Wszyscy na forum, ze od czwartego sezonu nuudy.
Fakt, piaty sezon - nudny jak flaki z olejem, ciagnal sie niemilosiernie.
Ale szosty!!! Matko jedyna, w odcinku A good man goes to war - myslam ze spadne z fotela, jak sie
dowiedzialam kim i czym jest River.... szok!! scenarzysci sie chyba czegos nacpali, bo ja innego
wytlumaczenie nie mam...
Sezon szosty to stary dobry doktor. Nawet Matt Smith mi tak nie przeszkadza :D
Piątą serię uważam za dobrą (nie wybitną, ale dobrą), ale i tak lepszą od serii 6. Jedyny odcinek w tej serii, który był według mnie świetny to " A good man goes to war", pozostałe raczej były przeciętne. Jak dla mnie to seria 6 była przewidywalna i to wręcz do bólu (np. od momentu jak zobaczyłem Teselectę to miałem pewność jak Doktor uniknie śmierci).
Też bardzo lubię 5 sezon, nie tak jak 7. i 4., ale uważam go za jeden z najlepszych. Natomiast sezon 6 poza początkiem, odcinkiem Gaimana, "Night Terrors" i "The God Complex" nie zapadł mi w pamięci za bardzo, no może jeszcze odcinek o piratach był niezły, więc...
Problem w tym że 5, 6, 7 sezon nie różnia sie zbytnio od sezonów poprzednich jesli chodzi o fabułe.
Ludzie po prostu nie moga sie przyzwyczaić do 11 doktora, do tego nowego tła (takie dziwne jak z francuskiego filmu familijnego)
To normalne. W 99% przypadkach najlepszym doktorem jest ten od którego zaczynamy.. Ja zaczałem od 9 wiec lubie najbardziej 9.. Ale 10 był swietny.
11 nie jest tragiczny ale nie zastapi mi 9 ani 10. Przy 10 teskniłęm za 9 a teraz tesknie za 10...
O. Jest w tym trochę racji, mój ulubiony Doktor to 9 i od niego zaczynałam. Jest coś w tym, że 'nigdy nie zapomnisz swojego pierwszego Doktora'.