Oglądał ktoś tę półgodzinną produkuję? Dla mnie jest to po prostu mistrzostwo. Jeśli ktoś nie zna: mowa o komedii, w której Peter Davison wraz z Colinem Bakerem i Sylvestrem McCoyem usilnie próbują wziąć udział w odcinku rocznicowym. M.in strajkując przed siedzibą BBC czy ukrywając się w Dalekach. Na chwilę oprócz nich i obecnej obsady DW pojawiają się też John Barrowman, David Tennant czy Ian McKellen. (I wielu innych, oczywiście)
Dawno się tak nie śmiałam. Po prostu arcydzieło :D Mogłabym wymieniać moje ulubione sceny do końca dnia, ale pamiętam, że spadłam z krzesła m.in. gdy Doktorzy przebrali się za Daleków, albo gdy Davison zaprowadził pozostałych do TARDIS na co Baker "ty naprawdę jesteś z innej planety", Moffat bawiący się figurkami Dziesiątego i Jedenastego, Barrowman śpiewający w samochodzie, McCoy spieprzający z planu Hobbita, Tennant zapominajcy o tym, że jego żona ma rodzić, i na końcu Russel Davis - padłam i nie wstałam. Cudo. Przy tym i "An Adventure in Space and Time" po prostu "Dzień Doktora" wysiada :D
Najlepsze to oni mieli koszulki imitujące dawne stroje ich Doctorów :D.
Dobra jest też scena jak McCoy pyta się co teraz jak są już na planie a Davison odpowiada że problem polega na tym że nie sądził, że dotrą tak daleko. I okazuje się, że planu nie mają. A potem te Daleki :) Jak oni się w nie zmieścili? :)
Barrowman z rodzinką też był dobry. W ogóle cały odcinek jest dobry :)
Zastanawia mnie co ci aktorzy naprawdę czuli jak się zbliżała rocznica Doctora. Czy mieli choć trochę nadziei, że ich poproszą o gościnny występ? Poczuli się rozczarowani? Z drugiej strony to chyba by nie wypaliło. Jak patrzyłam na Tennanta to było widać, że się postarzał po 3 latach to co dopiero mówić o aktorach po 30. Baker to nawet nie przypomina siebie. W zasadzie to najlepiej się trzyma McCoy. Akurat on mam wrażenie niewiele się zmienił. :)
Co do tego, jak się czuli, to z tego, co wiem, McCoy był niezadowolony, że go nie zaproszono, natomiast C. Baker powiedział coś takiego, iż nie miał wątpliwości, że go nie zaproszą, bo za bardzo się zmienił, itp.
Co do występu, to ja się zastanawiam, czemu Moff nie zrobił czegoś takiego: jeden z rzeczonych trzech panów jako nauczyciel na początku odcinka (Ten, który mówił Clarze o wiadomości) kolejny jako jeden z żołnierzy królowej aresztujących Doktorów, kolejny jakoś ktoś w UNIT.
No więc właśnie, skoro Tom Baker mógł zagrać kustosza, to dlaczego pozostali nie mogli dostać takich rólek jak mówisz? Niezbadane są wyroki Moffata... Nigdy się nie dowiemy jak to tam rzeczywiście przed rocznicą wyglądało.
Bo akurat McCoya to mogli umieścić w tym odcinku jako Doctora. C.Baker mógł właśnie zagrać jakąś niezwiązaną z Doctorem rólkę. T. Bakera umieścili. Najgorzej by było z Davisonem. Bo on za stary aby zagrać Doctora i za zbyt rozpoznawalny aby zagrać niezwiązaną rólkę z Doctorem. Z drugiej strony w Time Crash był i było ok.
Jednym słowem zamiast tworzyć debilną historię, którą teraz nikt nie potrafi rozkminić bo się kupy nie trzyma mógł Moffat skupić się na czymś ważniejszym - Doctorach. Do tego wziąć McGanna i błagać Ecclestona. Myślę, że widzowie byliby bardziej zadowoleni z czegoś takiego niż próby przywrócenia Gallifrey. Temu mógł poświęcić cały sezon. A Moffat zamiast wziąć starych Doctorów to wprowadził sobie nowego. Nie dość, że więcej go nie zobaczymy, nie poznamy jego innych historii (jak z 8) to jeszcze rozwalił wg niektórych numerację. Po co to?
Jak już kiedyś wspominałem cały wątek War Doctora uważam za niepotrzebny i wprowadzający zamęt. Sam War Doctor został wg mnie beznadziejnie napisany. Można było zrobić to bez niego. Nie ma w tym oczywiście winy Johna Hurta. Nie miałbym nic przeciwko gdyby zagrał jakieś przyszłe wcielenie Doktora czy nawet Valeyarda. Obawiam się, że równie dziwny myk zastosuje Moffat, jak będzie tłumaczył wygląd kolejnego Doktora (Capaldiego) i jego podobieństwo do wcześniejszych postaci granych przez tego aktora. I wcale mnie nie zdziwi jak Moffat wprowadzi jakoś do kanonu Doktorów z "The Curse of fatal death" :))
Dla mnie wątek by uszedł, gdyby nie jedna sprawa: czyn War Doctora miał być wielką tajemnicą a okazało się, że chodzi o to, o czym Dziewiąty i Dziesiąty za 'swoich" czasów zwyczajnie mówili.
To też mi się nie spodobało. Nie ma to jak starać się zapomnieć o czymś, o czym się często wspomina.
świetne, genialne, niesamowite :D Najlepszy element obchodów rocznicy, choćby przez samą możliwość zobaczenia McCoya w czymś związanym z Doktorem. Jak zaczął cytować swój monolog z Remembrance of The Daleks, a Baker go za to opieprzył, cieszyłem się jak dziecko :D Albo pytanie McKellena "Kto to jest McCoy?" :D
No i o ile piąty jest w moim rankingu Doktorów na ostatnim miejscu, o tyle Davison wykonał kawał dobrej roboty. Zresztą jego rola samego siebie też była genialna :) Zresztą tak jak całej trójki i Barrowmana. Btw scena w której przekupili kasjera/kasjerkę - nie pamiętam - płytą Barrowmana, a ten/ta wywalił/wywaliła ją do pudełka pełnego tych płyt rozwaliła mnie doszczętnie :D
Podsumowując całą rocznicę:
The Five(ish) Doctors, An Adventure in Space and Time i The Night of The Doctor były jak dla mnie bez porównania lepsze niż The Day of the Doctor. Trochę szkoda.
Panowie nadal są genialni :) Szkoda, że nie można wysłać Doctora do jakiejś alternatywy alternatywnego świata, gdzie też istnieje, ale jego regeneracje zachodziły później, by się z nimi spotkał :) The Five(ish) Doctors cieszy, i to jak, ale i tak żal, że z powodu wieku nie może dojść do spotkania oryginalnych starych Doctorów z nowymi.