną ze swoimi ripostami i mózgiem Doctora ;) Tak bardzo wtedy do niego pasowała... Naprawdę szkoda, że Doctor musiał jej wymazać pamięć, bo po tej przemianie stanowiliby jeszcze doskonalszą parę ;)
Mówiąc o Donnie przypomniał mi się jeszcze jeden odcinek, którego nie lubiłam, a mianowicie ten, w którym miała coś na plecach (wtedy co skręciła w prawo zamiast w lewo i nigdy nie spotkała Doctora). Ten odcinek był taki ponury, szczególnie wtedy, kiedy Doctor już zginął i zaczynało robić się coraz gorzej. Za to podobał mi się ten odcinek z tłuszczakami :)
Wyraziłaś całe moje zdanie o Marthie :). Mnie wkurzyło jak Martha zaczęła być złośliwa z powodu Rose gdy rozmawiali z Jackiem. Widać było jej zazdrość i w sumie głupotę bo co Doctor miał na zawołanie przestać kochać Rose i zapomnieć i zakochać się w niej? Na całe szczęście Doctor wtedy się wkurzył i szybko ich upomniał. Gdyby Martha była mądrzejsza wykorzystałaby sytuację i stała się mu tak bliska jak Donna. Doctor bardzo lubił Donnę natomiast mam wrażenie, że specjalnie trzymał Marthę na dystans. Wiedział że jeżeli choć trochę pozwoli jej się do siebie zbliżyć to ona zaraz będzie sobie wyobrażać Bóg wie co. Za to z Donną nie miał tego problemu dlatego mogli być tak świetnymi i bliskimi przyjaciółmi. Kiedy Jack mówi że Doctor wszystkich porzuca ale Rose by tego nie zrobił, Matrha chyba uświadomiła sobie, że nigdy nie będzie miała takiego posłuchu u Doctora jak Rose i jej zazdrość sięgnęła szczytu.
Szkoda że nie nakręcili choć jednego odcinka jak Doctor i Doctor/Donna razem podróżują. Scena jak jej wymazuje pamięć była dla mnie najbardziej przejmującą sceną w całym serialu. Przebiła nawet rozstanie Rose z Doctorem w 2 sezonie. Rose chociaz miała wspomnienia a Donna została z niczym. I mam wrażenie że jej najbardziej przydało się takie obcowanie z Doctorem bo miała zaniżoną samoocenę a przy Doctorze mogła zobaczyć ile jest warta a potem to straciła. Okropne :(.
Też nie przepadam za Turn Left. Mimo że wraca tam Rose to ten odcinek jest szary i przybijający. A odcinek z Tłuszczkami uwielbiam. Ja po prostu kocham humor Donny i Doctora jak się spotykają razem :). Z pierwszych odcinków to lubię też ten z 2 sezonu jak Doctor zabiera Rose na Nową Ziemię do tego szpitala z kocimi zakonnicami :). Sceny jak Casandra przejmuje ciało raz Rose raz Doctora są rewelacyjne :).
Dokładnie. Donna po prostu była dla Doctora cudowną przyjaciółką i tak naprawdę żadnemu z nich nie zależało na czymś więcej. Poza tym pamiętam jeszcze, jak Donna spotkała Rose i jak Doctor się o tym dowiedział. Jej słowa wtedy brzmiały: 'Rose wraca. Czy to nie dobrze?' I jak wtedy Doctor się ucieszył i Donna cieszyła się razem z nim. Jakby zamiast Donny Martha ciągle byłaby jego towarzyszką, pewnie znowu byłaby pełna zazdrości i pokazałaby swoje wrogie nastawienie do Rose, chociaż wcale jej nie znała. Naprawdę się cieszę, że nie wprowadzili wątku, gdy Doctor zakochuje się w Marthie, bo to byłoby już kompletne przegięcie...
Tak, odcinek z Doctorem i Doctor/Donną byłby po prostu genialny :) Chyba nawet byłby najlepszym odcinkiem w całym serialu. Ale naprawdę szkoda Donny, nawet nie pamiętać takich wspaniałych przygód :( Rose miała wspomnienia, ale później jeszcze Doctor zostawił z nią drugiego siebie, który razem z nią się starzał i to było lepsze nawet od tego, gdyby ciągle z nim podróżowała. Nie oszukując się, Doctor i tak musiałby ją w końcu zostawić, a dla niej bolesne by było patrzeć, jak się starzeje, a Doctor pozostaje młody. A Donnie nie zostały nawet wspomnienia... Biedna Donna, naprawdę tworzyła doskonały duet z Doctorem.
Odcinek ze szpitalem był świetny :) Ja jeszcze nawet lubię ten odcinek w 1 sezonie, w którym było dziecko w masce przeciwgazowej. Trochę ponure kolory (a zdecydowanie wolę takie bardziej nasycone), ale za to po raz pierwszy wystąpił Jack :) I ta koszulka Rose z flagą Wielkiej Brytanii, kiedy zawisnęła uczepiona liny w trakcie bombardowania podczas wojny. A już w ogóle to duet Rose - Jack uwielbiałam :)
A ja się kompletnie nie zgadzam z większością twoich opinii. Dużo odcinków w seriach 1-4 było bardzo słabych. Po za tym nie mogę znieść Donny naprawdę strasznie jej nie cierpię. Z odcinków które napisał RTD podobało mi się tylko The Long Game, finał 1 sezonu Gridlock i Midnight. Reszta odcinków które mi się naprawdę bardzo podobały to były odcinki Moffatta. Może trochę przesadził w 6 serii ale i tak była ona lepsza od bardzo słabej dla mnie serii 2 i 4. Stary klimat to nie serie RTD tylko serie Moffatta które bardzo nawiązują do serii klasycznych. Klimat RTD był chyba za bardzo dziecinny dla mnie. Przy okazji najlepszy duet w historii serialu to Doctor-Romana.
No cóż, każdy ma własne zdanie. Zarówno stare jak i nowe sezony mają swoich zwolenników :)
PS Kto to Romana? Być może pamięć mi szwankuje, ale nie pamiętam nikogo takiego.
Romana to towarzyszka Doktora początkowo przysłana mu do pomocy w poszukiwaniu fragmentów Klucza Do Czasu
Jakby Martha była przy Doctorze kiedy wracała Rose to pewnie zrobiła by mały sabotaż aby się nie spotkali, albo zaczęła manipulować Doctorem, że ważniejsze są rzeczy niż jego dawna towarzyszka i powinien myśleć o całej planecie a nie zajmować się Rose. Przecież to była taka egoistka i zazdrośnica, którą interesowały tylko dwie rzeczy: jej własny tyłek i uczucie Doctora. A Donna kochała Doctora, ale jak przyjaciółka. Była przy nim zaraz po stracie Rose. Wiedziała ile ona dla niego znaczy. Ona też straciła narzeczonego. Fakt wstrętny oszust, ale ona się zakochała. Potem straciła tego jąkałę. Donna rozumiała Doctora bo sama też kiedyś kochała i straciła te osoby. Jak tak sobie analizuję te wszystkie towarzyszki to Donna chyba była najbardziej empatyczną osobą z nich wszystkich. Zawsze się martwiła o wszystkich a jej współczucie było szczere. Tym bardziej boli to co ją spotkało.
Też uważam że pozostawienie Rose z ludzkim Doctorem było w sumie lepsze niż dalsze podróżowanie z samym Doctorem. Z tych powodów które opisałaś :).
Duet Jack i Rose był świetny ;) i tego mi zabrakło w finale 4 sezonu. Był duet Mickey i Jack, ale jakoś tak nie było Rose i Jacka a przecież oni sporo razem podróżowali nie mówiąc o tym że to Rose przywróciła Jacka do życia więc należało im się coś (jakaś scena). Mam wrażenie że Jack więcej poświęca czasu Rose wspominając ją w 11 odcinku 3 sezonu jak odnajduje Doctora niż w finale 4 gdy ją spotyka na żywo. Przecież wiedział, że ona utknęła w równoległym wszechświecie i co nawet jednego zdania?
Zgadzam się z Twoim zdaniem dotyczącym Donny. Donna była wg mnie najlepszą towarzyszką Doctora, ponieważ po pierwsze rozumiała go lepiej niż inni, po drugie potrafiła przywrócić Doctora do porządku (nakierować na bardzie właściwe tory np. The Runaway Bride, The Fires of Pompeii), a po trzecie była tylko i aż przyjaciółką (Doctor nie potrzebował kolejnej ślepo w nim zakochanej dziewczyny, tylko kogoś na kim może polegać, z kim może porozmawiać,osobę, z którą może być w bliskich, serdecznych stosunkach, ale bez nadziei na wspólne życie). Donna była najbardziej wyczulona na potrzeby i uczucia innych, a bezczelność była tylko płaszczem, pod którym skrywała brak pewności w siebie. Było mi naprawdę przykro kiedy odchodzi i to jeszcze w taki okrutny sposób.
Marthę też odbieram jako egoistkę, zresztą tak samo jak Amy - dwie panienki, które myślały, że świat Doctora będzie kręcił się wokół nich, że są najważniejsze (niestety w przypadku Amy po części tak było z powodu szczeliny i River), co było bardzo irytujące. Kiedy odeszła Martha czułam radość, a po odejściu Pondów to już w ogóle rozpierało mnie szczęście ;)
No właśnie ta bezczelność za którą niektórzy ją mocno krytykują była tylko przykryciem jej niskiej samooceny. Przecież nawet jak rodzi się Ludzki Doctor to zaczyna rozumieć czemu ona tak "krzyczy". I to fakt, że on zawsze mógł na nią liczyć. Wiedział, że kiedy podejmie złą decyzje ona go powstrzyma a nie będzie ślepo za nim szła "bo wspaniały Doctor podjął decyzję".
Tak Marthę chyba zabolało kiedy zorientowała się, że "świat Doctora nigdy nie będzie się kręcił wokół niej". I sobie poszła :).
Całkowicie masz rację.
Ale muszę przyznać, że Rory'ego lubiłam i szkoda mi było, że trafił na Amy, bo nie dość że pocałowała Doctora w noc przed swoim ślubem, to jeszcze nie chciała na niego wrócić i cały czas go odkładała. Wydaje mi się, że na niego nie zasługiwała.
A co do Donny to też masz rację, ale tak szczerze to naprawdę lubiłam tą jej bezczelność :) A szczególnie, kiedy z niej 'narodził się' nowy Doctor i trochę tej bezczelności też 'odziedziczył', to wtedy już po prostu para idealna ;D
Oj tak ja Rorego też lubiłam. Ale wydaje mi się że Amy kochała Rorego mimo wszystko. Należy też pamiętać że Doctor w życiu Amy był poniekąd pierwszy i towarzyszył jej od dzieciństwa jako wymyślony przyjaciel. Nic dziwnego, że miała do niego "słabość". Mimo wszystko Amy nie lubię bo jest zbyt irytująca. Ale czy na Rorego nie zasługiwała to nie wiem. W końcu go kochała.
Rory'ego lubiłam na początku, z czasem jednak coraz bardziej mnie drażnił. Wg mnie Amy dopiero pod koniec 5 sezonu zaczęła naprawdę kochać Rory'ego, wcześniej jej uczucia były niepewne. Ponadto woda sodowa uderzyła jej do głowy - stała się arogancka, zbyt pewna siebie, miała o sobie zbyt wielkie mniemanie, co na pewno nie sprzyjało jej relacji z narzeczonym. Jednak z czasem (od sezonu 6) naprawdę kochała swojego męża, niestety ta ich przesłodzona więź, pełna patosu była irytująca.
Belief dla mnie stwierdzenie, że Doctor był poniekąd pierwszą ważną osobą w życiu Amy i towarzyszył jej przez całe dzieciństwo jako wymyślony przyjaciel nie stanowi usprawiedliwienia dla jej fałszywego zachowania wobec narzeczonego. Rory od początku darzył ją wielkim uczuciem, a ona już po kilku podróżach z Doctorem zupełnie o nim zapomniała. Jej zachowanie nie było fair, była bardzo nie w porządku. To, że ktoś jest dla nas ważny nie może uzasadniać krzywdzenia innych, a wg mnie Amy swoim postępowaniem skrzywdziła Rory'ego.
Odnośnie Donny to też lubiłam jej bezczelność ;) Choć była ona tylko przykrywką dla braku pewności siebie, to jednak jej buta i krzykliwość nadawały jej fajny charakter i wg mnie idealnie do niej pasowały. Podobała mi się również para ludzki Doctor (klon) z doktorową Donną - też do siebie pasowali ;)
Całkowicie się w tej kwestii z Tobą zgadzam. Zachowanie Amy w stosunku do Rorego nie było w porządku. Staram się tylko poniekąd zrozumieć Amy postępowanie. Sierota, którą nagle odwiedza intrygujący gość, wierzy jej, że w jej pokoju coś złego się zawekowało (inni dorośli jej nie wierzyli) i chce ją zabrać w podróż. Niestety nie przyjeżdża. A mała Amy ma przyjaciela którego każdy dorosły uważa za wymyślonego, przyjaciela który towarzyszy w jej myślach w każdych chwilach. Zjawia się po latach. Okazuje się nie być tylko wytworem dziecinnej fantazji i przeżywa z nim przygodę po czym ten znowu znika. I zjawia się w najmniej odpowiednim momencie - na dzień przed ślubem. Nic dziwnego, że ona nie chce wracać do Rorego. Przecież ślub z Rorym poniekąd wrzucał ją w zupełnie inne życie - nudne a ona na tą wielka przygodę czekała wiele lat. Oczywiście można się domyślać, że gdyby Doctor jej "uległ" to pewnie rzuciłaby Rorego. Rory nie zasługiwał na takie traktowanie przez nią jakie miało miejsce w 5 sezonie. Jednak trochę ją rozumiem. Aczkolwiek jak już pisałam nie lubiłam jej od samego początku :). Irytująca i zadzierająca nosa panienka. O jeszcze mi się przypomniało jak potem traktowała Rorego podczas podróży z Doctorem przed swoim ślubem. Biedak.
Wrócę może do tematu... bo jestem na świeżo po obejrzeniu Blink. Uwielbiam Doktora Who i każdy, nawet kiepski odcinek oglądałam z wielką przyjemnością (przynajmniej do końcówki 3 sezonu). Natomiast Blink to zupełnie inna historia. Ten odcinek jest po prostu FENOMENALNY i twierdzę to mimo, że miałam ogromne oczekiwania, bo fama o nim do mnie doszła. Powiem, że to jeden z najlepszych epizodów seriali, jakie w ogóle oglądałam w życiu.
Natomiast nigdy bym nie polecała rozpoczynania przygody z Doktorem od Blinka, bo niby czemu ktoś miałby zaczynać od środka? Poradziłabym za to wytrwanie przynajmniej do 6 odcinka 1 sezonu (Dalek), a jeśli dalej nie zassie, to już chyba nic nie pomoże;)
Akurat "Blink" ze względu na swój charakter (niemal całkowite odcięcie od stałych postaci w serialu) nadaje się idealnie jako przedsmak dla całego serialu. Nie zdradza nic istotnego dla fabuły, jest klimatyczny i ma na prawdę fajnie opowiedzianą historię. I w oglądaniu, jak to określałaś, "od Blinka" nie chodzi o to by zacząć oglądać serial od odcinka 3x10 i później kolejne, tylko by zobaczyć ten jeden konkretny i jeżeli się spodoba spróbować od pierwszego sezonu.
"Blink" to świetny odcinek, ale nie nadaje się na start dla kogoś, kto nie zna serialu, bo nie jest odcinkiem typowym. Komuś zaczynającemu przygodę potrzebny jest epizod typowy dla całości, by wiedział, na czym generalnie polega owa całość. Ja zawsze polecam odcinek "Dalek". Idealny na początek.
Popieram. "Blink" nie nadaje się na start. Jeśli ktoś komuś poleca ten odcinek do obejrzenia jako pierwszy, to wprowadza go w błąd bo nie ma drugiego takiego odcinka w całym serialu.
Mi bardziej od Blinka już podobał się Midnight, chociaż ja mam specyficzny gust. W 1szy sezonie jakoś żaden odcinek mnie nie zachwycił, nawet The Empty Child/The Doctor Dances, chociaż przyjemnie wspominam 9 w Bad Wolf. Potem już jest lepiej, The Girl in the Fireplace, fenomenalna historia w The Impossible Planet/The Satan Pit to chyba najbardziej zapadająca w pamięć historia jak dla mnie, 42 też mi się podobał (ogólnie lubię odcinki na stacjach kosmicznych), wspomniany już wyżej Midnight. To są odcinki, które same w sobie podobały mi się, bo albo miały klimat albo były naprawdę ciekawe. W drugiej grupie są odcinki w których była jakaś epicka postać, a fabuła była trochę gorsza: Silence in the Library/Forest of the Dead oczywiście ze względu na River, The Doctor's Daughter dla Jenny, potrójny na zakończenie 3ciego sezonu dla Mastera. Po 5tym sezonie wszystko się zmienia (przechodzimy do grupy trzeciej), bo wtedy poszczególne odcinki nie wywierają na mnie takiego wrażenia, bardziej historia przewijająca się przez cały sezon pęknięcia/Impossible Astronaut/Clara. Nie dziwi mnie oczywiście, że praktycznie wszystkie moje ulubione odcinki napisał Moffat.